Noc bezradnej solidarności

Zanim pociąg ruszy: telefon komórkowy i „halo, już jestem w pociągu, zdążyłem, będę na Centralnym o 22.49. Pa, pa, do zobaczenia”. Banalna rozmowa. Być może ostatnia...

05.03.2012

Czyta się kilka minut

 / fot. Grażyna Makara
/ fot. Grażyna Makara

Jak iść spać? Jak się zajmować czymś innym, kiedy... Nagle telewizja staje się narzędziem solidarności. Jesteśmy tam, jakoś przecież pod Szczekocinami jesteśmy. Tylko jakoś, bo tu w domu ciepło, a tam temperatura spadła poniżej zera. Poranieni, połamani, porażeni bólem, zszokowani ludzie leżą w zniszczonych wagonach i czekają na ratunek. W tym zimnie. Mówią w telewizji, że – poza strażakami, policją, pogotowiem – na miejsce katastrofy zbiegło się wielu ludzi, mieszkańców Szczekocin i okolicy. Przybiegli z pomocą, podać koc zmarzniętym, gorącą herbatę, zawieźć gdzie trzeba, powiedzieć przerażonym, że nie są sami. Noc, pustkowie, majaczą w ciemności drzewa, żadnych zabudowań. W głowie jeszcze trwa łomot zderzenia, wstrząs, wyrwanie z siedzeń, bezwład lecących przed siebie ludzi, spadające na głowy walizki i cisza. W dalszych wagonach ludzie ucierpieli mniej. Mówią, że niektórzy z tych, którzy o własnych siłach opuszczali wagony, natychmiast stawali do pomocy poszkodowanym. Tego nie oglądamy, na szczęście kamera jest bezradna. Ekipy telewizyjne nie mogą i nie chcą pchać się zbyt blisko, by nie przeszkadzać ratownikom. Oglądamy powtarzane w nieskończoność te same sceny. Nosze, karetka pogotowia, wkładanie rannego, zatrzaśnięcie drzwi karetki.


Jechałem tymi pociągami wiele razy. Bezpieczny środek lokomocji. Ciepły przedział, miejsce w rogu, można się wtulić w kąt i drzemać, można czy-tać, można wyciągnąć laptopa, włączyć do gniazdka, połączyć modemem i jesteś tu, i nie jesteś, masz do dyspozycji cały (wirtualny) świat. Książka jak narkotyk... To już? Zdziwienie, że już Warszawa (albo Kraków). Rytuały. Zanim pociąg ruszy: telefon komórkowy i „halo, już jestem w pociągu, zdążyłem, będę na Centralnym o 22.49. Pa, pa, do zobaczenia”. Banalna rozmowa. Być może ostatnia...

Udoskonalamy infrastrukturę. Przebieg na trasie Warszawa-Gdańsk można śledzić na tablicy. Na trasie Kraków-Warszawa jeszcze nie można. Tu już zostały wymienione tory i pociąg może jechać ponad 150 km na godzinę. Oba pociągi jechały z prędkością 100 km/h w przeciwnych kierunkach po tym samym torze! Jakim cudem? Kiedyś – pamiętam doskonale – dźwignię przekładał zwrotnicowy. Teraz?... Który komputer, który przycisk zawiódł?... Odpowiedzi udzieli komisja, sprawę badają prokuratorzy – powtarzają dziennikarzom kompetentni. Związek Zawodowy Dyżurnych Ruchu PKP zaapeluje do mediów o „powstrzymanie się od ferowania wyroków i ocen” na temat przyczyn katastrofy pod Szczekocinami. Niezaprzeczalny jest fakt, że dyżurni ruchu pełniący dyżur na tym odcinku linii byli trzeźwi.

Ferowanie wyroków to jedna z typowych reakcji na nieszczęście. Autorzy niektórych blogów już wiedzą, kto jest winien. Donald Tusk, oczywiście.


Może winien jest Pan Bóg? Katastrofa, taka jak ta, przeraża, bo spada na człowieka jak piorun z jasnego nieba. Przecież koleje są najbezpieczniejszym środkiem transportu. Czołowe zderzenie pociągów jest dziś nie do pomyślenia. Dlatego pociągi, które spokojnie i punktualnie kursują, mediów nie interesują. Normalność nie jest medialna, choć jest owocem ogromnego wysiłku mnóstwa ludzi. Kto w takich pociągach ogląda się na Pana Boga? Czy Pan Bóg steruje ich biegiem? Czy boska ekonomia przewiduje cudowną ingerencję, kiedy z przeciwnych stron po jednym torze jadą na siebie dwa pociągi? Takie pytania zjawiają się tylko w sytuacjach takich jak ta. Bo na co dzień doskonale sobie radzimy bez Pana Boga. Poprawiamy Go, sami ulepszamy świat, i czynimy sobie poddanymi ziemię, kosmos, czas, przestrzeń i człowieka. Dopiero kiedy coś w naszych konstrukcjach zawiedzie, mamy pretensję, że nie zaingerował...

Na pytanie, dlaczego kilkanaście osób miało te, a nie inne miejsca, dlaczego właśnie one? – nie ma odpowiedzi.


Za nami noc bezsilnej solidarności. Jesteśmy wciąż wstrząśnięci tym, co się wydarzyło pod Szczekocinami, jeszcze jesteśmy solidarni z osieroconymi, jeszcze współczujemy 56 połamanym, pokaleczonym, rannym w szpitalach, ich rodzinom. Ale życie będzie się toczyło dalej. Wiemy, że wypełnianie obietnic składanych w dramatycznych momentach, takich, jak ten, czasem rozczarowuje.

Memento mori, pamiętaj, że umrzesz. Nagle odkrywamy na nowo to stare powiedzenie, nagle odkrywamy, że wciąż się ocieramy o niespodziewaną śmierć. Naszą czy naszych bliskich. Że nasz ziemski czas jest ograniczony. Odkrywamy, żeby znów zapomnieć.

Tymczasem trwa w nas jeszcze ta noc, noc bezradnej solidarności.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2012