Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sześćdziesięciopięcioletni Santos rządzi krajem już drugą kadencję, wcześniej pracował m.in. jako dziennikarz (został nagrodzony Nagrodą Króla Hiszpanii) i delegat Międzynarodowej Organizacji Kawy. W polityce jest od 25 lat; był ministrem finansów, a potem obrony. Od początku prezydentury jego priorytetem stało się wygaszenie konfliktu z lewicową partyzantką Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC). Wojna domowa trwała tam ponad pół wieku i szacuje się, że życie straciło w niej 260 tys. obywateli, dziesiątki tysięcy zaginęło, a ponad 7 mln osób musiało uciekać z domów.
Santos skupił zatem swoją prezydenturę na pokojowych negocjacjach z partyzantami. Rozmowy ruszyły pod koniec 2012 r. na Kubie (z udziałem obserwatorów ONZ). Dwa lata później je zawieszono, bo prezydent nie ugiął się pod żądaniami guerilli i nie zgodził się na zawieszenie broni. Ostatecznie podpisano 297-stronicowy traktat pokojowy, zakładający m.in. rozbrojenie oddziałów FARC, zadośćuczynienia dla ofiar i walkę z handlem narkotykami. „Wypełniłem mandat społeczny” – mówił Santos do obywateli.
Mimo to niedawne referendum, w którym obywatele mieli wypowiedzieć się, czy akceptują umowę z FARC, zakończyło się porażką Santosa: niewielką, ale jednak większością Kolumbijczycy powiedzieli „nie”.
Dlaczego tak się stało? Opozycję rozjuszyły zwłaszcza potencjalnie niskie kary dla partyzantów, tezy o bezpiecznym powrocie partyzantów do życia społecznego za państwowe pieniądze. Álvaro Uribe, były prezydent Kolumbii i dawny przełożony Santosa, a dziś jego przeciwnik, zaczął kampanię na rzecz głosowania na „nie”. I wygrał: zdecydowało zaledwie 60 tys. głosów.
Choć referendum uznaje się w Kolumbii za porażkę Santosa, to Komitet Noblowski uznał najwyraźniej, że to nagroda dla wszystkich Kolumbijczyków, a „proces pokojowy nie umarł”. To prawda, dowódcy FARC wciąż chcą rozmawiać, a nowa faza negocjacji w Hawanie ruszyła błyskawicznie. Władze Kolumbii stoją teraz w lepszej pozycji negocjacyjnej wobec partyzantów – mogą połączyć siły z opozycją i wynegocjować lepsze warunki pokoju.
Pytanie tylko, czy dla ukrytych w dżungli ok. 70 tys. uzbrojonych ludzi, często niezwiązanych bezpośrednio z zaangażowanymi w negocjacje dowódcami FARC, wojna się skończyła? Jeszcze przed referendum jedna z lokalnych telewizji informowała, że broni nie złożą bojownicy z Pierwszego Szeregu – jednego z najbardziej brutalnych oddziałów FARC. To zaś daje armii kolumbijskiej prawo ataku na ich bazy. Dlatego opozycyjnie nastawiony eksprezydent Uribe mówił w niedzielę o „pochowaniu pokoju”.
Informacja o Pokojowym Noblu dla Santosa dotarła do Kolumbii o godzinie czwartej nad ranem. „Zapowiada się pochmurny dzień dla Uribe” – napisał jeden z użytkowników Twittera. W pierwszych porannych komentarzach lokalni dziennikarze podkreślali, że to gest wsparcia dla Kolumbii, a zarazem policzek dla zwolenników siłowych rozwiązań.
CZYTAJ TAKŻE O POZOSTAŁYCH LAUREATACH TEGOROCZNEJ NAGRODY NOBLA >>>