Kolumbia: wszystko dzięki matkom

Kolumbijskie wojsko przebierało ich w partyzanckie mundury, a następnie zabijało. Ukrywana przez lata prawda o morderstwach tysięcy cywilów wychodzi na jaw dopiero teraz.

19.08.2023

Czyta się kilka minut

Wszystko dzięki matkom
Matki z Soacha podczas spotkania pojednawczego z dowódcami żołnierzy, którzy dokonywali zbrodni. Soacha, Kolumbia, 10 maja 2022 r. / JUANCHO TORRES / AFP / EAST NEWS

Eduarda zakopali w dwóch lewych butach. Ana rysuje je z pamięci: ciężkie, wojskowe, rozwiązane. Tak je zapamiętała w chwili, kiedy zobaczyła odkopane ciało swojego syna. Trzy miesiące po jego śmierci.

Chłopak był jednym z tysięcy Kolumbijczyków zamordowanych przez wojsko. Bez motywu, bez echa.

Trwała wojna domowa, która pozornie usprawiedliwiała wszystko. Aż 80 proc. jej ofiar było cywilami. Jedni ginęli przez przypadek, drudzy – jak Eduardo – byli mordowani przez żołnierzy i figurowali w statystykach wojennych jako zabici partyzanci.

Nikt nie zadawał pytań. Nikt prócz najbliższych nie szukał ciał. Oficjalnie mówiono o nich „zaginieni”, łudząc się, że o tysiącach śmierci niewinnych nikt się nie dowie.

 

Premia za morderstwo

8 kwietnia 1948 r. był ostatnim dniem, w którym Kolumbijczykom wydawało się, że będą żyć normalnie. Następnego popołudnia w Bogocie, na rogu alei Jiménez i siódmej przecznicy, o godzinie 13.05 ktoś oddał trzy strzały z rewolweru w kierunku Jorgego Gaitána.

Znany polityk, przywódca socjalistów, zginął na miejscu. W ten sposób rozpoczął się największy zbrojny konflikt wewnętrzny w historii Ameryki Łacińskiej i jeden z najdłuższych w historii współczesnego świata.

Od 1964 r. grupa partyzantów z FARC – największej w tamtym okresie partyzantki – systematycznie zajmowała kolejne rejony Kolumbii, nad którymi oficjalna władza traciła kontrolę na lata. Dekady później, w 2002 r., prezydentem kraju został ultraprawicowy Álvaro Uribe, który za swój największy polityczny i życiowy cel obrał sobie eliminację wroga, czyli partyzantów. Kreował się na przywódcę, który twardą ręką zakończy panujący od dziesięcioleci chaos. Wojskowi zostali zmotywowani do walki. Za każdą „głowę” dostawali premię lub dodatkowe dni wolnego.

Oddziały wojskowe zaczęły prześcigać się w liczbie zabitych partyzantów FARC. Statystyki wyglądały imponująco. Wydawało się, że partyzanci giną masowo, a Uribe wygrywa wojnę, co później pomogło mu w zdobyciu drugiej kadencji – pierwszej od stu lat w historii Kolumbii.

Ale oddziały wojskowe zaczęły też porywać cywili. Wywozili ich w górzyste, opustoszałe tereny, przebierali w ­mundury i kazali zakładać buty – takie jak nosili członkowie FARC – i biec. Potem strzelali, najczęściej w tył głowy. Nazwiska rolników, uczniów, przypadkowych chłopaków i dziewczyn, którzy jeszcze kilkanaście godzin wcześniej siedzieli w parku lub szli do sklepu, nagle pojawiały się na listach zabitych partyzantów. Porywano ludzi biednych, sądząc, że rodzinom wystarczy powszechne ­przekonanie o tym, że w Kolumbii ludzie znikają i już.

Myślano, że nikt nie będzie ich szukać.

 

Kobiety z Soacha

W 2008 r. z małej miejscowości Soacha zniknęło dziewiętnastu młodych mężczyzn. Każdy z nich spotkał na ulicy kogoś, kto powiedział, że w stolicy czeka na niego praca.

Chłopcy stawili się na umówione miejsce w najlepszych ubraniach i w świeżo wypastowanych butach. Mieli jechać do Bogoty, ale ślad po nich zaginął. Wojskowi wywieźli ich w okolice miejscowości Ocaña, położonej w północnej części departamentu Santander. Tam ich rozstrzelano.

– Mój syn Julian zaginął drugiego marca. Dzień później już nie żył – mówi „Tygodnikowi” Blanca Marroy. Przez pierwsze 72 godziny po zaginięciu liczyła, że zaraz zadzwoni. Zastanawiała się, gdzie jest i czy jest głodny. Po trzech dniach postanowili z mężem zgłosić zaginięcie na policję, a sami wzięli latarki i poszli szukać śladów w pobliskim lesie, myśląc, że może Julian tamtędy poszedł w stronę centrum Soacha.

Blanca wspomina, jak po kilku godzinach poszukiwań jej mąż nagle zatrzymał się i powiedział do niej: „Wracajmy, trzeba zapalić świeczkę za Juliana i odmówić »Ojcze nasz«, bo jego już nie ma wśród żywych”.

Swoją historię Blanca opowiada, rysując trawy i las, które stały się dla niej symbolem ostatniej nadziei na odnalezienie Juliana żywego. Blanca szybko dowiedziała się, że nie była sama. Kobiet z Soacha, które szukały swoich synów, było więcej. Kiedy wiadomo było, że zarówno Julian jak i reszta mężczyzn została zamordowana, media nagłośniły sprawę, a kobiety zaczęły się spotykać wierząc, że razem uda im się odkryć prawdę o tym, kto zamordował ich dzieci.

Media nazwały je „Matkami z Soacha”. Szybko stały się największym wrogiem państwa. Dostawały pogróżki. Zapewniano je, że jeżeli nie zaprzestaną poszukiwań, skończą jak ich synowie.

One jednak się uparły. Często szukały ciał swoich bliskich na własną rękę. Ana Paez, jedna z Matek z Soacha, sama z lekarzami udała się w góry, aby wykopać ciało syna. Kiedy byli już prawie na miejscu, usiadła pod drzewem. Brakowało jej powietrza. – Znaleźliśmy go z rękoma do góry. Wyglądał, jakby błagał o sprawiedliwość – wspomina Ana. – Nie mogę powiedzieć, że znalezienie Eduarda sprawiło mi radość, ale poczułam ulgę na sercu, bo go zobaczyłam. Najważniejsze było to, że go znalazłam i zobaczyłam, że rzeczywiście nie żyje.

 

Niezidentyfikowani

Jaqueline Castillo na miejsce rozmowy wybiera niepozorną piekarnię z krzesłami w kontrastowych kolorach, w której kawę serwuje się w plastikowych kubkach. Takich miejsc w Bogocie są tysiące, więc Jaqueline czuje się tu bezpiecznie.

Jest luty 2022 r. i mówienie o zbrodniach, jakich dopuszczali się wojskowi, nadal balansuje na granicy tabu.

– W czasie poszukiwań Jaimego zobaczyłam w telewizji wiadomości o chłopakach z Soacha. Wtedy nie przyszło mi do głowy, że Jaime mógł zginąć w podobny sposób. W przeciwieństwie do nich miał 42 lata, no i byliśmy z Bogoty – opowiada Castillo. Jej brat zaginął 10 sierpnia 2008 r. w dzielnicy Alamos.

Zgodnie z sugestią śledczych z Cuerpo Técnico de Investigación Criminal y Judicial (Technicznego Korpusu Śledczego Kryminalnego i Sądowego) Jaqueline postanowiła poszukać brata wśród ciał znalezionych w Ocaña. Dostała listę z nazwiskami mężczyzn, których tam znaleziono. Jedenaście ciał w dalszym ciągu pozostawało nierozpoznanych. Każde z nich miało numer identyfikacyjny i przybliżony wiek. Jeden z mężczyzn mógł mieć między 40 a 45 lat.

Do Ocaña Jaqueline jechała autobusem ponad dobę. Myślała, że na miejscu zobaczy cmentarz, tymczasem powiedziano jej, że ciała zakopano w prywatnych ogródkach działkowych. Nie miała pieniędzy na nocleg. Położyła się na ławce w parku. Czekała kolejny dzień na przedstawicieli medycyny sądowej. Przyszli o 19.00. Ruszyli w stronę pochówku po ciemku.

– Zaczęliśmy ekshumacje. Zobaczyłam brata. Był cały – Jaqueline opowiada o tych wydarzeniach tak, jakby widok rozkładającego się ciała nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Opowiadała tę historię setki razy. Zdążyła oczyścić ją z emocji.

Jednak kiedy kontynuuje, jej gardło się zaciska: – Gdy zapytali mnie o dane, moje zdziwienie było spore. Powiedziano mi, że mój brat należał do partyzantki. Zapytałam, jak to możliwe. Odpowiedzieli mi, że ciało figuruje na liście jako partyzant zabity w walce – wspomina Jaqueline. Wtedy znowu przypomniała sobie o Matkach z Soacha. Później dowie się, że Jaime został znaleziony koło syna Zoraidy, jednej z matek.

Jaqueline zabrała ciało brata do Bogoty. Dołączyła do Matek z Soacha. Dzisiaj jest rzeczniczką założonej przez nie organizacji MAFAPO (Matki Fałszywie Potwierdzonych).

 

Fałszywie potwierdzeni

Sierżant Carlos Eduardo Mora wie, że prawdopodobnie niedługo umrze. Ci, którzy mają wiele na sumieniu, nazywają go „szpiegiem”, „kapusiem” i „partyzantem”. Wiele razy grożono mu śmiercią.

Mora jako jeden z pierwszych, jeszcze w 2008 r., zaczął współpracować z kolumbijskim wymiarem sprawiedliwości. Zaniepokojony szybkimi wynikami w „zwalczaniu wroga”, przekazał dokumenty dotyczące masowych egzekucji ówczesnemu generałowi wywiadu wojskowego Ricardowi Hernando Díaz Torresowi. Ten zadzwonił do ministra sprawiedliwości Manuela Santosa, późniejszego laureata pokojowej Nagrody Nobla, który nakazał zgłoszenie sprawy do prokuratury.

Zeznania Eduarda Mory potwierdziły to, co Matki z Soacha wiedziały od dawna – zabójstw dokonywało wojsko. Eduardo pomógł we wskazaniu pułkowników, niższych oficerów i żołnierzy zaangażowanych bezpośrednio w egzekucję niewinnych, o których zaczęto mówić „fałszywie potwierdzeni”. Z czasem kolejni wojskowi trapieni wyrzutami sumienia sami zaczęli zgłaszać morderstwa, jakich dokonywali, a napis „Kto wydał rozkaz?” coraz częściej pojawiał się na murach większych i mniejszych miast Kolumbii.

W 2012 r. prezydent Manuel Santos rozpoczął negocjacje pokojowe z największą partyzantką FARC-EP. Rozmowy między rządem a najważniejszymi przedstawicielami partyzantki trwały cztery lata i odbywały się w Hawanie na Kubie. Jednym z kluczowych punktów negocjacji było utworzenie tymczasowego organu sprawiedliwości, JEP (Jurisdicción Especial para la Paz – Specjalny Trybunał dla Pokoju), który zajął się badaniem zbrodni wojennych popełnionych w czasie konfliktu z FARC-EP.

Według przygotowanego przez tę instytucję raportu między 2002 a 2008 r. w kraju zamordowano 6402 tzw. fałszywie potwierdzonych. JEP podała tę liczbę na podstawie zeznań świadków i zebranej dokumentacji. W rzeczywistości ofiar może być nawet o jedną czwartą więcej.

Ale to właśnie liczba 6402 stała się w Kolumbii symbolem. Dla rodzin ofiar dochodzenie Specjalnego Trybunał dla Pokoju stało się pewną formą nadziei i ulgi. Ale nie oznacza to, że postawienie przed sąd winnych zadośćuczyniło ofiarom i ich rodzinom.

– Mogę zapomnieć, co miałam kupić, gdzie coś położyłam, ale nigdy nie zapomnę tego, co się stało z moim synem – mówi „Tygodnikowi” Ana Paez. JEP wskazała na 59 wojskowych wysokiego szczebla odpowiedzialnych za tzw. fałszywie potwierdzonych. Niektórzy przyznają się do zbrodni, inni wypierają fakty z pamięci. Niektórzy zeznają przed sądem, że nie zrobili wystarczająco dużo, aby zapobiec mordowaniu niewinnych ludzi. Inni potwierdzają, że „ofiary” były mordowane bez litości, z zimną krwią. Albo przyznają, że fałszowali raporty wywiadu, aby zalegalizować zbrodnie i przedstawić je jako wynik skutecznej walki z wrogiem.

– Dla mnie największym dramatem jest to, że ci, którzy mieli nas bronić, nas mordowali – twierdzi Jaqueline. Kolumbijczycy wiedzą, że ogrom zbrodni nigdy nie zostanie do końca poznany. Często muszą wystarczyć domysły rodzin i półprawdy zbrodniarzy.

 

Kto wydał rozkaz?

Kolumbia liczy 50 mln obywateli. Tylko w latach 1985-2018 w czasie wojny domowej zginęło 450 664 osób. Na okres między 2002 a 2008 r. przypada 78 proc. zarejestrowanych egzekucji na tzw. fałszywie potwierdzonych.

Dane o liczbie ofiar konfliktu ukazały się w raporcie końcowym utworzonej w 2017 r. Komisji Prawdy. Jego treść stała się dla Kolumbijczyków lekturą obowiązkową i punktem zwrotnym w historii kraju. Na 10 tys. stron komisja zebrała zeznania świadków i opublikowała główne ustalenia dotyczące wcielenia w życie postanowień paktu pokojowego z FARC-EP z 2016 r.

To jednak nie koniec poznawania prawdy. Matki z Soacha i miliony Kolumbijczyków nadal potrzebują odpowiedzi na pytanie „Kto wydał rozkaz?”. Po pięciu latach śledztwa w sprawie tzw. fałszywie potwierdzonych 17 lipca tego roku JEP wydała komunikat o kolejnym etapie postępowania śledczego. Specjalny Trybunał dla Pokoju przesłucha najwyższych rangą dowódców, szukając osób będących bezpośrednio i pośrednio odpowiedzialnych za wydanie rozkazów zabijania.

Jeden z sędziów JEP, Óscar Parra, zapewnia, że nowy etap śledztwa pomoże ustalić, czy dowódcy „byli świadomi systematyczności i powszechności przestępstw”. Przełomowym faktem w śledztwie jest to, że tym razem na świadków w dochodzeniu zostaną wezwani byli prezydenci Kolumbii: Álvaro Uribe i Juan Manuel Santos. Jak podaje Óscar Parra, przesłuchanie byłych prezydentów ma na celu sprawdzenie, czy mieli dostęp do informacji o popełnianych przestępstwach i o środkach, jakie podjęli, aby zapobiec masakrom. W czasie gdy dochodziło do egzekucji na ludności cywilnej, prezydentem kraju był Álvaro Uribe, a ministrem obrony Juan Manuel Santos, który za podpisanie paktu pokojowego z FARC-EP dostał pokojową Nagrodę Nobla.

 

***

Jaqueline wchodzi w jedną z bram w dzielnicy Teusaquillo w Bogocie. Obraca się kilka razy. Zamyka za sobą kraty, sprawdzając, czy kłódka jest zapięta.

Wchodzi po schodach do pomieszczenia będącego czymś na kształt ogromnego warsztatu artystycznego. Czekają na nią Matki z Soacha i inne osoby należące do MAFAPO. Malują swoje wspomnienia z poszukiwań bliskich. Na pracach powtarzają się wojskowe buty, liczba 6402 i drzewa. Mimo że od wydarzeń, które malują, minęło już ponad 14 lat, one opowiadają o nich tak, jakby miały miejsce wczoraj.

Blanca i Ana, kiedy opowiadają o swoich rysunkach, płaczą. Jaqueline głaszcze kobiety po głowach. Matki z Soacha żyją w zawieszeniu. W stanie nieustannej żałoby. Ani pakt pokojowy, ani Komisja Prawdy nie uśmierzą ich bólu. Mogą go tylko usprawiedliwić. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Studiowała nauki polityczne na Universidad de los Andes w Bogocie. W latach 2015-16 pracowała dla Hiszpańskiego Instytutu Nauki CSIC w departamencie antropologii w Barcelonie. Mieszkała w Kolumbii, Meksyku, Peru i Argentynie. Przeprowadzała wywiady m.in. z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Wszystko dzięki matkom