Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nimrod był prawnukiem Noego, wnukiem przeklętego Chama i synem Kusza. Pochodził więc ze złej rodziny osiadłej w Kanaanie i krajach afrykańskich. Ale właśnie on wsławił się swoimi czynami. Uchodził za wielkiego myśliwego. Co może wskazywać na to, że on jako pierwszy z ludzi zaczął spożywać mięso. Nabiera ta wzmianka dodatkowego znaczenia, gdy z pomocą przychodzą midrasze. Z nich dowiadujemy się, że Bóg wyganiając Ewę i Adama z raju, dał im okrycia, których ani miecz, ani strzała, ani róg zwierzęcia nie naruszą. Strój ten wziął ze sobą Noe na arkę, trafił w ręce Chama – gadają, że go wykradł – i dostał go właśnie Nimrod. Gdy ruszał na łowy odziany w boski strój, zwierzęta podobno same mu się poddawały i traciły zdolność do walki czy ucieczki. Ten sam strój uczynił go wielkim wojownikiem i dzięki temu mógł stworzyć wielkie państwo rozciągające się po niemal całym Bliskim Wschodzie. Wchodziły weń takie miasta jak Babel, Aszur, Niniwa.
Wszystkie te nazwy przetrwały w pamięci i przywołują pamięć wielkich imperiów hydraulicznych (tak je nazywają historycy, woda należała tam do dóbr podstawowych). Tam też zbudowano wieżę Babel. Po wielu latach jako król Amrafel walczył z Abrahamem. Zwyciężył Abraham. A Nimrod miał zostać zabity dopiero przez Ezawa w dniu, gdy ten sprzedał swoje pierworództwo bratu za miskę soczewicy. Długa to opowieść. W każdym razie – o czym pisać należy osobno – miał on swój udział w prześladowaniu młodego Abrama.
Nimrod ma w sobie coś z Gilgamesza. W pierwszej tablicy eposu czytamy, że jego bohater zaczął swoje dzieje jako budowniczy wielkiego miasta z wypalanych cegieł. U kresu swoich wędrówek, gdy traci swoją ostatnią nadzieję na nieśmiertelność bogów, Gilgamesz powraca i stwierdza, że jedyną szansę na prawdziwą nieśmiertelność może zyskać jako budowniczy miasta Uruk. Ono dało mu imię, czyli pamięć. W przypadku opowieści o wieży Babel w dziele budowania ceglanej wieży biorą udział wszyscy. Ona ma łączyć ludzi, „abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi”. Nie ma mowy w tym fragmencie wprost o pysze, o chęci dorównania Bogu. Padają tam słowa o jedności i rozproszeniu. I jeszcze jedno. Czytamy w Torze: „staniemy się sławni, a imię nasze nigdy nie zaginie na całej ziemi” (11, 4). Powracają słowa z eposu o Gilgameszu, ludzie chcą pospólnie uczynić sobie imię.
Powróćmy jeszcze do historii Babilonu. Słynna była wieża Etemenanki, świątynia Marduka, głównego boga krainy, który pokonał pierwotny chaos i odpowiadał za wegetację i ruch gwiazd. Po sumeryjsku Etemenanki oznacza „dom będący podstawą niebios i ziemi”. Wieża ta uchodziła za próbę zbudowania łącznika między dołem i górą, między ludzkim i boskim. Wedle niektórych opowieści była drogą, którą bóg miał zejść do miasta. Zamysł budowniczych nie był taki czysty i bogobojny. Bowiem wieża nie tyle miała bogom służyć, ile miała na nich wpływać. Ludzie wskazywali im, jak i gdzie mieli się na ziemi pojawić. To, co na pierwszy rzut oka wygląda na pokorę, w istocie było wyrazem pychy.
Ambicje budowniczych w Biblii wyznaczał z kolei lęk i pycha. Strach wiązał się z nie tak dawnym potopem. Być może dzięki wieży ludzkość mogłaby w takiej sytuacji ocaleć. Bóg co prawda przyrzekł, że potop nigdy się już nie powtórzy, ale wszak lepiej polegać na własnej pomysłowości niż niepewnych naukach i przymierzu. Pycha to wiara, że uda się uciec przed boskimi wyrokami, że ludzie mogą być samowystarczalni i niezależni.
Najważniejsze są jednak według mnie słowa: „uczyńmy sobie imię”. „Imię” nabiera w tym wypadku nowego znaczenia. Adam nadawał imiona zwierzętom, nazwał siebie i swoją żonę. Potem ludzie nadawali sobie imiona, których znaczenie starannie odcyfrowywali uczeni i rabini. W tym wypadku „zrobić sobie imię” oznacza: uczynić coś tak ważnego, by wymagało to nadania nowego imienia. Budując miasto i wieżę, tworząc nowe technologie, budując złożony system podziału pracy, nowe obyczaje i nawyki, ludzie niejako tworzą siebie na nowo. Rekonstruują swój sposób bycia. Zyskują odmienny ogląd samych siebie. Rosną w swoich oczach. Wtedy pojawia się Bóg, który niszczy wieżę, wołając do nich takimi słowami, jakimi ich stworzył. Mówi do nich: synowie Adama, synowie ludzcy. Chce, by byli tacy, jakimi ich stworzył, a nie tacy, jacy sami siebie zechcieli na nowo stworzyć i na nowo nazwać. Przekroczyli uprawnienia dane im przez Najwyższego, powołując do istnienia mowę, która przesłaniała boską obecność.