Niespełnione nadzieje

W okresie międzywojennym spory wewnątrz obozów polskiego i niemieckiego przybierały czasem o wiele bardziej zacięty charakter niż te pomiędzy zwaśnionymi nacjami.

17.05.2011

Czyta się kilka minut

Już przed II wojną światową obchody kolejnych rocznic walk o Górny Śląsk były najczęściej okazją do wyrażania żalu z niespełnionych do końca nadziei na utrzymanie niepodzielonego regionu. Podobne nastroje panowały po obu stronach nowej polsko-niemieckiej granicy. Szybko po tamtych wydarzeniach pamięć o kampanii plebiscytowej i trzecim powstaniu śląskim stała się, zamiast tematem badań historycznych, nieodłącznym elementem dyskusji polityków.

Dla Niemców odpowiedź na pytanie o przyczyny ostatecznej porażki była łatwa. Winne były mocarstwa zachodnie (szczególnie Francja), które nie tylko w "dyktacie wersalskim", ale także z powodu stronniczości w 1921 roku pozbawiły Rzeszę Niemiecką owoców zwycięstwa plebiscytowego. Podzielony Górny Śląsk uważano za twór sztuczny i nie mający szans na długie istnienie. Niemiecki plan polityczny opierał się na nadziei scalenia tego rozerwanego granicą, "krwawiącego" Górnego Śląska.

Po stronie polskiej zasadnicze pytanie stawiano inaczej: dlaczego tylko część Górnego Śląska znalazła się w granicach II Rzeczypospolitej? Kto zdecydował o pozostawieniu pod niemieckim panowaniem Polaków na Śląsku Opolskim? Najbardziej radykalni politycy nie wahali się przed stawianiem pytania najostrzejszego - kto zdradził interesy Polski w 1921 roku?

"Wiele z naszych ideałów pozostało niespełnionymi marzeniami"

Wypowiedź Wojciecha Korfantego o "niespełnionych marzeniach" dobrze oddaje rozczarowanie, jakie nastąpiło już po kilku latach istnienia autonomicznego, polskiego województwa śląskiego. Plebiscytowemu przywódcy przyszło nie tylko działać w opozycji przeciwko polskiemu rządowi, ale nawet bronić się przed oskarżeniami o uległość wobec Niemców i aliantów, zdradę polskich interesów w latach powstań, a także - tchórzostwo.

Już wtedy tradycja powstańcza była narzędziem walki politycznej. Po uwolnieniu z twierdzy brzeskiej, Korfanty w głośnym artykule "Legendy o wielkim powstaniu", opublikowanym w wydawanej przez niego chadeckiej gazecie "Polonia", świadomie wykorzystał swój konflikt z przywódcami wojskowymi z 1921 roku dla zdefiniowania celów politycznych w walce z sanacją i jej śląskim przywódcą - Michałem Grażyńskim. Nie chodziło mu przecież o prawdę historyczną, lecz o zbudowanie antysanacyjnej śląskiej opozycji, kiedy pisał:

Wychwalają pod niebiosa zasługi dowództwa grupy wschodniej, a w szczególności p. Borelowskiego-Grażyńskiego i jego pomocników. Wspólna jest im bezceremonialność w fałszowaniu dziejów, celem pognębienia mnie (…) przedstawiają mnie nieomal za zdrajcę i największego szkodnika. Czynią to tem łatwiej, że nie potrzebują się obawiać mojej kontrakcji, bo wiedzą, że nie będę ogłaszał dokumentów, których interesy narodowe i państwowe ogłaszać jeszcze nie pozwalają. (…) Byłem najwyższą władzą polityczną powstania, p. Mielżyński był najwyższą władzą wojskową, która powinna być zawsze narzędziem w ręku władzy politycznej.

Korfantemu nie zależało na wyjaśnianiu przebrzmiałych powstańczych sporów z wojskowymi. Jego celem był atak na Józefa Piłsudskiego i jego przedstawiciela w województwie śląskim, Michała Grażyńskiego, a ściślej: na stworzony po 1926 roku autorytarny system władzy, w którym demokratyczne instytucje państwa przestawały działać. W dobie rządów "pułkowników" Korfanty podkreślał konieczność nadzoru władzy cywilnej nad wojskową. Nie czyn zbrojny - dowodził - ale plan polityczny konsekwentnie realizowany przez niego jako dyktatora trzeciego powstania śląskiego doprowadził do zwycięstwa. Wszyscy na Górnym Śląsku czytali ten artykuł z pełną świadomością, że jest to ostrzeżenie przed wojskową dyktaturą, zdaniem Korfantego prowadzącą Polskę do katastrofy. Z głęboko patriotycznych pobudek, bo tak należy odczytywać jego list wysłany już z emigracji do uczestników antyrządowej kontrmanifestacji w 1936 roku, nawoływał do porozumienia i budowy demokratycznego porządku:

Dziś po 15 latach stwierdzić musimy, że wiele z naszych ideałów pozostało niespełnionymi marzeniami. Nie winna temu jednak Polska, ale winniśmy sami, bo zabrakło nam widocznie sił do ich zrealizowania. Pod osłoną urojonej legendy obce, niepolskie zasady, obce poglądy, zaczerpnięte z niemoralnego dorobku naszych zaborców, doprowadziły nasze państwo krwią ludu zdobyte, nad brzeg przepaści.

Korfanty wcześnie zdał sobie sprawę z narastającego zagrożenia niemieckiego. W tym samym liście, na trzy lata przed wybuchem wojny, w chwili, gdy wydawało się, że w relacjach z Niemcami doszło do normalizacji, profetycznie, niczym jak równie osamotniony w tym samym czasie Winston Churchill, on właśnie, oskarżany ciągle o współpracę z Niemcami, dodawał ostrzegawczo:

Państwo nasze jest odosobnione w dzisiejszej niebezpiecznej sytuacji międzynarodowej, jedynym naszym przyjacielem stał się Niemiec, który nie wyrzekł się przecież swoich pożądań na nasze ziemie zachodnie i w swojej zuchwałości zapuszcza swoje zagony w głąb ziemi naszej i wychowuje naszych obywateli języka niemieckiego na zdrajców państwa polskiego i na straż przednią swojej zachłanności.

"Nie urabialiśmy Polski, ale braliśmy ją z serca"

Metodę walki politycznej, której materią stała się współczesna historia, uznał za swoją także oponent Korfantego - śląski wojewoda Michał Grażyński. Potrzebę czynu wojskowego, nie zaś "politykowania" w 1921 roku uzasadniał słabością i brakiem zdecydowania komisarza plebiscytowego. W jubileuszowym wydaniu "Powstańca Śląskiego" (1936), oficjalnego organu prosanacyjnego Związku Powstańców Śląskich, były szef sztabu powstańczej Grupy "Wschód", Mieczysław Chmielewski, pisał:

Gwoli prawdy historycznej trzeba stwierdzić, że istniała rozbieżność poglądów na cele i charakter powstania. Polityczni przywódcy ludu reprezentowani w Wydziale Wykonawczym Naczelnej Władzy Górnego Śląska traktowali powstanie jako zbrojną demonstrację przeciw zamiarom koalicji przyznania Polsce tylko dwóch powiatów z terenu plebiscytowego. Powstanie miało być w ich mniemaniu tą błyskawicą, która miała Europie oświetlić nastroje górnośląskie i zgasnąć. Przywódcy zaś organizacji wojskowej, a następnie dowódcy grup i oddziałów powstańczych stanęli na gruncie wojny o sprawiedliwe rozstrzygnięcie sprawy górnośląskiej, na gruncie walki - aż do ostatniego zwycięstwa!

Sam Grażyński zamieścił w tym samym miesięczniku fragment swoich wspomnień z okresu powstań. W charakterystycznym dla niego, młodopolskim stylu odwoływał się do "dusz i serc", nie zaś do zimnej kalkulacji; do wojny, a nie militarnej demonstracji, którą cele polityczne miałyby jedynie ograniczać. Według niego tylko w ten sposób romantyczne marzenia mogły wolę przekuć w czyn:

Gdzieś w głębokich pokładach duszy i w pamięci ostał się nienaruszony odcinek życia, szumiący młodą krwią, wymalowany romantyzmem planów i wzniosłością ideałów, brzmiący bezkompromisowym czynem. Kiedy się tak obracam wstecz i patrzę na drogi mego żywota, śląski okres jawi się w mej wyobraźni jak wizja wielkich przeżyć w zawierusze doniosłych pragnień i działań. Byliśmy wtedy wszyscy młodzi, hardzi, nieustępliwi. Mieliśmy niewzruszoną wiarę w słuszność i zwycięstwo naszych ideałów. Pamiętacie te chwile - dawni towarzysze broni! My nie urabialiśmy pojęć Polski, nie tworzyliśmy jej definicji, ale braliśmy ją z serca i pełną, promienną jej treść rzucaliśmy w dusze, które nagle błękitniały, rozbłyskiwały i rozwijały się jak kwiaty, huczały burzą pragnień i wołaniem o czyn.

Spór Grażyńskiego z Korfantym w okresie międzywojennym nie był więc tylko, jak często się go upraszcza, osobistym konfliktem dwóch ambitnych polityków. Chociaż nie brakowało w tym starciu brutalnych ataków po obydwu stronach, za dyskusją o historii kryły się po prostu odmienne wizje Polski. Obie mocno zakorzenione w biografiach ich twórców, obie determinujące polityczne wybory.

Marzenie Korfantego to Polska, która dzięki cierpliwej, pozytywnej pracy modernizuje się wzorem Górnego Śląska. Polska widziana jako demokratyczna republika, z pełną kontrolą władz cywilnych nad wojskiem. To właśnie dlatego w latach trzydziestych były dyktator powstania był obrońcą autonomii górnośląskiej, którą postrzegał jako jedną z ostatnich pozostałości republiki demokratycznej stworzonej po uchwaleniu konstytucji marcowej. Nie równało się to jednak z separatyzmem bądź sympatiami proniemieckimi, które mu przypisywano. Było to marzenie o nowoczesnej Polsce, w której integracja oznaczać miała gospodarcze i cywilizacyjne osiągnięcie standardów dzielnic zachodnich.

Grażyński, śladem swego politycznego mentora Józefa Piłsudskiego, dostrzegał z kolei wszystkie ułomności idealizowanej przez Korfantego polskiej demokracji. Już w momencie rozpoczętej zaledwie budowy państwowości chciał utrzymania władzy w ręku charyzmatycznych przywódców, a nie przypadkowych polityków zapominających o nadrzędności polskiej racji stanu. Dlatego 1921 rok nie był dla niego końcem, ale dopiero początkiem czynu zbrojnego, którego kontynuacją siedemnaście lat później było zajęcie Zaolzia. Celem był cały polski Górny Śląsk w granicach Rzeczypospolitej, a więc także przyłączenie do kraju Śląska Opolskiego i mieszkającej tam ludności polskiej. Jak pisał, ciągle był pełen wiary, że rozpoczęte po trzecim powstaniu śląskim "cudowne misterium instynktu narodowego" jeszcze się nie skończyło.

"Niemcy, nie zapomnijcie tego nigdy!"

Po stronie niemieckiej pamięć o walkach na Górnym Śląsku ukształtowały rozgoryczenie oraz przekonanie o zdradzie Francuzów i niedotrzymaniu przez nich warunków wymuszonego na Niemcach traktatu wersalskiego. Dziesiątą rocznicę plebiscytu przywitano hasłem "Niemcy, nie zapomnijcie tego nigdy!". W Republice Weimarskiej częścią oficjalnej doktryny państwowej stała się rewizja granic, chociaż od konferencji w Locarno w 1925 roku podkreślano, że może do tego dojść wyłącznie drogą pokojową.

Zmianę granicy uznawano za przywrócenie sprawiedliwości. Jedna z gazet niemieckich na Górnym Śląsku pisała:

Rewizja [granicy] tylko przy zgodzie obu stron. Ponieważ sprawiedliwość jest fundamentem istnienia państw. Swoim działaniem służymy sprawiedliwości i pokojowi na świecie. Jednak to narody boli, jeżeli nie słyszą bicia czasu historii! Dzisiaj zegar historii zaczął znowu bić, a co oznajmia - istnienie jednego, niepodzielonego Górnego Śląska.

Dojście w 1933 roku Hitlera do władzy wyciszyło pokojowe tony w prasie. Sam program rewizjonistyczny się nie zmienił. Symbolem nowych zamiarów Berlina wobec Górnego Śląska stało się wzniesienie mauzoleum na Górze św. Anny, w swej symbolice podkreślającego powrót do germańskich mitów o niemieckiej misji cywilizacyjnej na Wschodzie. W tak zwanej Sali Poległych (Totenhalle) na środku krypty umieszczono rzeźbę przedstawiającą opuszczonego, umierającego niemieckiego żołnierza. Kopułę oraz ściany grobowca pokrywała częściowo złota mozaika ze stylizowanym orłem Rzeszy i swastyką. Budowla została zaprojektowana jako rycerska twierdza oraz kaplica czci poległych bohaterów, w której palił się "święty" ogień. Wezwanie do kontynuacji tradycji walki o niemiecki Górny Śląsk podkreślono złożeniem w symbolicznych sarkofagach prochów żołnierzy niemieckich z formacji ochotniczych.

Rok przed wybuchem II wojny światowej uroczyście otwarto mauzoleum. Obecność na uroczystości nie tylko śląskiego gauleitera NSDAP Josefa Wagnera wraz z zastępcą Fritzem Brachtem (w czasie wojny to on będzie stał na czele prowincji górnośląskiej), ale także niemieckich dowódców zwycięskiej dla Niemców bitwy o Górę św. Anny (Hoefera i Hülsena) była symbolem ciągłości starych i nowych Niemiec.

Te nowe właśnie rozpoczynały swój marsz ku wojnie anszlusem Austrii. Mit o ciosie w plecy i zdradzie wersalskiej służył już nie tylko rewizji granicy na Górnym Śląsku. W ciągu kilku miesięcy stał się jednym z ważniejszych argumentów uzasadniających agresję na Polskę.

Nie wszyscy jednak Niemcy na Górnym Śląsku ulegli tej propagandzie. Warto przypomnieć, że raciborski proboszcz Carl Ulitzka, jeden z politycznych przywódców niemieckich w 1921 roku, bronił w 1938 roku swych polskich parafian przed atakami nazistów, a w końcu sam trafił do obozu koncentracyjnego.

"Młodzi Niemcy maszerują"

Zachłyśnięcie się potęgą III Rzeszy nie ominęło także lojalnej do tej pory względem państwa polskiego mniejszości niemieckiej w województwie śląskim. Wyrazicielką nastrojów Niemców górnośląskich stała się stworzona w Bielsku na byłym austriackim Górnym Śląsku Partia Młodoniemiecka (Jung­deutsche Partei). Bezpardonowa walka polityczna, jaką JdP toczyła z chadekami i socjaldemokratami niemieckimi, nasiliła się po dojściu do władzy w Niemczech Adolfa Hitlera. Starzy przywódcy (w województwie śląskim Eduard Pant i Johann Kowoll) stracili wsparcie polityczne Berlina na rzecz "młodoniemców" i ich "wodza" Rudolfa Wiesnera.

Ten zaś, wzorem NSDAP, ukształtował JdP jako partię wodzowską. Członkowie organizacji mieli jednolite stroje noszone przy uroczystych okazjach, które składały się z krótkich czarnych spodni, białych koszul, czarnych krawatów i wysokich butów. Na ramiona zakładano czerwone opaski z białym kołem i napisem "JdP" w środku. Zdarzały się także brązowe tyrolskie kamizelki i bawarskie stroje ludowe (nosili je także przy okazji różnych uroczystości jubileuszowych ochotnicy z Tyrolu walczący w trzecim powstaniu śląskim). Już w pierwszej połowie lat trzydziestych istniał ściśle określony ceremoniał spotkań z Wiesnerem. Kiedy wchodził na salę, witano go okrzykiem: "Heil unserem Führer!" ("Cześć naszemu wodzowi!"). Podnoszono w górę prawe ręce. Potem śpiewano hymn partyjny - "Jungdeutsche marschiert" ("Młodzi Niemcy maszerują"). Sale były zwykle dekorowane zielenią oraz czerwonymi sztandarami JdP. W centralnym punkcie na zjazdach partyjnych wieszano obok siebie, czarną swastykę i polską flagę narodową.

Partia Młodoniemiecka odwoływała się do tradycji czynu zbrojnego ochotników niemieckich walczących podczas trzeciego powstania śląskiego. Wykorzystywano w tym celu święto 16 marca, poświęcone niemieckim bohaterom wojennym (Heldengedenktag), zarówno dziewiętnastowiecznym, jak i tym z okresu I wojny światowej oraz z 1921 roku. Niemieckiego żołnierza przedstawiano podczas obchodów jako bohatera rasy nordyckiej, wywodząc jego rodowód od Wikingów i bohaterów cyklu o Nibelungach. Na afiszach i plakatach germańskich wojowników ujmowano w stylistyce podobnej do rzeźb Josefa Thoraka i Arno Brekera. W 1939 roku, właśnie z racji nacjonalistycznego charakteru takich uroczystości, zostały one zakazane przez władze polskie.

Wybuch wojny górnośląscy Niemcy uznali za moment spełnienia ich nadziei na rewizję granicy. Część z nich, szczególnie związana z JdP, już wcześniej była gotowa na irredentę. Zabrakło jednak partnera - Hitler nie zgodził się na ich wykorzystanie. Do realizacji zadań wywiadowczych i dywersyjnych chętnie angażowano jednak poszczególnych członków organizacji. Mimo ofert Wiesnera, ostatecznie partie górnośląskich Niemców znalazły się jednak na uboczu wydarzeń z września 1939 roku. Dopiero po wkroczeniu wojsk niemieckich do Katowic odtrąbiono zerwanie z "polskim jarzmem" i "wyzwolenie". Na manifestacjach odbywających się w stolicy regionu i innych miastach Wiesner, występujący razem z gauleiterami NSDAP Wagnerem i Brachtem, podkreślał, że ziściło się marzenie o zjednoczeniu z Niemcami i usunięciu "krwawiącej granicy" z 1922 roku.

Górny Śląsk to nie pogranicze

Powstania śląskie i plebiscyt stały się zatem w latach międzywojennych narzędziem walki politycznej. Politycy po obu stronach, w celu uzasadnienia tez politycznych, chętnie sięgali po argumenty z historii. Co charakterystyczne, spory wewnątrz obozów polskiego i niemieckiego przybierały czasem o wiele bardziej zacięty charakter niż te pomiędzy zwaśnionymi nacjami w latach 1919-1921.

Walka o prawo do regionu stała się częścią polskiej i niemieckiej racji stanu. Grażyński marzył o Śląsku Opolskim, Hitler mówił o powrocie na Górny Śląsk i wyrównaniu krzywd 200 tysięcy emigrantów niemieckich oraz zakończeniu "prześladowań" Niemców w województwie śląskim.

Ostatecznie historia regionu potoczyła się tak, że nikt nie był w stanie wcześniej jej przewidzieć. Niemcy rzeczywiście wcieliły polski Górny Śląsk do Rzeszy w 1939 roku, tworząc na krótko prowincję górnośląską i starając się odwrócić bieg przeszłości. Zapłaciły za to cenę ogromną: w 1945 roku polski stał się nie tylko Śląsk Opolski, ale także cały pozostały Śląsk niemiecki, aż po Nysę Łużycką, o czym nie marzył nawet Michał Grażyński.

Wykorzystywanie historycznych sporów do doraźnych działań politycznych nie jest niczym nowym. Warto jednak mieć na uwadze, że powtarzanie dzisiaj argumentów sprzed dziewięćdziesięciu lat nie ma już żadnego uzasadnienia. Górny Śląsk przestał być pograniczem. Nie jest także sceną polsko-niemieckiego konfliktu etnicznego. Postulowana obecnie autonomia województwa śląskiego, nie zaś często mylony z nią separatyzm, mało ma wspólnego z warunkami, w jakich działało przedwojenne województwo śląskie. Dziś autonomiści odwołują się przecież do nadania większych uprawnień regionom. Chyba już mało kto pamięta, że największym zwolennikiem takiego rozwiązania był kiedyś, uważany za czołowego "polonizatora" Górnego Śląska, wojewoda Michał Grażyński...

Prof. RYSZARD KACZMAREK jest historykiem, dyrektorem Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego oraz kierownikiem działającego w jego strukturach Zakładu Archiwistyki i Historii Śląska.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Krwią i blizną (21/2011)