Niedosyt i przesyt

06.12.2021

Czyta się kilka minut

Zanim nas wezwą na oględziny, pomiary i przesłuchanie do Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii, wypada się rozluźnić. Domyślać się wolno, że ta absolutnie nieunikniona wizyta będzie kolejnym, przeciekawym momentem w naszym kolorowym – co tu kryć – życiu. Oto wszystkie rozmowy z funkcjonariuszami takiego bądź owakiego państwa polskiego pozostawiły na naszym steranym mózgowiu głęboki odcisk. Czasem niosły uczucie niedosytu, a czasem, jakże często, tłustego przesytu. Niedosyt i przesyt, te dwa przepiękne słowa oddają wszystkie emocje po wyjściu z dowolnego gabinetu polskiego funkcjonariusza partyjno-rządowego.

Spodziewane, rychłe wezwanie do siedziby lokalnego oddziału Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii na pomiary, oględziny i przesłuchanie oraz – a jakże – na podpisanie tajnego zobowiązania do współpracy, uruchamia – owszem, może na zapas – naszą chorą wyobraźnię. Należymy do grupy najskrajniej rechotliwych staruchów, którym wszelakie pomiary, mimo wrażliwości na łaskotki, bardzo odpowiadają. Odpowiadają takoż dowolne badania, wizyty w zawsze bardzo brzydkich gabinetach, lektura oficjalnych pism pisanych przebrzydką polszczyzną, a wypowiedzi polityków polskich na dowolne tematy, w tym apele o zwiększenie tzw. dzietności, sprawiają nam zawsze mnóstwo frajdy. Lubimy tego słuchać, choć mamy niedosyt. Wydaje się – to ciekawe – że polski polityk dowolnej zresztą maści zatrzymuje się w swych rozważaniach na temat zwiększania dzietności tuż przed najciekawszym. Wygląda to, jakby znienacka wyjmował policyjny – pardon – lizak. Choć dobrze widać, że dalej, za lizakiem, coś się dzieje, to owa żywa akcja-narracja jest przed nami, Polakami, skrywana. Trudno się więc dziwić, że naród polski, pozostając w niedopowiedzeniu i zastopowaniu, nie uruchamia dzietności bądź też jest w tej kwestii ogromnie ślamazarny, tkwi w domysłach i niepokojącej demografów amatorszczyźnie. To, co ważne, jest po prostu niejasne, niedopowiedziane, nieopowiedziane bądź opowiedziane źle. Tak z narodem postępować nie można. Naród ma prawo, by opowiadania o dzietności były czynione z werwą i talentem. Do końca.

Ktoś zwróci nam teraz rezolutnie uwagę, że przecież są jakieś kościelno-rządowo-partyjne wykłady na te tematy. Rzec jednak trzeba – o czym tu już napomknęliśmy – że polszczyzna tych materiałów jest hałaśliwie zgrzytliwa, z owych publikacji unoszą się odgłosy zakładów koksujących bądź wulkanizujących, zapachy zaś mazutu i spawarki. Są to publikacje niezrozumiałe i brzydkie. Słowem, próżne są nadzieje, że cokolwiek w sprawie dzietności – za przeproszeniem – drgnie. Powołanie Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii, z solidnymi – jak czytamy – pensjami dla rzekomych fachowców, z ustawowo umocowanymi uprawnieniami do pomiarów, badań i analiz, może być kolejnym problemem tego rządu i jego wielbicieli. Otóż domyślić się łatwo, że są w Polsce rzesze ludzi, którzy nie chcą być patriotami na miarę pisowskich definicji, że będą kryć się po lasach, będą zmieniać tożsamość, w tym oczywiście płciową, będą się niepatriotycznie przebierać, nie mają bowiem ochoty na badanko przeprowadzane przez inspektora Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii. Dodajmy, że funkcjonariusze tej służby będą mieli mundury. Na pewno. Żyjemy przecież w czasach postępującego, a groteskowego militaryzmu. Za mundurem panny sznurem – powiada prapolskie porzekadło i właśnie dlatego pracownicy Instytutu winni być wyposażeni w sorty (nie szorty) mundurowe. Projektami kroju, barwami, dystynkcjami, czapkami, formatem i długością szabelki, wszystkim tym zajmą się oczywiście protegowani przez ministra Glińskiego plastycy, których wysyp właśnie z uwagą oglądamy.

No i to by było chyba na tyle, jeśli idzie o powołaną nową polską instytucję badawczą, z rocznym budżetem 30 milionów złotych. Wypada teraz czekać na następną atrakcję. Zdaje się, jakoś po świętach parlament zatwierdzi budowę Narodowego Instytutu Badań nad Polskim Genem Sprzeciwu im. Trofima Łysenki. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2021