Tir płynu. Wiemy, dlaczego podsłuchiwani w Polsce tak strasznie klną

Akcji rozpracowania najbliższych protegowanych prezesa nadano kryptonim „Vampiryna”. Dlaczego, do stu tysięcy przekopów Mierzei, tak właśnie nazwano tę brutalną akcję? Dla hecy?

05.03.2024

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz / Fot. Grażyna Makara / Katarzyna Włoch // Tygodnik Powszechny
Stanisław Mancewicz // Fot. Grażyna Makara / Katarzyna Włoch / Tygodnik Powszechny

Rzec trzeba, a robimy to z żalem, że świat wokół staje się zbyt oczywisty. Oto nasze umiłowanie wątpliwości zaczyna być skłonnością osobliwie rzadką. Jesteśmy co rusz odzierani z życiowej atrakcji, jaką jest błądzenie i szukanie odpowiedzi innych niż jednoznaczne. Jesteśmy więc coraz bardziej rozczarowani.

Weźmy sprawę pierwszą z brzegu, czyli nadawanie kryptonimów akcjom organizowanym przez pracowników Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Wiele razy żeśmy sobie wyobrażali, że udało nam się dostać do korpusu oficerskiego tej elitarnej formacji, do komórki literackiej, w której wymyśla się kryptonimy i nadaje pseudonimy agentkom i agentom. Że tamże – za przeproszeniem – popuszczamy sobie przez osiem godzin dziennie wodze fantazji za średnią krajową brutto. Że sobie po prostu pracujemy twórczo, ku chwale ojczyzny, ale nie za friko, i za to czeka na nas zasłużona emerytura mundurowa oraz szereg odznaczeń resortowych.

Wydawało nam się, że w formacjach w typie CBA nazewnictwo akcji specjalnych nie może być zbyt ilustracyjne i dosłowne. Że dosłowność źle służy tajemnicy państwowej. Dla przykładu, uważamy, że np. akcja przeciw koniokradom nie może nosić kryptonimu „Koniokrad”, że zakrojona na szeroką skalę batalia mająca na celu likwidację band kłusujących w wodach polskich prądem nie może się nazywać „Pod prąd”. Tego typu przedsięwzięcia, siłą rzeczy opracowane i realizowane w największej dyskrecji, muszą mieć przecież nazwy mylące. Wróg nie śpi. Tymczasem, jak czytamy w prasie, akcji rozpracowania najbliższych protegowanych b. Gospodarza nadano kryptonim „Vampiryna”. Doprawdy, nie można się było wysilić? Dlaczego, do stu tysięcy przekopów Mierzei, tak właśnie nazwano tę brutalną akcję? Dla hecy? Podejrzewamy, że nie, a z umiłowania dosłowności panującej wśród pisowskiej soldateski. Z akcji, którą można by się pochwalić wśród eleganckich oficerów na szpiegowskich salonach Europy, została „Vampiryna”. Wstyd i niedowierzanie.

Idźmyż dalej. Pochylmy nasze siwe głowy nad zawartością podsłuchów z akcji o tej nazwie. Zewsząd słychać komentarze, że podsłuchiwani niemiłosiernie klną. Że to nieładnie. Że to bardzo niekulturalnie. Że szok. Powiada się, że podsłuchiwani są wulgarni. Już kiedyś, podczas poprzednich wycieków przeróżnych nagrań, gorąco apelowaliśmy o umiar i rozsądek. O namysł. Otóż sformułowaliśmy ongiś opinię, że im bardziej ktoś jest w Polsce podsłuchiwany, tym bardziej przeklina, a im bardziej przeklina, tym go gruntowniej podsłuchują. Dlaczego? Ano dlatego, że w tych wszystkich nagranych zdaniach tylko wulgaryzmy były i są czytelne, mają jako taką tłustość, a więc są przydatne do smażenia delikwenta. A więc sens leży w ogłaszaniu, jak klną. Dlaczego? Po prostu, w Polsce tylko to ludzi gorszy. Wszystko inne, na przykład snucie planów grabieży państwowych pieniędzy, intrygi, zamiar złamania komuś życia, cudzołóstwo, spółkowanie za pieniądze, wyuzdane propozycje, korupcja i inne czyny w tym guście – napawają polską opinię publiczną wyłącznie wesołością. Ale zaiste, wystarczy jedno brzydkie słowo, by spaść z dowolnego szczebla w polityce na dno pohańbienia, nędzy i wykluczenia.

Tak było, zobaczymy, czy tak będzie. Oczywiście, najbliższy protegowany p. Kaczyńskiego wyłącznie klnie i tylko owe przekleństwa są jako tako zrozumiałe, bo reszta to lity bełkot. Bo owe ogromne fragmenty o wysyłce „tira płynu” do papieża na polecenie prezydenta Dudy to komunikaty kompletnie niezrozumiałe, pełne chrząknięć i wołaczy, wypowiedziane chyba w grypserce, a może w slangu czy gwarze. Chciałoby się poprosić kogoś z tego środowiska, kogoś z bliskich p. Obajtka, by nam zgrabnie spolszczyli jego frazę. Można by się zwrócić – to oczywiste – do kogoś od kultury, do profesorów, np. p. Glińskiego, może p. Krasnodębskiego albo p. Legutki. Można by też poprosić o wsparcie p.p. Wąsika i Kamińskiego, bowiem to oni utrwalili pogwarki p. Obajtka podczas akcji „Vampiryna”. Każdy przyzna, że bez „tira płynu” tego nie razbieriosz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Tir płynu