Niedoceniony sojusznik

Bogumił Luft: Rumunia może być dla Polski ważnym partnerem. To kraj szybko rozwijający się, stabilny i poczytalny w polityce zagranicznej. Jedyny w Europie Środkowej, gdzie jest solidna baza wojskowa USA.

15.02.2015

Czyta się kilka minut

Nowym prezydentem Rumunii został w ubiegłym roku siedmiogrodzki Niemiec Klaus Iohannis, na zdjęciu z sympatykiem, listopad 2014.  / Fot. Face to Face / REPORTER
Nowym prezydentem Rumunii został w ubiegłym roku siedmiogrodzki Niemiec Klaus Iohannis, na zdjęciu z sympatykiem, listopad 2014. / Fot. Face to Face / REPORTER

PIOTR OLEKSY: Patrząc na reakcję Europy Środkowej na politykę Rosji, widzimy dwuznaczne chwilami postępowanie polityków Słowacji, Czech i Węgier. Tylko Rumunia przyjmuje postawę bliską Polsce. Czy Rumuni patrzą na świat podobnie jak my?

BOGUMIŁ LUFT: Polityka rumuńska wobec aneksji Krymu i wojny na wschodzie Ukrainy jest odpowiedzialna: Bukareszt to lojalny partner, gdy chodzi o sankcje wobec Kremla i protest wobec rosyjskiej agresji. Rumunia nie lobbuje na rzecz Rosji. Ale Rumuni nie patrzą na sytuację identycznie jak Polacy. W Polsce powszechna jest sympatia wobec Ukrainy, gdy w rumuńskiej świadomości silnie zakorzeniona jest nieufność wobec całej wschodniej Słowiańszczyzny.

Czyli i Rosji, i Ukrainy?

Tak. Choć Ukraina jest sąsiadem Rumunii, to jest tam mało znana, a relacje rumuńsko-ukraińskie są ubogie. Między Bukaresztem i Kijowem nie ma nawet bezpośredniego połączenia lotniczego. Wielu Rumunów uważa, że Ukraina to taka Rosja bis. Rumunia miewa też z Ukrainą kwestie sporne, np. spór o rozgraniczenie szelfu kontynentalnego wokół Wyspy Wężowej na Morzu Czarnym trafił na wokandę międzynarodowych trybunałów. Bukareszt zarzuca Kijowowi złe traktowanie mniejszości rumuńskiej na Ukrainie. Gdy polskie media są pełne doniesień z frontu na wschodzie Ukrainy, w mediach rumuńskich to temat marginalny. Ale dzięki aktywności Putina jest szansa na przełamanie rumuńsko-ukraińskiej nieufności, bo Rumuni nie mogą nie zauważyć, że Ukraina to nie Rosja, a to nie może nie obudzić w nich sympatii wobec narodu ukraińskiego, zważywszy ich głęboką rezerwę wobec Rosji.

Rumuńscy politycy mogą dostrzec Ukrainę jako ważnego partnera?

Niewykluczone. Byłoby dobrze, gdyby Polska znalazła w Rumunii wsparcie w tej kwestii.

Ale to wymaga od Warszawy poważnego traktowania Bukaresztu jako partnera w europejskiej polityce na jej południowo-wschodniej flance. Rumunia na to zasługuje, bo od dawna prowadzi w tym regionie rozsądną politykę zagraniczną, dzięki czemu stała się – mówiąc językiem dyplomacji – czynnikiem stabilności. I ważnym aktorem polityki Zachodu, co docenili Amerykanie, dla których Bukareszt stał się ważną stolicą wschodu Europy.

Gdy byłem ambasadorem w Rumunii w latach 90., przekonywałem polskie i rumuńskie elity polityczne, że powinniśmy działać razem na rzecz wspierania ukraińskiej niepodległości. Polska pracowała wtedy na rzecz pojednania i zbliżenia z Ukrainą. Uważałem, że tym naszym doświadczeniem powinniśmy się dzielić z Rumunami. Podobnego zdania byli moi przyjaciele: ówczesny szef MSZ Rumunii Adrian Severin i ambasador Ukrainy w Bukareszcie Oleksadr Czałyj. Naszym sojusznikiem w Warszawie był prezydent Kwaśniewski. Idea ta nie została podjęta na skutek braku zainteresowania w MSZ w Warszawie i Kijowie, w których Rumunię lekceważono, a potem w Bukareszcie po dymisji Severina.

Rumuni są rusofobami?

Bez przesady. Rumuni jak każdy kulturalny naród europejski żywią szacunek dla rosyjskiej literatury i muzyki. Ich polityka jest wyzbyta agresywności. Ale Rosja jest przez nich postrzegana jako potencjalne zagrożenie, traktowana z obawą. A także jako świat, od którego chcą się dystansować. Zresztą już w chwili powstawania państwa rumuńskiego w XIX w. jego ojcowie-założyciele, chcąc akcentować łacińskość i zachodni charakter rumuńskiego narodu, dystansowali się od wschodniej Słowiańszczyzny, która w poprzednich wiekach miała wpływ na kształtującą się rumuńską tożsamość, co uważali za niefortunne. Na to nałożył się spór o Besarabię, który spowodował fatalny udział Rumunii w II wojnie światowej przeciw Związkowi Sowieckiemu.

Powinniśmy zabiegać o strategiczny sojusz polsko-rumuński?

Nie używałbym tak wielkich słów, bo zwykle trudno je wypełnić treścią. Starczy, abyśmy zdali sobie sprawę, że Rumunia jest państwem ważnym w naszej części Europy. W Europie Południowo-Wschodniej są państwa o nie do końca stabilnej sytuacji politycznej, często skłócone, na których tle Rumunia jest stabilna i poczytalna. Ten wyjątkowo okaleczony przez komunizm kraj szybko się modernizuje. Jeśli przywołuje się go pod koniec unijnej listy w różnych dziedzinach, to dlatego, że wciąż odrabia zapóźnienia.

Jest też bliskim sojusznikiem USA w tej części Europy: to jedyny kraj, w którym jest solidna baza wojskowa USA, a nikt z rumuńskiej opinii publicznej nie podważa słuszności tego kierunku polityki. W sumie – ciekawy sojusznik.

Jaki jest stosunek Rumunów do Polski?

Bardzo pozytywny. Żywa jest pamięć o związkach Polski z Hospodarstwem Mołdawskim. Szlachta mołdawska kształciła się w polskich kolegiach jezuickich i na Uniwersytecie Jagiellońskim, dzięki czemu część elity tego państwa w XVII w. znała język polski. W wieku XIX Rumuni budowali swe zjednoczone niepodległe państwo i sympatyzowali z polską walką o niepodległość.

W okresie międzywojennym Piłsudski budował sojusz polsko-rumuńsko-turecki, który miał być „kordonem sanitarnym” przeciw ekspansji sowieckiej. Była to iluzja, ale faktem jest, że stosunki polsko-rumuńskie były wtedy intensywne. Do legendy przeszła w Rumunii pomoc, jaką tamtejsze społeczeństwo okazało polskim uchodźcom w 1939 r. Kolejna odsłona to fascynacja Solidarnością wśród tych Rumunów, którzy nienawidzili dyktatury Ceauşescu. Jest to też jedyny kraj prawosławny, którego ludność uległa zauroczeniu osobą Jana Pawła II.

Smutno się tego słucha, bo nasz obraz Rumunii jest inny.

W latach 90. Rumunię skojarzyliśmy z Romami, co zaowocowało niechęcią i lekceważeniem. Rumunia była też postrzegana jako kraj niebezpieczny, co u osób znających fakty budziło śmiech. Pamiętam szok pewnego polskiego ministra, który w latach 90. odwiedził Bukareszt i usłyszał, że kradnie się tu 20 razy mniej aut niż w Warszawie. Lęki Polaków prowadziły do absurdów. Autokary z wycieczkami do Grecji jechały przez Jugosławię, tuż obok teatru działań wojennych, bo pokutowało przekonanie, że to bardziej bezpieczne niż przejazd przez Rumunię. Rumunia nie była wtedy tak niebezpieczna, jak myśleli Polacy, ale rzeczywiście była biedna. Jednak w ostatnich kilkunastu latach przeżyła szybki rozwój. Polska nigdy nie rozwijała się tak szybko w tak krótkim czasie.

Czy niedawne zwycięstwo w wyborach prezydenckich Klausa Iohannisa, Niemca z Siedmiogrodu, może być wskaźnikiem jakichś zmian społecznych?

Fakt, że Rumuni wybrali na prezydenta przedstawiciela mniejszości narodowej i religijnej, musi zwracać uwagę.

Iohannis jest Niemcem i luteraninem. Jego żona Rumunka należy do mniejszościowego Kościoła greckokatolickiego, a nie do większościowej w Rumunii wspólnoty prawosławnej. Ale to nie powinno zaskakiwać. Rumuni są otwarci na kulturową różnorodność, a siedmiogrodzcy Niemcy są szanowani za solidność, powagę, gospodarczą skuteczność. Pamięta się też, że prawie milionowa mniejszość niemiecka opowiedziała się w 1918 r., wbrew Węgrom, za przyłączeniem Siedmiogrodu do Rumunii. Klaus Werner Iohannis nie jest też pierwszą niemiecką głową rumuńskiego państwa. Sprowadzony z Niemiec przez rumuńskich polityków twórca krótkiej rumuńskiej dynastii Karol I Hohenzollern upamiętnił się jako król, który po 50 latach panowania pozostawił u progu I wojny światowej nieźle zorganizowany europejski kraj, w który przekształcił prowincjonalne hospodarstwa Mołdawii i Wołoszczyzny. Nawet komuniści nie ośmielili się potem oczerniać legendy genialnego Niemca.

Co oznacza więc wybór Iohannisa?

Postawienie na człowieka poważnego i niedążącego do władzy za wszelką cenę. Sprawdził się jako mer miasta Sibiu, które przez 14 lat swych rządów przekształcił w symbol rumuńskiego sukcesu, pokazując, że polityka może być skuteczną troską o dobro wspólne.

Jego konkurent – młody socjaldemokratyczny premier Victor Ponta, medialna gwiazda, długo uważany za faworyta w starciu z nieco nudnym na telewizyjnym ekranie Iohannisem – został rozpoznany przez większość wyborców jako osoba dążąca do władzy metodami PR-u i sprytnych sztuczek. I niegwarantująca poważnego podjęcia wyzwań, choćby dalszej walki z korupcją, które wciąż są przed Rumunią. Rumuńscy wyborcy wystawili tym sobie świadectwo dojrzałości.

Czy przywiązanie Rumunów do Zachodu nie stoi w sprzeczności z prawosławną wiarą?

Rumuni są przywiązani do swej wschodnio-chrześcijańskiej tożsamości religijnej, ale dystansują się od Moskwy, podkreślają niezależność oraz związki z Grecją i Konstantynopolem. Rumuński Kościół prawosławny jest otwarty na dialog ekumeniczny z katolicyzmem. Rumunia była pierwszym krajem wschodniego chrześcijaństwa, który w 1999 r. odwiedził Jan Paweł II. Święty Synod rumuńskiego Kościoła przez wiele miesięcy wahał się, czy go zaprosić. Sprzeciwiał się temu ówczesny patriarcha Moskwy. Ale za każdym razem, gdy protestował on w tej kwestii, biskupi rumuńscy utwierdzali się w przekonaniu, że rzymskiego papieża należy zaprosić.

©


BOGUMIŁ LUFT był dziennikarzem i dyplomatą. W latach 2001-03 korespondent dziennika „Rzeczpospolita” w Rumunii, ambasador Polski w Bukareszcie (1993-99) oraz w Kiszyniowie (2010-12). W 2014 r. ukazała się jego książka „Rumun goni za happy endem”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2015