Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Co musi się stać, żeby doszło do przesilenia?”, pyta mnie Czytelniczka. Pytanie dotyczy obecnego kryzysu moralnego w Kościele. Przychodzi mi do głowy tylko jedna odpowiedź.
Po moim poprzednim felietonie, zatytułowanym „Reset”, odezwało się wiele osób. Część z nich dzieliła się swoim podziwem dla tego, co robi Zbyszek Nosowski i ludzie mu podobni, część – chyba nawet większość – swoim rozgoryczeniem, związanym z działalnością naszego sąsiada (już niedługo, już się pakujemy, ale wciąż jeszcze...). Jakiś czas temu postanowiłem, że nie będę w moich felietonach podejmował tematyki kościelnej, ale widzę, że dla wielu z Was jest ona ważna i czekacie na moje zdanie w różnych kwestiach. No więc raz jeszcze zrobię wyjątek.
Rozmowy i korespondencje, jakie prowadziłem w ostatnich tygodniach, uświadomiły mi przede wszystkim, jak wiele emocji budzi nasz sąsiad. Co ciekawe, nie tylko w środowisku „tygodnikowo-znakowym”, ale szerzej, także wśród ludzi, którzy niekoniecznie do „Tygodnika” zaglądają. Także wśród księży, którzy „Tygodnika” do rąk nie biorą. Zacytuję znamienne zdanie jednego z nich: „Z Franciszkańskiej wieje dziś chłodem”. Tak widzi naszego sąsiada ktoś, kto skądinąd zgadza się z nim w niejednej kwestii i kto bez zastrzeżeń odczytuje z ambony jego listy pasterskie. Księża opowiadają, że ich kontakty z własnym biskupem są sporadyczne, i to bynajmniej nie z powodu pandemii. Nie wiem, nie pójdę przecież i nie poproszę na bramie o księgę wejść i wyjść, żeby sprawdzić, czy tak jest w rzeczywistości. Zresztą z uwagi na miejsce, w którym pisuję, prawdopodobnie żadnej informacji bym się nie doprosił. Ale zdanie to dało mi do myślenia. Zaraz mi się przypomniał papież stojący w tym oknie, co to je teraz zamurowano, mówiący osłabłym, ale jednak wyraźnym głosem: „Jakby się kto pytał: Franciszkańska 3”. A dziś? Dziś z Franciszkańskiej „wieje chłodem”.
Coś tu jest nie tak. Coś tu jest bardzo nie tak… „Panie Wojtku – pisze Czytelnik – przyłączam się do Pańskiej modlitwy o reset”.
No ale wróćmy do wyjściowego pytania. Co musiałoby się stać? Otóż moim zdaniem musiałoby się wydarzyć coś takiego, co dałoby nam poczucie, że biskupi – ale nie pojedynczy, tylko episkopat jako całość – traktują nas, wierne i wiernych, poważnie, podmiotowo. Bez paternalizmu, jak ludzi dorosłych, z którymi się rozmawia, a nie tylko do nich przemawia. Bo dziś duża część z nas ma takie poczucie, że biskupi grają z nami w jakąś grę, której reguły w dodatku sami ustalili. Musi się wydarzyć coś takiego, co pozwoli nam zobaczyć, że ta gra się skończyła, że nie ma już chowania się, udawania, słowem – że chodzi o wiarę i o prawdę, a nie o taki czy inny partykularny interes.
W konkretnej sprawie kryzysu moralnego, z którym mamy do czynienia, musi być jasne i widoczne, że nasi biskupi stają po stronie ofiar. Że jeśli nawet nie stanęli kiedyś – to stają dziś, nie zasłaniając się już więcej opacznie rozumianym dobrem Kościoła. Że ci, którzy czegoś zaniedbali, gotowi są ponieść konsekwencje swoich zaniedbań. I że nie będzie tolerancji dla tłumaczenia przestępstw „słabością”, tak jak robi to chociażby dyrektor Radia Maryja. Potrzebny jest klarowny, czytelny znak, że to się skończyło i że biskupi – jak to niedawno zadeklarował jeden z nich – od tej pory zrobią wszystko, „by przypadki skrzywdzenia przez kapłanów nigdy nie miały już miejsca”.
Ale co by to miał być za znak? – spytacie. Co by to miało być za wydarzenie? Nie oczekujcie ode mnie zbyt wiele. Nie wiem. Może kiedyś wiedziałem, ale dziś… Dziś wyobraźnia trochę mnie zawodzi. Stąd moja – może bezsilna, ale uparta – modlitwa. Dziękuję wszystkim, którzy zadeklarowali, że się do niej przyłączą. ©