Niezatapialny

Abp Sławoj Leszek Głódź, przed laty dla wielu „równy gość”, jest oskarżany o wulgarny mobbing i chronienie księży-pedofilów. Na skargi kapłanów i wiernych Kościół od lat pozostaje głuchy.

09.12.2019

Czyta się kilka minut

Abp Sławoj Leszek Głódź podczas morskiej pielgrzymki rybaków na odpust św. Apostołów Piotra i Pawła. Zatoka Pucka, 29 czerwca 2019 r. / ŁUKASZ DEJNAROWICZ / FORUM
Abp Sławoj Leszek Głódź podczas morskiej pielgrzymki rybaków na odpust św. Apostołów Piotra i Pawła. Zatoka Pucka, 29 czerwca 2019 r. / ŁUKASZ DEJNAROWICZ / FORUM

Mimo wieczornego światła na jego twarzy widać napięcie. Za plecami ma rozświetlone okna licznie rozsianych bloków; z dołu dochodzi delikatny szum ulicy: to w końcu jedno z dużych trójmiejskich osiedli. Ale na plebanii miejscowej parafii jest cicho i spokojnie. Tutejszy proboszcz to jeden z szesnastu księży, którzy w liście do nuncjatury apostolskiej potwierdzili prawdziwość informacji przedstawionych w głośnym, wyemitowanym kilka tygodni temu filmie TVN-u „Nietykalny”, a także poprosili o przeprowadzenie wizytacji w diecezji.

Ciszę na plebanii przecina tylko głos gospodarza – skupiony i wyważony. Widać, że nie jest mu łatwo znów o tym wszystkim mówić. Nic dziwnego – publiczne poniżanie i przemoc psychiczna to bardzo mocne oskarżenia.

– Znam księdza, który miał myśli samobójcze, bo arcybiskup wielokrotnie go publicznie poniżał. Inny powiedział mi ostatnio, że pod wpływem kontaktów z Głódziem nie wierzy już w Kościół jako wspólnotę. Od pewnego młodego duchownego usłyszałem, że obecna sytuacja spowodowała, iż zaczął myśleć o odejściu z kapłaństwa. Nie odszedł, ale smak takiej myśli już zna.

Szlify zmieniają

Sławoj Leszek Głódź pochodzi z Bobrówki, małej podlaskiej wioski. W młodości wykazuje się nie lada odwagą: za udział w akcji dywersyjnej przed pierwszomajowym pochodem zostaje wydalony z liceum w Sokółce i trafia na trzy miesiące do więzienia. Maturę zdaje w liceum dla pracujących. Święcenia kapłańskie przyjmuje w 1970 r. W latach 1972- -74 studiuje w Paryżu prawo kanoniczne.

Tam spotyka go ks. Adam Boniecki, który wspomina Głódzia jako życzliwego, pogodnego i miłego kolegę. – Pamiętam, jak pełen entuzjazmu wróciłem do Paryża z Taizé. Kiedyś w pustym kościele, całkiem prywatnie, modliłem się w pozycji lotosu. Zobaczył to Leszek i potem, w gronie kolegów księży, siedząc na podłodze żartobliwie odgrywał te moje praktyki. Trochę z nich żartował, ale nie było to zjadliwe, raczej sympatyczne – opowiada dzisiejszy redaktor-senior „Tygodnika”.


CZYTAJ TAKŻE

EDYTORIAL KS. ADAMA BONIECKIEGO: Piszę w związku z zamieszczonym w tym numerze portretem arcybiskupa Głódzia. Piszę i sobie wyobrażam swoich redakcyjnych kolegów, którzy mi perswadują, że nie musimy się tłumaczyć. Rzecz jasna, nie musimy >>>


Po powrocie do Polski ks. Głódź kończy studia na KUL-u. W 1980 r. robi w Rzymie doktorat ze wschodniego prawa kanonicznego. Rok później rozpoczyna pracę w watykańskiej Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich.

W Rzymie znów spotyka go ks. Boniecki: – Głódź miał olbrzymie poczucie humoru, był mistrzem parodiowania. Pamiętam, jak pewnego dnia odegrał po włosku pełną gestykulacji modlitwę księdza, który nie zrobił kariery. Wprost doskonale uchwycił w niej mentalność watykańskich karierowiczów.

Z tego samego okresu pamięta ówczesnego księdza Głódzia wieloletni korespondent Polskiego Radia w Rzymie ­Marek Lehnert. W wywiadzie dla Gazety.pl w maju tego roku mówił o nim jako o „wspaniałym kompanie” i „równym, fajnym gościu”.

W jaki zatem sposób ten niegdyś miły i serdeczny ksiądz stał się kościelnym hierarchą, wobec którego wysuwane są najcięższe oskarżenia?

Ks. prof. dr hab. Adam Świeżyński z warszawskiego UKSW, który przez rok pracował z arcybiskupem w gdańskiej diecezji i stał się twarzą ostatniego protestu szesnastu gdańskich księży, uważa, że Głódzia takim, jakim jest dzisiaj, uczynili ludzie wokół niego. Najpierw w wojsku, potem w jednej diecezji, następnie w drugiej. A po drodze był jeszcze cały ciąg powiązań politycznych.

Marek Lehnert (w tym samym wywiadzie): „To nie jest odstępstwo od pewnej smutnej reguły, że jeżeli duchowni dostają generalskie szlify, które szły w parze z podniesieniem do godności biskupiej, to zmieniają się diametralnie. Coś się z tymi ludźmi staje, kiedy wkładają tę fioletową sukienkę”.

Diabły na klamkach

21 stycznia 1991 r. ks. Sławoj Leszek Głódź zostaje mianowany przez Jana Pawła II biskupem polowym Wojska Polskiego, wkrótce otrzymuje stopień generalski.

Ingres do katedry polowej w Warszawie odbywa się 24 lutego 1991 r. Na jej progu chlebem i solą wita go Leon Komornicki, ówczesny generał brygady.

– Wszystko musieliśmy budować od zera – wspomina gen. Komornicki. – Np. samą siedzibę ordynariatu. Wcześniej znajdował się tam tzw. Komitet Partyjny Jednostek Centralnych MON. Zawiozłem tam Leszka i mówię: „To miejsce dla ciebie, tylko musisz cysternę wody święconej załatwić, bo tu diabeł na każdej klamce siedzi”.

Gen. Stanisław Koziej: – Uważam, że był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Zadanie odbudowy ordynariatu polowego realizował z właściwą wizją, energicznie i konsekwentnie.

Gen. Waldemar Skrzypczak: – Bp Głódź na pewno potrafił odezwać się do żołnierzy. Był też dowcipny, czym z pewnością zyskiwał sobie ich sympatię. Za jego czasów wielu pułkowników robiło wszystko, żeby mu się przypodobać. I biskup chyba bardzo to lubił. Wśród wojskowych krążyły też opinie, że ostateczną listę nominacji generalskich akceptuje jego ekscelencja.

Ojciec Rydzyk przyjacielem

17 lipca 2004 r. bp Głódź zostaje mianowany arcybiskupem, a w sierpniu – biskupem ordynariuszem diecezji warszawsko-praskiej.

Z tego okresu pamięta go ks. Wojciech Lemański: – Gdy usłyszałem od arcybiskupa, że mam się przenieść do innej parafii, postanowiłem przekonać go, bym w Otwocku mógł jeszcze przez jakiś czas pozostać jako proboszcz. Wiele osób w kurii przekonywało mnie, bym zrezygnował z tego spotkania. Muszę jednak powiedzieć, że było to spotkanie na poziomie: rzeczowe, merytoryczne, bez cienia arogancji.

W kolejnych latach na abp. Głódzia spływają dalsze splendory: zostaje członkiem Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski i współprzewodniczącym Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Przewodniczy także Radzie ds. Środków Społecznego Przekazu i Zespołowi Biskupów ds. Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja.

Nie przypadkiem. Hierarchę łączą z toruńskim redemptorystą przyjacielskie stosunki, publicznie wspiera i chwali jego działalność. Gdy w 2007 r. arcybiskup Stanisław Dziwisz zaapelował do Episkopatu o zmianę zarządu Radia Maryja, mówiąc, że stacja ta „staje się elementem przetargu oraz rozgrywek politycznych i społecznych”, jednym z nielicznych biskupów, którzy stanęli w obronie toruńskiej rozgłośni, był właśnie Głódź.

Arcybiskup równie otwarcie wyraża też swoją sympatię dla PiS-u. Ot, chociażby w homilii wygłoszonej podczas uroczystej mszy z okazji 37. rocznicy porozumień sierpniowych w 2017 r., gdy dziękował prezesowi Kaczyńskiemu i minister Rafalskiej.

Obecna władza także nie kryje swojej przychylności wobec hierarchy. W 2016 r. na 25-lecie świątyni do jego rodzinnej Bobrówki przyjechali ministrowie Krzysztof Jurgiel, Jan Szyszko i Jarosław Zieliński. Był też Tadeusz Rydzyk, a Radio Maryja i Telewizja Trwam nadawały relację na żywo.

Czy ksiądz musi nosić brodę?

17 kwietnia 2008 r. Głódź zostaje metropolitą gdańskim.

Ks. Adam Świeżyński, który był wówczas prorektorem w tutejszym seminarium, doskonale pamięta chwilę przybycia arcybiskupa do gdańskiej diecezji: – Na pierwszym spotkaniu z zarządem uczelni po przedstawieniu przeze mnie zakresu moich działań zadał mi tylko jedno pytanie: „Czy ksiądz musi nosić brodę?”.

Rok później ks. Świeżyński opuścił gdańską diecezję i zamieszkał na jednej z warszawskich parafii. Mimo pobytu poza diecezją działalność abp. Głódzia nadal nie dawała mu spokoju. W 2013 r., gdy za sprawą artykułu w tygodniku „Wprost” do opinii publicznej dotarła historia kapelana abp. Głódzia, księdza Piotra, którego permanentne poniżanie i wulgarny język przełożonego doprowadziły na skraj załamania, Świeżyński zaangażował się w protest wobec hierarchy.

Przypadki mobbingu w gdańskiej diecezji nagłaśniał też w ostatnich latach Piotr Szeląg, były ksiądz, niegdyś prawnik w Gdańskim Trybunale Metropolitalnym, który wielokrotnie z ust hierarchy słyszał wulgarne, pogardliwe słowa kierowane pod adresem innych księży czy sióstr zakonnych: – W jednej z rozmów powiedział do mnie, żebym „nie pierdolił, bo gówno wiem i jestem gówniarzem”.

Wedle Szeląga jedną z największych ofiar mobbingu ze strony gdańskiego hierarchy był ks. Jan Kaczkowski, nieżyjący już założyciel puckiego hospicjum. Abp Głódź drwił z jego wady wzroku, nazywał go dziwakiem. Gdy ks. Jan śmiertelnie zachorował, arcybiskup chciał pozbawić go funkcji szefa hospicjum, wydając bezprawny dekret wyznaczający innego księdza na dyrektora placówki.

Kontakty zaprzyjaźnionych od czasów seminaryjnych Szeląga i Kaczkowskiego z abp. Głódziem pokazują coś jeszcze: różnicę w stylu kierowania metropolią pomiędzy obecnym arcybiskupem a jego poprzednikiem. Pierwsze lata jako księża Szeląg i Kaczkowski spędzają pod rządami niedbającego zbytnio ani o kasę, ani dyscyplinę abp. Tadeusza Gocłowskiego, i cieszą się dużą – jak na polski Kościół – niezależnością. Nastanie abp. Głódzia oznacza zmianę o 180 stopni.

Gdy ks. Kaczkowski wraz z przyjaciółmi chce – bez formalnej zgody przełożonego – otworzyć w Pucku katolicką szkołę, arcybiskup przysyła kurialną komisję. Młody duchowny będzie jej wizytę wspominał jako najbardziej traumatyczne doświadczenie. „Co ty myślisz, że media cię obronią? »Wyborcza« z TVN? Zniszczymy cię” – to tylko jedno ze zdań, jakie zapamięta.

A gdy już podczas choroby do zarządu puckiego hospicjum wchodzi – też bez formalnej zgody – ks. Szeląg, Głódź pozbawia go pracy w sądzie metropolitalnym. Ks. Kaczkowski próbuje się – zresztą bez skutku – wstawiać za przyjacielem, pisząc list do wpływowego hierarchy spoza archidiecezji gdańskiej. Zdaje w nim też relację z jednego ze spotkań ze swoim przełożonym, kiedy to miał usłyszeć, że jest dziwakiem-narcyzem i „promuje siebie przez chorobę, zaś puckie hospicjum jest prowadzone bezprawnie i w jakimś sensie zagraża dobru Kościoła”.

W obronie prałata

Czy dzisiaj problem stylu biskupiej posługi w diecezji gdańskiej znów odżył? Wedle ks. Świeżyńskiego zwyczajnie nigdy nie zniknął. Księża z tej diecezji regularnie wysyłali do kościelnych władz sygnały alarmowe. W 2015 r. kilku kapłanów pojechało do nuncjusza z imiennie podpisanymi świadectwami. Nuncjatura jednak w ogóle na to nie zareagowała. W tym samym roku księża napisali list do kard. Marca Ouelleta, prefekta Kongregacji ds. Biskupów w Rzymie. Też bez odpowiedzi.

Protesty gdańskich księży to jednak niejedyny problem abp. Głódzia – długim cieniem na jego posłudze kładzie się jego stosunek do przypadków pedofilii wśród duchownych.

Chodzi w pierwszym rzędzie o sprawę ks. Henryka Jankowskiego. Gdy wobec prałata pojawiały się coraz liczniejsze oskarżenia o pedofilię, arcybiskup dziękował mu podczas pasterki w 2018 r. za „posługę cichą, spokojną, niewidoczną”, a także za hart ducha, „kiedy godność kapłańska jest stawiana pod pręgierzem oskarżeń, zarzutów, pomówień”. Dla jednej z ofiar księdza prałata, Barbary Borowieckiej, metropolita gdański nie znalazł nawet czasu na krótką rozmowę, mimo iż kobieta przez wiele tygodni zabiegała o spotkanie w kurii.

Podobną rewerencję Głódź okazał też dawnemu kapelanowi Lecha Wałęsy – ks. Franciszkowi Cybuli. Mimo że on sam przed śmiercią przyznał się do molestowania dzieci, został pochowany w 2018 r. przez arcybiskupa w bardzo uroczystej oprawie.

Tata kupi lizaka

Wspomniana już trójmiejska parafia; proboszcz, który podpisał list do nuncjatury, a także wystąpił anonimowo w filmie „Nietykalny”, siedzi w półmroku na kanapie.

– Co nas skłoniło do napisania listu? – chwilę się zastanawia. – Przede wszystkim atmosfera lęku, którą arcybiskup wytworzył, poniżając księży. Tajemnicą poliszynela jest to, że stosowana przez arcybiskupa przemoc psychiczna wynika z jego pijaństwa – twierdzi. – Nasza diecezja jest taką wielką rodziną alkoholową, w której wszystko zależy od humoru ojca-pijaka. Od jednego z księży usłyszałem niedawno, że arcybiskup wprawdzie nie potrafi przeprosić, ale umie za to nagrodzić. Czy nie jest to typowa opowieść dziecka pijącego ojca: „tata najpierw wleje, a potem kupi lizaka”?

– Bardzo współczuję księżom, którzy pod wpływem lęku poszli na kompromisy moralne w relacji z arcybiskupem – kontynuuje duchowny. – Którzy np. zapłacili za awans czy probostwo. Po jednej z uroczystości w parafii, gdy ofiarowałem arcybiskupowi stypendium mszalne, sam usłyszałem od niego, czy nie nauczono mnie, że po takiej uroczystości należy przyjechać do kurii i podziękować.

Mój rozmówca przyznaje, że na pewno są i tacy, którzy mają z arcybiskupem dobre relacje. Twierdzi, że dla tych, na których mu zależy, potrafi on być gościnny i serdeczny. – My, kapłani, jesteśmy więc podzieleni – mówi. – Zdarzają się przypadki donosicielstwa. Nie ma wśród nas wspólnej modlitwy, braterstwa. Nie mamy już relacji przez Chrystusa, tylko przez arcybiskupa. Albo ktoś jest z nim, albo przeciw niemu.

I dodaje: – Nasz list i odpowiedź kurii podpisana przez biskupów pomocniczych i wielu kapłanów z naszej diecezji świadczą o tym, że żyjemy w zagubieniu.

Według proboszcza skutkuje to tym, że diecezja nie funkcjonuje normalnie. – Mnie np. bardzo brakuje spotkań formacyjnych dla księży, budowania kapłańskiej wspólnoty – mówi. – To wszystko przekłada się na naszą posługę. Potrzebujemy biskupa, który animuje życie duszpasterskie. Uważam, że panuje u nas głęboki kryzys duszpasterstwa. Jako księża odeszliśmy naprawdę daleko od Ewangelii. Wielu z nas nie protestuje wobec tej sytuacji, boi się. Wielu emigruje wewnętrznie, robiąc wszystko, by arcybiskupa nie widzieć.

Nie biskup, tylko pan

Przeciw Głódziowi wystąpili też wierni z tej samej trójmiejskiej parafii: kilka tygodni temu przed kurią około dwustu osób zorganizowało demonstrację. Organizatorką była Justyna Zorn. – My, wierni, mieszkamy w tym samym bloku, w którym jest rodzina patologiczna, i nie możemy udawać, że nic się nie dzieje – tłumaczy.

I dodaje, że świeccy także odczuwają napięcie, np. związane z ciągłymi ­zmianami księży bez żadnego uzasadnienia: – Przy parafii działa prawie trzydzieści wspólnot. Są grupy wsparcia, zajęcia dla seniorów, klub rodzica, klub muzyczny, studio nagrań. Są też organizowane warsztaty dla osób wykorzystywanych seksualnie w rodzinach. A co rusz dostajemy dekrety z różnymi księżmi, np. jakiś czas temu zamiast duchownego „do roboty” został przysłany kapłan-alkoholik z zaburzeniami, który wymagał 24-godzinnej opieki. I to na tydzień przed pierwszymi komuniami.

Na początku listopada inni wierni diecezji napisali list do papieża wzywający abp. Głódzia do złożenia urzędu, a papieża Franciszka do przyjęcia jego rezygnacji. „Metropolita gdański stracił moralną wiarygodność, niezbędną do pełnienia posługi biskupa diecezjalnego, i jest dla wiernych przyczyną zgorszenia” – pisali.

– Czarę goryczy przelała sprawa ks. Jankowskiego – tłumaczy jeden z autorów listu, Krzysztof Olszewski, z parafii św. Franciszka w Gdańsku. – Jej wyjaśnienie jest absolutnie kluczowe dla naszej diecezji. Jako katolicy nie możemy tolerować zła, bo to niszczy naszą wiarygodność. Mamy pasterza, który kryje przestępców.

Józef Majewski, teolog, profesor Uniwersytetu Gdańskiego, sygnatariusz listu: – Uważam, że moim biskupem w diecezji gdańskiej nie jest już biskup, przepraszam, pan Głódź, tylko luterański biskup Marcin Hintz. Dzięki Bogu on jakoś podtrzymuje istnienie naszego Kościoła.

Olszewski: – Problemem w naszej diecezji jest też propagowana przez papieża Franciszka decentralizacja, zakładająca, że Kościoły lokalne będą zgodnie z własnym rozeznaniem same decydować o pewnych sprawach. Ale jeśli zamiast pasterza mamy szkodnika, który postępuje wbrew temu, co Kościół światowy uznaje za normalność, to nic takiego nie jest możliwe. Choćby dyskusja o związkach niesakramentalnych: u nas taka rozmowa nie jest możliwa, bo wszyscy się boją.

Biskupie podwórko

Bobrówka. Przy wjeździe do wsi – jadąc od Jaświł – olbrzymi głaz z pozłacanymi literami „Anno Domini 2000” z orłem i krzyżem. Na początku wioski po lewej stronie – pałac abp. Sławoja Leszka Głódzia (tak naprawdę to przebudowana dawna szkoła podstawowa).

Pałacu trudno nie zauważyć: to największy budynek we wsi. Z przodu cztery jońskie kolumny podpierające masywny portyk, który dzieli rozległą budowlę na dwa skrzydła. Co jest w prawym – nie do końca wiadomo. Podobno arcybiskup zgromadził w nim swoje ordery, odznaczenia, dyplomy. W lewym skrzydle pałacu – drzwi. Obok nich tablica: „NZOZ. Stacja Opieki Caritas Archidiecezji Białostockiej. Gabinet Fizjoterapii. Gabinet Kinezyterapii”.

Czy budynek faktycznie należy do białostockiej Caritas i z jej środków jest finansowany? Caritas w mailowej korespondencji zaznacza jedynie, że „udziela odpowiedzi na pytania tylko w takim zakresie, w jakim dotyczą one bezpośrednio jej działalności”.

Czy arcybiskup często tu bywa? Pani w niewielkim gabinecie odpowiada przerażonym spojrzeniem: nie, nic nie wie, proszę o wszystko pytać we wsi.

– Ksiądz arcybiskup? No, on tu jest panem wszystkiego – zapewnia napotkana kobieta. – Nie ma rzeczy, o której nie decyduje. Jak sąsiad chciał otworzyć sklep, to Głódź się nie zgodził i sklepu nie ma. Że dzięki niemu podobno powstał most i asfaltowa droga? No tak, ale przecież tak naprawdę to on dla siebie to wszystko robił. Bo w tym pałacu to on wcale nie mieszka, jego dom jest za wsią.

Za wsią skręca się w prawo. Rozległe pola, kawałek lasu. Domów niewiele. Pusto. W końcu, po prawej stronie, dwie duże bramy. Płot wysoki na kilka metrów. Skryte za nim zabudowania ledwie widać. Na okolicznych łąkach pasą się daniele. Właśnie pod płot podjeżdża ciągnik z sianem dla zwierząt. Dwóch mężczyzn. Jeden z nich staje na środku drogi, ani myśli przepuścić samochód.

– Co pan tu robi?! Z gazety? Z jakiej gazety?!

Nagle podaje komórkę: – Ktoś chce z panem rozmawiać.

W słuchawce zdenerwowany męski głos, przedstawia się jako bratanek arcybiskupa: – Czego pan tu szuka?! Teraz ciągle ktoś przyjeżdża i potem nieprawdę rozpowiada. Jaką? Że to wszystko mojego wujka. A to wcale nie jest tak. Jeden dom należy do jednej cioci z Ameryki, drugi do drugiej. Wszystko należy do całej rodziny. Taka jest prawda.

Potrzeba pokuty

Brama do rezydencji abp. Głódzia w Gdańsku-Oruni zamknięta na głucho, na dzwonek nikt nie odpowiada. Kuria? Głos w domofonie mówi, że arcybiskup przebywa na rekolekcjach, po czym się wyłącza. Sekretarz arcybiskupa, ks. dr Bartłomiej Stark? Mimo maili i dziesiątków telefonów – zero reakcji.

Nuncjatura apostolska? – Teraz mogę jedynie powiedzieć, że nie ma żadnego komunikatu czy też wypowiedzi na ten temat – mówi w rozmowie telefonicznej ks. dr Kryspin Dubiel, radca nuncjatury.

Piotr Szeląg: – Sądzę, że zarówno biskupi, jak i Stolica Apostolska będą grać na przeczekanie. To sprawdzona strategia kościelnych władz.

Ks. Świeżyński: – Najważniejsze teraz jest uzdrowienie sytuacji wśród duchownych. Bo arcybiskup za parę miesięcy odejdzie na emeryturę, a w księżach i pomiędzy nimi zostanie to, co teraz jest milcząco skrywane.

Proboszcz z Trójmiasta: – Nie wiem, co następca będzie musiał zrobić, by odbudować w tej diecezji duszpasterstwo i relacje między księżmi. Jak my mamy np. rozmawiać z biskupami pomocniczymi, którzy podpisali oświadczenie kurii wiedząc, że to kłamstwo?

Justyna Zorn: – Najlepiej, żeby przyszedł ktoś, kto nie musi być lojalny wobec kolegi z roku czy też nie jest zależny od kogoś, z kim robił doktorat w Rzymie. Najlepiej jakiś biskup z Wietnamu, Boliwii lub Filipin.

Proboszcz z Trójmiasta: – My, kapłani gdańskiej diecezji, powinniśmy zrobić nabożeństwo pokutne, w którym wszyscy wyznamy swoje grzechy. Ci, którzy kupili urzędy, i ci, którzy krzywdzili innych pod wpływem lęku, a także ci – w tym ja sam – którzy popełnili grzech zaniedbania, gdy nie stanęli w obronie krzywdzonych. I w którym się pojednamy. W takim nabożeństwie mógłby wziąć udział sam arcybiskup. ©


MILCZENIE NUNCJATURY

GDY ZACHOWANIE BISKUPA wywołuje zgorszenie, jedyną instancją, która może skutecznie zareagować, jest papież – tylko on ma władzę usuwania biskupów z urzędów. Dlatego w takich sprawach kluczową rolę odgrywa nuncjatura. Nuncjusz bada zarzuty i informuje papieża. Ponieważ nikt z polskiej nuncjatury nie kontaktował się ze skarżącymi się księżmi, postanowiliśmy zadać przedstawicielstwu papieża kilka pytań. Oto one:

• Czy o zarzutach stawianych abp. Głódziowi Nuncjatura Apostolska w Polsce zawiadomiła Stolicę Apostolską? l W jakim trybie prawnym Nuncjusz abp Salvatore Pennacchio zamierza zbadać sprawę, o ile w ogóle podejmie taką decyzję?

• Dlaczego nie skontaktowano się z księżmi stawiającymi zarzuty metropolicie gdańskiemu?

• Czy można sprawę dogłębnie zbadać bez rozmowy z księżmi, którzy doświadczyli mobbingu?

• Czy Nuncjusz uważa sprawę stawianych metropolicie gdańskiemu zarzutów za ważną?

NA ŻADNE Z TYCH PYTAŃ nie otrzymaliśmy odpowiedzi. ©(P) ARTUR SPORNIAK

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz oraz tłumacz z języka niemieckiego i angielskiego. Absolwent Filologii Germańskiej na UAM w Poznaniu. Studiował również dziennikarstwo na UJ. Z Tygodnikiem Powszechnym związany od 2007 roku. Swoje teksty publikował ponadto w "Newsweeku" oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2019