Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dyskusję związaną z liczbą powołań do zakonów kontemplacyjnych [tutaj liczba rozpoczynających nowicjat w ostatnich latach jest stabilna – red.] słyszałam już wiele razy i zawsze ta sprawa traktowana była jako zjawisko badane naukowymi metodami od zewnątrz. Sama patrzę na powołania z nieco innej perspektywy – mam wrażenie, że mniejsze znaczenie mają w tym przypadku socjologia, psychologia czy statystyka. Po pół wieku w zakonie nadal widzę powołanie jako relację między Bogiem a stworzeniem. Osobiście jakieś 60 lat temu zdałam sobie sprawę, że taka relacja w ogóle jest możliwa, więc chwyciłam się tego jak życiowej szansy i do dziś jestem przekonana, że nic lepszego nie mogło mnie spotkać.
Czytaj także: Duch czy zaduch: Maciej Muller o spadku powołań w zakonach żeńskich
Historia zna przypadki, gdy klasztory pustoszały: starsze zakonnice umierały, a postulantki nie przychodziły. I nagle, po latach opustoszenia, znów zaczynały się zgłaszać młode osoby, które przepełniała ta sama tęsknota, i które dostrzegały nawiązującą się relację między nimi a Bogiem. Dlatego najważniejsze pytania nie powinny dotyczyć statystyk albo psychologii, ale przede wszystkim tego, w jakiej kondycji jest relacja człowieka do Boga.
My naprawdę służymy Panu Bogu – i gdyby On nie chciał takiej służby w jakimś domu i prowadził taki dom do wymarcia, to musimy z poddaniem przyjąć Jego wolę. Znajdzie kogoś innego na to miejsce.
Dlatego nie widzę dramatu w różnicy między tym, jak liczne zgłoszenia zdarzają się teraz, a jak było kilkadziesiąt lat temu. Zawsze były wzloty i upadki, zawsze też na jakieś pięć dziewcząt zgłaszających się do klasztoru ostatecznie wstępowała jedna. Różnicy psychicznej między dawnymi a nowymi kandydatkami nie widzę, żeby dopatrywać się w dzisiejszych zgoła nowego gatunku homo sapiens. Jakaś różnica? Dzisiaj młode dziewczyny trochę lepiej znają się na komputerach, więc to my, starsze zakonnice, przychodzimy do młodych po naukę.
Zakonnica nie przychodzi do klasztoru, żeby „realizować siebie”. Oczywiście – jeśli przychodzi z talentami, to zostaną one wykorzystane dla funkcjonowania wspólnoty, ale gdyby chodziło tylko o samorealizację, to klasztor nie jest do tego odpowiednim miejscem. Tu się realizuje nie siebie, ale właśnie powołanie. Nie wiem, czy my jesteśmy od tego, żeby coś powiedzieć światu; my jesteśmy od tego, żeby powiedzieć coś Bogu. ©℗
Not. BŁAŻEJ STRZELCZYK