Moi święci

Teraz to oni wiedzą wszystko, podczas gdy ja wciąż jeszcze tonę w cząstkowym poznaniu.

26.10.2020

Czyta się kilka minut

 / DMYTRO SMOLYENKO / GETTY IMAGES
/ DMYTRO SMOLYENKO / GETTY IMAGES

Prywatni ulubieni święci, niekoniecznie kanonizowani? Według jakiego kryterium ich dobrać? Może ci, o których pisałam – licząc z Ojcami Pustyni byłaby wcale ładna gromadka. Może ci, o których czytałam fascynujące biografie? A może zastosować inne kryterium: ci, do których faktycznie się zwracam w chwilach radości albo potrzeby?

Okazuje się, że w tej konkurencji zdecydowanymi faworytami są moi rodzice. To do nich mówię spontanicznie. Jestem przecież wytworem ich psychiki, ich postaw; łączy nas także spory kawał czasu przeżyty wspólnie, mnóstwo dzielonych skojarzeń i przeżyć. A najlepsze, że chociaż przez jakiś czas tu na ziemi to ja byłam dla nich w jakimś sensie autorytetem, teraz to oni wiedzą wszystko, podczas gdy ja wciąż jeszcze tonę w cząstkowym poznaniu. Pewnie mniej teraz niż za życia cenią sobie moje osiągnięcia, ale za to lepiej niż ja znają moje prawdziwe potrzeby.

I żadnych uroczystych zwrotów. Kot! Yogi! To były role zwierzątek z jakiegoś rysunkowego serialu, rozdzielone na naszą rodzinę. Trudno to nazwać modlitwą do świętych... ale mniejsza o nazewnictwo. Chodzi o kontakt. Nie, oczywiście ten kontakt w moim odbiorze jest jednostronny – nie dostaję odpowiedzi. Nic mi to nie przeszkadza. Oni są i wiedzą lepiej ode mnie.

Mój brat powiedział o nich, kiedy już ich zabrakło, że sławy nie zdobyli, ale miło się od nich pochodzi. Kanonizacji także nie będzie, poza tą jedną, kiedy wszyscy dostaną po denarze. Właściwie to oni już dostali, bo przecież w wieczności nie czeka się na koniec czasu. Choćbym i nie dorastała do ich standardu, miło się pochodzi od ludzi szczerze i czynnie kochających, bezwzględnie uczciwych, łączących łagodność z ogromnym poczuciem humoru. Po prostu miło. Na pewno było i jest podobnych kandydatów do denara mnóstwo, ale moi są ci właśnie. Ja ich rozumiem i oni mnie.

Nacierpieli się w życiu oczywiście, ale i naradowali. Największą ich radość mogłam oglądać z bliska w ostatnich latach ich życia, kiedy Yogi odnalazł Boga i mogliśmy iść we troje do komunii. Naśmiali się też w życiu niemało, i to im niewątpliwie pomogło w zachowywaniu proporcji spraw i problemów, a tym samym psychicznej równowagi. Fraszki i wszelkie wierszyki aluzyjne były u nich w wielkiej modzie, czy to na tematy domowe, czy publiczne. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby i teraz czasem śmiali się ze mnie i mówili: Ty, Mysz niemądra, czego się boisz? Zaufaj!

Kot. Yogi. ©

Czytaj także: Ks. Adam Boniecki: Moi Wszyscy Święci

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2020