Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Polska, przystępując do NATO czy UE, decydując się na udział w zagranicznych operacjach wojskowych, stała się uczestnikiem procesów i miejscem zdarzeń, o jakich dawniej czytaliśmy na światowych stronach gazet. Na razie trafiają nam się "odpryski" z międzynarodowych zawirowań, ale trzeba mieć świadomość, że to się będzie nasilać.
Ahmed Zakajew, czeczeński polityk na uchodźstwie, był szczęśliwie przypadkiem prostym. Mogliśmy się odwołać do postawy Brytyjczyków (dali mu azyl) i Duńczyków (zwolnili po zatrzymaniu). Rosjanie nie przedstawili przekonujących dowodów, by Czeczena aresztować. Co więcej: polityka samej Rosji i obecnych władz Czeczenii wobec Zakajewa jest niekonsekwentna. To zasiada się z nim do rokowań, obiecuje posady i amnestię, to ogłasza terrorystą. Trudno więc, by Moskwa miała prawo do ostrzejszej reakcji poza pomrukiem niezadowolenia z decyzji polskiego sądu.
Konflikt na Kaukazie nie jest jednak sprawą jednoznaczną. Polska będzie musiała wybierać, czy uważać Rosję za ciemiężyciela narodów, czy partnera w wojnie z terroryzmem (inna sprawa, jak ta wojna jest prowadzona i czy wszystkie chwyty są w niej dozwolone - ale to dotyczy też naszych sojuszników). To nie jest abstrakcyjny dylemat, biorąc pod uwagę liczbę czeczeńskich uchodźców w Polsce, których przeszłości nie znamy. Przed laty w ich zrywie przeciw imperium, niedawno uciskającym i nas, widzieliśmy walkę dumnego narodu. Jego cząstką jest Ahmed Zakajew.
Dziś trochę inne siły są tam obecne - m.in. radykalny islam sponsorowany przez arabskie organizacje. Nie wiemy, czy i ile Zakajew, choć należy do umiarkowanych, ma z tym światem wspólnego. Pewne jest tylko, że wydanie go Rosjanom tej wiedzy by nam nie dało.