Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To wszystko jakoś musi zmieścić się w możliwościach “budżetowego" człowieka, możliwościach które z miesiąca na miesiąc pozostają raczej bez zmian (chyba że przypadek losowy jeszcze je akurat ograniczył).
Czasem w mimowolny humor wprawia mnie niespodziewane zaproszenie na aukcje. Też cel zawsze piękny, tyle że wiem, iż kwoty od jakich tam zaczyna się impreza raczej od razu są powyżej pułapu moich comiesięcznych przekazów z ZUS. Ale to przecież nie wina inicjatorów, pełnych najlepszej woli...
Uwiera mnie coś innego: że mój ewentualny odzew, wypełnienie czeku, wrzucenie monet do podstawionej skarbonki, na ogół biegnie jakby osobnym torem nie stykającym się z prośbami tych, którzy i tak dotrą do mnie bezpośrednio. Tu jest zbiórka - a tam stoi ktoś, kto mówi, że jest w biedzie. I okazuje się, że odesłanie go do adresata czeku albo organizatora zbiórki jest niewykonalne. Im większa akcja, tym bardziej dzieje się jakby osobno, poza sferą tych, którzy tu obok nas pokazują na przykład nie wykupioną receptę albo groźbę eksmisji z powodu zalegania z czynszem. Oczywiście, wiem, że tamte inicjatywy robią wiele dobrego. Ale nie mam żadnej możliwości zetknąć z nimi tej namacalnej, sąsiadującej ze mną biedy . Albo sama zaradzę - bodaj symbolicznie - albo odejdę z niewygodą świadomości, że wzięłam udział w pięknym czynie, ale człowiek potrzebujący dalej nim pozostał.
Inicjatorzy dzieł pomocy są znani i nawet często nagradzani. Chwała Bogu aura w Polsce sprzyja takim wezwaniom. Tylko że to nie ci, którzy apelują o dary, ale ci którzy dary przyniosą zdecydują o tym, czy komukolwiek naprawdę się pomoże. Więc może powinni możliwie dużo wiedzieć o owej pomocy, nie w sprawozdaniach generalnych, gdzie same liczby, ale w komunikatach o potrzebach konkretnych ludzi, którym naprawdę zaradzono. Czy wszystko zawsze musi iść przez centrale, a nie mogłoby częściej wprost od małych wspólnot do ich członków?
W nowym, piątym przykazaniu kościelnym, takim którego nigdy dotąd nie było, też jest mowa o czymś bardzo ważnym: o nakazie troski “o potrzeby wspólnoty Kościoła". A zatem o czymś, co jak w rodzinie obchodzić mnie winno konkretnie, osobiście, odczuwane jako własne a nazwane po imieniu. Na razie jednak pierwsze wypowiedzi oficjalnych interpretatorów tego nakazu przedstawiają tę troskę po prostu jako “dawanie na tacę". A więc czyn anonimowy, ograniczony do uiszczenia się z pieniężnej powinności zagrożonej sankcją winy. To nie może tak wyglądać.