Nasze Giezło

Podobno premier Tusk ożenił się w kościele tylko po to, by zostać premierem – donoszą oburzone media nurtu niepokornego.

11.08.2014

Czyta się kilka minut

Fakt ten ma być kompromitującym dowodem na konformizm tego człowieka, a źródłem informacji jest ponoć pani Merkel. Z jednej strony wydaje się, że wchodzenie człowiekowi na głowę z powodu ślubu nie jest eleganckie, z drugiej w przypadku premiera nie ma mowy o wydarzeniach, które ten mógłby zakwalifikować jako intymne, niepodlegające publicznemu memłaniu. Śluby i tym podobne zdarzenia z życia rządzących, zwłaszcza odbyte w obecności kapłanów, są pożywką opinii publicznej od zarania. Doraźność sądzenia takoż.

Zerknijmy do najpierwszych zabytków naszego piśmiennictwa niepokornego. Mamy oto rok 966, Mieszko I chrzci się, co wywołuje zrozumiały rwetes w mediach walczących z nowinkami, przywiązanych do wiary, tradycji i rodziny w starym kształcie, bo do wielożeństwa gwarantującego szaloną dzietność narodu. Gnieźnieński dziennik „Nasze Giezło” krzyczał wtedy dużym wstępniakiem: „Święty dąb naszej państwowości runął pod toporami zachodnich deprawatorów. Nie patrzcie w wilcze oczy Mieszka!”. Wymowa pozostałych tytułów była jednoznaczna: „Jedna żona, jedno dziecko! Mieszko realizuje marzenie Germanów o wyludnieniu Polski”. „Pokumał się z Ottonem”, „Skandaliczny wynik knowania z Bolesławem Okrutnym, Czesi nie będą nas uczyć, jak żyć”, „Kim był jego dziadek?” (Lestek), „Mieszko Pierwszy Mieszkiem ostatnim? Polska ginie!”. Tabloid „Boża Krówka” poszedł na całego: „Król Popiel przewraca się w brzuchach myszy! – mamy rycinę!”.

Poważniejszy nieco tygodnik konserwatywnych rybaków „Pramać w sieci” relacjonował krwawe obrzędy przebłagalne pod bardzo młodziuśkim dębem o imieniu Bartek. Mnóstwo spadło wtedy głów cieląt, doszło także do całopaleń setek czarnych kotów, a wszystko w takt ponurych utworów na gęśle i kościane świstawki. Rzekomo na pęcherzach rybich objawiały się masami przykre wizerunki Dziwożon, Mamunów, Buł i Świtezianek, tańczących na golasa w dziewannach (bardzo zły znak). Na chmurze widziano zgniewany czwórbuziak samego Światowida, srodze zaniepokojonego sytuacją w kraju, w którym przecież miał aż 98 proc. wiernych. A wszystko dlatego, że Mieszko I, konformista co się zowie, dla władzy porzucił wiarę ojców i się ożenił w kościele. Ślub z Dąbrówką za machinację godną potępienia uznało nawet kolorowe pismo „Goplana”, choć wcześniej relacjonowało uroczystość w żenującym stylu glamour, posługując się owymi koszmarnymi leadami w rodzaju „Widać już ciążowy brzuszek Dąbrówki? Jest ci ona sexy? A juści!”.

Idźmyż dalej. 420 lat później na widelcu naszej prasy niepokornej pojawił się niejaki Jogaila z Litwy, szalenie atakowany najpierw przez pogańską prasę wileńską za swe imperialne ciągoty i plany ożenku z katoliczką. 98 proc. Litwinów wierzących w Perkuna, latawce, duszki i boginki było w rozpaczy. „Sam się chrzcij, luju, naród zostaw w spokoju” – pisano w Kownie. Niestety, specjalnie powołane komisje w całym kraju paliły już święte gaje i wyganiały z domostw boskie węże. Na nic zdały się masowe, histeryczne darcia szat, którą to czynność z sukcesem przejęła prasa polska. Strasznego dnia 15 lutego 1386 r. Jogaila zamienił się we Władka i zmienił nazwisko na Jagiełło, a trzy dni później – jak się wyraził w specjalnym wydaniu dziennik konserwatywnych rybaków „Pobrusz w sieci” – „Poganin posiadł naszuchą Jadwinię”, dając ten materiał w czarnej obwódce. Nowy na rynku podmiot medialny o nazwie „W potylicę” napisał: „Salon próbuje narzucić Polakom farbowanego lisa”, „Nasza Rzepa” zauważała: „Zmiana nazwiska nie zmyli prawych Polaków”, zaś wszystkie te pisma pytały retorycznie: „Kim był jego dziadek?” (Giedymin). Oczywiście kobiece pismo „Nowa Goplana” jak zwykle zapytało: „Widać już ciążowy brzuszek Jadwini? Jest sexy? Juści!”.

Widać z tego, że tak było, tak jest i takoż już zawsze tu będzie. Nawet lewatywa nie pomoże.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2014