Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Chodzi o język, w jakim prezentujemy prawdę Ewangelii lub jej bronimy. Autor – urzędnik Kongregacji Nauki Wiary, sekretarz Międzynarodowej Komisji Teologicznej i wykładowca rzymskich uczelni katolickich – sprawy Kościoła w świecie i w Polsce ogląda z jedynego w swoim rodzaju obserwatorium. A z wnętrza instytucji powołanej do dbania o prawidłowy przekaz i obronę wiary zapewne łatwiej niż na miejscu ocenić wagę problemu.
Ks. Charamsa wprawdzie mówi o języku teologów, ilustrując swoją tezę analizą wystąpień znanego i popularnego w Polsce ks. prof. Dariusza Oko, lecz byłoby błędem odczytywanie jego artykułu w kategoriach ataku personalnego. Autor wyraźnie pisze, że „każde głoszenie przez Kościół zbawienia, poczynając od codziennej homilii aż po deklaracje magisterium i lokalnych episkopatów oraz spekulacje teologiczne, musi szukać odpowiedniej formy, która wypływa z treści”. Nasz Episkopat w listach pasterskich i w indywidualnych wystąpieniach wielokrotnie ubolewał nad „niepokojącym zjawiskiem obniżenia stylu i poziomu debaty oraz sporu politycznego” oraz wyrażał niepokój, „jaki budzi język publicznej dyskusji, pełen agresji i wzajemnych oskarżeń, nierzadko posługujący się kpiną, drwiną, a także wulgaryzmami”.
CZYTAJ TEKST KS. KRZYSZTOFA CHARAMSY "TEOLOGIA I PRZEMOC: PRZYPADEK KS. OKO":
- Ks. Krzysztof Charamsa: Z punktu widzenia teologii chrześcijańskiej retoryka ks. Dariusza Oko jest nie do zaakceptowania. Brak reakcji ze strony władz kościelnych na wystąpienia, które są przepełnione nienawiścią, to skandal. Warto być przyzwoitym, jak mawiał Władysław Bartoszewski, nawet wtedy, gdy jest się księdzem-naukowcem. A może właśnie szczególnie wtedy.
Niestety, mimo głosu pasterzy, „niepokojące zjawisko obniżenia stylu i poziomu debaty” nie tylko nie zanikło, ale zaczęło się pojawiać i na naszym, kościelnym terenie. W imię obrony wiary i moralności chrześcijańskiej niekiedy przemawiamy tak, jakby nie chodziło o przekonanie inaczej myślących, ale o pokonanie wroga, bo przecież nikt się chyba nie spodziewa, że obrażanie adwersarza, przypisywanie mu nikczemnych intencji, wykpiwanie go i poniżanie obudzi w nim zachwyt dla Ewangelii. Ks. Charamsa ostrzega, że można prawdziwe treści przekazać w formie, która „godzi w tę prawdę albo ją tuszuje czy jej zaprzecza”.
Nie znaczy to oczywiście, że mamy każdemu przytakiwać i za wszelką cenę unikać wyrządzenia komukolwiek przykrości; że w debacie z przeciwnikami wiary i Kościoła mamy podejmować tylko to, co nas łączy, a „taktownie” pomijać to, z czym się nie zgadzamy i co nas dzieli. Chodzi o prawdziwą debatę, w której jasno określa się własne stanowisko, ale też uważnie wysłuchuje racji przeciwnika, odpowiadając mu nie emocjonalnie, tylko merytorycznie. Inwektywy są dowodem braku argumentów lub powątpiewania w ich siłę. Słuchając przeciwnika, tak jak i krytyk pod naszym (katolików, Kościoła, księży itd.) adresem, musimy – przestrzegając podstawowej zasady dialogu – pytać siebie, czy w tym, co mówi nasz adwersarz, nie ma on, przynajmniej w jakimś stopniu, racji.
Chcę jeszcze zwrócić uwagę na omawianą przez autora, a przez wielu z nas uprawianą subtelną formę przemocy, polegającą na próbie sprowadzania adwersarza do niebytu. Bywa nią np. zachęta do nieczytania prac broniących stanowiska sprzecznego z naszym. Warto tu przypomnieć, że wprowadzony w 1559 r. przez Pawła IV indeks książek zakazanych został – jako uwłaczający godności ludzkiej – pozbawiony mocy prawnej dekretem Kongregacji Doktryny Wiary z 14 czerwca 1966 r.
Wśród zarzutów, które postawiono mi jako redaktorowi „Tygodnika Powszechnego”, najbardziej zdumiał mnie ten postawiony kiedyś przez biskupa-filozofa: „To na łamach Księdza pisma pojawiały się nazwiska takich »autorytetów«, jak Magdalena Środa (córka prof. Ciupaka, marksisty i »religioznawcy« z czasów PRL), ks. Tomasz Węcławski (...) Stanisław Obirek”. Pomijam niefortunność, jaką było przywołanie nazwiska naukowca, który właśnie w tamtych dniach zmarł pojednany z Kościołem, i przytaczam wskazanie słynnego dziełka „O naśladowaniu Chrystusa”: „Nie pytaj, kto powiedział, ale patrz, co powiedział. (...) nie zważając na to, czy podobają się nam ludzie, przez których On mówi” (V, 1-2). Wskazówka odnosi się wprawdzie do „tekstów świętych”, lecz sądzę, że należy ją aplikować do każdej lektury. ©℗