Nastrojeni na jeden ton

Dziś, podczas Synodu Biskupów o rodzinie, Zela i Ludwik Martinowie, rodzice św. Teresy od Dzieciątka Jezus, będą wspólnie kanonizowani jako pierwsze małżeństwo w historii Kościoła.

11.10.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Domena Publiczna
/ Fot. Domena Publiczna

Początek XXI w. zapisze się w annałach katolickiej duchowości jako czas oficjalnego uznania nowego modelu duchowości i świętości, jakim jest para małżeńska.

Przypomnijmy: w październiku 2001 r. Jan Paweł II ogłosił błogosławionymi Marię i Alojzego Beltrame Quattrocchich. Przełomową decyzją było również wyznaczenie daty ich liturgicznego wspomnienia na dzień rocznicy zawarcia przez nich sakramentu małżeństwa. To sygnał, że „narodziny dla Boga” to w istocie nie dzień śmierci. Życiem dla Boga może być zwyczajne, dobre życie ziemskie.

Siedem lat później odbyła się beatyfikacja Zelii (1831–1877) i Ludwika (1823–1894) Martinów. Właśnie oni – nieprzypadkowo podczas obrad Synodu Biskupów o rodzinie, 18 października 2015 r. – będą wspólnie kanonizowani jako pierwsza w historii Kościoła para małżeńska.

Dalecy – bliscy 

Martinowie znani są przede wszystkim jako rodzice św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Ich życie i duchowość są mocno zakorzenione w XIX-wiecznej drobnomieszczańskiej obyczajowości. Istnieje hagiograficzna literatura na ich temat, ociekająca lukrem pobożności, którą trudno czytać. Po zeskrobaniu tej nieaktualnej otoczki kulturowej można jednak zobaczyć żywych ludzi, którzy przeżywali problemy podobne do naszych.

Zelia nie zaznałamiłości w domu rodzinnym. Nigdy nie miała nawet najmniejszej lalki. Mówiła, że jej dzieciństwo było „smutne jak całun”. Oboje marzyli o życiu w pełni poświęconym Bogu, co rozumieli jako życie zakonne. Nie przyjęto ich jednak do klasztorów – Ludwik za słabo znał łacinę, a Zelii odradziła życie zakonne siostra przełożona.

Przed ślubem, który odbył się o północy z 12 na 13 lipca 1858 r., znali się zaledwie trzy miesiące. Rankiem w dniu ślubu Zelia odwiedziła rodzoną siostrę w klasztorze i – jak wspomina – „wypłakałam wszystkie moje łzy”. Tak bardzo tęskniła za życiem zakonnym. Wychodząc za mąż, niemal nic nie wiedziała na temat pożycia seksualnego. W konsekwencji przez pierwsze blisko dziewięć miesięcy małżonkowie powstrzymywali się od seksu. W końcu jednak mądry spowiednik nakłonił ich do współżycia.

Matka i bizneswoman

Mieli dziewięcioro dzieci, z których czworo wcześnie zmarło. Pięć pozostałych córek wstąpiło do zakonu, z czego cztery do karmelitanek. Ciężarna Zelia pisała w liście: „Kocham dzieci do szaleństwa. Urodziłam się po to, by je mieć”.

Obydwoje ciężko pracowali zawodowo. Ludwik był zegarmistrzem-jubilerem, a Zelia kierowała warsztatem wyszywającym misterne luksusowe koronki. Rozkręcając interes, Ludwik miał nawet zgodę spowiednika, by jego zakład był czynny w niedzielne przedpołudnia, ale ostatecznie nie korzystał z tego przywileju.

Lepszym źródłem dochodów okazała się praca Zelii. Była poważną bizneswoman, gdyż kierowała pracą kilkudziesięciu kobiet zatrudnionych do wyrobu koronek. Pisała w jednym z listów: „Jestem zupełną niewolnicą z powodu ciągłych zamówień”. Innym razem zaś: „Mam tyle utrapień z tymi koronkami z Alençon, które są dopełnieniem wszystkich moich kłopotów. To prawda, że zarabiam trochę pieniędzy, ale, mój Boże, jak mnie to drogo kosztuje!”.

Kazania jako pokuta 

Martinowie doświadczali wielu trudności rodzinnych – śmierć dzieci, 11-letnia choroba Zelii zakończona jej wczesną śmiercią, niemożność karmienia dzieci piersią ze względu na nowotwór, opieka nad starzejącymi się rodzicami, duże kłopoty wychowawcze z jedną z córek.

Byli żarliwymi katolikami, ale nie bigotami. Chętnie korzystali z rozrywek. Zelia cieszyła się, gdy ich córki były modnie i ładnie ubrane. Ludwik dobrze grał w bilard, znał na bieżąco literaturę piękną. Zelia krytycznie oceniała słyszane kazania. Pisała raz: „Mamy od tygodnia dwóch misjonarzy, którzy prawią nam trzy nauki dziennie. Według mnie jeden nie mówi lepiej od drugiego. Z obowiązku jednak chodzimy ich posłuchać i, dla mnie przynajmniej, jest to jeszcze jedna pokuta więcej”.

Przede wszystkim zaś mocno się kochali. Zelia pisała mężowi: „Byłoby dla mnie niemożliwością żyć z daleka od Ciebie”. On odpowiadał: „Czas dłuży mi się i nie mogę się doczekać, kiedy znajdę się blisko Ciebie”. Wedle jej słów ich „uczucia były zawsze nastrojone na jeden ton”.

Nie myśleli jednak o swoim małżeństwie w perspektywie świętości. Nie widzieli go jako swojej drogi uświęcenia. To nie te czasy.

Obecnie pora na świętość specyficznie małżeńską. Współczesnym katolickim małżonkom bardzo przydałaby się taka święta para małżeńska, której droga uświęcenia przebiegała wyraźnie i świadomie właśnie poprzez małżeństwo. Nie mogę się doczekać zwłaszcza takich współczesnych świętych, którzy byli nie tylko rodzicami, ale także teściami i dziadkami. ©


ZBIGNIEW NOSOWSKI – mąż z ponad 30-letnim stażem, ojciec i teść; redaktor naczelny kwartalnika „Więź”; autor m.in. książki „Parami do nieba. Małżeńska droga świętości”; audytor Synodu Biskupów w latach 2001 i 2005.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2015