Narodziny raju

Lula da Silva startował we wszystkich wyborach po roku 1989. Zwyciężył w 2002 r. i cztery lata później. Dziś, choć konstytucja mu zabraniała, znów wystartował - w szmince...

30.11.2010

Czyta się kilka minut

Podobno nie można go nie kochać: polityk wolny od cynizmu, przejęty losami kraju i wykluczonych, pełen charyzmy, sypiący przaśnymi bon motami, wpadki z gracją zamieniający na dewizy; po ośmiu latach rządów poparcie dla niego waha się między 80 a 90 proc.; ewenement na skalę świata.

Podobno nie ma sprzeczności, której nie umiałby pogodzić: były robotnik z czterema klasami podstawówki okazał się najlepszym menadżerem w historii Brazylii, umiejącym wyciągać miliony z biedy i zapewnić gospodarce prosperitę, zbierającym oklaski i w fawelach, dzielnicach biedoty, i na giełdzie.

Podobno jeśli coś go nie zabije, to go wzmocni: mensalao, skandal z 2006 r. w szeregach rządzącej Partii Pracujących (PT), która przekupywała posłów koalicji,  osłabił tylko PT, konsolidując politykę wokół niego - i prowadząc do powstania fenomenu "lulizmu".

Podobno nie ma dlań rzeczy niemożliwych - prócz wielkiej popularności, osiągnął coś, czego nie udało się osiągnąć żadnemu politykowi w demokratycznej Brazylii: wskazać następcę i poprowadzić go do zwycięstwa. Wcześniej dokonał tego jedynie, ale w czasach dominacji wojska, "ojciec ubogich" Getúlio Vargas (1882-1954), do którego sam Lula lubi się porównywać.

Nie mogąc się ubiegać o trzecią kadencję, wybrał Dilmę Rousseff, technokratkę, byłą minister energii i szefową jego gabinetu, m.in. dlatego, że jako jedna z niewielu nie była zamieszana w mensalao. Z miejsca okrzyknięto ją "Lulą w szmince". W ostatnią niedzielę października Brazylijczycy wybrali ją na prezydenta, zapewniając "lulizmowi" kontynuację.

Lula i liberalne dogmaty

Dilma Rousseff, eks-guerrillera, więziona i torturowana za czasów dyktatury (1964-85), wspierana przez Lulę, Partię Pracujących i tzw. bloquinho (koalicję mniejszych partii), dostała 56 proc. głosów, o 13 mln więcej niż kontrkandydat José Serra, ekonomista i były burmistrz Sao Paulo, kandydat Partii Brazylijskiej Socjaldemokracji (PSDB). Zwyciężyła mimo brzydkiej "kampanii strachu", prowadzonej przez Socjaldemokrację: konkurenci oskarżali ją o "dzieciobójstwo", "terroryzm" i "anty­chrześcijaństwo". - José Serra jak ognia unikał tematów gospodarczych, nie mając wobec sukcesów Luli wiele do zaoferowania. Szukał więc spraw kontrowersyjnych, takich jak np. aborcja - mówi "Tygodnikowi" Emir Sader, politolog, profesor Uniwersytetu w Río de Janeiro, sekretarz Latynoamerykańskiej Rady Nauk Społecznych (CLACSO), quasi-oficjalny ideolog i rzecznik "lulizmu".

Opozycja miała trudne zadanie: z jednej strony musiała się od rządzącej ekipy odróżnić, ale z drugiej nie mogła się pokazać jako przeciwnik postępu, jaki dokonał się za rządów Luli da Silvy. Argumentowała zatem, że sukces gospodarczy Lula zawdzięcza sukcesowi reform poprzedniego prezydenta z PSDB, Fernanda Henrique Cardoso (rządził w latach 1995-2003), w którego gabinecie Serra był wiceprezydentem, ministrem planowania i zdrowia. Mówiono nawet, że Lula ograniczył się do "kontynuacji".

Dobre hasło wyborcze, słaba prawda.

Cardoso - z zawodu socjolog, autor głośnej, napisanej wraz z Enzo Faletto pracy "Zależność i rozwój w Ameryce Łacińskiej" (1969 r.), a także przedstawiciel szkoły "teorii zależności", której twórcami byli m.in. Theotonio dos Santos, André Gunder Frank i Ruy Mauro Marini - z biegiem czasu podryfował (podobnie jak Serra) z pozycji lewicowych i prospołecznych w stronę neoliberalnego mainstreamu. Jako szef państwa poświęcił politykę społeczną i rozwój gospodarczy na ołtarzu liberalnych dogmatów, forsowanych w regionie przez USA. Swe rządy kończył z kiepskimi sondażami: 51proc. dezaprobaty i tylko 23 proc. poparcia.

Prezydent Lula te dogmaty odrzucił. A pytany o rzekomą "kontynuację", odpowiedział: "Gdybym kontynuował politykę Cardoso, Brazylia by zbankrutowała. Gdy obejmowałem urząd, Petrobras [kontrolowany przez państwo naftowy gigant - red.] wart był 13 miliardów dolarów. Dziś wart jest 220 miliardów. Coś uległo zmianie!".

Lula i kwestia sprawiedliwości

- Brazylia jest najbardziej spolaryzowanym krajem Ameryki Łacińskiej, która jest najbardziej spolaryzowanym kontynentem świata - mówi prof. Sader. - Największe osiągnięcie Luli to podjęcie skutecznej walki z historycznymi niesprawiedliwościami społecznymi.

Osiągnął to dzięki połączeniu serii programów społecznych z rozwojem gospodarczym; w tym roku Brazylia zanotuje prawdopodobnie 7 proc. wzrostu, będąc ósmą gospodarką w świecie. Ale nade wszystko dzięki zanegowaniu dominującego w świecie dogmatu, głoszącego, że redystrybucja dochodów "szkodzi gospodarce". Lula udowodnił, że może ją ożywić.

Perłą w koronie strategii, dzięki której udało się wyciągnąć z ubóstwa 20 mln Brazylijczyków, jest Bolsa Familia (Koszyk Rodzinny): program przekazujący zapomogę w zależności od liczby dzieci w rodzinie (ok. 12 dolarów na dziecko, maksymalnie 120 miesięcznie), ich uczęszczania do szkoły i poddawania się szczepieniom. "Koszykiem Rodzinnym", który kosztuje budżet 0,5 proc. PKB, objętych jest dziś 12,4 mln rodzin (za czasów Cardoso: 3,6 mln).

Ponadto w czasie rządów Luli płaca minimalna wzrosła o 53 proc. (trzy razy więcej niż za Cardoso). Stworzono 12 mln nowych miejsc pracy, a bezrobocie osiągnęło najniższy poziom w historii: 7,3 proc.

Wyższe dochody i nowe miejsca pracy zwiększyły zdolność nabywczą - co z dodatkową pomocą kredytów (brazylijskie banki nie tylko wyszły z kryzysu obronną ręką, ale w 2009 r. odnotowały najwyższe zyski w historii!) nakręciło popyt wewnętrzny na całą gamę produktów, od artykułów pierwszej potrzeby przez AGD po auta. W tym samym czasie Program Przyspieszenia Wzrostu (PAC), kolejne oczko w głowie Luli, napędzał rozwój infrastruktury i usług na prowincji i w miastach, a chiński popyt na surowce nakręcał eksport.

Główną obietnicą wyborczą Dilmy Rousseff było ostateczne położenie kresu brazylijskiej biedzie. Według Fundacji im. Vargasa (think tanku z Río de Janeiro) jest to możliwe - pod warunkiem utrzymania rytmu pomocy społecznej i tworzenia nowych miejsc pracy.

Lula i wolność słowa

Choć trudno w to uwierzyć, są i tacy, co Luli nie kochają, i to bardzo. To brazylijskie media.

Co jest tym bardziej zaskakujące, że prasa światowa - niezależnie od politycznego profilu - wprost go ubóstwia: "Time" ogłosił go "najbardziej wpływowym politykiem na świecie", "Le Monde" i "El País" człowiekiem roku 2009, "Financial Times" jednym z "bohaterów dekady 2000-2010".

Ale w Brazylii niemal cała prasa, a także telewizja (z wyjątkiem jednego tygodnika i mediów internetowych) są w opozycji do rządu. Wszystkie należą do prywatnych koncernów i rodzinnych dynastii medialnych. I mimo zaciekłych kampanii, zdołały one wygenerować tylko 3 proc. niechęci wobec Luli. - Między opinią publiczną, odzwierciedloną w poparciu dla rządu, a pozycją prasy panuje ogromny rozziew. To anomalia z punktu widzenia demokracji, dowód niezdolności do formowania opinii społecznej i reagowania na jej nastroje - twierdzi prof. Sader.

Sam Lula tak mówił w jednym z wywiadów, tłumacząc swą popularność: "Jaki jest jej sekret? Bo nie zależy od prasy". Gdyby było inaczej, gdyby media go popierały, wówczas miałby zdecydowanie mniejsze poparcie - dowodził przewrotnie: "Opinia należy teraz bezpośrednio do ludzi, którzy cieszą się z korzyści obecnych rządów i mają swoje na ten temat zdanie".

- Judith Brito, szefowa grupy medialnej, do której należy dziennik "A Folha de Sao Paulo", stwierdziła kiedyś, że wobec słabości partii opozycyjnych to prasa przejmie rolę opozycji. Zamiast parlamentarnej krytyki, mamy więc gazetowe połajanki - mówi prof. Sader.

Wolność słowa jest kwestią niepodlegającą żadnej dyskusji - bez niej Lula pewnie nigdy nie zostałby głową państwa. Ale o tym, do jakiej krótkowzroczności prowadzi pełnienie przez prasę roli de facto opozycji i występowanie w interesie elit, świadczy jej kampania sprzed kilku lat przeciw społecznym programom Luli. Media twierdziły wtedy, że doprowadzą one Brazylię do bankructwa "w dwa tygodnie". Dziś te programy nie tylko okazały się sukcesem, ale m.in. chronią kraj przed kryzysem.

Lula i kwestia (braku) krytyki

Choć wskazuje się, że Dilmie Rousseff brakuje charyzmy Luli, i że ten jako eksprezydent mógłby sterować nią "z tylnego siedzenia", sam Lula rozwiewa te wątpliwości. Nie wyklucza jednak, że w roku 2014 lub 2018 znów może się ubiegać o urząd.

Prof. Sader podkreśla, że Lula zostawia kilka niedokończonych spraw. To np. konieczność obniżenia stóp procentowych  (jednych z najwyższych na świecie: prawie 11 proc.) i ochrona Brazylii przed kapitałem spekulacyjnym, z czym zgadza się np. prof. Ladislau Dowbor (patrz rozmowa obok). Jest też kwestia demokratyzacji mediów i reformy rolnej: choć 150 mln hektarów leży odłogiem - dwukrotnie więcej, niż wynosi areał uprawny - setki tysięcy rodzin nie mają do niej dostępu, a państwo kryminalizuje Ruch Bezrolnych (MST).

I jest jeszcze kwestia, o której Sader nie wspomina: brak "pozytywnej" krytyki z własnych szeregów. Część intelektualistów, którzy się nią zajmowali, wypadła z orbity "lulizmu", zarzucając prezydentowi zdradę "lewicowych ideałów" bądź zbytni pragmatyzm w gospodarce i polityce. Z szeregów Partii Pracujących płynie apologia, koalicjantów interesują głównie posady, a ruchy społeczne osłabione są przez kooptację do systemu władzy. Brak też krytyki "twórczej destrukcji", wpisanej w proces przeobrażeń Brazylii w ramach programu PAC, która pozwalałaby dostrzec także ludzkie i środowiskowe koszty, np. budowy zapór wodnych, sieci dróg czy rozwoju infrastruktury w interiorze.

Nawet za promowanie upraw pod bio­paliwa - jedną z przyczyn głodu na świecie - powszechnie krytykowano George’a W. Busha, oszczędzając Lulę. Choć Brazylia produkuje połowę światowego etanolu.

Lula i "prawo do szczęścia"

Nie brak też innych nierozwiązanych problemów. Około 30 mln ludzi (z około 200 mln obywateli Brazylii) żyje w fawelach; przestępczość jest wysoka, a narko-gangi silne; gospodarka nieformalna obejmuje 40 proc. ludności, cały czas wysoka jest polaryzacja społeczna - tzw. współczynnik Giniego (stosowana w ekonomii miara, określająca nierównomierności w dochodach społeczeństwa) zmalał tylko z 0,59 do 0,54. Dla porównania: w USA wynosi on 0,46, w Niemczech 0,26, a w Polsce w 2005 r. kształtował się na poziomie 0,31-0,33 z tendencją rosnącą (co wskazuje, że nierówności się powiększają).

Ale socjolodzy podkreślają, że w minionych latach wraz z rozwojem gospodarki, wraz z tym, jak kraj wyrastał na regionalną i globalną potęgę, wśród Brazylijczyków wzrastały optymizm, poczucie własnej wartości i radość z życia. Sięgnęły one zenitu, gdy Brazylii powierzono organizację Mundialu w 2014 r. oraz Igrzysk Olimpijskich w 2016 r. - co ułatwiło walkę wyborczą Dilmie i wspierającemu ją Luli.

Gdyby miarą był poziom nastrojów, Brazylia już dziś byłaby pierwszą gospodarką globu, wręcz rajem - w czym sekunduje jej reszta świata. Francuski socjolog Alain Touraine stwierdził niedawno, że Brazylia jest "forpocztą sprawiedliwszego społeczeństwa".

Na fali hurraoptymizmu brazylijski Senat przygotował nawet projekt zmian w konstytucji, mających zagwarantować "prawo do szczęścia"...

Lula i kwestia przyszłości

Publicyści na całym świecie, prześcigający się w zachwytach nad Brazylią i Lulą, odkurzyli nawet Stefana Zweiga (1881-1942) i jego autobiografię. Austriacki prozaik entuzjastycznie pisał w niej o Brazylii, tym "znajdującym się dopiero na początku swej drogi kraju", jako o "przyszłości" i "nadziei". Taktownie przemilczano jednak dwie okoliczności. Pierwszą, że właśnie w Brazylii (gdzie wylądował po ucieczce ­z ­Austrii) Zweig popełnił samobójstwo. I drugą, że nie rozumiał on Brazylii zupełnie. W listach pisał o niej jako o "raju" na długo przed tym, nim postawił tu nogę; więcej mówiło to o jego pragnieniu znalezienia alternatywy dla ówczesnej Europy niż o Brazylii, która - gdy do niej przybył - wchodziła akurat w czas dyktatury Getúlio Vargasa (1937-45).

Paradoksalnie, zagubiony i uciekający przed nazizmem Zweig zabiegał o poparcie faszyzującego caudillo, co - obok jego entuzjazmu dla Brazylii - sprowadziło nań krytykę i pozbawiło kontaktu z brazylijskim środowiskiem intelektualnym. Ale i Vargas nie był zadowolony, bo Zweig za mało chwalił modernizację pod jego rządami, a za bardzo zachwycał się "wstecznym" dziedzictwem brazylijskiego baroku.

Początkowy bezkrytycyzm, a potem brak zrozumienia polityczno-społecznych realiów zepchnęły Zweiga na margines - i jeszcze bardziej w głębię depresji.

I dziś bezkrytycyzm wobec rozwoju Brazylii może doprowadzić do samobójstwa, tym razem politycznego, jakie może grozić "lulizmowi" - jego głównemu motorowi.

Niezależnie od jego przyszłego wcielenia.

"Kałamarnica"

LUIZ INÁCIO LULA DA SILVA urodził się w 1945 r. w Caetés, w północno-wschodniej Brazylii, w ubogiej wielodzietnej rodzinie. W dzieciństwie pracował jako sprzedawca uliczny i pucybut, a od 14. roku życia w zakładach metalowych. Zaangażował się w działalność związkową. W połowie lat 70. został szefem centrali związkowej przemysłu stalowego. Stawał na czele strajków przeciw prawicowej dyktaturze wojskowej, a w 1980 r. współzakładał lewicową Partię Pracujących, której był potem liderem. W 1986 r. wszedł do parlamentu, zbierając największą liczbę głosów w kraju. Po 1989 r. startował w kolejnych wyborach prezydenckich. Jeszcze w latach 80. zarejestrował jako nazwisko dawny przydomek "Lula": zdrobnienie od imienia Luiz, oznaczający też po portugalsku kałamarnicę.

Gdy 1 stycznia 2011 r. zakończy urzędowanie jako prezydent, chce poprowadzić fundację zajmującą się pomocą rozwojową dla krajów Południa, głównie Afryki. MW

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, korespondent "Tygodnika" z Meksyku. więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2010