Życiorysy (nie)równoległe

Luiz Inácio Lula da Silva, zwany Lulą, i Lech Wałęsa: tych dwóch liderów robotniczych wiele łączyło. Także to, że obaj zostali prezydentami. Ale potem ich biografie potoczyły się w zupełnie różnych kierunkach.

27.09.2011

Czyta się kilka minut

Luiz Inacio da Silva i Lech Wałęsa, Rzym 1981 r. / fot. Confederazione Italiana Sindicati Lavoratori /
Luiz Inacio da Silva i Lech Wałęsa, Rzym 1981 r. / fot. Confederazione Italiana Sindicati Lavoratori /

Drogi Przyjacielu, Przed czterema laty mieliśmy okazję spotkać się w Rzymie i stwierdzić, jak dalece zbieżne są nasze dążenia i nasze działania w obronie godności pracy ludzkiej, w obronie uciemiężonych. W moim kraju wówczas, na początku 1981 r., przeżywaliśmy czas nadziei i życzyłem Ci wtedy, żeby w Twoim kraju pojawiły się perspektywy demokratyzacji i skutecznego działania związków zawodowych w obronie interesów ludzi pracy. W chwili obecnej rysują się w Twoim kraju takie możliwości. Tobie i Twojemu krajowi z całego serca życzę sukcesów na tej drodze. W Polsce w trzy lata po wprowadzeniu stanu wojennego »Solidarność« nadal pozostaje zdelegalizowana. Nie rezygnujemy z walki o prawo do autentycznych związków zawodowych, o pluralizm syndykalny i społeczny, o poszanowanie praw człowieka. Mam głębokie przekonanie, że chodzi tu o sprawy, w których ludzie z całego świata mogą i powinni być solidarni".

Tak Lech Wałęsa pisał w styczniu 1985 r., w liście do lidera brazylijskiego ruchu robotniczego Luiza Inácia Luli da Silvy (zwanego Lulą). Polski noblista, a zarazem najpopularniejszy wtedy przywódca związkowy na świecie, napisał ten list, który był wyrazem poparcia dla Luli i brazylijskiej opozycji demokratycznej w okresie kluczowych przemian politycznych. W Brazylii po 21 latach prawicowej dyktatury wojskowej zaczynał się wówczas powrót do demokracji.

Jak się później okazało, brazylijska transformacja zakończyła się sukcesem, a kilkanaście lat później adresat listu miał zostać nie tylko prezydentem kraju, ale także najwybitniejszym politykiem latynoamerykańskim ostatniej dekady.

Człowiek z nizin

Historia Luli jest przykładem niespotykanego awansu społecznego.

Urodził się jako siódme dziecko w rodzinie wiejskich robotników, w 1945 r. (jest dwa lata młodszy od Wałęsy). Miał siedem lat, gdy jego matka w poszukiwaniu lepszego życia wyruszyła z dziećmi w podróż - do położonego 2,5 tys. kilometrów na południe przemysłowego stanu Sao Paulo.

Młody Lula musiał zrezygnować ze szkoły, by pomóc w utrzymaniu rodziny. Początkowo sprzedawał na ulicy orzeszki ziemne i pomarańcze; pracował też w farbiarni tkanin i jako pucybut. Dzięki ukończeniu dwuletniego szkolenia zawodowego został zatrudniony w fabryce części samochodowych; tam stracił mały palec lewej ręki, przygnieciony przez prasę. Później zmieniał pracę jeszcze kilka razy; raz wyrzucono go, bo odmówił przyjścia do fabryki w sobotę.

Mając 23 lata, zapisał się do związku zawodowego metalowców w Sao Bernardo do Campo, na przedmieściach S?o Paulo, gdzie pracował. Dzięki zdolnościom oratorskim szybko przeszedł drogę kariery związkowej - i gdy w 1980 r. Brazylią wstrząsnęły masowe protesty, był już liderem ruchu robotników w całym kraju.

Wkrótce, na fali rosnącej w siłę opozycji, razem ze środowiskami związkowców, lewicowych intelektualistów i katolickich działaczy z kręgu teologii wyzwolenia założył Partię Pracujących (Partido dos Trabalhadores; PT). Jeszcze w tym samym roku Lula siedział krótko w więzieniu za organizację nielegalnego strajku.

Gdy w sierpniu 1980 r. wybuchły protesty w Polsce, Lula jako jeden z pierwszych przywódców robotniczych na świecie poparł "Solidarność". A potem, po ogłoszeniu w Polsce stanu wojennego, zorganizował strajk solidarnościowy w brazylijskim przemyśle.

Spotkanie w Rzymie

W 1981 r. Wałęsa po raz pierwszy wyjechał za granicę. W Rzymie został przyjęty przez Jana Pawła II wraz z delegacją "Solidarności". I właśnie przy okazji tej wizyty odbyło się - wspomniane przez Wałęsę w liście - spotkanie z Lulą, który przebywał we Włoszech na zaproszenie włoskich związkowców (to oni wyszli z inicjatywą spotkania). 17 stycznia 1981 r., w Domu Pielgrzyma Polskiego przy via Cassia, Lula i Wałęsa rozmawiali przez kilkadziesiąt minut.

Podobno od początku nie przypadli sobie do gustu. Z pewnością wynikało to również z rywalizacji o uznanie w światowym ruchu związkowym, choć nie tylko. Mimo podobieństwa biografii i sytuacji, które wyniosły ich do roli robotniczych przywódców, inaczej postrzegali reformy w swych krajach. Wałęsa, występujący przeciw reżimowi komunistycznemu, w poszukiwaniu idealnego modelu gospodarczego spoglądał ku Europie Zachodniej i USA. Lula chciał iść w przeciwnym kierunku. Buntował się przeciw prawicowej dyktaturze brazylijskiej wspieranej przez USA. Mając poparcie latynoamerykańskiej lewicy, domagał się nacjonalizacji przemysłu i uwolnienia robotników od "kapitalistycznego wyzysku".

Wspominając po latach spotkanie z Wałęsą, Lula przyznawał, że lider "Solidarności" był wtedy popularniejszy. Jednocześnie twierdził, że to on osiągnął wówczas nieporównywalnie więcej jako przywódca związkowy. "Za mną stało o wiele więcej robotników niż za Wałęsą, ale on był komplementowany na całym świecie, bo walczył przeciw komunizmowi" - opowiadał. - "Wałęsa był owocem konserwatywnego Kościoła katolickiego. Ja byłem owocem teologii wyzwolenia, związkowców. To zupełnie inna sprawa".

Ale mimo różnic ideowych postawa Wałęsy i Luli była w gruncie rzeczy podobna. Trafnie opisał ją pewien brazylijski opozycjonista, który na przełomie lat 70. i 80. odwiedzał Polskę. Artur Domosławski przytacza jego wypowiedź w "Gorączce Latynoamerykańskiej": "Ten sam »typ fizyczno-intelektualny«, który w Ameryce Łacińskiej był marksistą, partyzantem, lewicowym spiskowcem, w Polsce był antykomunistą".

Kto miał rację?

Związkowiec Lula na dobre wszedł do brazylijskiej polityki w 1986 r. Wówczas, w pierwszych od lat wolnych wyborach, został deputowanym - zdobył najwięcej głosów w kraju. Kilka lat później, gdy w Polsce premierem był już Tadeusz Mazowiecki, Lula o włos przegrał swoje pierwsze wybory prezydenckie. Po raz kolejny kandydował w grudniu 1994 r. Znów bez sukcesu: choć jeszcze na początku roku był faworytem w sondażach, Brazylijczycy wybrali Fernanda Henrique Cardosa, który wcześniej jako minister finansów opanował szalejącą inflację. Cardoso przyśpieszył prywatyzację i szybko otworzył Brazylię na inwestycje zagraniczne, za co zresztą później Lula nieustannie go krytykował.

W styczniu 1995 r. - podczas oficjalnej wizyty w Brazylii, która miała miejsce tuż po wyborczej porażce Luli - prezydent Wałęsa przekonywał brazylijskich dziennikarzy, że to jemu, Wałęsie, historia przyznała rację w jego sporze z liderem Partii Pracy.

Kolejne wybory w Brazylii, w 1997 r., zdawały się potwierdzać słowa Wałęsy. Lula przegrał, już po raz trzeci. Brazylijczycy ponownie wybrali Cardosa nie dlatego, że byli do niego przekonani, ale w obawie przed radykalnymi receptami lidera Partii Pracy.

Ale i tym razem Lula się nie poddał. W 2002 r.

podczas kolejnej kampanii wyborczej zmienił swoją strategię. Jego kandydatem na wiceprezydenta został liberał i milioner José Alencar, a on sam na spotkaniach z przedsiębiorcami zabiegał o poparcie biznesu.

W październiku 2002 r., w drugiej turze, Luli w końcu udało się wygrać.

Nowa Brazylia

Jego zwycięstwo oznaczało fundamentalną zmianę w brazylijskiej polityce.

Nigdy wcześniej najwyższego stanowiska w tym wyjątkowo zhierarchizowanym państwie nie zajmował polityk bez formalnego wykształcenia, popełniający proste błędy językowe. Gdy w styczniu 2003 r. Lula składał przysięgę prezydencką, duża części brazylijskich elit i zagranicznych inwestorów była przerażona. Ale pierwsze nominacje prezydenta szybko ich uspokoiły. Lula wywiązywał się też ze wszystkich umów z Międzynarodowym Funduszem Walutowym (część dawnych lewicowych przyjaciół zarzuciła mu wówczas zdradę ideałów).

Równolegle jednak powołał Ministerstwo Rozwoju Społecznego i Walki z Głodem i uruchomił serię programów pomocy społecznej, zaczynając zakrojoną na szeroką skalę walkę z biedą. Cztery lata później wygrał kolejne wybory - i dalej pomyślnie realizował swoją strategię ograniczania ubóstwa. W ciągu ośmiu lat jego rządów (dłużej niż dwie kadencje jedna osoba nie może pełnić w Brazylii funkcji prezydenta) ponad 20 mln Brazylijczyków wyszło z biedy. W tym czasie kraj doświadczał szybkiego wzrostu gospodarczego i wzmacniał swą pozycję w świecie.

Pod koniec drugiej kadencji Lula był już niekwestionowanym liderem nie tylko w Brazylii, ale w całej Ameryce Łacińskiej.

Żegnając się ze stanowiskiem, w jednym z wywiadów dla europejskiej prasy Lula triumfalnie porównywał swe rządy do prezydentury Wałęsy. "Gdy zostałem prezydentem, dużo myślałem o Lechu Wałęsie" - mówił. - "Bo był [dla mnie] synonimem porażki, nie stworzył partii politycznej. Był przywódcą strajków przeciw komunizmowi i na tej fali popłynął do prezydentury. Cztery lata później znowu był kandydatem w wyborach i zdobył 0,6 proc. głosów [Lula miał na myśli wynik Wałęsy z 2000 r., a więc ok. 1 proc. - przyp. autora]. Absolutna i bezwzględna klęska".

***

Kończąc urzędowanie, brazylijski prezydent cieszył się poparciem ponad 80 proc. wyborców. Zachodnia prasa przyznawała mu kolejne tytuły "człowieka roku" czy "osobistości dekady". A jego sukces docenił w końcu także Wałęsa - dopisując kolejny rozdział historii ich relacji.

W czwartek, 29 września, w gdańskim Dworze Artusa Lula odbierze tegoroczną nagrodę Lecha Wałęsy w uznaniu zasług za zmniejszanie nierówności społecznych i obronę interesów krajów rozwijających się na arenie międzynarodowej. Po 30 latach dwaj byli przywódcy związkowi i byli prezydenci spotkają się ponownie.

Ciekawe, jak dziś siebie postrzegają?

Dziękuję prof. Marcinowi Kuli za udostępnienie odpisu listu Wałęsy do Luli.

STANISŁAW BARAŃSKI (ur. 1984) jest doktorantem na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, zajmuje się problematyką Brazylii i Ameryki Łacińskiej. Pracuje w Kancelarii Premiera.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2011