Naga siła

Urodzony Don Juan i najwybitniejszy fotograf świata – taki obraz chciał po sobie pozostawić Helmut Newton.

16.11.2020

Czyta się kilka minut

Catherine Deneuve dla pisma „Esquire”, Paryż, 1976 r. / © HELMUT NEWTON ESTATE; DZIĘKI UPRZEJMOŚCI HELMUT NEWTON FOUNDATION
Catherine Deneuve dla pisma „Esquire”, Paryż, 1976 r. / © HELMUT NEWTON ESTATE; DZIĘKI UPRZEJMOŚCI HELMUT NEWTON FOUNDATION

Helmut Newton to fotograf legenda. Pracował dla największych czasopism modowych na świecie: od „Le Jardin des Modes” przez „Queen” i „Stern” po „Vogue’a”. Wykonał portrety dosłownie wszystkich ważnych: Salvadora Dalí (tuż przed śmiercią), Margaret Thatcher (Żelazna Dama nie lubiła tego zdjęcia, wygląda na nim jak rekin), Leni Riefenstahl (zdaniem Newtona miała piękne nogi), Le Pena (z dobermanami, „Le Monde” opublikował obok tej fotografii zdjęcie Hitlera z owczarkami alzackimi) czy księżnej Monako, Karoliny (w drzwiach, w czarnej, pięknej sukni, ze smutnym boston terrierem na smyczy).

Twórczość Newtona, który kończyłby w tym roku sto lat, stanowi z jednej strony nieunikniony wzór, z drugiej – rodzi wiele pytań i wątpliwości. Otwarta w Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu w Toruniu wystawa retrospektywna „Helmut Newton: Lubię silne kobiety” stanowi najlepszą okazję, żeby te pytania zadać.

Sukces i seks

Helmut Neustädter urodził się 31 października 1920 r. w Berlinie w zamożnej rodzinie żydowskiej. „Mama mówiła, że przez cały dzień padało, tylko w chwili gdy przyszedłem na świat, nagle wyjrzało słońce” – wspominał. Był chłopcem z fryzurą na pazia à la Louise Brooks, w aksamitnych ubrankach, do tego rozpieszczonym, mdlejącym, „przerażająco dziewuchowatym”. Tak widziała i stroiła go matka, Claire (a tak naprawdę Klara, z pochodzenia Polka). Dopiero gdy miał 12 lat, jego ojciec, Maks – Ślązak, właściciel fabryki sprzączek i guzików – postanowił zakończyć jego dziewczyński okres i zabrał go do fryzjera. „Matka na mój widok wybuchła rzewnym płaczem. (...) Nigdy za to ojcu nie podziękowałem, ale wtedy zmienił moje życie”.

W wydanej w 2002 r. „Autobiografii” Helmut Newton stwierdzi również, że zaraz po odwiedzinach u fryzjera kupił za kieszonkowe swój pierwszy aparat fotograficzny – agfa box (mógł to być również, źródła nie są zgodne, zeiss box tengor, albo i kodak brownie). Rolka filmu umożliwiała wykonanie dziewięciu zdjęć: osiem wypstrykał w berlińskim metrze (całkiem czarne), dziewiąte – sterczącej wysoko berlińskiej wieży radiowej, Funkturm, „małej wieży Eiffla”. Wraz z rozpoczęciem przygody z fotografią Helmut dostał również „szmergla na punkcie seksu, czy choćby samej jego namiastki”. Nie powinno dziwić, że opowieść snuta w „Autobiografii” dotyczy głównie relacji między seksem a fotografią.

Książka rozpoczyna się od opisu niani, czyli Kinderfräulein, która półnaga „siedziała w halce przed lustrem”, następnie pojawiają się służące z Prus Wschodnich o „wielkich, wspaniałych tyłkach”, pornograficzne pisemko „Das Magazin”, które kradnie starszemu bratu, pierwszy stosunek z dziewczyną z klubu pływackiego (Newton był świetnym pływakiem) aż po…

Tej pornoopowieści nie przerywa nawet przejęcie władzy przez Hitlera w Niemczech i wprowadzenie ustaw norymberskich. Rodzice Helmuta uciekają do Ameryki Południowej, on rusza do Singapuru, na statku, na którym, jak pisze, „z zapałem młócił” żonę pewnego wiedeńczyka. W Chinach wdaje się w romans z dwa razy starszą kobietą, Josette, i pełni funkcję jej utrzymanka. Jak sam stwierdzi: „W Singapurze straciłem wszelką zawodową ambicję. W kwestii swojej kariery popadłem w całkowity letarg. Zdałem sobie sprawę, jak daleko odszedłem od celu, który sobie wyznaczyłem – że zostanę fotografem ­»Vogue’a«. Zamiast tego zostałem sprawnym jebaką”.

Z Chin – chociaż niektóre źródła podają, że znalazł się jeszcze z rodziną w RPA – dotarł do Australii, gdzie 4 grudnia 1946 r. gnany ambicją bycia sławnym fotografem zmienił nazwisko z Neustädter na Newton i przyjął tamtejsze obywatelstwo. Niemal dwa lata później, 13 maja 1948 r., wziął ślub z australijską aktorką June Browne (znaną pod pseudonimem Alice Springs, zapożyczonym od nazwy małego miasta w północnej Australii). Do tego punktu w autobiografii ­Newton kreuje siebie jako uwodziciela i bawidamka, potem cała jego uwaga skupia się na opisie kolejnych sukcesów fotograficznych. Od stworzenia w 1956 r. w Melbourne studia z innym słynnym fotografem, Henrym Talbotem, aż po wybór siedziby pod powstałą w rodzinnym Berlinie w 2003 r. fundację. Urodzony Don Juan i najwybitniejszy fotograf świata – taki obraz chciał po sobie pozostawić Helmut Newton.

Siła, czyli kosztowny towar

W opowieści Newtona jest jednak kilka fragmentów, nad którymi warto się zatrzymać. W 1978 r. wykonywał na paryskim moście Aleksandra III zdjęcia kolekcji couture do francuskiego „Vogue’a”. Zamiast żywych modelek w sesji wzięły udział manekiny. Podobną sesję wykonał również dziesięć lat wcześniej, wówczas jednak obok manekina pozowała modelka Willy Van Rooy (była ulubienicą Newtona, pojawiła się m.in. na kultowym zdjęciu z samolotem). Modelka i manekin tworzą na tym zdjęciu „coś w rodzaju Doppelgängera”, ­przerażającego lustrzanego odbicia, które upodobniało ciało sztuczne do żywego.

Newton przy okazji sesji na moście Aleksandra III przyznaje, że nadawał manekinom imiona: Georgette czy Le Con, „co znaczy idiotka”: „Jakkolwiek ją ustawię, spojrzenie ma tępe. Nie mogę zrobić nic, by ją ożywić. Postanawiam z niej zrezygnować. Na szczęście mogę wybierać z pięciu innych piękności schowanych w ciężarówce. Mam też do wyboru dziesięć par różnych nóg, ramion i rąk”.

Bardzo podobna scena pojawia się w biograficzno-dokumentalnym filmie „Helmut Newton: Frames from the Edge” (1989), kiedy 69-letni wówczas fotograf spotyka się z kolejnymi modelkami – w świecie modelingu taki rodzaj spotkania określa się jako go-see – przegląda ich książki fotograficzne i dokonuje wyboru dziewczyny do sesji zdjęciowej. Tak ciało żywe upodobnia się do sztucznego. Ciało staje się towarem do wyboru.

Koncept ciała na sprzedaż fascynował Newtona od czasu, kiedy starszy brat pokazał mu prostytutkę zwaną Ognistą Erną. Ta fascynacja odżyła podczas wizyt w domach publicznych Singapuru, a następnie w Paryżu, na ulicy Saint-Denis: „W kupowaniu kobiety jest coś, co mnie podnieca. Jak afrodyzjak działa na mnie to sprowadzenie kobiety do rangi zwyczajnego towaru – w środku dnia można się przechadzać ulicą, na której prezentuje się dwieście czy trzysta prostytutek, z czego sto pięćdziesiąt jest zdecydowanie godnych pożądania, a dookoła toczy się codzienne życie”.

W 2001 r. Lindsay Baker w artykule-wywiadzie dla „Guardiana” przy okazji organizowanej w Londynie wystawy „Helmut Newton: Work” pisała, że jego fotografia to sprawa gustu. Mimo to niektóre „z jego ekstremalnych, fetyszystycznych obrazów są dla wielu z nas [kobiet] po prostu okropne”. I dodaje: „W rzeczywistości [Newton] jest zadowolony z faktu, że nie wszyscy go lubią, chociaż ostentacyjnie irytują go ci, którzy uważają, że jego prace są poniżające dla kobiet. Dla mnie ujęcie kobiety w siodle jest zabawne w swoim absurdzie, ale z łatwością mogę zrozumieć, dlaczego można uznać je za obraźliwe”.

Ta wątpliwość dotycząca przedmiotowego traktowania kobiet – a nawet szerzej: fotografii jako typowo męskiej technologii, o czym prawie pół wieku temu pisała Susan Sontag, która zarzucała zresztą berlińskiemu fotografowi mizoginię – powraca również przy okazji toruńskiej wystawy. Kim jest więc silna kobieta? Dla Newtona wszystkim tym, co określa projekty Yves’a Saint Laurenta: wytworna, pożądana, zmysłowa, bardzo elegancka, wyglądająca na drogą. Mówiąc inaczej: siła to skrojony przez mężczyznę luksusowy towar.

Bariera

W 1982 r. żona Newtona, June, zachorowała i przeszła operację. Aparat posłużył mu wówczas za rodzaj bariery, muru między „ja” a bolesną rzeczywistością. Jak przyznaje: „mogłem stawić czoło jej i mogłem stawić czoło temu, co zrobili jej ciału, o wiele lepiej przygotowany i o wiele odważniej, kiedy pomiędzy oczyma June a moimi znajdował się aparat”. Fotografie Newtona nie odnoszą się do rzeczywistości, nie komentują jej, nie przybliżają. Mają służyć wytwarzaniu nowej rzeczywistości. Albo przywołaniu utraconej.

Pierwsza książka fotograficzna Helmuta Newtona była zatytułowana „White Women” (1974) i – wzbudzając kontrowersje – przyczyniła się do popularności terminu „porno szyk”. Tytuł wymyśliła jego żona, po czym przestraszona stwierdziła: „Ty, Żyd, nie możesz chyba swojej pierwszej książce dać takiego rasistowskiego tytułu”. Ale przyczyna, z powodu której Newton zmuszony był wraz z rodziną uciekać z rodzinnego miasta, przestała mieć dla niego znaczenie. „Gówno – odparłem – to nie ma nic wspólnego z rasizmem, to wspaniały ­tytuł”.

Jednocześnie patrząc szerzej na jego twórczość ma się wrażenie, że wciąż próbował przywoływać świat, któremu wojna przyniosła kres. Świat zamożnej rodziny żydowskiej, pełen służących, których praca, jak sam przyznał po latach, przypominała pracę niewolniczą, oderwany od problemów, z jakimi borykało się niemieckie społeczeństwo po I wojnie światowej, wreszcie – nasycony seksualnymi obrazami, czy to związanymi z nianią, czy z matką. Świat schwül, wilgotny i duszny, w którym mógł, niby rozkapryszony dzieciak, wszystko.

Zwrot ku pornografii wydaje się w przypadku Helmuta Newtona oczywisty. To musiało się stać. Pornografia zapewniała mu tak potrzebne w świecie sztuki kontrowersje, a zarazem tworzyła dla niego odrębną rzeczywistość, kierowaną fantazją seksualną i możliwością szybkiego wizualnego spełnienia: „Łatwo się nudzę i to pewnie jeden z powodów, dla których nigdy nie chciałem kręcić filmów. Film to przedsięwzięcie, które zajmuje mnóstwo czasu – wiele miesięcy, czasami lat życia – a ja się do tego zupełnie nie nadawałem. Dlatego uwielbiam fotografię i zawsze powtarzam, że nie warto kończyć żadnej pracy, która trwa dłużej niż trzy dni. Trzy dni to granica skupienia mojej uwagi”.

Tylko na obszarze pornografii mógł stworzyć fotografię – inspirowaną przedstawieniem baletowym Piny Bausch – na której krokodyl zjada balerinę. Cykl zdjęć kobiet w gipsie i gorsetach ortopedycznych. Kobiet rozbierających się na oczach gości w hotelowych poczekalniach. Kobiet wycierających oczy surowym mięsem. Kobiet-Doppelgängerów. Jest zdumiewające, że właśnie ten świat – władzy, bogactwa, seksu i ekscesu – stał się później światem mody.

Spytajmy raz jeszcze: kim są te silne kobiety według Helmuta Newtona? Cała ich siła dotyczy wizualnego oddziaływania, które zapewnia kontrowersja i seksualny wizerunek. Umiejscowiona w luksusowym otoczeniu, podporządkowana konkretnej estetyce – bezwłose, zgrabne, młode ciało – odgrywająca przygotowane zawczasu role, czy to służki, czy aktorki obleganej przez paparazzi, kobieta przemienia się w ustanowiony przez mężczyznę obiekt oglądu. Lustro, w którym uwidaczniają się tylko jego męskie ­fantazje. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, tłumacz, antropolog. Wydał tomy wierszy na koniec idą (2017, nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia) oraz LUXUS (2019). Za książkę prozatorską Niż (2020) otrzymał Nagrodę Krakowa Miasta Literatury UNESCO, był nominowany do… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2020