My to państwu wygramy

Kryzys frankowy pokazał, że w starciu z bankiem klient jest zawsze stroną słabszą – a nierzadko również pokrzywdzoną. Identycznej lekcji udzielają właśnie kredytobiorcom niektórzy prawnicy.

10.05.2021

Czyta się kilka minut

Około 91 mld zł – to aktualna wartość tzw. czynnych hipotek frankowych. A mówiąc prościej: suma, jakiej domagają się banki w Polsce od posiadaczy wszystkich spłacanych jeszcze kredytów denominowanych w szwajcarskiej walucie. Aby nie zostawiać tej kwoty bez kontekstu, wystarczy dodać, że to niemal dwa razy tyle, ile państwo polskie przewidziało w ubiegłorocznym budżecie na obronność (49,8 mld zł) i tylko 7,2 mld zł mniej od stanu kasy Narodowego Funduszu Zdrowia, który na liście państwowych wydatków stanowi jedną z głównych pozycji.

Słuchając wystąpień przedstawicieli samych banków, można też nabrać wrażenia, że dokładnie tyle pożyczyły one Polakom na mieszkania w obcej walucie, głównie we franku szwajcarskim. Taka opowieść ma umacniać wizerunek branży, która chce uchodzić za koło zamachowe polskiej gospodarki. W rzeczywistości udostępniony początkowo kapitał stanowi jedynie drobną część aktualnego zadłużenia frankowiczów. Na resztę składają się prowizje i odsetki oraz – i tu wychodzimy już poza sferę warsztatu klasycznej bankowości – gigantyczny walutowy nawis, powstały wskutek znacznego osłabienia złotego do franka. Kredytobiorca, który w 2006 r. pożyczył na zakup mieszkania około 450 tys. zł na 30 lat, po 15 latach sumiennego spłacania kredytu, w trakcie których oddał bankowi już blisko 500 tys. zł, jest mu nadal winien jakieś kolejne pół miliona – i to licząc po aktualnym kursie szwajcarskiej waluty, która w ostatnich miesiącach nieco osłabła do złotego.

Niech sąd pomoże

Około 428 tysięcy polskich rodzin jest dziś zatem de facto zakładnikami kredytów, które przez kolejne lata będą ciężyć na jakości ich życia i rzutować na wiele decyzji. Z punktu widzenia samych banków kluczową sprawą jest natomiast – używając ich slangowej terminologii – „dowiezienie tej cyfry”, czyli zamknięcie rachunków kredytowych podliczonych na warunkach zapewniających tak wysoką rentowność. Rzecz w tym, że po wyroku TSUE – który jesienią 2019 r. dał polskim sądom do zrozumienia, iż w sporze kredytobiorcy z bankiem mają roztaczać większą opiekę nad stroną słabszą, jaką zawsze jest klient – szanse na taki sukces znacząco zmalały. Tylko w ubiegłym roku do sądów trafiło ponad 30 tys. pozwów frankowiczów, którzy domagają się unieważnienia umów kredytowych zawierających klauzule indeksujące wysokość kredytu o kurs szwajcarskiej waluty, uznane przez TSUE za nielegalne. Około 4,5 tys. takich spraw dobiegło już prawomocnego końca w dwóch instancjach, w większości na korzyść kredytobiorców.

W pierwszym kwartale tego roku tempo, w jakim przybywa pozwów, nieco siadło, ale wniosków jest tak wiele, że Sąd Okręgowy w Warszawie, przed którym toczy się niemal połowa frankowych procesów, wydzielił dla tego typu spraw w kwietniu specjalny wydział z 12 sędziami.

Skalę zainteresowania pozwami frankowymi, które składają nie tylko kredytobiorcy w trakcie spłaty, ale także osoby, które już rozliczyły się z bankiem i chcą odzyskać niesłusznie ich zdaniem naliczoną dopłatę, dostrzegli rzecz jasna również prawnicy. Kodeks etyki zawodowej zakazuje wprawdzie adwokatom i radcom prawnym reklamowania usług, ale umożliwia informowanie o publikacjach oraz podawanie do publicznej wiadomości danych o instytucjach, z którymi współpracują. To wystarczyło, by w internecie zaroiło się od ofert kuszących frankowiczów właściwie pewną wygraną, uzależnioną rzekomo jedynie od dopełnienia sądowych formalności. Ciężar dotarcia do klienta wzięły na siebie komercyjne podmioty, które współpracują z kancelariami adwokackimi i radcami prawnymi – i których nie obowiązują, niestety, niemal żadne etyczne obostrzenia. Pomoc kredytobiorcom oferuje m.in. spółka, która wcześniej zajmowała się foto­woltaiką.

– W niektórych przypadkach mówić można wręcz o wprowadzaniu potencjalnych klientów w błąd – podkreśla Arkadiusz Szcześniak, prezes stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu, jednej z najdłużej działających organizacji zrzeszających polskich frankowiczów. – Jeden z najbardziej agresywnych graczy informuje np., że ostatni wyrok TSUE uniemożliwił bankom domaganie się opłat za korzystanie z kapitału po unieważnieniu umowy. A to nieprawda, bo Trybunału nawet o to nie spytano.

Proces na raty

Korzystanie z usług komercyjnego pośrednika nie musi oczywiście oznaczać pewnej porażki; czasem pozwala też zaoszczędzić na kosztach procesowych, bo tego typu firmy przy dużej liczbie prowadzonych spraw mogą wynegocjować w kancelariach lepsze warunki. Wiele z tych firm, podobnie zresztą jak adwokaci, rozkłada płatność na kilka rat, a nawet w systemie comiesięcznego abonamentu (wtedy jednak trzeba sprawdzić, czy umowa wyznacza górny limit opłat, sprawy frankowe ciągną się bowiem zazwyczaj latami).

Problem w tym, że oferty pośredników są często niemożliwe do porównania. Najtańsze bywają kancelarie i spółki niemające doświadczenia w procesach frankowych – nawet jeśli na swoich stronach chwalą się 90-procentową skutecznością w sądzie, przypisując sobie cudze sukcesy na wokandzie. Cena zastępstwa procesowego może również zależeć od jego rzeczywistej skali; część firm, żerując na nieznajomości sądowego rzemiosła wśród klientów, sprytnie maskuje to, że doprowadzi sprawę jedynie do pewnego etapu, np. do wyroku pierwszej instancji czy wręcz tylko do skutecznego złożenia pozwu. Zdarzają się i takie, które w umowie podsuwanej klientowi dopiero w dniu jej zawarcia zastrzegają sobie wypłatę kosztów zastępstwa procesowego zasądzonego od przegranej strony, podczas gdy zgodnie z prawem przysługuje ona wygranej stronie, a nie prawnikowi. Jak mówi Arkadiusz Szcześniak, kluczowym problemem z punktu widzenia frankowicza bywa jednak co innego. Pośrednicy rzadko mogą wyznaczyć jednego prawnika do poprowadzenia sprawy od początku do końca. Zmiany adwokata w trakcie procesu skutkują tym, że nowy mecenas musi od początku wgryzać się w materię sprawy, która zgodnie z kodeksową zasadą powagi rzeczy osądzonej może trafić do rozpatrzenia w pierwszej instancji tylko raz. Spartaczony na początku proces może być już nie do wygrania. ©℗

91 mld zł

– to przybliżona aktualna wartość tzw. czynnych hipotek frankowych.

798,2 tys.

– tyle kredytów we frankach sprzedały banki w Polsce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2021