Frankowa choroba banków

Prof. Dariusz Filar, ekonomista: Jeśli banki przegrają z klientami bitwę o przewalutowanie kredytów frankowych, zwycięzcom i tak trudno będzie przekonać opinię publiczną, że to wygrana w sprawiedliwej wojnie.

11.08.2019

Czyta się kilka minut

Frankowicze demonstrują po wzroście kursu szwajcarskiej waluty, Warszawa, 2015 r. / ADAM STĘPIEŃ / AGENCJA GAZETA
Frankowicze demonstrują po wzroście kursu szwajcarskiej waluty, Warszawa, 2015 r. / ADAM STĘPIEŃ / AGENCJA GAZETA

MAREK RABIJ: Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wstrząśnie polskim sektorem bankowym?

PROF. DARIUSZ FILAR: Nie chcę zgadywać. Poczekajmy na decyzję.

Z ostatnich wypowiedzi bankowców wynika, że branża pogodziła się już z tym, że orzeczenie Trybunału w sprawie kredytów indeksowanych kursem obcej waluty będzie dla niej niekorzystne.

Banki zaczęły przyznawać się do winy w kwestii tzw. spreadów walutowych. Rzeczywiście, w wielu przypadkach – bo były też banki, które zachowywały się uczciwie – taka konstrukcja kursowa stanowiła nadużycie wobec klientów. Dzisiejsze ustępstwa w tej sprawie można więc odczytać jako ruch wyprzedzający decyzję TSUE, bo prawdą jest, że może się ona okazać dla banków nie tylko kłopotliwa wizerunkowo, ale też bardzo kosztowna. W ewentualnej decyzji Trybunału najważniejsze nie jest jednak samo uznanie klauzuli różnicy kursowej za nieuczciwy warunek umowy. Kluczowe znaczenie mieć będzie wskazówka, co polskie sądy powinny robić z umowami zawierającymi klauzule abuzywne – i w tym aspekcie sprawa nie wydaje mi się przesądzona. Nawet jeśli Trybunał istotnie wypowiada się zazwyczaj tak samo jak jego rzecznik.

A rzecznik stwierdził w maju, że obecność klauzuli niedozwolonej w polskiej umowie kredytowej unieważnia tę umowę w całości lub oznacza konieczność przekształcenia kredytu w złotówkowy, ale wciąż oprocentowany bardzo nisko podług stawek dla waluty szwajcarskiej.

Po pierwsze – są prawnicy, którzy uważają, że przepisy unijne z 1993 r., na które w tamtej wypowiedzi powoływał się rzecznik, dotyczące nieuczciwych klauzul w umowach konsumenckich, odnoszą się do dostawców prostych produktów i usług, którzy próbują wykorzystywać swoją przewagę w relacjach z klientem – na przykład narzucając kupującym niekorzystne warunki gwarancji. Czy można to zastosować w przypadku kredytu bankowego? Zobaczymy, co na ten temat powie TSUE.


Czytaj także: Mateusz Halawa: Dekada z frankiem


Po drugie – stopa procentowa to po prostu cena za pożyczenie kapitału. Kapitał może być wyrażony w różnych walutach, ale istotą stopy procentowej jest jej nierozerwalne powiązanie z konkretną walutą. Jak mówi jeden z moich kolegów – nikt nie zabroni sprzedaży złota po cenie srebra, ale byłby to ekonomiczny absurd. Jeśli więc umowa miałaby zostać przekształcona z wyrażonej we franku szwajcarskim na złotową, to – przy zachowaniu racjonalności ekonomicznej – stopa procentowa powinna zostać oparta na odpowiednim dla złotego krajowym WIBOR-ze (stopa, po jakiej banki pożyczają sobie złotówki, podawana w umowach kredytowych jako punkt odniesienia do oprocentowania kredytu złotówkowego – red.).

Na odnoszący się do franka szwajcarskiego LIBOR (stopa, po jakiej banki pożyczają sobie m.in. franka na giełdzie w Londynie – red.) po prostu nie byłoby już tutaj miejsca. Wypowiedź rzecznika Trybunału skłania mnie ku przypuszczeniu, że nie jest on z wykształcenia ekonomistą.

Metafora o złocie jest sofistycznie bardzo kusząca. Tylko że zaczynamy w ten sposób rozmawiać znów o problemach banków. Orzeczenie TSUE dotyczy tymczasem sprawy, w której za poszkodowanego uważa się jeden z ich klientów.

Obawiam się, że jednego od drugiego nie oddzielimy.

Ale dlaczego interes banków stawiamy znów przed interesem kredytobiorców? Gdy w 2015 r. ­Narodowy Bank Szwajcarii przestał bronić kursu rodzimej waluty do euro i frank wystrzelił nagle pod 5 zł, bankowcy powtarzali, że kredytobiorcy muszą ponieść konsekwencje swoich decyzji. Banki nie muszą?

Klientów rzeczywiście nikt nie zmuszał do zadłużania się w obcej walucie. A niektórzy nawet ich zachęcali i uspokajali. I to nie tylko w bankach. Zacytuję panu oficjalny komunikat Klubu Parlamentarnego PiS ogłoszony 1 lipca 2006 r., a więc w dniu, w którym Komisja Nadzoru Bankowego próbowała przynajmniej ograniczyć ekspansję kredytu we frankach szwajcarskich – bo do jego zakazania nie miała, niestety, uprawnień. W tym partyjnym dokumencie możemy przeczytać: „Podstawowe uzasadnienie Komisji Nadzoru Bankowego dla Rekomendacji S, powołujące się na ogromne ryzyko związane przede wszystkim z nagłymi spadkami wartości walut, możliwością znacznego podniesienia stóp procentowych przez zagraniczne banki centralne, a także na możliwy znaczny spadek wartości złotówki, nie znajduje potwierdzenia w danych makroekonomicznych”. A ja tylko dla porządku przypomnę, że byłem w tamtym czasie członkiem Rady Polityki Pieniężnej i w przeciwieństwie do posłów PiS-u konsekwentnie ostrzegałem przed wpuszczeniem Polaków do tego walutowego kasyna.

Bankowców też nikt nie zmuszał do wpisywania klientom do umów klauzul niezgodnych z prawem. A teraz, gdy okazuje się, że to ich może słono kosztować, kombinują jak małe dzieci, żeby się wymigać od odpowiedzialności.

Wiele banków przyznało się do posługiwania spreadami w sposób krzywdzący dla klientów i płacą zasądzone z tego tytułu kary. Nie mylmy jednak dwóch spraw. Czym innym jest zwrócenie nienależnie pobranych opłat, które osiągnięto manipulując kursem walutowym, a czym innym znalezienie się w sytuacji, w której rentowność udzielonych kredytów, wynikająca z utrzymania w umowach stopy LIBOR, stałaby się niższa od refinansowania portfela kredytowego na rynku, wynikającego ze znacznie wyższej stopy WIBOR. Z punktu widzenia banków oznaczałoby to udostępnianie kapitału kredytobiorcom po cenie niższej od tej, jaką im samym przyszłoby zapłacić za dostęp do tego kapitału na rynku. W ten sposób wracamy do absurdu ekonomicznego, o którym już rozmawialiśmy. Proszę mi wierzyć, to nie jest dziecinne wymigiwanie się od odpowiedzialności. To walka o życie, bo koszty wynikające z takiego przewalutowania nie tylko mogłyby niektóre spośród banków popchnąć w stronę bankructwa. Mogłyby nawet rozstroić całą politykę pieniężną państwa.

Związek Banków Polskich oszacował już nawet koszty takiej decyzji TSUE na okrągłe 60 mld zł.

Mam to jakoś skomentować?

Poproszę.

To przybliżone szacunki. Osobiście robię następującą kalkulację – wartość portfela kredytów frankowych wyrażona w złotych to wciąż około 100 mld. Średni czas, jaki pozostał kredytobiorcom do spłaty na dotychczasowych zasadach, to 17 lat, a różnica między polską stopą WIBOR i szwajcarską LIBOR (CHF) to około 2,5 punktu procentowego. Z takiego bardzo pobieżnego rachunku wychodzi mi 35 mld zł straty banków. Jeśli uzupełnimy to o zwrot nieuzasadnionych zysków na spreadach i możliwość udania się do sądów osób, które kredyty zdążyły już spłacić, ale zauważą możliwość zrekompensowania sobie poniesionych w przeszłości kosztów, to bez wątpienia wychodzimy na kwoty liczone w dziesiątkach miliardów. Dlatego bardzo przestrzegam przed rozpowszechnianym tu i ówdzie twierdzeniem, że operacja przewalutowania kredytów frankowych na złotowe nie będzie banków kosztować ani grosza.

Zanim przejdzie Pan dalej, ustalmy, co rozumiemy jako koszt lub stratę, bo banki lubią nazywać w ten sposób także niezrealizowane zyski.

Ale nawet te niezrealizowane zyski oznaczają, że wyniki niektórych banków przesuną się w wieloletniej perspektywie na minus i nie będzie sposobu, by to zrekompensować. Niektóre z nich będą musiały przestać istnieć. Sektor bankowy w dużym stopniu utraci zdolność kredytowania polskiej gospodarki.

To ciekawe, bo prezes ZBP przyznał właśnie, że bankom bardziej opłaca się kupować obligacje państwowe, niż pożyczać polskim firmom. A oszczędności indywidualne do kwoty stu tysięcy euro chroni przecież Bankowy Fundusz Gwarancyjny.

Zasoby BFG zostały bardzo mocno uszczuplone na skutek ostatnich upadłości SKOK-ów. Fundusz może przyjść z pomocą jednemu, dwóm bankom. Tymczasem chorobą frankową, w różnym stopniu, zarażonych jest około 20 banków w Polsce. A jeśli chodzi o apetyty banków na obligacje skarbowe, to proszę nie zapominać, że to pozycja aktywów, która od lutego 2016 r. wyłączona jest z podstawy opodatkowania podatkiem bankowym. Dlatego banki pożyczają rządowi, a nie przedsiębiorstwom.

Skoro Pan w kółko o bankach, to ja o klientach. Stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu twierdzi, że niektóre banki w kalkulatorach zdolności kredytowej klienta celowo zaniżały wynik dla złotego, a zawyżały dla franka.

Ode mnie się pan nie doczeka obrony polityki kredytowej polskich banków w minionych dwóch dekadach. Dla wielu banków boom na kredyty hipoteczne był okazją do szybkiego powiększenia portfela kredytowego. Niektóre, nie bójmy się tego określenia, pojechały po bandzie. Ale nie wszyscy. Kiedy byłem głównym ekonomistą banku Pekao SA, świadomie nie zdecydowaliśmy się na przystąpienie do wyścigu na kredyty frankowe, mimo że w krótkoterminowej perspektywie taka decyzja wydawała się wtedy biznesowo niekorzystna.


Czytaj także: Michał Okoński: Frankowicze nie chcą być pouczani


Od lat powtarzam, że zadłużanie się w walucie, w której się nie zarabia, to igranie z ogniem, zwłaszcza gdy bierze się kredyt na 20-30 lat. Nie mogę też nie zgodzić się z opinią, że banki, zwłaszcza na początku boomu na kredyty walutowe, nie dołożyły należytej staranności w informowaniu o ryzyku związanym z takimi transakcjami. I że nie zawahały się, by oskubać klientów na niekorzystnie dla nich ustawionych kursach wymiany. Będę się jednak upierał, że same kredyty walutowe nie były złowrogą intrygą mającą na celu schwytanie Polaków w pułapkę kursów walutowych. Nie wyszły bankowcom – i tyle.

Część kredytobiorców zarzuca dziś bankom ni mniej, ni więcej jak doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem, wymienione w artykule 286. Kodeksu Karnego.

Dlaczego w takim razie klienci nie zgłaszają tego przestępstwa prokuraturom, tylko wchodzą w kosztowniejszą i bardziej ryzykowną formułę procesu cywilnego, zarzucając umowom kredytowym delikt w postaci klauzul indeksacyjnych? Moim zdaniem prawnicy podpowiadają klientom, która ścieżka daje większe szanse na wygraną. Naprawdę, nie róbmy z posiadaczy kredytów we frankach ofiar systemu bankowego. W Polsce brakowało mieszkań. Banki wykorzystały ten trend do stworzenia nowego produktu, ale zrobiły to, jak wszystko dziś wskazuje, z niedostatecznym uwzględnieniem interesów klientów. Proszę zauważyć, że ani rzecznik TSUE, ani polskie sądy, które coraz częściej obierają linię orzeczniczą bliską opinii rzecznika, nie kwestionują kredytów walutowych jako takich. Problemem jest to, że banki źle skonstruowały umowy.

I teraz grożą im za to konsekwencje finansowe.

Co w tym dziwnego? Myśli pan, że konsekwencje poniosą jedynie banki?

Pamiętam identyczną argumentację sprzed 11 lat, kiedy upadł Lehman Brothers, a kilka innych banków uratowali podatnicy. Potem okazało się, że za kryzys zapłacili właścicie tylko podatnicy.

Banki już płacą za swoje błędy. Na warszawskiej giełdzie od ponad miesiąca trwa wyprzedaż ich akcji, a to może świadczyć o tym, że inwestorzy już wyceniają orzeczenie TSUE, zakładając, że może być dla branży niekorzystne. Indeks WIG Banki spadł w lipcu z poziomu 7900 w okolice 7400 punktów.

I znów mówimy o kłopotach banków.

Tak. Ale też o potencjalnych kłopotach ich klientów. Od lat powtarzam, że to banki w największym stopniu ponoszą winę za wywołanie tego kryzysu. Ale teraz nie rozmawiamy o tym, kto zawinił, tylko jak rozwiązać problem. Bo chodzi o to, żeby wyleczyć sektor z frankowej choroby unikając przy tym wstrząsów, które mogą być niebezpieczne dla posiadaczy oszczędności i gospodarki.

Zastanawia mnie, że bankowcy kreślą od razu najczarniejszy scenariusz. Decyzja TSUE będzie tylko wskazówką dla polskich sądów, które klienci muszą dopiero poprosić o unieważnienie klauzul indeksacyjnych. W sądach leży obecnie około dwóch tysięcy takich pozwów. Po wyroku TSUE może być ich więcej, ale nie wierzę we frankowe tsunami, które zmiecie nam banki. To branża, która w zeszłym roku miała 65,1 mld zł przychodów i 14,5 mld zł zysku.Ucierpią prezesi, którzy będą musieli odpisać z bilansów sporo kapitału i pożegnać się przez to z premiami.

A mnie zastanawia co innego: czy to uczciwe, żeby klient frankowy wskutek decyzji TSUE dostał kredyt hipoteczny niemal za darmo, podczas gdy ktoś, kto zadłużył się w rodzimej walucie, za pożyczkę na taki sam cel płacił nadal znacznie więcej? Obawiam się, że jeśli nawet banki przegrają z klientami bitwę o przewalutowanie kredytów frankowych, zwycięzcom i tak trudno będzie przekonać opinię publiczną, że to wygrana w sprawiedliwej wojnie. Zwłaszcza teraz, kiedy już widać, że inflacja w Polsce nabiera rozpędu i podwyżki stóp procentowych wydają się nie do uniknięcia. Kredyty złotowe podrożeją. A jednocześnie posiadaczom kredytów frankowych banki będą musiały darować część długu.

Darować? Raczej zwrócić to, co pobrały niezgodnie z prawem.

Zgodzę się, ale tylko co do spreadów walutowych. Proszę zwrócić uwagę, że hipoteki frankowe należą do najrzetelniej spłacanych w całym portfelu kredytowym polskich banków. Odsetek umów opóźnionych o co najmniej trzy okresy rozliczeniowe nie przekracza 1,27 proc. i jest niższy nawet od tego samego wskaźnika dla kredytów mieszkaniowych w złotym (1,3 proc.). Obsługa tych kredytów nie boli więc klientów aż tak bardzo, jak sugeruje choćby Stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu.

Bo na kredyt mieszkaniowy pieniądze muszą się znaleźć – kosztem innych wydatków. Spłata hipoteki w prawie każdym badaniu zwyczajów konsumenckich Polaków pojawia się jako jeden z priorytetów.

Znam te badania. Ale czytałem również statystyki, z których wynika, że wśród hipotek frankowych jest więcej zaciągniętych na cele spekulacyjne niż wśród złotowych. Słyszałem o takich, którzy za kredyt we frankach kupowali w Trójmieście po dwa stumetrowe apartamenty.

I banki trzymały takie dane w szufladzie? Na czarną godzinę? Nie mogły wcześniej wyjść z ofertą pomocy dla frankowiczów, ale ograniczoną do tych, którzy zadłużyli się na zakup pierwszego własnego mieszkania?

Przypominam, że banki miały program pomocy dla nieradzących sobie ze spłatą po wzroście kursu franka. Ale faktycznie, dziś można powiedzieć, że tamte propozycje były niewystarczające. Uważam, że najlepsze rozwiązanie problemu pojawiło się na początku dyskusji na ten temat. Ówczesny szef Komisji Nadzoru Finansowego zaproponował wtedy, żeby kredyty frankowe przewalutować na złotowe po kursie ich otwarcia, ale z przeliczeniem oprocentowania wstecz w oparciu o stawkę WIBOR dla złotego. Kredyty frankowe po prostu stałyby się złotówkowymi, tak jakby nigdy nie miały nic wspólnego ze stopą LIBOR dla franka. Zniknęłoby i ryzyko kursowe, i problem skokowego wzrostu wysokości zadłużenia do wartości nieruchomości.

Kosztem wyższej raty.

Być może czegoś nie doczytałem, ale nie przypominam sobie, żeby ze środowiska frankowiczów wyszła wtedy jednoznaczna aprobata dla tego rozwiązania. ©℗

 

Prof. DARIUSZ FILAR jest ekonomistą związanym od lat z Uniwersytetem Gdańskim. Specjalizuje się w makroekonomii. W latach 2004-10 był członkiem Rady Polityki Pieniężnej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2019