„Mówi3 Austerlitz..."

Jego przedwczesna śmierć w grudniu 2001 roku, w następstwie wypadku samochodowego na angielskiej szosie, była zapewne jedną z największych strat, jakie w minionych latach poniosła literatura europejska. "Austerlitz", jego ostatnia powieść, pokazuje nam pisarza w chwili pełnego rozwoju, mistrza narracji i kreatora świata, którego częścią stajemy się od pierwszych stron. Trudno nie myśleć o książkach, które nigdy już nie powstaną. Jak ta, której bohaterem byłby być może Józef Sebald, krakowski fotograf z przełomy XIX i XX wieku - pisarz korespondował w tej sprawie ze swoją polską tłumaczką, Małgorzatą Łukasiewicz.

Zawdzięczamy jej trzecią już książkę Sebalda. Pierwsza - "Czuję. Zawrót głowy" (wydanie niemieckie 1990, wydanie polskie 1998) - nie została u nas zauważona. W drugiej - "Wyjechali" (1992, 2005) - krytycy dostrzegli arcydzieło. Myślę, że podobnie będzie z "Austerlitzem". W przygotowaniu jest polskie wydanie "Pierścieni Saturna" (oryginał 1995). I to właściwie kanon dzieła prozatorskiego Sebalda - bo był on także literaturoznawcą, przez wiele lat wykładał na University of East Anglia w Norwich. Kilka niezbyt grubych tomów, tylko tyle - i aż tyle.

W.G. Sebald (inicjały oznaczają Winfrieda Georga; swoich imion nie znosił), urodzony w 1944 r., wychował się na bawarskiej prowincji. Syn oficera Wehrmachtu więzionego później przez Sowietów, rósł w świecie, w którym wojenna przeszłość, niemieckie zbrodnie, Zagłada były tematem tabu. Obejrzane w szkole zdjęcia z obozu Bergen-Belsen wstrząsnęły nim, a temat pamięci - wypartej, powracającej, z mozołem odtwarzanej, nigdy do końca pewnej - będzie jednym z motywów przewodnich jego prozy.

"Te historie - pisała Małgorzata Łukasiewicz - które przydarzyły się komuś tam dawno temu i pozostawiły tylko nikłe, rozproszone ślady na dnie szuflad i pamięci - te historie Sebald na naszych oczach animuje. Podsuwa nam na przemian dwie perspektywy. Jedna to perspektywa entropii, rozsypki, zapomnienia, rozwierającej się przepaści. Druga pokazuje, że historie niby to skończone i uschnięte znienacka wypuszczają pąki i owocują dalszymi ciągami. Pokazuje - z prowokacyjną pewnością, której użycza też czytelnikom - że wszystko gotowe jest na powrót ożyć. (...) Ta druga ma za sobą, chciałoby się powiedzieć, więcej nieskończoności. Sięga do obietnicy wielkiej rekapitulacji - do marzeń o zniesieniu granic dzielących przeszłość od innych czasów, fikcję od życia, życie od śmierci".

Bohaterem ostatniej powieści Sebalda jest Jacques Austerlitz; on sam opowiada swoją historię, ale nie nam, tylko nienazwanemu z imienia narratorowi. Po raz pierwszy trafiają na siebie w roku 1967 w Antwerpii, na tamtejszym dworcu głównym. Fantastyczna budowla wzniesiona za panowania króla Leopolda i będąca jednym ze świadectw belgijskich snów o kolonialnej potędze jest przedmiotem zainteresowania Austerlitza jako historyka architektury. "Od początku - wspomina narrator - zdumiewało mnie, że Austerlitz, mówiąc, nadaje kształt myślom, że jakby w roztargnieniu umie złożyć najbardziej wyważone zdania i że układając swoje rzeczowe wiadomości w formę opowiadania, zbliża się stopniowo do pewnego rodzaju metafizyki historii, w której wspominane zdarzenia ponownie ożywają". To ważna uwaga, bo można ją odnieść do samego Sebalda.

Monolog o architekturze jako zwierciadle historii społecznej, a zarazem miejscu, w którym odnaleźć można ślady bólu, ciągnące się przez dzieje "niezliczonymi delikatnymi liniami", wprowadza jeden z podstawowych motywów książki. Stanowi przy tym uwerturę opowieści, której etapami są kolejne spotkania narratora z Austerlitzem. Później dopiero poznamy jego tajemnicę - tajemnicę żydowskiego chłopca wysłanego w 1939 roku do Anglii i adoptowanego przez walijskiego pastora. Nieświadomy swojej przeszłości i korzeni, stopniowo dopiero je odpoznaje i odtwarza losy rodziców, aktorki Agaty Austerlitz i działacza socjaldemokratycznego Maximiliana Aychenwalda. Usiłuje odnaleźć twarz matki na propagandowym filmie nakręconym przez Niemców w "pokazowym" obozie dla Żydów w Terezinie, dociera do jej przyjaciółki w Pradze, szuka w Paryżu śladów ojca... Zagłada, w czterech opowieściach z tomu "Wyjechali" będąca podskórnym, ukrytym tematem, także i w tej powieści znajduje się jakby w tle relacjonowanego nam przez narratora monologu Austerlitza. To za jej sprawą życie Austerlitza stało się jakby wydrążone, dotknięte pustką, której nie sposób zapełnić.

Książka Sebalda stanowi - w jednej z warstw - przejmujące studium postępującego wyobcowania i samotności. Oto fragment monologu bohatera, skrupulatnie przez narratora notowanego: "Grozą przejmowała mnie możliwość - mówił Austerlitz - że miałbym słuchać, co ktoś mówi, albo co gorsza samemu mówić, i gdy tak to się rozwijało, zacząłem powoli pojmować, jak bardzo jestem i byłem zawsze samotny, zarówno wśród Walijczyków, jak wśród Anglików i Francuzów. Nigdy nie myślałem o swoim prawdziwym pochodzeniu. Nigdy też nie czułem się przynależny do żadnej klasy, zawodu czy wyznania. W otoczeniu artystów i intelektualistów czułem się tak samo nieswojo, jak w sferach mieszczańskich, a od dawna też nie mogłem się zdobyć na zadzierzgnięcie jakiejś osobistej przyjaźni. Zaledwie kogoś poznawałem, już mi się zdawało, że zanadto się spoufalam, zaledwie ktoś się do mnie zbliżył, zaczynałem się odsuwać. Na koniec moje stosunki z ludźmi sprowadzały się już w ogóle tylko do pewnych, z mojej strony najskrupulatniej przestrzeganych form grzecznościowych, które, jak to dziś wiem - mówił Austerlitz - nie miały związku z tym czy innym człowiekiem, lecz raczej chroniły mnie przed zrozumieniem, że zawsze, odkąd sięgam pamięcią, znajdowałem się w stanie bezsprzecznej rozpaczy".

Skrajna samotność jest jednak także udziałem przybranego ojca Austerlitza, walijskiego pastora Eliasa; nawet jego miejsce urodzenia zalały wody sztucznego zbiornika. Vera, sąsiadka i przyjaciółka Agaty Austerlitz, "odkąd straciła mnie i moją matkę - mówił Austerlitz - nie mogła znieść już żadnych zmian" i w jej praskim mieszkaniu czas się jakby zatrzymał. Samotność, melancholia, przeszłość, która budzi nostalgię, ale równocześnie kryje w sobie bezmierne ludzkie cierpienie - świat tej krystalicznej prozy o hipnotycznym rytmie nie jest wesoły. A mimo to trudno się z nim rozstać. (Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2007, ss. 360. Że przekład jest świetny - w przypadku tej tłumaczki zbyteczne dodawać.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2007