Mowa obrończa szaleńca

Była wiosna 1875 roku, kiedy dwudziestosześcioletni August Strindberg, skromny pracownik Biblioteki Królewskiej i początkujący dramaturg (autor głośnego już wtedy "Mistrza Olofa), poznał dystyngowaną baronową Siri von Essen. Od tego czasu, miast spędzać czas ze sztokholmskimi artystami w "Czerwonym Pokoju restauracji Bernsa (uwiecznionym później w powieści pod tym samym tytułem), spotykał się z młodą arystokratką i jej mężem. Po dwóch latach spotkań Siri porzuciła męża, zostając żoną i matką dzieci utalentowanego pisarza.

02.08.2006

Czyta się kilka minut

August Strindberg /
August Strindberg /

Ów biograficzny fakt jak żaden inny zaważył na karierze Strindberga, jego poglądach, filozofii i zdrowiu psychicznym. Małżeńskie lata nie były dla niego okresem najszczęśliwszym, a ich karykaturalny obraz zawarł w kilku kolejnych utworach, na czele z "Historiami małżeńskimi" i sławną "Spowiedzią szaleńca".

Podzielone na dwie części "Historie małżeńskie" ukazały się oddzielnie, pierwsza w 1884, druga w 1886 roku. Kiedy 27 września 1884 r. pierwsza z nich trafiła na półki sztokholmskich księgarń, wywołała obyczajowy skandal i burzę w środowisku ówczesnej bohemy. Strindberg, zagorzały mizogin, z pasją łajał kobiece przywary, z wielką siłą uderzał w środowiska emancypantek.

W niespełna miesiąc po premierze "Historii..." ich autor trafił przed sąd. Pretekstem do oskarżenia i konfiskaty książki nie były jednak antypostępowe poglądy Strindberga, a religijne bluźnierstwo, którego dopatrzono się w pierwszym z opowiadań tomu - "Nagrodzie za cnotę". Dla Strindberga "Historie..." były bowiem polem wszechstronnej polemiki. Z jednej strony korespondowały z poglądami "postępowych" środowisk, które w latach osiemdziesiątych XIX wieku lobbowały na rzecz ustawy o "prawie posiadania kobiety zamężnej", pozwalającej małżonce na zachowanie majątku wniesionego do małżeństwa, z drugiej zaś były "pieśnią bojową mającą dać odpór »prorokowi i bożyszczu sawantek, sprawcy obłędu emancypacyjnego«, Ibsenowi" - jak pisze w posłowiu Janusz B. Roszkowski.

Fabuła wszystkich trzydziestu "Historii..." wygląda niemal identycznie: zdolny i pracowity mężczyzna, wzorowy przedstawiciel klasy średniej, w wyniku "chwilowej niepoczytalności" decyduje się poślubić niewiastę. Młody żonkoś szybko przekonuje się, że ta decyzja była błędem, a jego życie staje się koszmarem... Małżeństwo widziane oczami Strindberga jest instytucją opartą na chorych fundamentach. "Gdybym nie był twoim mężem, nie byłbym zazdrosny - mówi bohater jednej z opowieści. - Cieszyłbym się z twego powodzenia, ale ono mnie unicestwia. Małżeństwo jest ludożerstwem. (...) spełnia ono tę samą rolę co monarchia. Monarchia może utrzymać się jedynie dzięki jedynowładztwu". Jednak monarchiczne rządy mężczyzny zostały zachwiane, kobieta jednoznacznie domaga się praw, walczy o nie, najczęściej zniewalając wybranka. Zakochany mężczyzna z jedynowładcy stał się niewolnikiem, wszak "ten, kto kocha, zawsze jest niewolnikiem".

To właśnie w "Historiach..." antyfeminizm Strindberga osiąga apogeum. Autor "Panny Julii" nawet nie stara się maskować swego mizoginizmu - jego opowiadania pełne są jednoznacznie negatywnych ocen postępków płci pięknej. Strindbergowska kobieta jest z natury leniwa i gnuśna, sama skazuje się na bycie obywatelem drugiej kategorii. Jest też nazbyt wymagająca. Z pasją tropi Strindberg kobiece niegodziwości - małostkowość, głupotę, nieuczciwość, a przy tym realistycznie ukazuje powstawanie małżeńskich konfliktów, w których za każdym razem to mężczyzna staje się ofiarą swej ukochanej.

I choć ten gorączkowy atak na płeć przeciwną nie znajdzie dziś zapewne obrońców ani zwolenników, argumentom Strindberga nie sposób czasem odmówić trafności. Dostrzegały to również niektóre współczesne mu kobiety. Victoria Benedictsson pisała w liście: "Może on być jednostronny, temu nie przeczę, ale to, co mówi, to wielka, zdrowa prawda. (...) Małżeństwo jest niesprawiedliwe wobec mężczyzny w takich związkach zawieranych przez przedstawicieli klas średnich, gdzie kobieta jest zbyt dystyngowana, by pracować; to tam mężczyzna jest niewolnikiem". Jej słowa potwierdzają, że w Strindbergowskim szaleństwie była - kontrowersyjna wprawdzie - metoda.

Warto więc pokonać światopoglądowe opory - wszak "Historie..." to często świetna literatura, nie tylko publicystyka, ale też zabawa słowem, zbiór celnych obserwacji i dobra stylistyczna robota. Te miniatury niejednokrotnie zaskakują pięknem metafor i rozbudowaną ornamentyką. Strindberg zabawia się konwencjami literackimi, przez co jego "paszkwile" są także ironiczną grą z czytelnikiem. Czasem aż trudno uwierzyć, że pierwsza część "Historii...", na którą składa się 12 opowiadań, powstała w zaledwie trzydzieści dni. Pośpiech i stylistyczne niedopracowanie charakteryzuje natomiast opowieści z tomu drugiego. Sam autor przyznawał po ich wydrukowaniu, że powstały z potrzeby uczestnictwa w publicystycznym sporze, były wyrazem sprzeciwu wobec "inteligencji z epoki brązu, ludzkich małp i półmałp", czyli emancypantek próbujących "zawłaszczać sobie prawa, bez obowiązków, oczywiście!".

W swych miniaturach Strindberg uderzał nie tylko w środowiska kobiece, ale też w całą obyczajowość mieszczańską. Krytyce poddawał fałszywą, bigoteryjną mentalność protestancką oraz instytucje społeczne takie jak szkoła, Kościół, "środowisko". We wspomnianej już "Nagrodzie za cnotę" kpił z konfirmacji, wskazując, że dla przystępujących do tego sakramentu młodzieńców był on jedynie sposobem na uzyskanie pracy u głęboko wierzących ziemian. W tym samym opowiadaniu pisał: "Jakże nędzną maskaradą była szkoła! Żaden z młodzianów nie wierzył w błogosławieństwo mogące wyniknąć z wyliczania znienawidzonych królów, uczenia się martwych języków, dowodzenia aksjomatów, definiowania rzeczy oczywistych, liczenia pylników u roślin i stawów na tylnych odnóżach insektów, by w końcu nie wiedzieć więcej ponad to, że zowią się po łacinie tak a tak". Stąd oburzenie, z jakim przyjęto "Historie...": atak na wartości mieszczańskie poczytywany był z jednej strony za objaw szaleństwa, z drugiej jako świadectwo moralnego upadku, degrengolady "dobrze zapowiadającego się" autora.

W wydanej niedawno po polsku pracy "Strindberg i Van Gogh. Próba analizy patograficznej..." Karl Jaspers analizował przypadek Strindberga jako schizofrenika. Mimo że książka Jaspersa od dawna cieszy się statusem kanonicznej, spory na temat zdrowia psychicznego autora "Panny Julii" trwają po dziś dzień. Lektura "Historii małżeńskich" skłania ku przyjęciu teorii Jaspersa, pokazuje, że mizoginizm Strindberga niewiele miał wspólnego ze zdrową postawą filozoficzną. Zajadłość i furia, z jaką pisarz atakuje swych ideowych przeciwników, godna jest lepszej sprawy. Nie stoi to jednak w sprzeczności z uznaniem dla jego talentu. "Historie małżeńskie" zawierają wiele pysznych literackich miniatur. A kiedy przyjrzymy się im bez emocji, obok banalnych i zbyt retorycznych filipik dostrzeżemy także zaskakująco celne uwagi, które przez z górą sto dwadzieścia lat zachowały aktualność.

August Strindberg, "Historie małżeńskie", przekład i opracowanie Janusz B. Roszkowski, Warszawa 2006, Jacek Santorski &Co Agencja Wydawnicza, seria "Literatura Skandynawska".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (32/2006)