Wyspa

Formuła tczewskiego festiwalu jest prosta: umożliwić studentom i absolwentom kierunków artystycznych debiut przed szeroką publicznością, zwracając szczególną uwagę na interdyscyplinarność i poszukiwania nowych form.

18.09.2005

Czyta się kilka minut

Miejski Teatr Dramatyczny Tilzit: "Panna Julia" /
Miejski Teatr Dramatyczny Tilzit: "Panna Julia" /

Pierwsze założenie udało się z nawiązką zrealizować - zainteresowanie spektaklami ze strony mieszkańców Tczewa jest ogromne - drugie pozostało jedynie obietnicą. W ubiegłych latach najciekawsze propozycje pochodziły właśnie z pogranicza sztuk: w tym roku happeningi, performanse, instalacje, projekty scenograficzne można było policzyć na palcach jednej ręki. Pozostały dzieła plastyczne (prezentowane podczas wystawy konkursowej) i teatralne.

Te ostatnie niestety nie wyrastały na ogół ponad poziom etiud studenckich, bez pretensji do oryginalności, odkryć repertuarowych czy przysłowiowego “mówienia własnym głosem". “Autorski" charakter spektakli sprowadzał się najczęściej do zespołowej reżyserii i kosmetycznych zmian w tekście. A przecież w Tczewie młodzi twórcy mogą zaprezentować projekty powstające w kontrze do tego, co żmudnie wypracowują w szkole pod czujnym okiem mistrzów.

Że bunt nie jest w cenie, pokazuje główna nagroda dla “Łoża" w reżyserii Karoliny Szymczyk z łódzkiej PWSFTviT. Sprawni, acz pozbawieni naturalnej vis comica i swobody improwizacyjnej aktorzy zmienili absurdalny humor farsy Sergi Belbela w niekończącą się serię wymuszonych wygłupów. Zamiast parodiować obraz mieszczańskiego świata odbijający się w lustrze melodramatów i reklam, spektakl niebezpiecznie przybliżył się do tego typu rozrywki.

Na tym tle lepiej wypadły propozycje zdobywcy Grand Prix - wrocławskiego Teatru Zakład Krawiecki. Zarówno “Zona" (inscenizacja “Martwej Królewny" Nikołaja Kolady), jak monodramy “Roxxy Hot" (ujęta w wielokrotny nawias piętrowych transformacji adaptacja tekstów Pedro Almodóvara) oraz “Aaa pracy szukam, matkę oddam" (groteskowy obrazek z życia bezrobotnej absolwentki lalkarstwa, rozpisany na aktorkę, telefon komórkowy, głos jej monstrualnej matki oraz komiksowe projekcje) mimo pewnych niedoskonałości reżyserskich bronią się dzięki autentyzmowi i wyczuciu formy wykonawców, łatwo nawiązujących porozumienie z młodą publicznością.

Szkoda, że jury nie doceniło wysiłków Aleksandry Bożek i Natalii Babińskiej z warszawskiej Akademii Teatralnej. Ich “Noce Szeherezady" - wnikliwe odczytanie zgoła niebaśniowych fragmentów “Księgi 1001 Nocy" - to teatr oparty na ekshibicjonistycznej wręcz cielesności zrównoważonej wyrafinowaną muzycznością. Sytuacja Szeherezady, której życie zależy od skupienia na sobie uwagi tyrana, staje się metaforą procesu twórczego. Aktorka opowiadając na pustej scenie powikłaną historię zamienia ją w wieloznaczny, podszyty erotyką i nasycony przemocą spektakl, bez publicystycznej dosłowności dotykający jakże aktualnego problemu niemożności porozumienia między płciami, kulturami, religiami.

Ponad poziom Festiwalu najsilniej wzniosły się jednak dwie krańcowo różne inscenizacje dramatów Augusta Strindberga. Miejski Teatr Dramatyczny Tilzit z Sowjetska (czyli dawnej Tylży) przywiózł znakomitą aktorsko “Pannę Julię". Niemal wszystko w tym spektaklu zinterpretowane zostało wbrew przyzwyczajeniom widzów, a jednak pozostaje on tak blisko Strindberga, jak to tylko możliwe, potwierdzając nieprzemijającą wartość nadal niewygodnego dramatu. Naturalizm miejsca wydarzeń - prawdziwej kuchni, gdzie przyrządza się aromatyczne posiłki - zostaje przełamany otwartymi zwrotami do widzów. Dionizyjska Noc Świętojańska staje się nocą podbiegunową, upiorni cyrkowcy-muzykanci budują atmosferę erotycznego napięcia. Relacje pomiędzy trójką głównych bohaterów zmieniają się w niemal rytualną walkę o dominację na kształt Genetowskich “Pokojówek": najsłabszy psychicznie Jean i młoda, wyzywająca kucharka Krystyna urządzają seans nienawiści wobec niemłodej, zgorzkniałej panny Julii.

Z ekspresjonistyczną stylistyką i natrętną symboliką “Sonaty widm" doskonale poradzili sobie w “Wyspie umarłych" białostoccy lalkarze, precyzyjnie dawkując liryczne serio i subtelną ironię. Koncepcja plastyczna spektaklu zakorzeniona została w estetyce Zdzisława Beksińskiego, dzięki czemu grobowa atmosfera domu Pułkownika, psychiczna “wampiryczność" bohaterów sztuki znalazły mocny ekwiwalent wizualny. Efektownej scenografii i ekspresyjnym lalkom towarzyszyły intrygująca oprawa muzyczna (nagrania z Warszawskiej Jesieni) i świetna interpretacja aktorska. Pesymistyczna wizja “świata złud, win, cierpień i śmierci" w żaden sposób nie łagodzi w “Sonacie widm" odpowiedzialności jednostki, która owe złudy i cierpienia innych pomnaża. Strindberg okazał się najbardziej radykalnym artystą “Zdarzeń".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2005