Moskwa nie wierzy w metadon

Rosja wkłada coraz więcej wysiłku w walkę z narkomanią i z epidemią HIV/AIDS. Jednocześnie broni się przed wprowadzeniem metod, które sprawdziły się w innych krajach.

09.11.2009

Czyta się kilka minut

Z Aleksiejem (imię zmienione), doświadczonym moskiewskim street-workerem i psychologiem, jedziemy na północ miasta, aby porozmawiać z narkomanami. Dla dziennikarza z Polski wydaje się to proste: w Warszawie czy Krakowie większość uzależnionych rozmawia z prasą chętnie; mogą poskarżyć się na bezduszność policji czy niesprawiedliwe sądy. A okazja jest tu znakomita: nad rzeką Moskwą, w luksusowym centrum konferencyjnym World Trade Center (zbieżność nazw nieprzypadkowa), obradują właśnie specjaliści z całego świata, naukowcy, przedstawiciele organizacji pozarządowych i światowych funduszy.

Rozmawiają o HIV/AIDS w krajach Europy Wschodniej i Azji Centralnej. Ale i tak najważniejsza jest Rosja - bo tu skala zagrożenia jest największa. Według oficjalnych rosyjskich danych, liczba zarejestrowanych przypadków HIV na terenie Federacji Rosyjskiej wynosiła w czerwcu tego roku ponad 490 tys. Tymczasem ONZ szacuje, że liczba może wynosić od 940 tys. do nawet 1,3 mln. Ogromna większość, bo 83 proc. zakażonych HIV, to narkomani. Każdego roku rejestruje się więcej nowych zachorowań.

Przedstawiciele rosyjskich władz i organizacji pozarządowych zgodni są tylko co do jednego: że trzeba cieszyć się, iż w 2008 r. Rosja ułatwiła chorym na HIV terapię lekami antyretrowirusowymi, powstrzymującymi rozwój choroby. W tej chwili dostęp do nich ma

23 proc. chorych. Średnia europejska wynosi niemal dwukrotnie więcej, w Afryce jest jeszcze wyższa.

Dalej zaczynają się rozbieżności.

Obcy i szkodliwy

Rozbieżności dotyczą m.in. systemu tzw. redukcji szkód, do którego rosyjskie władze nastawione są nieufnie. To część szerszego pejzażu: 200 rosyjskich organizacji pozarządowych ze wszystkich części kraju, skupionych na walce z AIDS i redukcji szkód, właśnie zwija żagle bądź zamierza to wkrótce uczynić.

Przyczyną jest, paradoksalnie, coraz lepsza sytuacja ekonomiczna Rosji, która przestała spełniać kryteria wyznaczone przez Global Fund - instytucję finansową, zajmującą się gromadzeniem i podziałem pieniędzy na walkę z AIDS, gruźlicą i malarią. Z beneficjenta Rosja przemieniła się w donatora, wpłacając w ciągu 2 lat na walkę z AIDS w najbiedniejszych krajach 215 mln dolarów. Dla porównania: od 2004 r. GF przekazał Rosji 200 mln dolarów, wspierając m.in. programy wymiany igieł i strzykawek, terapię antyretrowirusową, kampanię w mediach, dystrybucję prezerwatyw. Te zadania mają być przejęte przez rząd rosyjski. Ale pieniędzy nie widać.

Dlatego grupa Aleksieja nie rozdaje już igieł i strzykawek wokół stacji metra Wojkowskaja. Jeszcze przed wakacjami rozprowadzali do 700 sztuk dziennie. Zorganizowali specjalny profil społecznościowy, aby klienci mogli umawiać się z nimi przez internet. Powstała grupa liderów o nazwie "Apteczni kowboje", która pomagała w dystrybucji środków. Zdobyli zaufanie uzależnionych. - Teraz, jeśli ktoś do nas dzwoni albo pisze, odsyłamy go do rządowych organizacji - mówi Aleksiej. - Tyle że u nich strzykawek nie wymieni. Tam albo detoks, albo ośrodek zamknięty.

Władze w systemy redukcji szkód nie wierzą. Największy spór na konferencji w Moskwie toczy się o zakazaną w Rosji terapię metadonową, czyli substytut heroiny nadzorowany przez państwo. Przedstawiciele Global Fund udowadniają, że im większy dostęp do metadonu, igieł i strzykawek, tym większa oszczędność dla państwa, bo maleją koszty walki z HIV i żółtaczką typu C. Do władz Rosji to nie trafia. - Metadon jest przereklamowany, obcy politycznie i szkodliwy - uważa Gienadij Oniszczenko, szef rosyjskiego Inspektoratu Ochrony Zdrowia i główny lekarz sanitarny kraju.

Abstynencja albo śmierć

Oniszczenko, w Polsce zapamiętany z czasów "wojny mięsnej" w 2005 r., jest dziś tak samo arogancki. Na niewygodne pytania nie odpowiada albo zaczyna mówić o międzynarodowym spisku. Podważa dane statystyczne pokazujące skuteczność metody, sugerując, że zostały spreparowane. - Nie mamy dowodów, że metadon daje efekty. Na pewno nie uderza w rdzeń uzależnienia, za to uzależnia i ma wiele skutków ubocznych. To nie jest walka z narkomanią, tylko wrzucenie narkomana w inne uzależnienie. I tak płyną do nas opiaty z Afganistanu, a tu słyszę, że mamy jeszcze za darmo serwować jej substytut uzależnionym - twierdzi.

Odpowiada mu prof. Michael Kazatchkine, dyrektor Global Fund: - Dla mnie powrót do dyskusji o tym, czy redukcja szkód, w tym terapia substytucyjna, mają sens, jest bezprzedmiotowy. Nauka dawno to udowodniła. Przyjeżdżam z Francji, gdzie na skutek szerokiej profilaktyki notujemy 2 proc. nowych infekcji HIV rocznie. W Rosji w 2008 r. zanotowaliśmy 13 procent, a w tym roku pewnie będzie więcej.

Nieco mniej radykalny stosunek Oniszczenko ma do programu wymiany igieł i strzykawek. To program skuteczny, ale, zastrzega, pojawia się problem, bo jak kontrolować, czy street-worker nie jest jednocześnie handlarzem? Być może z tej przyczyny programy wymiany igieł i strzykawek w Rosji praktycznie nie istnieją.

Władza ma poparcie w Cerkwi. Na konferencji w Moskwie można oglądać slide-show z jednej z przycerkiewnych wspólnot terapeutycznych. Mnisi leczą wiarą i ciężką pracą: uzależnieni biorą udział w nabożeństwach, nacierają się śniegiem, rąbią drzewo i budują domy. Można się też dowiedzieć, że homoseksualizm to grzech równie ciężki jak zoofilia czy nekrofilia.

Gdzieś w tle oficjalnego stanowiska pobrzmiewa mocne w Rosji przekonanie, że narkoman to człowiek drugiej kategorii, nad którym nie warto się litować, i który musi wybierać: abstynencja albo śmierć. Pewnie dlatego z prawami uzależnionych nikt się szczególnie nie liczy. Oddziały detoksykacyjne przypominają więzienia, z grubymi kratami. Przez takie kraty trzy lata temu w moskiewskim szpitalu

nr 17 spłonęło 46 kobiet uwięzionych na oddziale. Rok temu na stację Wojkowska regularnie przyjeżdżały społeczne patrole pseudokibiców, aby wyłapywać narkomanów i "robić z nimi porządek". Jeden tego nie przeżył. Złapani przez milicję kibice nie rozumieli zarzutów: twierdzili, że społeczeństwo powinno być im wdzięczne.

Butorfanol łagodzi ból

Aleksiej oprowadza po aptekach wokół stacji Wojkowska. Różnią się od polskich. Są wśród nich klitki, zorganizowane w dawnych pomieszczeniach dla pracowników spółdzielni mieszkaniowych albo w budkach przejętych przez farmaceutów od kioskarzy. Również handel odbywa się na innych zasadach: nawet niektóre antybiotyki i mocne środki przeciwbólowe można dostać bez recepty. Przyczyna jest prosta: mimo szybko rosnącej zamożności i bezpłatnej służby zdrowia, wielu moskwian nie stać na częste wizyty u lekarza.

W moskiewskich aptekach bez recepty można nabyć m.in. paracetamol wzmocniony tramalem (silnym syntetycznym opioidem) i pochodne morfiny. Jednak największym wzięciem cieszy się butorfanol, bardzo silny opioid, stosowany w łagodzeniu bólu nowotworowego. Pojedynczą ampułkę można nabyć za równowartość 5 złotych. Uzależnieni zużywają ich w ciągu doby nawet do 20. Dożylnie podawany butorfanol wypiera z moskiewskiego "rynku" drogą heroinę z Afganistanu.

Aleksiej: - Państwo nie pozwala narkomanom na terapię metadonową, więc znaleźli oni jej namiastkę. Z dwojga złego lepiej kupić w aptece czysty środek, niż ryzykować z heroiną.

Butorfanolu używa regularnie 35-letni Walerij, który na kilka minut pojawia się przy wejściu do metra. Jest "weteranem" Wojkowskiej, nawet pseudokibice nie zrobili mu krzywdy. Utyka na jedną nogę, to pamiątka po zapaleniu żył. W spuchniętej dłoni piwo. - Dla wszystkich bezdomnych dzieci te ampułki są zbawieniem. Nie chce się jeść, nie czujesz zimna. Nikt się nimi nie interesuje, więc opium ich przygarnęło - mówi, po czym znika w tłumie, w poszukiwaniu pieniędzy na kolejną ampułkę.

Czarna lista

Prawdziwym biczem bożym na rosyjskich narkomanów jest jednak "registracja".

Przed tym słowem drży każdy, kto ma choćby incydentalny kontakt z narkotykami. Teoretycznie testy na obecność nielegalnych substancji nie są obowiązkowe. Ale zachodnie organizacje praw człowieka twierdzą, że praktyka wygląda inaczej: jeśli milicja organizuje nalot na nocny klub, uczelnię czy szkołę albo zgarnia z ulicy większą grupę podejrzanych, test jest obowiązkowy, a odmowa może skończyć się pobiciem. A jeśli uzależniony zgłasza się z własnej woli na leczenie, również trafia na specjalne listy.

Konsekwencje znalezienia się w spisach prowadzonych przez ministerstwo spraw wewnętrznych i Federalną Agencję Kontroli Narkotyków są poważne: osoba uznana za głęboko uzależnioną, pozostaje w ewidencji co najmniej pięć lat. Sąd odbiera mu na ten czas prawa rodzicielskie, nawet jeśli przedstawi zaświadczenie o ukończonej terapii. Nie może też pracować jako kierowca i w zawodach, gdzie miałby kontakt z benzyną albo ropą. Może mieć kłopoty ze znalezieniem zatrudnienia także w innych zawodach, jeśli pracodawca zażąda potwierdzenia, że jego nazwisko nie znajduje się na listach.

Według Human Rights Watch "registracja" bywa przydatnym narzędziem dla milicji: szantażując narkomanów ujawnieniem ich danych, zmusza się ich do bycia milicyjnymi konfidentami.

Podobne listy są też na Ukrainie czy w Gruzji. Sprawiają, że narkomani unikają jak ognia kontaktów z lekarzami. Dlatego istnieje przepaść między statystykami uzależnień, sporządzanymi przez rząd Rosji i organizacje pozarządowe. Również dlatego rosyjski narkoman myśli głównie o tym, jak usunąć się w cień i nie przyciągać uwagi swymi problemami.

Znów zaczniemy od zera

Niecałe pół roku wystarczyło, by podziemny świat przeniósł się w inne miejsca. Z godziny na godzinę coraz wyraźniej widać, że Aleksiej stracił z nim kontakt.

Pod aptekami, jeszcze przed wakacjami obleganymi przez narkomanów, dziś pustki. W podziemiach nikogo ze znajomych, jakby ich wymiotło. Tylko dwóch odurzonych klejem bezprizornych przepływa obok, stopami ledwie dotykając ziemi.

Na tradycyjnym szlaku między stacją metra a skwerem przy Akademickiej, gdzie działają dwie duże apteki, również pustki. Część farmaceutów wycofała butorfanol ze sprzedaży, część żąda recept.

W Moskwie, tłumaczy Aleksiej, skargi od rodziców uzależnionych dzieci rozpatruje się w trybie doraźnym, bez zbędnej biurokracji. Jeśli któraś z aptek zostaje oskarżona o odpowiedzialność za śmierć albo przedawkowanie, pojawiają się urzędnicy miejscy z propozycją nie do odrzucenia: albo butorfanol zostanie wycofany z obrotu, albo w aptece zjawi się kontrola, która bez wątpienia stwierdzi liczne uchybienia i nakaże jej zamknięcie.

Po dniu bezowocnych poszukiwań rezygnujemy. A może problem w ogóle nie istnieje? Może jest wydumany, może statystyki są przesadzone, jak przekonują władze rosyjskie? Aleksiej: - Kilka miesięcy i wszystko zniknęło. Gdzie oni się pochowali? Jeśli kiedyś będziemy mogli tu wrócić, znowu zaczniemy wszystko od zera.

Specjaliści ostrzegają, że szczyt zachorowań jeszcze w Rosji nie nadszedł. A Gienadij Oniszczenko twardo zapowiada, że w Rosji programu terapii szkód, zorganizowanego na podobieństwo krajów zachodnich, i tak nie będzie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2009