Mogiła dla wroga

Maciej Karalus ze Stowarzyszenia "Pomost": 90 procent ekshumacji, które wykonujemy, nie dotyczy grobów żołnierzy niemieckich poległych w walce. To mogiły tych, którzy poddali się podczas odwrotu w 1945 r. i zostali rozstrzelani przez Armię Czerwoną. Rozmawiał Sebastian Frąckiewicz

18.10.2011

Czyta się kilka minut

Hełmy i puszki na maski przeciwgazowe znalezione przy poległych, Promnice pod Poznaniem, 2005 r. / fot. Maciej Karalus /
Hełmy i puszki na maski przeciwgazowe znalezione przy poległych, Promnice pod Poznaniem, 2005 r. / fot. Maciej Karalus /

Sebastian Frąckiewicz: Dlaczego zająłeś się szukaniem grobów Niemców, poległych podczas II wojny światowej, i ekshumacją ich szczątków?

Maciej Karalus: Zawsze interesowałem się historią II wojny światowej, a Niemcy to był dawniej zakazany temat: w książkach historycznych z lat 70. i 80. trudno było znaleźć informacje, jak wyglądała wojna widziana ich oczami. Trafiłem do Stowarzyszenia "Pomost", a w 2004 r. ruszyły pierwsze ekshumacje grobów żołnierzy niemieckich, prowadzone przez "Pomost". Dziś prowadzimy je w Wielkopolsce, Lubuskiem i na Pomorzu. Łącznie nasze stowarzyszenie ekshumowało już ponad 3 tys. Niemców. Takich porozrzucanych po Polsce mogił, pojedynczych, ale także masowych jest naprawdę wiele, głównie z 1945 r.

Czy ekshumacje są technicznie trudne?

Do poszukiwań grobu stosuje się specjalne wiertło. Wkręcamy je w ziemię na głębokość do dwóch metrów, a potem wyciągamy i obserwujemy, czy warstwy ziemi są zmieszane. Jeśli tak, to znaczy, że ktoś w tym miejscu mógł kopać, np. mogiłę. A jeśli do tego w profil wiertła wkręci się np. kawałek kości czy tkanina, to znaczy, że trafiliśmy na grób. Zbiorowe mogiły łatwiej znaleźć, pojedynczy grób nietrudno przeoczyć. Potem procedura jest taka: jeśli odnalezieni żołnierze mieli nieśmiertelniki, na których figurował specjalny kod określający grupę krwi, jednostkę i numer żołnierza, wówczas są one wysyłane do Niemiec, gdzie na podstawie archiwalnych kartotek ustalana jest tożsamość poległych. Zwykle najpierw ekshumujemy nieznaną dotąd mogiłę, a dopiero potem dowiadujemy się, kogo znaleźliśmy. Ważną informacją mogą być też np. inicjały na obrączce. Dodam, że pracujemy oficjalnie, na zlecenie Fundacji "Pamięć" z Warszawy, a ona z kolei współpracuje z Niemieckim Związkiem Opieki Nad Grobami Wojennymi; za prace ekshumacyjne płacą Niemcy.

Gdzie trafiają odnalezione szczątki?

Przechowujemy je w jednym z dawnych poznańskich fortów i raz do roku organizujemy pogrzeby wszystkim odnalezionym. Niemcy odnalezieni w Wielkopolsce są chowani na cmentarzu na poznańskim Miłostowie, w specjalnej kwaterze żołnierzy niemieckich, a odnalezieni w Lubuskiem i Kujawsko-Pomorskiem w Glinnej pod Szczecinem, także na niemieckim cmentarzu wojennym.

Jak reagują ludzie, gdy np. przyjeżdżacie do jakiejś wsi i mówicie, że będziecie szukać szczątków niemieckich żołnierzy? Czy ci, którzy pamiętają wojnę, nie mają wam za złe, że szukacie grobów dawnych wrogów?

Bardzo często sami miejscowi mówią nam, gdzie się znajduje miejsce pochówku. W zasadzie nie było sytuacji, żeby ktoś źle nas potraktował. Co ciekawe, częściej przychylniej traktują nas osoby, które przeżyły wojnę, niż pokolenie powojenne, wychowane na propagandzie komunistycznej.

Ale nawet biorąc w nawias komunistyczną propagandę, trudno chyba o pozytywne myślenie o nazistowskim wojsku?

W żaden sposób nie chcę wybielać Niemców. Natomiast jest faktem, że czasem ludzie z różnych miejscowości sami do nas dzwonią i informują o niemieckich mogiłach. Co ciekawe, ich wspomnienia nie zawsze są negatywne. Pewien staruszek opowiadał mi, jak zimą 1945 r. uciekający niemieccy żołnierze przyszli do niego do domu. Byli wycieńczeni, głodni, przemarznięci i żal mu było tych młodych chłopców, którzy mieli po 17-20 lat. Oni wiedzieli, że ich dni są policzone. Ten sam mężczyzna widział potem, jak Rosjanie ich złapali i rozstrzelali. A to były jeszcze dzieciaki, zagonione na front. Gdy ze mną rozmawiał, widziałem, że szczerze im współczuł. W chwili ich śmierci nie widział w nich Niemców, ale po prostu ludzi.

Ale chyba zdawał sobie sprawę, że te dzieciaki w mundurach mogły wcześniej brać udział w zbrodniach?

Sam jestem czasem zaskoczony reakcjami pokolenia wojennego. Np. często przejawia się taka postawa - nazwijmy to: zrozumienia - że skoro byli żołnierzami, to musieli wykonywać rozkazy, że byli narzędziami w rękach faszystowskiej władzy.

To trochę trąci mitem "dobrego Wermachtu".

Myślę, że ci ludzie doskonale wiedzieli, co Niemcy robili wcześniej. Mimo wszystko relacje z końca wojny z terenu Wielkopolski są bardzo podobne. Żołnierze niemieccy przychodzili do mieszkańców wiosek w nocy, prosząc o jedzenie czy cywilne ubrania, aby mogli uciekać dalej na Zachód - i często im pomagano. Ale tak naprawdę dobrze świadczy o Polakach, że mimo strasznych doświadczeń wojennych nie chcieli się mścić, raczej się litowali.

Być może pamięć z czasem wietrzeje.

Może tak. Z drugiej strony ludzie wiedzą, że "Pomost" współpracuje z Niemcami i wykonuje prace na ich zlecenie. Stąd mają świadomość, że mogą się podzielić z nami wspomnieniem o tym, że np. w trakcie okupacji ktoś znał jednego czy dwóch dobrych Niemców. Wcześniej ta swego rodzaju dobra pamięć o Niemcach oficjalnie nie istniała. Za komuny o czymś takim nie wolno mu było mówić, ludzie nie mieli z kim się podzielić taką refleksją.

Pamiętam relację mężczyzny, który w czasie wojny miał 10 lat, był niebieskookim blondynkiem. Mieszkał w Poznaniu na Wildzie, gdzie w koszarach przy ul. Rolnej stacjonowali saperzy. Żołnierze często zapraszali go do siebie, bawili się z nim, pozwalali jeździć konno. Pewnie jego matka powiedziałaby o tym czasie coś zupełnie innego. Ale on był dzieckiem, więc jego widzenie świata było ograniczone dziecięcą świadomością.

Mieliście jakieś spektakularne odkrycia związane z ekshumacjami?

Pewna niemiecka rodzina, dwie siostry, przez 65 lat szukały swego brata. Szukał go także siostrzeniec. Poszukiwany był lotnikiem Luftwaffe, został zestrzelony w okolicy Wolsztyna w Wielkopolsce. Przez 65 lat rodzina nie mogła go znaleźć, zwracała się do Czerwonego Krzyża, do polskiej gminy, także do organizacji niemieckich. Nikt nie potrafił im pomóc. W końcu zgłosili się do nas. Skontaktowaliśmy się z najstarszymi mieszkańcami, którzy wskazali nam miejsce w lesie, gdzie spadł samolot. Po wraku został lej i kilka nadpalonych aluminiowych elementów, z większych ludzie porobili np. ogrodzenia. Po trzech miesiącach znaleźliśmy resztki samolotu, a miesiąc później resztki ciała lotnika. Okazało się, że szczątki znajdowały się w resztkach samolotu, który wrył się w ziemię. Rodzina była szczęśliwa, bo już stracili nadzieję. W końcu został godnie pochowany i mają gdzie zapalić znicz.

Czy wiadomo, w jakich okolicznościach ginęli ci Niemcy? Mieszkańcy chętnie dzielą się takimi informacjami?

90 proc. ekshumacji, które wykonujemy, nie dotyczą grobów żołnierzy poległych w walce, lecz mogił tych, którzy się poddali i zostali rozstrzelani przez Armię Czerwoną. Przeprowadzając takie ekshumacje, też trudno być obojętnym, trudno nie współczuć. Bywa, iż po układzie kości w mogile i dziurze po kuli w czaszce widać, że przed egzekucją ci ludzie klęczeli i dostawali strzał w potylicę. Mało żołnierska śmierć... Zastanawiasz się wtedy, kim był ten człowiek. Może dzieciakiem, którego na siłę wcielono do armii?

A może też nazistą, który wcześniej niejednego człowieka zakatował?

Być może tak. Ale trudno nie kierować się przy takiej pracy empatią. Dla mnie to są przede wszystkim ludzie. Czasem wplątani w historię, którzy musieli iść na front. Rzecz jasna, w jednej mogile może leżeć strażnik obozowy albo zwykły człowiek. Zakładam ten drugi scenariusz, inaczej nie mógłbym tego robić. Znam pewnego niemieckiego weterana, który w 1933 r., gdy naziści doszli do władzy w Niemczech, miał siedem lat. Można powiedzieć, że jest sprawcą, bo służył w niemieckim wojsku. Ale, z drugiej strony, był też ofiarą, bo Hitler i wojna zabrały mu młodość. On nie miał żadnego wpływu na to, kto rządzi w Niemczech. Urodził się po prostu w nieodpowiednim momencie.

W Świebodzinie zgłosiła się do nas Niemka, która po wojnie pozostała w mieście, choć widziała na własne oczy, jak Rosjanie zabili jej matkę. Na miejscu zbiorowej mogiły, w której leżała jej matka - było to na świebodzińskim cmentarzu - powstawały nowe groby, więc ona postanowiła ją ekshumować. Przez wiele lat nie mogła tego zrobić, nawet nie miała z kim porozmawiać o swojej rodzinnej tragedii. Nie da się wobec czegoś takiego przejść obojętnie, nawet mając w pamięci polską krzywdę i Holokaust.

MACIEJ KARALUS (ur. 1974) jest pasjonatem historii, od 2003 r. działa w Stowarzyszeniu "Pomost", poszukującym szczątków niemieckich żołnierzy na terenie zachodniej Polski. Prowadzi także Wydawnictwo "Pomost" oraz bada historię walk o Poznań w 1945 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2011