Co mówią groby

Warto ich słuchać. Wiele z nich dopomina się, by opowiedzieć do końca historie leżących w nich ludzi. To nie zawsze możliwe, ale czasem wysiłek przynosi efekty.

25.10.2021

Czyta się kilka minut

Partyzanci IV batalionu 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK przy grobie poległych kolegów, „Brzozy” i „Szarotki”. Ochotnica Dolna, 1944 r. / ZE ZBIORÓW RALPHA BROOKSA
Partyzanci IV batalionu 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK przy grobie poległych kolegów, „Brzozy” i „Szarotki”. Ochotnica Dolna, 1944 r. / ZE ZBIORÓW RALPHA BROOKSA

Otaczają nas i do nas przemawiają. Choć na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy, to natrafić możemy na nie właściwie wszędzie, w najmniej spodziewanych miejscach.

Wyjątkowe przesłanie dotyczy grobów z II wojny światowej i pierwszych lat po jej zakończeniu. Nie wszystkie bowiem wiążą się z ofiarą, heroizmem i martyrologią. Oczywiście, w opowieści o nich często pojawia się brąz. Ale częste są też odcienie szarości.

Za tyle naszych klęsk

Myśląc o wojnie, najpierw wyobrażamy sobie sceny przesuwającego się frontu. Pojawiają się w opracowaniach historyków i relacjach świadków. W Małopolsce, która posłuży jako tło tych rozważań, są to wydarzenia z gorącego września 1939 r., a także opowieści o wkroczeniu Armii Czerwonej w styczniu 1945 r. I w jednym, i w drugim przypadku walki frontowe oznaczały ofiary – wojskowe i cywilne.

Po wojnie w wielu zakątkach Polski można było odnaleźć ukryte wśród pól i lasów cmentarzyki, gdzie na drewnianych, a później betonowych już krzyżach wisiały hełmy poległych w 1939 r. Przerdzewiałe, z czasem znikały – rozpadały się lub trafiały na giełdy staroci. Mogiły zostały, a część z nich zamieniła się w miejsca pamięci.

Jednym z nich jest cmentarz w sercu Puszczy Niepołomickiej, na uroczysku Osikówka. Spoczywa tu 52 żołnierzy ze 156. Rezerwowego Pułku Piechoty, których 9 września otoczył w tym miejscu Wehrmacht. Po bitwie zwycięzcy nakazali miejscowej ludności pochować Polaków w zbiorowych mogiłach. Obok urządzili kwaterę siedmiu swoich poległych.

Kilkudziesięciu Polaków i kilku Niemców. Skąd taka dysproporcja? Gdy przyjrzymy się temu starciu i relacjom świadków, okaże się, że Niemcy nie udzielali rannym wrogom pomocy, że ich dobijali. Czy stało za tym tylko bestialstwo i nazistowska ideologia?

Niekoniecznie. Podczas nocnego biwaku poprzedzającego bitwę, odcięci od swoich jednostek Polacy byli przemęczeni, morale w oddziale niskie. Zdarzały się wypadki samowoli i lekceważenia rozkazów. Wtedy to, wbrew wyraźnemu sprzeciwowi jednego z oficerów, zakłuto bagnetami wziętego do niewoli dwa dni wcześniej Niemca. Z relacji wynika, że żołnierze mieli przy tym mówić: „Za tyle naszych klęsk giń i ty”. Może to właśnie ten fakt, ujawniony już po starciu, sprawił, że wobec Polaków postąpiono tak bezwzględnie?

To niejedyna tajemnica związana z tym miejscem. Poległych było bowiem najprawdopodobniej więcej, niż leży w zadbanej dziś leśnej kwaterze. Gdy po kilkunastu tygodniach pobojowisko przeszukiwał pewien młody człowiek (przyszły żołnierz ZWZ-AK), zbierający porzuconą broń i amunicję, natknął się w gęstwinie na szczątki. Przestraszony, nie pochował ciała. Niewykluczone, że ten polski żołnierz czeka na swoją mogiłę do dziś.

W dolinie Dunajca

Kilka miesięcy po zakończeniu wrześniowych walk, na początku 1940 r., Niemcy zaczęli akcję ekshumacji swoich poległych i przenoszenia ich na kwatery wojenne oraz specjalnie urządzone cmentarze. Równolegle porządkowaniem mogił zajmował się Polski Czerwony Krzyż – choć w jego wypadku chodziło raczej o skatalogowanie grobów Polaków niż o tworzenie nowych miejsc pochówku.

O ile Niemcy podchodzili do sprawy urzędowo i skrupulatnie, o tyle w przypadku żołnierzy Wojska Polskiego wiele zależało od miejscowych. Jeżeli przykładali wagę do grobów, mogiły miały szansę na opisanie i z reguły przetrwały do dziś. Jeśli nie – znikały z prywatnych pól i lasów, jak też z parafialnych cmentarzy.

Niewykluczone, że taki właśnie los przypadł polskim obrońcom doliny Dunajca w Tylmanowej, których mogił do dziś nie udało się odnaleźć. Z kolei z przestrzeni pobliskiego cmentarza w Ochotnicy Dolnej, ale też z pamięci samych górali, zniknął zbiorowy grób naszych przeciwników – żołnierzy słowackich, którzy w 1939 r. atakowali wzdłuż doliny. W przeciwieństwie do Niemców, ich nie miał kto ekshumować, państwo słowackie [z lat 1939-45 – red.] o nich się nie zatroszczyło. Dziś w miejscu, gdzie jeszcze w latach 50. XX w. był ich oznaczony grób, są współczesne pochówki.

Pod śmietnikiem

Także przejście frontu w 1945 r. pozostawiło po sobie w Małopolsce wiele mogił, głównie żołnierzy niemieckich i sowieckich.

Te ostatnie doczekały się z reguły uporządkowania podczas dużej akcji prowadzonej kilka lat po wojnie. W wielu przypadkach szczątki poległych wykorzystywano też jako swoisty fundament dla powstających w różnych miejscowościach, bynajmniej nie w sposób spontaniczny, tzw. pomników wdzięczności dla Armii Czerwonej.


ZMARLI, A JAK BARDZO ŻYWI

KS. JACEK PRUSAK SJ: Oni nie mogą udowodnić, że są. Mogą jednak wzywać, umożliwiać, skłaniać, mobilizować, uczyć, żądać, ożywiać, a nawet niepokoić lub zabraniać.


Los grobów „znienawidzonych hitlerowców” był dużo gorszy i właściwie do dziś trwają prace – realizowane na zlecenie niemieckich władz federalnych – mające na celu godne ich pochowanie. Takim z całą pewnością nie było „uporządkowanie” ich kwatery, przeprowadzone w 1948 r. na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. W ciągu trzech miesięcy ponad tysiąc Niemców wykopano z ich dotychczasowych imiennych grobów (powstałych w czasie okupacji; byli to głównie ranni, którzy zmarli w krakowskich szpitalach), po czym wrzucono do dwóch masowych dołów. Ich ekshumacja – spod cmentarnej toalety i alejki prowadzącej do śmietnika – odbyła się dopiero w 2020 r.

Długo też, bo do 1996 r., na swoją ekshumację musieli czekać żołnierze niemieccy pochowani w gorczańskiej Szczawie. Niemal czterdziestu z nich wziął do niewoli akowski patrol, aby następnie przekazać ich partyzantom sowieckim. Ci z kolei zdecydowali o ich zabiciu. W marcu 1945 r. podobną egzekucję, mającą miejsce w rejonie Nowego Sącza, relacjonował Niemcom sowiecki dezerter. Wspominał, że niemieccy jeńcy zostali pozbawieni odzieży, po czym Sowieci zmuszali ich do upadlających pojedynków na pięści. I dodawał: „Każdy, kto padł z wyczerpania, zostawał zastrzelony z pistoletu maszynowego”.

Krzyże w Gorcach

W pierwszym wydaniu przewodnika „Gorce” z 1959 r., jego autor Józef Nyka (podczas wojny żołnierz AK, potem taternik) wspomina o polanie Bieniowe, leżącej przy szlaku z Gorca na Turbacz. Notuje: „W zaroślach można odszukać krzyż na grobie jednego z poległych partyzantów”. Chodziło o grób Władysława Pisarskiego pseudonim „Piwonia”, rannego w walce z obławą w październiku 1944 r., a następnie dobitego przez Niemców. „Piwonię” po kilku dniach pogrzebali jego koledzy z IV batalionu 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK.

Miesiąc wcześniej w okolicy miały miejsce dwa inne partyzanckie pogrzeby: na cmentarzu w Ochotnicy Górnej pochowano zastrzelonego w pobliżu Knurowa kierowcę akowskiego samochodu, Władysława Oczkosia „Władka”. Z kolei w Ochotnicy Dolnej pogrzebano dwóch innych akowców poległych obok schroniska na Lubaniu: Aleksandra Krzystyniaka „Szarotkę” i Ignacego Gorczewskiego „Brzozę”. Ich pochówek miał mieć charakter uroczysty, stąd też zgromadzeni nad świeżym grobem partyzanci polscy i sowieccy postanowili oddać salwę honorową.

Wykonano ją fatalnie: śmiertelnie postrzelony został odprawiający pogrzeb ksiądz Jan Chojnacki. Grób duchownego, który na Podhale trafił jako uciekinier z Kresów, znajduje się na miejscowym cmentarzu do dziś. Nie ma już natomiast upamiętnienia partyzantów: jednego przeniesiono do grobu rodzinnego w Nowym Targu, mogiła drugiego zniknęła zaś pod współczesnymi nagrobkami.

Drugie życie

Wielu partyzantów po wojnie ekshumowano. Tak stało się m.in. z grobami akowców ze zgrupowania „Murawa”, których chowano na górze Grodzisko nad Poznachowicami Górnymi (powiat Myślenice). W podobny sposób postąpiono z leśnymi mogiłami na Wyrębiskach Zalesiańskich (powiat Limanowa), które były zlokalizowane obok miejsca, gdzie w czasie wojny odprawiano partyzanckie msze.

O ile jednak fakt pochówku i istnienia mogił silnie wpisywał się w świadomość lokalnych społeczności, o tyle ich ekshumacje i przeniesienie szczątków na cmentarze parafialne już nie. Bywało, że puste mogiły uzyskiwały „drugie życie”, zasiedlane też były nowymi legendami. Niekiedy dopiero podjęcie próby ich przebadania pozwala przekonać miejscowych opiekunów, że pod odnowionym brzozowym krzyżem nikt już nie leży.

Ale bywa również, że z biegiem lat pamięć o mogiłach się zaciera. Kilka metrów od grobu wspomnianego „Władka” na cmentarzu w Ochotnicy Górnej pochowano wiosną 1945 r. Jana Chariasza „Blondyna” – partyzanta z oddziału „Ognia”, poległego w walce z sowiecką obławą. Obie mogiły znane były przez kilkadziesiąt lat jako „grób nieznanego partyzanta” i „grób nieznanego żołnierza”. I choć dziś mają imienne tablice, wspominające obu poległych, nie jesteśmy w stanie z całą pewnością stwierdzić, czy ustawiono je na właściwych mogiłach.

Nie tylko zdrajcy

„Lis”, „Hugo”, „Krokus” i „Kiełbaska” – to pseudonimy czterech partyzantów AK, zbiegów z „granatowej” policji, których koledzy-akowcy rozstrzelali pod zarzutem planowania buntu w oddziale. Leśny grób tej czwórki wciąż znajduje się na terenie jednego z góralskich osiedli w Gorcach. Do niedawna palono na nim znicze i opiekowano się jak mogiłą wojenną, nie zdając sobie sprawy, że leżą w nim ludzie, którzy poza niesubordynacją zamieszani też byli m.in. w rabunek i morderstwo.

Własne szeregi podziemie oczyszczało nie tylko ze zdemoralizowanych wojną jednostek, ale też z osób, które współpracowały z wrogiem. W listopadzie 1944 r. w pobliżu akowskiego obozowiska zabity został były funkcjonariusz policji kryminalnej, Michał Mnichowski. Trafił on kilka miesięcy wcześniej do partyzantki i służył w jej szeregach pod pseudonimem „Żbik”. Akowski kontrwywiad cały czas sprawdzał jednak jego niejasną przeszłość i okazało się, że był on odpowiedzialny m.in. za mordowanie Żydów i niemieckie akcje prowokacyjne w powiecie miechowskim. W takiej sytuacji wyrok mógł być tylko jeden.

Podobnie jak w przypadku innego akowca o pseudonimie „Arsen”, którego przyłapano z końcem 1944 r. na tajnych rozmowach z oficerami NKWD, którym przekazywał informacje o miejscowej konspiracji. Zastrzelono go obok partyzanckich kwater. Mieszkańcy opowiadają, że po wojnie próbowano oznaczyć to miejsce krzyżem, ale właściciel terenu każdorazowo go usuwał. Dziś to ledwie widoczny kopczyk pośród krzaków.

Najwięcej mogił osób, które zginęły z rąk członków podziemia w czasie wojny i po jej zakończeniu, nie znajdziemy jednak w leśnych ostępach, lecz na cmentarzach. I niemal każda z nich wzbudza jakieś kontrowersje, wątpliwości, pytania.

Tak jest w przypadku Lubomierza nieopodal Mszany Górnej, gdzie na miejscowym cmentarzu partyzanci kazali grabarzowi nocą wykopać mogiłę. Po wykonaniu zadania odesłali go do domu, a rankiem zastał on zasypany już dół. Gdy po latach przygotowywano w tym miejscu kolejny pochówek, natrafiono na szczątki dwóch osób. Czy byli to żołnierze podziemia pochowani przez swoich, czy może konfidenci, po których „słuch miał zaginąć” – tego dziś nie sposób już ustalić.

W każdej gminie

Szczególny charakter mają groby zbiorowe, przede wszystkim te związane z niemieckimi akcjami pacyfikacyjnymi. Zlokalizowane w miejscach straceń, jak dawne wyrobiska, leśne przecinki czy po prostu pola – przypominają o tragediach całych lokalnych społeczności. Skrywają zagrażające niemieckiemu panowaniu polskie elity, ludzi związanych z konspiracją, skazanych na zagładę Żydów, więźniów, a także tzw. zakładników, których nazwiska widniały na „afiszach śmierci”.

Właściwie w każdej polskiej gminie można natrafić na takie miejsca. Niekiedy jest to rzeczywista mogiła – jak ta w podkrakowskim Kaszowie, skrywająca ofiary pacyfikacji tej wsi 1 lipca 1943 r. Często jednak ciała z prowizorycznych grobów ekshumowano – zabierano z miejsca kaźni i chowano na cmentarzach.

Bywa i tak, że cmentarne upamiętnienia są mylące. Np. w Waksmundzie ofiary niemieckich represji, choć zginęły w różnych okolicznościach i różnym czasie, rzeczywiście spoczywają w zbiorowej kwaterze, znajdującej się w centralnej części cmentarza. Natomiast w Ochotnicy Dolnej główny monument – określany często jako wspólna mogiła ofiar „krwawej wigilii” z grudnia 1944 r. – to w dużej mierze miejsce symboliczne, bo większość ofiar tej pacyfikacji pochowano w kilkunastu punktach cmentarza, w grobach rodzinnych.

Więcej badań, więcej pytań

Problemem mogą być też prawdziwe groby w nieodpowiedni jednak sposób opisane. Dotyczy to np. Glinnika, miejsca w zachodniej części Krakowa, niedaleko Lasu Wolskiego. Przez lata utrzymywano, że miejsce to może skrywać nawet tysiąc ofiar. Najnowsze badania, w tym prowadzone tam prace archeologiczne, nie potwierdziły tych szacunków, obniżając liczbę pochowanych do 125 (tylu odnaleziono).

Nie jest też jasne, kto dokładnie w Glinniku spoczywa, bo część nazwisk łączonych dotąd z tym miejscem odnajdujemy w księgach cmentarza Rakowickiego w Krakowie, gdzie w rzeczywistości ich pochowano. Z kolei już teraz wiadomo, że wśród ofiar odnalezionych w czasie prac archeologicznych byli nie tylko więźniowie przywożeni tam na rozstrzelanie z więzienia przy ul. Senackiej w Krakowie, lecz także osoby niebrane dotąd pod uwagę. Wśród zamordowanych ujawniono bowiem m.in. Zofię Eichenbaum – Żydówkę prawdopodobnie ukrywającą się po tzw. aryjskiej stronie, której nazwiska z tym miejscem nigdy wcześniej nie łączono.

Z kolei w jednej z jam grobowych natrafiono na szczątki mężczyzny w niemieckim mundurze oficerskim. Pojawia się zatem pytanie, czy okupanci wykonywali też w Glinniku wyroki na obywatelach niemieckich?

Nieoznaczone, nieupamiętnione

Warto opowiedzieć także o grobach, które nie mogą nikogo wprowadzać w błąd, gdyż w ogóle nie zostały jeszcze oznaczone, zbadane czy upamiętnione.

Dotyczy to szczególnie nieuporządkowanych po wojnie mogił ofiar Zagłady. Zlokalizowane często na terenach prywatnych, bywają wstydliwym problemem, który czeka na rozwiązanie. Takim może być ekshumacja – w szczególnych okolicznościach, jeśli mogiły są zagrożone. Częściej jednak liczyć trzeba na życzliwość właścicieli terenu i skromne przynajmniej upamiętnienie.

O mogiłach takich dowiadujemy się z akt powojennych śledztw, ale także z relacji mieszkańców. Bywa, że są to większe groby zbiorowe, jednak większość to mogiły kilku osób lub pojedyncze. Niedawno na ślad takiej natrafiono w lesie Bór pod Nowym Targiem, gdzie niemiecka policja dokonywała doraźnych egzekucji. Część mogił po wojnie ekshumowano, inne nigdy nie zostały znalezione. Zdarzały się też przypadki, że bliscy – dowiedziawszy się o miejscu śmierci konkretnej osoby – rozkopywali grób i zabierali tylko jedno konkretne ciało. Obcych, nierozpoznanych, pozostawiano.

Właśnie tak stało się po starciu Oddziału Samoobrony AK „Szerszeń” z Sowietami w Sierockim (powiat tatrzański) w czerwcu 1945 r., gdy miejscowi pogrzebali na miejscu dwóch zabitych partyzantów. Jeden pochodził jednak z Zakopanego, więc rodzina zabrała go po kilku dniach na cmentarz. Drugi nie miał tyle szczęścia, gdyż przybył do oddziału z Żywiecczyzny.

Na nieoznaczone, zapomniane groby bardzo ciężko natrafić. Czasem pomagają w tym kosztowne badania geofizyczne i archeologiczne lub pomoc tzw. poszukiwaczy skarbów z detektorami metali. Przed kilkoma laty właśnie za pomocą takiego wykrywacza miejscowy pasjonat historii zlokalizował grób kilkunastu żołnierzy niemieckich w miejscowości Młynne (powiat Limanowa). Pod płytką warstwą ziemi znalazł zardzewiały magazynek do karabinu, a 30 centymetrów niżej pojawiły się ludzkie kości.

Paradoksalnie ów przerdzewiały kawałek stali był jedynym metalowym przedmiotem ujawnionym w tym miejscu. Gdyby nie on, na szczątki najprawdopodobniej nie udałoby się nigdy natrafić.

Warto słuchać

Grobów warto szukać – zwłaszcza gdy robimy to dla rodzin, które od dziesiątków lat nie mogą ustalić, co stało się z ich bliskimi, lub pragną ich wreszcie godnie pochować. Tak dzieje się w wielu regionach w odniesieniu do żołnierzy powojennego podziemia, którzy polegli w walce z komunistami lub zostali straceni na mocy sądowych wyroków.

Jednak obok nich w kolejce czekają ich nieco starsi koledzy i ludzie, którzy ich wspierali – zapomniane ofiary okupacji niemieckiej. Zapomniane dlatego, że powszechnie uważa się, iż o ich groby zadbano już odpowiednio po 1945 r. Nic bardziej mylnego. Coraz częściej dojrzewamy też do tego, by na cmentarze przenosić również rozsiane po różnych miejscach szczątki ludzi, na których ciążyły zarzuty zdrady, współpracy z okupantem czy przestępstwa pospolite, a które zginęły z rąk żołnierzy podziemia.

Grobów warto też słuchać. Wiele z nich dopomina się bowiem o to, żeby opowiedzieć historię leżących w nich ludzi do końca. Nie zawsze jest to możliwe, czasem jednak wysiłek przynosi efekty.

Przez długie dekady upominał się o to zlokalizowany w Olszówce (powiat Limanowa) grób oficera AK o pseudonimie „Dick”. Żołnierza tego dopadła 4 lipca 1945 r. obława UB – zginął, sięgając po broń. Pośmiertnie „Dick” został odznaczony przez likwidujące się struktury AK Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami. Po 1989 r. jego mogiłę wpisano na listę grobów wojennych i objęto ochroną.

Brakowało jednak ostatniego istotnego elementu: nazwiska oficera pochowanego w Olszówce. Udało się je ustalić po kilkunastu latach żmudnych poszukiwań, przy okazji których natrafiono na wiele cennych informacji o przeszłości „Dicka”. Nazywał się Zbigniew Kondal, urodził się 1 maja 1917 r. we Lwowie, był zawodowym żołnierzem Wojska Polskiego, a w szeregach AK m.in. zastępcą kompanii w 2. Pułku Piechoty Legionów AK, który w 1944 r. walczył na Kielecczyźnie.

Ale to już temat na osobną opowieść. ©

Autor (ur. 1984) jest doktorem historii) i politologiem, pracuje w Oddziale IPN w Krakowie oraz Instytucie Historii UJ. Autor licznych publikacji nt. niemieckiej okupacji i polskiego podziemia wojennego i powojennego na Podhalu i w Małopolsce. Sekretarz redakcji „Zeszytów Historycznych WiN-u” i „Prac Historycznych”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2021