Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Smutny musi być bowiem świat organizatorów i ogromnej części uczestników tych (dziesięciu już) marszów. Choć Polska od dawna jest niepodległa, choć żyjemy w jednej z najspokojniejszych i najbardziej rozwiniętych części świata, choć to jeden z najlepszych okresów w naszej historii - marsze niepodległości nie mają charakteru radosnego świętowania, lecz budują raczej atmosferę walki z czyhającymi zewsząd zagrożeniami. Trzeba współczuć ludziom, którzy widzą świat w taki sposób.
Jeszcze smutniejsze jest jednak to, że ludziom ze środowisk organizujących marsz nawet to, co uważają za chrześcijańską wiarę, nie przynosi wyzwolenia z ich lęków i poczucia wszechobecnego zagrożenia - nie znosi napięcia, nie pozwala opuścić gardy i rozluźnić pięści. Znamienny jest sposób, w jaki różaniec jest trzymany przez rękę na plakacie. Wielu zauważyło, że znakomicie może służyć w tej pozycji jako kastet, trudno natomiast modlić się, trzymając go w ten sposób. Gdyby potraktować plakat jako wyraz stanu ducha jego autorów i zwolenników, trzeba by powiedzieć: wiedzą, jak się bić, ale o modlitwie raczej nie mają pojęcia - bo modlitwa uwalnia od lęku i gniewu; niesie pokój.
Smutne jest także to, że polscy biskupi, którzy ostatnio często protestowali przeciw licznym - jakoby - profanacjom chrześcijańskich symboli, nie widzą problemu w tym, iż różaniec z krzyżem został uwikłany w kulturowo-polityczną wojnę. Czy to nie profanacja?
Czytaj także: Dariusz Kosiński: Dokąd maszeruje niepodległość