Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nikt nie wejdzie - jak mówi przysłowie - dwa razy w te same buty. Nawet w juniorki. Szkoła się zmienia (a w każdym razie reformuje). Kiedyś, na przykład, uczono polskiego, rachunków, przyrody i śpiewu. Z czasem przedmioty te zostały wyparte przez matematykę, wiedzę o środowisku i wychowanie muzyczne. Współczesny plan lekcji wypełniają tajemnicze skróty, które brzmią jak nazwy służb specjalnych: ZEW, PARTY (sic!) i EFEKT. Niedawno odkryłem także istnienie "Fakultatywnego Treningu Technik Efektywnego Uczenia Się" - za niewielką dopłatą szkoła zadba, żeby dziecko zapamiętywało, co się mówi na lekcjach.
Zmieniają się też książki. Najpierw, w czasach mojego dzieciństwa, "Elementarz" Falskiego zastąpiono dziełem o pretensjonalnym tytule "Litery". Ale to było jeszcze małe miki. Dziś używamy produktu pod nazwą Cykl Edukacyjny "Wesoła Szkoła".
Radość o poranku
Właściwie dlaczego wesoła? Co w tym jest wesołego? Że wanna napełnia się wodą? Że Hania miała pięć cukierków, a Olek trzy? Czy wydawca naprawdę wierzy, że starczy dać rozkoszny tytuł, różową okładkę z literkami w kształcie baloników - i szczeniaki dadzą się nabrać? Pomyślą, że to nie podręcznik, tylko zaproszenie do Centrum Rozrywki Hulakula & Hopsasa? Tak to sobie wykombinowali? Piękna wizja: Oliwka sądzi, że ogląda ulubioną dobranockę, a to już gimnazjum. Oskarek ciągle wierzy, że to tylko zabawa, a rodzice szyją smoking na studniówkę w Sheratonie... Ale nic z tego, mili państwo! Dziecko nie jest dziecko, żeby kupić taki bajer.
Więc skąd się bierze ta gorączkowa wesołkowatość? Od pewnej pani z branży wydawniczej usłyszałem, że litery w czytankach nie powinny być czarne, bo to działa na dzieci przygnębiająco.
Trzeba przyznać, że wydawcy "Wesołej Szkoły" ciągle się nie zdecydowali na wprowadzenie różowej czcionki. Za to rysunki - wykonane przez cały zastęp artystów - twórczo rozwijają styl współpracowników pisma "Krokodił"... Chociaż nie. Zagalopowałem się. W końcu tacy Kukryniksi mieli sprawne ręce i precyzyjną kreskę. W "Wesołej Szkole" sztywność rysunku musi nam wynagrodzić wielka ilość szerokich uśmiechów, którymi przyozdobiono wszystkie możliwe oblicza (nie wyłączając warzyw).
Swoją drogą zauważyłem, że współcześni pedagodzy przywiązują osobliwie dużą wagę do kolorowania.
- Masz coś zadane? - pytam dzieciaka.
- Tylko pokolorować.
Najpierw myślałem, że to żart. Ale gdzie tam... Od dwóch lat kolorujemy.
Na Dzień Babci kolorujemy babcię. Na Komunię kolorujemy Ducha Świętego. Raz nawet rysowaliśmy niebieskie paski na pasiaku obozowym św. Maksymiliana. Szkoła 2010: módl się, pracuj i koloruj!
Box z billingami
Inną zdumiewającą cechą nowoczesnych podręczników jest zdolność pączkowania.
Prehistoryczny elementarz "ABC: pierwsza nauka dla dzieci" Władysława Anczyca zaczynał się od sylabizowania "ja, je, ju, aj", a kończył na intrygującym zdaniu "Liczba 999 znaczy 9 set, 9 dziesiątek i 9 jedynek, jak się doda jeszcze jedna jednostka, to będzie 10 set, to jest 10 razy po sto, co się tak pisze: 1000. A więc to będzie dziesięć set czyli tysiąc"... (a ktoś twierdzi, że nie zaczyna się zadania od "a więc").
W 1869 roku wszystko to mieściło się w jednym tomie. Gdzie te czasy... "Rodzicu! Kup pakiet podręczników dla swojego dziecka. Zobacz aktualne boxy" - zachęca wydawca. "Pakiet" - cudowny sexy-rzeczownik wprost z reklamy telefonów komórkowych! "Aktualny box" brzmi jeszcze lepiej. W takim "kolorowym i trwałym" boksie znajdujemy dziewięć tomów oraz płytę CD pod - łatwym do przewidzenia - tytułem "Bawię się i uczę w klasie 2".
Z tego bogactwa najważniejsze są dwa dzieła: "Kształcenie zintegrowane" oraz "Kształcenie zintegrowane. Matematyka" (jak widać integracja nie w pełni się udała). Jest też upiorny twór pod nazwą "Karty pracy", w trzech częściach i z zestawem naklejek wielokrotnego użytku.
Dziewięć książek! A nawet nie wspomniałem o podręczniku do religii ani o dwutomowych przygodach wesołych gryzoni, nie jest jasne: myszy czy szczurów, z których dziecko uczy się angielskiego. Jeśli chodziło o to, żeby podzielić materiał i oszczędzić milusińskim dźwigania, to zamysł się nie powiódł. Plecak mojej córki (gdzie się podziały tornistry?) waży więcej niż teczka członka komisji śledczej, i to ze wszystkimi billingami. Stąd prosta droga do dyskopatii (naszej, bo kto każe dziecku dźwigać taki ciężar) i nadmiernego zużycia benzyny. A także źródło pewnych dodatkowych komplikacji.
- Zapisałaś, co jest zadane? - pytam srogo.
- Tak. KP52pd2i3D.
Bo tak się mówi
Co ciekawe, Wesoły Box jest wyraźnie przeznaczony dla chłopców. W każdym razie takie odniosłem wrażenie, czytając polecenia przy pierwszej tegorocznej czytance: "Kogo powitałeś w pierwszym dniu roku szkolnego?", "Opowiedz o miejscowościach, które odwiedziłeś podczas wakacji", "Gdzie znalazłeś lub kupiłeś swój wakacyjny skarb?".
Jako zawzięty czytelnik dodatku "Wysokie Obcasy" nie mogłem tego przeoczyć: - Popatrz - powiedziałem do córki - oni się zwracają wyłącznie do chłopców, nie do dziewczynek!
A moja córka, skądinąd bardzo wyczulona na zagadnienie chłopięcości/dziewczęcości strojów i zabaw, wzruszyła tylko ramionami:
- Przecież tak się mówi.
Fakt. Tak się mówi, tak się pisze i tak się rysuje.
PS
Że co? Że ja się czepiam i o co w ogóle chodzi? No to poczekajcie, aż Pokolenie Wesołej Szkoły dojdzie do władzy...