Modernizacja podmiotowa

Polska stoi przed wielkim wyzwaniem dokonania skoku cywilizacyjnego, jednak bez wyzbycia się tożsamości i podmiotowości. Jak to zrobić?

29.06.2010

Czyta się kilka minut

Istnieje w debacie publicznej nieuzasadnione twierdzenie, że modernizacja w przypadku Polski musi oznaczać utratę specyfiki naszego kraju i kultury (w tym szczególnie swoistego dla nas przenikania się wartości religijnych i narodowych) oraz że może ona nastąpić tylko poprzez odniesienie się do uwarunkowań zewnętrznych, czyli że zawsze będzie to "modernizacja na wzór". Inaczej mówiąc: wpaja się nam, że jesteśmy za słabi na podmiotowość, że naszym zadaniem jest w miarę bezkonfliktowe wpisanie się w główny nurt rozwojowy niezależnie od tego, jaką rolę nam on wyznacza. Wiadomo jednak, że zawsze będzie to rola odbiorcy polityki, konsumenta idei, docelowego rynku, klienta systemu bezpieczeństwa. Jesteśmy zatem jakoby skazani na rozwój zależny, finansowany ze źródeł zewnętrznych i poddany zewnętrznym regułom działania.

Takie spojrzenie jest całkowicie błędne i skrajnie szkodliwe. Jak bardzo różni nas ono od kondycji duchowej i intelektualnej czasów II Rzeczypospolitej, widać, gdy porównuje się osiągnięcia inwestycyjne czasów międzywojennych i dramatyczną walkę o "utrzymanie wałów z worków z piaskiem" po 20 latach III RP, przy nieporównywalnym poziomie technicznych możliwości wówczas i dziś.

Jeszcze wyraźniej problem modernizacji jako źródła podmiotowości, a nie środka peryferializacji, pokazywała zrealizowana ostatnio w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Łodzi wystawa "Modernizacje 1918-1939. Czas przyszły dokonany". Ukazywała ona w znakomity sposób, jak w różnych krajach Europy Środkowej (od Estonii po Jugosławię) próbowano stworzyć projekt nowoczesności, który czyniłby z tych nowo powstałych państw rozpoznawalny punkt na mapie. Każdemu z tych społeczeństw dopasowano odmienny symboliczny pomysł na nowoczesność. Zawsze jednak było to działanie skierowane na znalezienie "swojej marki", nie przez odwoływanie się do historii i kultu dawnego złotego wieku ani nie przez pokorne naśladownictwo innych, lecz poprzez połączenie tradycji, kulturowej tożsamości, własnych ambicji z projektem na wskroś nowoczesnym, z modernizacją. Czesi mieli przedsiębiorców na światową skalę, w Jugosławii rozmawiano o zaaplikowaniu skostniałej Europie pełnego energii bałkańskiego geniuszu barbarzyńcy, a w krajach nadbałtyckich tworzono wyrafinowaną architekturę, współgrającą z naturą.

Polska budowała wówczas Gdynię, jako własne okno na świat i symbol włączenia się w rywalizację globalną. Był to niezwykle ambitny strategiczny projekt gospodarczy i polityczny o dalekosiężnych konsekwencjach. Gdynia była narzędziem niezbędnym w warunkach ówczesnego modelu globalizacji, gwarantującym nam obecność w grze morskiej i, jak chcieli niektórzy, także np. kolonialnej. Jednocześnie był to projekt zmieniający życie codzienne, dający każdemu nowe możliwości korzystania z nowoczesności - od wypoczynku i sportów wodnych po wyprawy morskie. Pokazane na wystawie foldery dwóch towarzystw podróżniczych kuszą Polaków w 1934 roku wycieczką do Ziemi Świętej i Egiptu oraz przez Atlantyk do Brazylii i Argentyny. Polskimi statkami.

Na tym właśnie polega pomysł na podmiotową modernizację, tytułowy "czas przyszły dokonany" - musi ona zakładać, że celem jest nowoczesność, nie baśniowa ani utopijna, lecz konkretna i samodzielna: naszymi statkami, z naszych portów, z naszymi kapitanami i z naszymi towarami albo dla naszej przyjemności podróżowania. Przez cały świat.

Polskę musi być stać na podmiotowość, jej polityka musi być zdolna do wykreo­wania pomysłów na miarę Gdyni XXI wieku, przy uwzględnieniu obecnych kryteriów nowoczesności i narzędzi globalnej rywalizacji. Musimy znaleźć własną specjalizację i przewagę konkurencyjną, a nie walczyć jedynie z "utrzymaniem wałów". Inaczej zostaniemy wchłonięci przez zewnętrzny cykl modernizacyjny, który ulepi nas na własną modłę.

Dr hab. KRZYSZTOF SZCZERSKI jest politologiem. W 2007 r. był podsekretarzem stanu w MSZ, następnie, do 2008 r., w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Polonia quo vadis (27/2010)