Mnożenie przez podział

Na nic się zdały apele o jedność opozycji. Sama negatywna ocena rządu nie okazała się wystarczającą płaszczyzną porozumienia. Dobrze byłoby osiągnąć porozumienie choćby co do tego, dlaczego tak się stało.

22.07.2019

Czyta się kilka minut

 / MKZ / TP
/ MKZ / TP

W polskim społeczeństwie tradycyjne terminy „prawica” i „lewica” opisują tylko problemy tożsamościowe. Prawica to ci, którzy są przywiązani do roli wspólnoty, do tożsamości narodowej i tego, jak dotąd żyliśmy. Oczekują traktowania w duchu swoistej ekologii społecznej – ludzie, jak rzadkie gatunki ptaków, mają prawo do tego, żeby inni uszanowali ich sposób życia, nie zmieniając im „ekosystemu”.

W nieoczywisty sposób nakłada się na to kwestia integracji europejskiej. Najpierw była postrzegana jako wzmocnienie przynależności do kulturowego kręgu zachodniego chrześcijaństwa. Tymczasem dla wielu stała się nadzieją na przyspieszenie modernizacji, ze szczególnym naciskiem na laicyzację i „odnarodowienie”. Bo naszą lewicę w horyzoncie tego podziału opisuje, generalnie rzecz biorąc, indywidualizm, rozumiany jako sceptycyzm względem wspólnoty i tradycyjnych ram życia społecznego.

Mniej emocji towarzyszy podziałowi ekonomicznemu, choć jest skorelowany ze stanem portfela. Może właśnie dlatego podlega raczej kalkulacji niż ekscytacji. Z jednej strony są ci, którzy wierzą w swobodną inicjatywę, a głównym problemem kraju są dla nich bariery urzędnicze, podatki i wysokie koszty pracy. Drudzy zwracają uwagę, że inicjatywa gospodarcza może przekładać się zarówno na kreatywność i nowe biznesy, jak i na większą przewagę pracodawcy wobec pracowników. Bieguny osi wyznaczającej ten podział mają swoje nazwy, które obie strony są skłonne używać: to liberalni versus solidarni. Można się zżymać, że oba te terminy weszły do naszego języka politycznego jako etykiety użyte w konkretnym celu w trakcie kampanii wyborczej, ale „przezroczysty” dziś dla nas podział lewica–prawica też miał taki rodowód i silne nacechowanie emocjonalne.

PiS buduje kadłub

Bardzo podobna liczba Polaków potrafi się odnaleźć na osi lewica–prawica i na osi solidarni–liberalni. Oba podziały są jednak od siebie niezależne. Tradycyjnie pojmowana europejska lewica to przecież ludzie lewicowo-solidarni, a typowa zachodnia prawica bazuje na elektoracie prawicowo-liberalnym. Ale żadna z tych dwóch grup nie pełni u nas roli wyraźnego bieguna. Polski podział został zdominowany przez zupełnie inną kombinację postaw: prawicowo-solidarnej oraz lewicowo-liberalnej. A wszystko stąd, że ideowe podziały nie są przejawem tego, jak kto sobie wyobraża szczęście, i mają zakorzenienie w życiowej sytuacji. Odruch wspólnotowości, czy to w gospodarce, czy w sferze obyczaju, jest typowy dla osób o niższym statusie społecznym – wspólnota stanowi oparcie w trudnych chwilach oraz źródło satysfakcji, poczucia uczestnictwa w czymś ważnym. Ci, którzy odnoszą sukcesy indywidualne, często patrzą z góry na dumę z udziału w zbiorowych sukcesach, i nie mają nic do zaoferowania tym, którzy w hierarchii statusu społecznego są niżej. Ich poczucie wyższości zderza się jednak z logiką życia społecznego: na dole jest znacznie ludniej niż na górze. Stąd na każdej z osi naszych podziałów widoczna jest nierównowaga: ludzi określających się jako prawicowi jest więcej, podobnie jak więcej jest tych solidarnych.

Zestawmy w formie wizualnej różne możliwe połączenia obu postaw (uwzględniając liczebność grup) tak, by grupy pokrewne sąsiadowały ze sobą. Tworzy się zarys narodowej nawy, z solidarno-prawicowym „kadłubem”, liberalno-lewicową „nadbudówką” oraz „pokładem”, wyznaczanym przez oś tradycyjnego zachodnioeuropejskiego ­podziału. Wyjątkowość sytuacji PiS bierze się stąd, że kieruje swoją ofertę do tych, którzy tworzą kadłub polskiej nawy, a jest to część wyraźnie największa. Kiedy do wyborców prawicowo-solidarnych dodamy wszystkich centrowo-solidarnych oraz prawicowo-neutralnych, będzie to ponad połowa Polaków


CZYTAJ TAKŻE

Analiza Andrzeja Stankiewicza: Próba zjednoczenia partii przeciwnych PiS zakończyła się fiaskiem – Koalicja Europejska nie przetrwała nawet pół roku. Do wyborów sejmowych Platforma idzie sobie, SLD sobie, a PSL najbardziej sobie. Choć czy PSL na pewno jest jeszcze przeciw PiS?


Ideowa gorączka nie służy opozycji

Przeciwnicy obecnej władzy są znacznie bardziej zróżnicowani. Obejmują na naszej infografice nie tylko nadbudówkę, ale też pokład. Trudno zjednoczyć wyborców o tak szerokim wachlarzu samoidentyfikacji. Żeby przekroczyć połowę, trzeba nie tylko skrzyknąć tych lewicowo-solidarnych wraz z prawicowo-liberalnymi, lecz i przeciągnąć kogoś z prawicowo-neutralnych albo centrowo-solidarnych. W czasach dominacji PO taka operacja się udawała, dlatego że Platforma i PSL eksponowały swoją centrowość (choćby w nazwach: obywatel, lud). Innymi słowy: szukały innej tożsamości niż ideowa.

Dlaczego jednak – pomimo tak korzystnego usytuowania – PiS długo tkwiło w opozycji, a swój sukces w 2015 r. zawdzięczało raczej błędom przeciwników niż własnej sile? Przez wiele lat było skazane na niszę, miało nad sobą szklany sufit, bo nie było w stanie osiągnąć sprawności organizacyjnej pozwalającej dotrzeć do wszystkich zasadniczo bliskich ideowo. Frustracja przekładała się na radykalny przekaz, który nie był kupowany przez bardziej umiarkowanych. Tymczasem po stronie jego oponentów przekonanie, że własne poglądy nie dominują, częściej skłaniało do ostrożniejszego ich artykułowania, do niuansowania i głoszenia z mniejszym żarem.

Napięcia po 2015 r. spowodowały jednak, że strona opozycyjna się zradykalizowała i rozemocjonowała. Także dlatego potencjalne zjednoczenie trafiło tu na dodatkowe bariery. Układanie się z umiarkowanymi i centrowymi wyborcami jest sprzeczne z oczekiwaniem zniecierpliwionych grup elektoratu ideowego. Wszelkie słabości i animozje personalne liderów wyrosły więc na silnym nawozie. Skoro wyborcy są silnie zróżnicowani, przywódcom łatwo znaleźć argumenty na uzasadnienie swoich ambicji. Dlatego plan powołania jednego ugrupowania opozycyjnego był karkołomny i wymagał wyjątkowych talentów – a takie się nie znalazły.

Wyborcy alfa

Podział opozycji na trzy listy nie jest takim dramatem jak podział z 2015 r. (wówczas było sześć list, łącznie z Kukizem). I może się okazać bardziej mobilizujący. Lewica jest najbardziej negatywnie nastawiona do PiS, więc może silniej artykułować wyraźnie przeciwstawne poglądy ideowe. Inaczej mogą też zabiegać o wyborców ci, którym w PiS przeszkadza tylko toporność i nieskuteczność w osiąganiu generalnie akceptowalnych zamiarów, jak choćby troska o rodzinę czy wzmacnianie narodowej wspólnoty. Dla nich podstawowym czynnikiem odróżniającym od partii rządzącej nie są idee, tylko styl działania. Agresywnej telewizyjnej łopatologii mogą więc przeciwstawić komunikację bezpośrednią.

Wedle interesujących badań socjologów z PAN, Bogdana W. Macha i Ireneusza Sadowskiego, dużo większy wpływ na decyzje wyborcze niż status czy miejsce zamieszkania mają przyjaciele, znajomi z własnego środowiska. Ci, z którymi rozmawiamy o polityce i postrzegamy jako osoby kompetentne. Takich ludzi wyznaczających zachowania innych możemy określić jako wyborców alfa. To zjawisko zapomniane przez standardowe metody badań elektoratu, bo ankieterzy pytają każdego respondenta z osobna. Ale to, że wyborca głosuje sam w kabinie, nie oznacza, że indywidualnie podejmuje decyzję. Politykowanie jest czynnością społeczną, część rozmów przeniosła się do sieci, ale część dalej toczy się w sklepach i na imieninach.

Jest to ważne w kontekście samodzielnego startu PSL, który szczególnie łowi w takich sieciach społecznych: idąc osobno, wystawi więcej kandydatów, niż uczyniłby to w koalicji, więc może przechwycić więcej centrowych wyborców. Bo każdy sensowny kandydat to także węzeł jakiejś społecznej sieci.

Skąd nadejdą miliony

Nadchodzące wybory mogą oznaczać nową jakość – tak jak niepodobne do poprzednich były zeszłoroczne wybory samorządowe i tegoroczne eurowybory. W tych ostatnich przewaga jednego bloku nad drugim była liczona w dziesiątkach tysięcy głosów. A trzeba mieć świadomość, że w wyborach sejmowych może się pojawić nawet 3,5 mln dodatkowych głosujących. Sprawia to, że dla wszystkich graczy pozostaje ogromne pole manewru, a rezerwy mobilizacyjne są znacznie większe niż dotychczasowe przewagi.

Gdyby jesienią frekwencja miała wzrosnąć do poziomu 2015 r., to przybędzie 1 mln 700 tys. nowych wyborców. Może do nich dołączyć jeszcze milion – jeśli odniesiemy się do wyborów sejmowych z 2007 r. – a większość to wyborcy z miast na prawach powiatu, czyli obszarów, gdzie łatwiej spotkać „wyborców alfa” opozycji. Jeśli jednak za punkt odniesienia wziąć wybory prezydenckie 2015 r., może się pojawić kolejny milion wyborców, ale w innym miejscu – większość w mniejszych gminach, gdzie więcej „wyborców alfa” ma PiS. Tam jednak w wyborach samorządowych PSL miał poparcie odpowiadające połowie tego, które było udziałem PiS – bardzo podobnie, jak w 2007 r. W tej perspektywie osobna lista PSL nie jest dla rządzących dobrą wiadomością.

Jak pokazały wybory samorządowe, kiedy toczyła się walka o realną władzę w gminach, nastąpiła znaczna mobilizacja przeciwników PiS. Przybyło ich choćby z powodu wszystkich lżejszych i cięższych politycznych grzechów, które rządzący mają na sumieniu. Na razie więc PiS próbuje nie dopuścić, by się to powtórzyło. Liczy, że przeciwnicy zostaną w domu – dlatego prezes zakazał swoim ludziom agresywnych wypowiedzi pod karą usunięcia z list. Pytanie tylko, czy nie jest to 44 miesiące za późno.

Nic nie wskazuje, by miało dojść do pełnej polaryzacji polskiej sceny politycznej. Nie wszyscy będą z tego powodu płakać. Nawet z czwórką partii – na co wskazują ostatnie sondaże – jesteśmy w najściślejszej czołówce krajów UE pod względem uporządkowania polityki. Tak czy owak, wynik wyborów zależy od aktywności wszystkich z nas. Niezależnie, gdzie na narodowej nawie jest nasza kajuta. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2019