Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Opozycja liże rany po przegranych wyborach europejskich w specyficzny sposób. Dzieli się między sobą, kłóci i atakuje – i to na progu wyborów do Sejmu. Najpierw z Koalicji Europejskiej wystąpili ludowcy, twierdząc, że to za bardzo lewicowe towarzystwo. W praktyce powód był nieco inny – uznali, że to ostatni moment na walkę o polityczny byt pod zielonym sztandarem, zanim PiS zabierze im resztki wyborców. W tej sytuacji lider PO Grzegorz Schetyna odprawił z kwitkiem SLD, uznając, że bez konserwatywnego PSL koalicja z postkomunistami jest zbyt dużym ryzykiem. Tą decyzją Schetyna naraził się i PSL, i SLD. Szef SLD Włodzimierz Czarzasty zarzucił mu abdykację z pozycji lidera opozycji i brak wiary w zwycięstwo z PiS. A lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz najpierw nazwał Platformę lewicą – to w jego ustach obelga – następnie zaś drwił z zapowiedzi Schetyny, że weźmie na listy samorządowców.
Czarzasty był gotowy na to, że dostanie czarną polewkę. Dlatego dobrze się przygotował. W dniu, w którym Schetyna ogłosił śmierć
Koalicji Europejskiej, Czarzasty wraz z Robertem Biedroniem oraz Adrianem Zandbergiem zapowiedzieli lewicową koalicję SLD-Wiosna-Partia
Razem. Elektorat lewicowy jest nieliczny, ale stabilny, co daje im szansę na sukces. Tyle że wzajemna, wieloletnia niechęć i braki w kasie mogą utrudnić kampanię.
Już się spierają o to, czy wystartować jako koalicja, bo wówczas próg wyborczy jest wyższy (8 proc.). Mogliby wystartować jako lista partyjna (5 proc.), z tym że każdy chciałby być gospodarzem, bo to gospodarz dostaje po wyborach pieniądze.
CZYTAJ TAKŻE
Analiza Jarosława Flisa: Na nic się zdały apele o jedność opozycji. Sama negatywna ocena rządu nie okazała się wystarczającą płaszczyzną porozumienia. Dobrze byłoby osiągnąć porozumienie choćby co do tego, dlaczego tak się stało.
Lewicy nie można jednak odmówić jednego – nie zmienia swej wyraźnej, antypisowskiej linii politycznej. Inaczej jest z PSL. Ludowcy wyraźnie ograniczyli krytykę PiS. Co więcej, część prominentnych działaczy, w tym Waldemar Pawlak i Marek Sawicki, zaczęła sugerować, że po wyborach ludowcy mogliby rozważyć koalicję z PiS. Oczywiście może to być tylko gra. Tyle tylko, że obserwująca ludowców podejrzliwie Platforma widzi coś jeszcze. Rządzące PiS nie tylko zawiesiło brutalne ataki na PSL, prowadzone przez ostatnie cztery lata. W napiętym budżecie rząd znalazł ponad 80 mln zł dla strażaków ochotników, a to ludowcy z krwi i kości – i kieruje nimi Pawlak. Nieformalnie zwie się to 5000 plus, bo tyle przypadnie średnio na remizę.
Schetyna stara się ratować resztki pozorów, że jest współpraca po stronie opozycji. Wraca do szyldu Koalicji Obywatelskiej, czyli porozumienia z Nowoczesną z okresu wyborów samorządowych na jesieni 2018 r. Właśnie jako KO – razem z Nowoczesną i lewicową partią Barbary Nowackiej – Platforma wystartuje w wyborach do Sejmu.
To jednak w dużej mierze fikcja. Liczy się tylko Platforma, bo ma struktury i pieniądze. Nowoczesna to pusty szyld, partia bez ludzi i z kilkumilionowym długiem, którą w dodatku Schetyna skłócił, rozbił i podporządkował sobie. A partia Nowackiej to ugrupowanie kanapowe, które ma małą szansę zrealizować swe zadanie – pozyskać dla Schetyny część wyborców lewicy. ©
Autor jest dziennikarzem Onet.pl, stale współpracuje z „TP”.