Młodzież silna, nieskażona

MATEUSZ FLAK: - Dzisiejsza Młodzież Wszechpolska uważa się za kontynuatorkę przedwojennej organizacji o tej samej nazwie. Kto i w jakim celu założył w marcu 1922 r. pierwszą MW?

ANDRZEJ CHOJNOWSKI: - Już w 1916 r. na Uniwersytecie Warszawskim istniały koła związane z Narodową Demokracją, potem grupki młodzieży akademickiej łączyły się w większe struktury. Na końcu powstała MW.

Narodowa Demokracja zawsze przywiązywała znaczenie do wychowywania młodych kadr, co wiązało się z filozofią Romana Dmowskiego, który chciał być nie tyle politykiem, co wychowawcą. W tym, na ile uda się pozyskać młodzież dla haseł endecji, Dmowski upatrywał klucza do sukcesu całego ruchu. Młodzież Wszechpolska miała konsolidować małe elity, dlatego kontaktowała się ze związkami pokrewnymi i dążyła do opanowania korporacji akademickich, tworzyła kółka, prowadziła propagandę. Poza tym była zasobem kadr: przywódcy obozu wyławiali z jej szeregów działaczy, którzy robili potem karierę w strukturach ND.

- Obecna MW mówi o prowadzonej w tamtym czasie działalności formacyjnej wśród młodzieży robotniczej i rzemieślniczej; Wszechpolacy mieli zakładać na wsiach koła nie tylko swoje, ale też Sokoła, Straży Narodowej…

- Jest w tym dużo przesady. Młody student podróżujący po Polsce, owszem, starał się agitować, ale większych zasług MW na koncie nie miała. To raczej Obóz Wielkiej Polski docierał do środowisk chłopskich i proletariackich, tworzył ekspozytury, do których delegowano Wszechpolaków.

- OWP powstał w 1926 r., ale młodzi już wcześniej śpiewali w swym hymnie "Wielkiej Polski moc to my". Jak miała wyglądać Wielka Polska?

- I Młodzież Wszechpolską, i OWP, a później Ruch Młodych traktowano jako wielką nadzieję, szansę - gromadziły wszak ludzi młodych, a więc nieskażonych naleciałościami poprzedniej formacji. Takie myślenie było wyrazem przekonania, że w młodości kryją się wartości samoistne, że młodość to atut, co kłóciło się z modelem uprawiania polityki z przełomu XIX i XX w., kiedy liczyło się doświadczenie i życiowa mądrość.

OWP skupiał różne siły; MW była trochę w opozycji do starszej warstwy politycznej przywiązanej do legalizmu, praktykującej parlamentaryzm i politykę salonową, skażoną "duchem liberalizmu". Młodzież uznawała, że lata 20. przyniosły porażkę takiej polityki - to przecież Piłsudski przejął władzę, a nie endecja, choć miała ponoć większe poparcie społeczne. Przyszłą Polskę wyobrażali sobie zatem jako antyliberalną, zbudowaną hierarchicznie: są w narodzie segmenty bardziej wartościowe i to one, z racji poglądów i zasług, powinny posiadać władzę. Dynamiczne elity poprowadzą naród, gospodarza państwa, do celu. Po drugie, Polska miała być państwem silnym, sprawnym. O tej potrzebie mówiły różne grupy polityczne, ale MW zrobiła z niej jaskrawy slogan - nie precyzując jednak, na czym siła Polski miałaby polegać.

- "Nieskażona" młodzież chciała wprowadzenia zasady numerus clausus dla studentów żydowskiego pochodzenia i wyrzucania z uczelni komunistów.

- Gdy dzisiaj ktoś opowiada się za ograniczeniem udziału w życiu publicznym grup etnicznych czy wyznaniowych, występuje przeciw zasadom dobrego wychowania i politycznej poprawności. W międzywojniu mówienie takich rzeczy uchodziło, ale nie dlatego, że panowała inna wrażliwość. Dopiero wojna skompromitowała takie postawy, pokazując, jaki może być ich finał.

Na pewno działalność młodych działaczy endecji - i nie tylko ich - przybierała charakter, najłagodniej mówiąc, chuligański, niedopuszczalny z punktu widzenia humanitaryzmu. Trzeba jednak pamiętać, nie tłumacząc tych zachowań, że w tle haseł numerus clausus, potem numerus nullus - nawołującego do ograniczenia udziału Żydów w życiu publicznym czy bojkotu towarów żydowskich, był realny konflikt etniczny, na którego rozwiązanie nikt nie miał recepty. A kiedy coś umyka możliwościom analizy, wtedy najłatwiej o metodę policyjno-pałkarską. Niektórzy uważają, że zawiniła cecha pokoleniowa - młodzież, jeśli nie jest temperowana, chętnie upraszcza i chwyta się metod, które wydają się jej najskuteczniejsze, a w istocie są najbardziej prymitywne.

- Mówimy raczej o bezkrytycznej części młodzieży.

- Tak, jednak to ona często nadaje ton nastrojom. Zawsze tylko cząstka społeczeństwa interesuje się polityką, większość funkcjonuje w polityce na zasadzie uczestnictwa w rytuałach czy imprezach masowych. Młodzieńcy, którzy wyżywali się w demolowaniu mienia żydowskiego, na pewno mieli jakieś antyżydowskie wyobrażenia nabyte w domu czy przez kontakty z polityką. Ich zachowanie nie było jednak wynikiem gry politycznej; byli raczej uczestnikami grupy, traktowali wystąpienia jako rodzaj politycznego happeningu, podczas którego decyduje psychologia tłumu i chęć podkreślenia przynależności do wspólnoty. Czytałem listy studenta Wyższej Szkoły Handlowej, który pisał w 1928 r. do swojej chłopskiej rodziny w takiej konwencji: "Tatusiu, dziękuję, żeście mi przysłali czyste ubranie. Żyjemy bardzo wesoło, prawie co dzień zawieszają nam wykłady, tłuczemy Żydów, wczoraj policja prała nas pałkami, ale my i tak nadal będziemy prać Żydów".

- Jak duża była popularność MW w Dwudziestoleciu?

- Młodzież opanowywała organizacje samorządowe, uniwersyteckie, choć trudno powiedzieć, by większość studentów zamierzała rzucać się w odmęty haseł endecji. Siła MW wynikała raczej z hałaśliwości działania: grupa, która organizuje przemarsze, pikietuje sklepy, bije pałkami przed uniwersytetem, nie musi mieć poparcia większości. Wystarczy, że tworzy wrażenie siły, przez co terroryzuje pozostałych. Wszechpolacy nie byli jednak jedyną taką formacją: sanacja próbowała tworzyć własne odpowiedniki. Dlatego też burdy na uczelniach polegały nie tylko na tym, że MW biła Żydów; dochodziło też do bójek młodzieży narodowej z członkami Legionu Młodych, socjalistami.

Wszystko to anarchizowało życie uczelni i wprowadzało młodzież do polityki nie tymi kanałami, którymi powinna do niej wchodzić. Łatwiej było rzucić hasło, potem sięgnąć po odpowiedni instrument i pewne ogólne zasady przy pomocy pałki czy kastetu przełożyć na język konkretu. Nie zapominajmy jednak, że zwłaszcza w latach 30. było to zgodne z ogólniejszą tendencją w europejskiej opinii publicznej. Istniał poklask dla tych, którzy nie dzielili włosa na czworo, tylko przecinali zawiłe sprawy mocnym uderzeniem. Dyktatorzy, zamiast mędrkować, działali. To, na tle nieudolności systemu demokratycznego, podobało się i masom, i części inteligencji.

Prof. ANDRZEJ CHOJNOWSKI (ur. 1945) jest kierownikiem Zakładu Historii XX wieku Instytutu Historycznego UW; opublikował m.in.: "Piłsudczycy u władzy. Dzieje Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem" (1986), "Prezydenci i premierzy Drugiej Rzeczypospolitej" (1992).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2006