Miłość w Wilnie

Im bardziej podejrzewamy, że ta romantyczna historia jest jeszcze jedną prywatną legendą bohatera--opowiadacza, tym bardziej chcemy w nią wierzyć. Bo czy Wilno nie jest miejscem, gdzie właśnie taka historia mogłaby się wydarzyć? A jeśli nawet nie wydarzyć, to zostać opowiedziana?

16.02.2003

Czyta się kilka minut

Przebywający w więzieniu dla alkoholików bohater powieści Jurgisa Kuncinasa „Tula” opisuje w liście do ukochanej panoramę Wilna, którą ogląda z trzech różnych okien. Nie jest to beznamiętny, topograficzny opis, a i list nie jest takim listem, jaki zwykle przesyłają więźniowie bliskim, którzy pozostali na wolności. „Nie tak przecież pisze się z więzień, lagrów, jednostek wojskowych i łodzi podwodnych”, zauważa przytomnie narrator-bohater. Zamiast detali codziennej rutyny - opis miejsc, gdzie nietypowa para kochanków już była i gdzie dopiero zamierzała się wybrać. Z tego fragmentu w mig odczytujemy wszystkie zasadnicze wątki „Tuli”, powieści alkoholowej, powieści o wielkiej miłości, powieści antytotalitarnej, hołdu złożonego Wilnu, „świętemu miastu”.

Jurgis Kuncinas, zmarły 13 grudnia 2002 roku w wieku 55 lat, był uznawany za jednego z najwybitniejszych powojennych prozaików litewskich. Podobnie jak należący do tego samego pokolenia Ricardas Gavelis, Kuncinas nie opublikował żadnej powieści przed upadkiem komunizmu. Nim w latach 90. odniósł sukces jako prozaik („Tula” jest uznawana za jedną z najważniejszych powojennych litewskich powieści), opublikował sześć tomów poezji.

Drogocenne źródło
„Tula”, będąc powieścią antytotalitarną, nie jest powieścią alegoryczną. Szpital iwięzienie, dwie typowe metafory obecne w wielu wybitnych utworach dwudziestowiecznych pisarzy (przypomnę dzieła tak odległe jak „Kolonia karna” Kafki i „Oddział chorych na raka” Sołżenicyna), u Kuncinasa są po prostu szpitalem i więzieniem. Ich drzwi nie są szczelnie zamknięte (zawsze zostaje przepustka), ich zarządcy zachowują swoją ludzką twarz. Mieszkańcy „pijackiego więzienia” to ludzie postawieni poza oficjalnym nurtem życia: alkoholicy, bezdomni, drobni złodzieje, czyli ci, których istnienie władza najchętniej ukryłaby przed społeczeństwem. Są oni zazwyczaj „przyzwoitszymi i solidniejszymi facetami niż na tak zwanej wolności za wysokim płotem”.

Nie chcę przez to powiedzieć, że Kuncinas przedstawia komunistyczne Wilno lat 80. jako miejsce, gdzie dało się po ludzku żyć, wręcz przeciwnie, to presja oficjalnej polityki, bieda i beznadzieja wyrzucają na margines życia tych, o których opowiada w „Tuli”. Kuncinas powiada raczej, że człowiek nawet w najstraszniejszych warunkach i nawet wtedy, gdy odbierze mu się wszystko, co jest wymierne i materialne, zachowuje coś własnego, co nie podlega już dalszej redukcji. Miłość do Tuli, pamięć Wilna, każdego kąta Zarzecza, ożywiane fre-netyczną wyobraźnią opowiadacza, stają się drogocennym źródłem, z którego można czerpać.

Ideologia jest głupotą, bo upraszczając wizję świata do kilku napuszonych pojęć, pomija najistotniejsze potrzeby człowieka i ukrywa fakt, że ludzki żywioł jest zarazem żywiołem przyrodniczym, który nie uznaje żadnych granic. Kuncinas tłumaczył na litewski Guntera Grassa, a sądzę, że ucieszyłby się, gdyby wśród jego literackich krewniaków wymienić Rabelais'ego czy Villona. Jego niezwykłe opisy zacierają różnice między człowieczym i zwierzęcym, materialnym i duchowym. Ukochana bohatera jest „zwierzątkiem, ważką, leniwą myszą”, a on sam śledzi ją zamieniając się w nietoperza i dzięki temu uciekając nocami z więzienia. Z kolei przyroda nie w pełni jest przyrodą, przypomina raczej dekorację teatralną. Powieść Kuncinasa to pełne dygresji „notatki” z podróży, najpierw przez ubogie domy Zarzecza, wileńskie kawiarnie, gdzie (często w jednej osobie) spotykają się artyści i pijacy, potem aż na Krym. Fakt, że po kilkudziesięciu stronach narrator przypomina sobie, że jest ona o Tuli, dla Tuli i ze względu na Tulę pisaną historią miłosną, nie przeszkadza mu sportretować wiele innych kapitalnych postaci, w większości kobiecych i, nierzadko, o polskich nazwiskach.

Stara pani Daszewska i jej trzy „rozwiązłe” córki (syn Tadek dostał obłędu po przegranej walce bokserskiej, tak się składa, że zaraz po XX Zjeździe Partii). Aure-lita Bonapartowna, kochanka narratora mieszkająca z córeczką i matką, amatorka wspólnych kąpieli. Helena Brzostowska,która lubiła pić rozcieńczone wodą czerwone wino, a także słuchać (z płyt) Paderewskiego. Maryna Pieczul, autorka gobelinów, posiadaczka wybujałego temperamentu i pokaźnego garbu. Piękna niczym łania Marisz, kobieta pewnego zarozumiałego moskwianina. I wiele innych, których nazwisk narrator nie pamięta. Ta podróż, pełna miłosnych jednonocnych przygód (okazuje się, że pruderyjny Związek Radziecki był światem wolnej miłości) i groteskowych spotkań, jest też podróżą do wyroczni Boskiej Flaszy (w epopei Rabelais'ego udzieliła ona prostej rady: „pij!”), bo edukacyjne zabiegi oficjalnych czynników (szpital, więzienie...) spełzają oczywiście na niczym.

Tula i święte miasto
Tylko o Tuli opowiada narrator inaczej, ze śmiertelną powagą. Siedmiodniowa znajomość, rozpoczęta przypadkowym spotkaniem w kawiarni, okazuje się romantyczną miłością na miarę świata i na miarę czasu, w którym się rozgrywa. Bezdomny narrator, gdzie indziej występujący w roli nieprzystosowanego do życia awanturnika (ulubione łacińskie powiedzenie Mussoliniego -„żyć wśród niebezpieczeństw” - jest jego maksymą życiową), zastrzega, że nie wie już, czy Tula jest kobietą z krwi i kości, czy dziełem jego wyobraźni. „Czasem mi się wydaje, że sam ciebie, Tula, wymyśliłem” - mówi i poddaje swą opowieść romantycznej stylizacji.

Miłość bohaterów jest miłością wbrew światu: pochodząca z „porządnego” mieszczańskiego domu Tula zostaje siłą oderwana od bohatera (najpierw ma być zamknięta w szpitalu psychiatrycznym, potem wraz z rodziną przenosi się nad granicę białoruską), odrzuca kolejnych „odpowiednich” kandydatów podsuwanych przez najbliższych, w końcu zamyka się w sobie i umiera w tajemniczych okolicznościach (zostaje zamordowana?). Rodzina urządza jej bezimienny pochówek w lesie, ale bohater odnajduje prochy i zamurowuje je w podłodze dawnego mieszkania nad Wilenką, w którym spędził z nią owe siedem dni.

Ta baśniowa niemal historia nie razi naiwnością. Im bardziej podejrzewamy, że może jest jeszcze jedną prywatną legendą bohatera-opowiadacza (choć opowiedzianą w innym niż pozostałe rejestrze), tym bardziej chcemy w nią wierzyć. Bo czy Wilno nie jest miejscem, gdzie właśnie taka historia mogłaby się wydarzyć? A jeśli nawet nie wydarzyć, to zostać opowiedziana?

Kuncinas dał temu miastu podarunek, którego nie da się przecenić. Wilno, jak Delft na obrazie Vermeera, funkcjonuje w jego powieści w podwójnej optyce, konkretnego historycznego miejsca, o polsko-litewskiej (i nie tylko) przeszłości, wyniszczonego przez kilkadziesiąt lat komunizmu, i „świętego miasta”, gdzie wieże barokowych kościołów wskazują ku niebu. „A kościoły! Kościoły są najważniejsze, zmuszają cię, żebyś podniósł głowę do góry, a w górze jest zawsze niebo - niskie, siwe, zamglone, a jednak niebo. (...) Jeżeli nawet nie zmuszały mnie do uklęknięcia i nabożnego złożenia rąk, to chociaż, jak mówię, podnosiły mój wzrok ku górze”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 7/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (7/2003)