Morze i zwierciadło

To arcydzieło Magrisa i pierwsza od dawna wielka europejska powieść metafizyczna. Jej symbolem jednoczącym jest ocean, ciemne wody, piekło, które jest wszędzie. Woda i ogień, wieczny przypływ i porządek łączących się i rozłączających pierwiastków.

15.11.2006

Czyta się kilka minut

Claudio Magris /
Claudio Magris /

"Wola rozpatrywana tylko sama w sobie jest ślepym, niepowstrzymanym dążeniem, (...) a świat jej zwierciadłem".

Schopenhauer

1.

Dwie słynne książki eseistyczne Claudia Magrisa, "Dunaj" i "Mikrokosmosy", łączyła, przy wszystkich różnicach, nie tylko hybrydyczna forma (książki te były esejem, opowiadaniem, powieścią, dziennikiem podróży), ale, przede wszystkim, oddanie materialnej, czy raczej: zjawiskowej prawdzie świata. Ich sceptyczny narrator ukształtowany był na modłę świetnie wykształconego przewodnika, nie tyle opisującego odwiedzane miejsca przy pomocy kilku suchych faktów, co rozumiejącego, że wszystkie fakty są wątpliwe, a zatem historii cywilizacji nie da się opisać przy pomocy jakichkolwiek kategorycznych twierdzeń, że nie da się zakreślić ostrych granic ani wyznaczyć oczywistych punktów demarkacyjnych między kulturami, krajami, narodami, ani, tym bardziej, ich kulturalną spuścizną.

Dlatego zaglądanie do studni przeszłości okazywało się archeologicznym wysiłkiem o wysokim stopniu skomplikowania, odkrywaniem jednej warstwy pod drugą, często o przeciwstawnych znakach, nie prowadzącym jednak ani do ostatecznych, niepodważalnych wniosków, ani do stanu smutnej rezygnacji, ale do ekstatycznego chwilami poczucia chwiejności, względności i tymczasowości, stanowiącego - na poziomie ideologicznym - doskonałą szczepionkę przeciw nacjonalizmowi. Dopiero na marginesie setek opisywanych przez siebie historii miejsc i ludzi snuł Magris historiozoficzną refleksję, ujmując dzieje człowieka jako podróż do Ziemi Obiecanej, ciągle ponawianą próbę zbudowania Królestwa Bożego na ziemi, osiedlenia się w Mieście Słońca.

2.

W "Innym morzu", swej pierwszej powieści, krótkiej (około 80 stron), Magris - po raz pierwszy w sposób tak jednoznaczny - wydobył na powierzchnię to, co dotychczas pozostawało tajemnym jądrem jego twórczości, czyli pytanie o możliwość zrealizowania utopii. W tym przypadku chodziło o utopię filozoficzną, ucieleśnianą przez postać Carla Michelstaedtera, postać centralną w twórczości Magrisa.

Michelstaedter (1887-1910), nietłumaczony do tej pory na polski, był eklektycznym filozofem włoskim o żydowskich korzeniach, do tego urodzonym w Gorycji (wówczas habsburskiej, dziś włosko-słoweńskiej), którego najważniejszymi inspiracjami były pisma Leopardiego, Schopenhauera i Nietzschego. Autor "Perswazji i retoryki" zabił się w wieku 23 lat, pozostawiając po sobie, poza wierszami, korespondencją i kilkoma mniejszymi utworami filozoficznymi (w formie dialogowej, wzorowanej na Leopardim), również swą główną rozprawę, w której usiłował nakreślić znaczenie tytułowych kategorii "perswazji i retoryki", potraktowanych nie jako kategorie estetyczne czy językoznawcze, ale metafizyczne i etyczne. Ich nieokreśloność mogła prowadzić do odmiennych, by nie powiedzieć: przeciwstawnych interpretacji (perswazja może być interpretowana zarówno jako schopenhauerowskie wygaszenie woli, jak nietzscheańska wola mocy), w wyniku czego bohaterowie apokryficznej powieści Magrisa - przyjaciele Michelstaedtera usiłujący po jego śmierci wcielać w życie jego idee filozoficzne - dokonują kompletnie odmiennych wyborów dotyczących sposobu życia.

Magris przeciwstawił prywatną utopię swych bohaterów, pragnących osiągnąć niepodległość wobec doraźnych pożądań, szczęście, spokój, czyli perswazję - XX-wiecznej historii włosko-jugosłowiańskiego pogranicza, historii wojen, deportacji i mordów. Ten antyromantyczny ironista żywiący głęboką nieufność dotyczącą myślenia utopijnego - wobec postawy swych bohaterów zdawał się żywić ambiwalentne uczucia. Ukazywał bezradność ich małej, nierealizowalnej utopii wobec żelaznej konsekwencji działania wielkich, zorganizowanych utopii politycznych, ale również jej potrzebę - jako miejsca, gdzie przechowana zostaje myśl o możliwości jednostkowego szczęścia, której nie mogą unieważnić przemoc i bezsens historii.

Odwołując się do rozróżnienia Michelstaedtera, można powiedzieć, że po krótkim "Innym morzu", poświęconym perswazji, Magris napisał "Na oślep", obszerną powieść poświęconą retoryce albo wielkiej politycznej utopii. W ten sposób powtórzył gest Michelstaedtera sprzed stu lat. Autor "Perswazji i retoryki" poświęcił perswazji zaledwie kilka stron, bo uważał, że nie można o niej nic powiedzieć, można ją tylko przeżyć, podczas gdy retoryka jest jak rak: karmi się samą sobą, rozrasta, zagarnia żarłocznie wszystko, również kartki książki.

3.

Główny bohater "Na oślep", zamknięty w szpitalu psychiatrycznym schizofrenik, dwudziestowieczny włoski komunista Salvatore Cippico, a zarazem (we własnym mniemaniu) Jorgen Jorgensen, duński awanturnik z pierwszej połowy XIX wieku (postać historyczna), jest, przede wszystkim, człowiekiem słowa, pragnącym u schyłku wieku XX pozostawić po sobie autobiografię, która stanowiłaby jego sprawiedliwy obraz.

W pierwszej, bardziej współczesnej odsłonie, jest synem włoskich emigrantów w Australii, wydalonym z kraju za działalność polityczną i powracającym do faszystowskich Włoch, gdzie działa jako komunista w podziemiu, biorącym udział w wojnie domowej w Hiszpanii. Deportowany do Dachau, przeżywa wojnę, a w 1947 roku, wraz z dwoma tysiącami robotników z Monfalcone, opuszcza Włochy i wyjeżdża do Jugosławii, by budować komunizm (historyczny epizod wielokrotnie opisywany przez Magrisa). Ta idealistyczna decyzja ma jednak tragiczne konsekwencje - tak jak inni włoscy komuniści zostaje aresztowany na rozkaz Tity po jego zerwaniu ze Stalinem i zesłany do obozu na Golim Otoku (czyli Łysej Wyspie w Cieśninie Kwarnerskiej) jako zwolennik Kominformu. Po zwolnieniu powraca do Australii.

Cippico żywi jednocześnie przekonanie, że jest (był?) Jorgenem Jorgensenem, synem zegarmistrza z Kopenhagi, żyjącym w czasach wojen napoleońskich marynarzem i awanturnikiem, uczestniczącym w zakładaniu angielskiej kolonii karnej na Tasmanii, później samozwańczym królem Islandii (znajdującej się wówczas pod rządami duńskimi), oskarżonym przez Anglików o zdradę na rzecz Duńczyków, osądzonym, osadzonym na statku w charakterze galernika - i ostatecznie zesłanym na Tasmanię, do kolonii karnej, którą przed laty sam zakładał.

I Cippico, i Jorgensen zostają zaprzęgnięci w służbę idei, która będzie trwała dłużej niż wiarygodność samej idei. Cippico - już po opuszczeniu łagru - za namową partyjnych kolegów będzie milczał o przeżytym w nim horrorze, a zdjęcie czerwonych flag na Kremlu przyjmie z ulgą, niepozbawioną odcienia sentymentalnego smutku. Jorgensen - w głębi serca ateusz, piszący na Tasmanii kazania na zamówienie miejscowego pastora-pijaka, w jednym z najlepszych - i zarazem przerażających - fragmentów powieści wygłosi płomienną mowę pochwalną na rzecz brytyjskiego systemu represji, którego sam jest ofiarą.

Obydwaj są, w jakimś sensie, retorykami, walczącymi z pokusą, by oddać własną wybujałą indywidualność w zamian za poczucie bezpieczeństwa i przynależności - i ulegającymi tej pokusie. Są retorykami nie tylko jako wyznawcy ideologii - imperialno-kolonialnej i komunistycznej - ale przede wszystkim jako ludzie, którzy za wszelką cenę chcą opowiedzieć o sobie. Zarówno ideologia, jak i koherentna opowieść są warunkami zakreślenia sobie granic, jakiegoś ostatecznego "jestem tym i tylko tym", i jako takie noszą znamię totalitarnej przemocy.

Wysiłek Cippica, snującego swą opowieść za namową lekarzy, i Jorgensena, który w 1838 roku opublikował autobiografię - jest jednak skazany na porażkę. Jorgensen spisuje swoją "prawdziwą" historię w polemice z oczerniającymi go - jak mniema - biografami, Cippico ją powtarza, przepisując całe strony z ustawionej na półce biblioteczki poświęconej Jorgensenowi. Czy sprawiedliwa autobiografia w ogóle jest możliwa, czy jej potencjalny autor wie w ogóle coś pewnego o sobie, czy jest skazany na to, co powiedzą mu inni, na przepisywanie, powtarzanie, przekładanie i poszukiwanie zagubionych kartek? Czy powinien złościć się na plagiatorów, którzy ukradli i niedokładnie przepisali jego dziennik, czy też powinien być im wdzięczny, bo jego własne życie stanowi plagiat, który nie istniałby, gdyby nie ich scalający wysiłek?

"Moje życie jest takie, jakie opowiedzieli je inni. Cóż mógłbym wiedzieć o tym, jaki byłem zaraz po urodzeniu, a jaki, kiedy zacząłem chodzić, czy płakałem, czy też nie w nocy. Wszystko to opowiedzieli mi inni, a ja po nich powtarzam to, co usłyszałem. (...) Nie chodzi tylko o wczesne dzieciństwo. Chodzi o każdą chwilę życia". Życie człowieka stanowiłoby doskonałą powieść, gdyby było napisane z większą troską o prawdę - stwierdza ironicznie Cippico.

4.

Tytuł książki nawiązuje do historycznego epizodu: rozkazu zbombardowania duńskiej floty, wydanego przez admirała Nelsona mimo wywieszenia przez Duńczyków białej flagi. Nelson, jak chce Magris, oceniał sytuację przytykając lunetę do przesłoniętego opaską oka: "I'm damned if I see it, kule spadają dalej na ludzi, którzy już się nie bronią, (...) opaska jest wygodna, pomaga zamknąć oko na masakrę". Historię widzi Magris jako lunetę przytkniętą do zasłoniętego oka, noc, podczas której Argonauci masakrują przez pomyłkę gościnnych Dolionów, łagier, który nigdy się nie kończy, szkołę, w której uczniowie dręczeni są przez sadystycznych nauczycieli.

Obok epizodów opisywanych wcześniej przez Magrisa (i jego żonę Marisę Madieri), związanych z historią włosko-habsburskiego pogranicza, a symbolizowanych przez takie nazwy jak wspomniany Goli Otok, Arbe (wyspa, na której mieścił się z kolei włoski obóz koncentracyjny) czy Silos (habsburskie magazyny ziarna w Trieście, w których po II wojnie urządzono obóz dla uchodźców), obok niemieckich obozów koncentracyjnych i komunistycznej partyzantki w czasach II wojny pojawiają się epizody z wojen napoleońskich i historii kolonialnej Wielkiej Brytanii, historii o obosiecznym ostrzu, wymierzonej zarówno w więźniów z Europy, osadzanych na galerach i w koloniach karnych, jak i w ludność autoch­toniczną, będącą przedmiotem planowej, krwawej akcji eksterminacyjnej bądź, w lepszym przypadku, "kolonialnej eutanazji", polegającej na spychaniu Aborygenów na bezużyteczne, jałowe tereny. "Na oślep" jest więc, w najbardziej powierzchownej warstwie, powieścią o historii, wyrażającą nieufność wobec paradygmatu heglowskiego, w który wpisana jest wiara w sensowność historii i związany z nią postęp z jednej strony, z drugiej zaś niechęć do rozpamiętywania krwawych strat, stanowiących produkt uboczny procesu historycznego.

Hegel twierdził, że jedyną sensowną reakcją wobec okrucieństw historii jest wzruszenie ramion - trudno, tak to było, nic już się nie da zmienić, rozpamiętywanie strat tylko niepotrzebnie odrywa nas od działania - i pochwalał "samolubstwo, które stanąwszy na bezpiecznym brzegu, napawa się spokojnie odległym widokiem rumowiska gruzów". Magris idzie tropem Michelstaedtera, kpiącego z heglowskiej "gotyckiej katedry", przy której wznoszeniu robotnicy poskręcali sobie karki i, wbrew fascynacji postheglowskimi koncepcjami końca historii, pisze u schyłku XX wieku powieść stanowiącą jedno wielkie rozpamiętywanie, powieść-traumę, w której po prawie dwustu latach wciąż rozlega się krzyk zabijanych Aborygenów, jak i głos ostatniego rdzennego Tasmańczyka, który umierając prosił, by nie wystawiać jego szkieletu w muzeum, i którego ostatniej woli nie wysłuchano.

5.

Swą powieść o historii wpisuje Magris w ramy mitycznej struktury, Argonautiki (jeszcze jeden stały wątek pisarza, który po raz pierwszy wybrzmiał z taką siłą), czy raczej konstruuje swój utwór w ten sposób, że opowieść o Jazonie i jego towarzyszach, którzy wyruszyli na statku Argo z Jolkos w Tesalii do Kolchidy nad Morzem Czarnym po złote runo, staje się uniwersalnym mitem mitów, opowieścią o ambiwalencji utopii, dobroczynnej i niszczycielskiej, zagarniającą opowieści różnych czasów i kultur i, w dramatycznych okolicznościach, wcielającą się w historię.

Jazon, prowadzący towarzyszy do Kolchidy, jest jednocześnie bohaterem eposu Apolloniosa z Rodos, cytowanego przez Magrisa, ale i Mojżeszem prowadzącym Żydów do Ziemi Obiecanej, i agentem handlowym Kurtzem, zdobywającym boską władzę nad tubylcami, Jorgiem Jorgensenem, zakładającym kolonię na Tasmanii, i włoskim komunistą Salvatorem Cippico. Król Kolchidy Ajetes, któremu Fryksos podarował złote runo, jest synem słońca, spoglądającym z portretów słonecznym wodzem o małych oczkach i sumiastych wąsiskach. Porzucona przez Jazona Medea jest serbską partyzantką, walczącą przeciwko ustaszom i zdradzoną przez kochanka, komunistę Cippica, który wydał oddziałom Tity jej brata, i ukochaną Marią, pozostawioną przez niego we Włoszech, gdy, już po wojnie, emigrował do Australii, i Marie, pozostawioną przez Jorgensena w Anglii. Z zębów smoka, których zasianie było jednym z zadań Jazona, wyrastają, jak Kadmosowi, litery, dzięki którym wszystko może zostać opisane, każdy ból i każde cierpienie, i które udzielają retorycznego schronienia temu, kto chciałby napisać własną autobiografię.

Co było pierwsze - historia czy mit? Podobne pytania nie mają sensu. Historycznym jądrem mitu były ponoć kolonizacyjne wyprawy czarnomorskie Greków, zwłaszcza żeglarzy Miletu. Ale czy Jazon był jednym z nich, czy też oni jedynie szli w jego ślady - nie sposób odpowiedzieć. Magris unieważnia takie pytania, bo w "Na oślep" udało mu się dokonać rzeczywistej reaktywacji myślenia mitycznego, nie zaś potraktować mit jedynie jako retoryczny ornament. Mit jest opowieścią o wydarzeniach, które się ciągle powtarzają, są więc realne, choć mogły realnie nigdy się nie wydarzyć, strukturą tego, co w ludzkim doświadczeniu powtarzalne.

Złote Runo, po które wyruszają argonauci, jest ambiwalentne z samej swej istoty - zawiera obietnicę zbawienia (jest ofiarą za uratowanie życia Fryksosa), ale i przemocy, bo jest splamione krwią rozszarpanego barana, ze skóry którego powstało. Historia nie jest więc procesem brudzenia runa, ono jest brudne od początku, co tylko potwierdzają jego kolejne wcielenia: czerwone sztandary, baranie burki, w które w zimie owijają się partyzanci, zakrwawione bandaże, którymi owijają się na polach bitew ranni w imię wielkiej sprawy.

6.

Książka Magrisa jest pierwszą od dawna europejską powieścią metafizyczną. Jej symbolem jednoczącym jest ocean, "ciemne wody", piekło, które "jest wszędzie". Woda i ogień, wieczny przypływ i porządek łączących się i rozłączających pierwiastków. Symbolika jest heraklitejska, największy wpływ na dychotomiczną, antynomiczną metafizykę powieści miał jednak chyba Schopenhauer.

Magris przeciwstawia czarne wody oceanu oswojonym wodom Adriatyku, morzu zaś - zatokę, ląd i statek. Morze jest symbolem metafizycznej, niezgłębionej zasady rzeczywistości, wolą pędzącą bez celu ("na oślep"), znajdującą ujście w okrucieństwie i seksie; zatoka, ląd i pokład statku to świat zjawiskowy, właściwe miejsce zamieszkiwania człowieka. "Ocean jest rzeką opasującą ziemię, wielkim Acherontem, który płynie i wpada do świata podziemnego. Życie jest podróżą, rejsem po morzu i deportacją". W tej metafizyce mieści się wyobrażenie przyrody jako rzeźni albo otchłani, zacierające granice między przyrodą nieożywioną a ożywioną, między zwierzętami a człowiekiem. Wykopaliska sprzed milionów lat - sterty szkieletów nieznanych zwierząt i gigantycznych hien - przypominają odkrycia międzynarodowego komitetu w jakimś obozie koncentracyjnym.

Ten wpływ Schopenhauera, myśliciela dziś trochę niemodnego, zapośredniczony niewątpliwie przez Nietzschego (i Michelstaedtera), jest ściśle ograniczony. Podzielając pogląd (czy raczej: wizję) Schopenhauera, Magris nigdy nie przestaje pochwalać życia. Szczęście nie może być ucieczką, wycofaniem, biernością. Nie łagodząc okrucieństwa świata, nie oddając się retorycznym pocieszeniom, wybiera zawsze drugi człon opozycji: nie istotę, ale zjawisko, nie noumeny, ale fenomeny, nie ocean, ale statek, i nie śmierć, ale podróż.

"Kiedy skończy się podróż, zaczyna się prawdziwe życie, na statku jesteśmy w dopiero co zapłodnionym brzuchu. Nie wiadomo, kto nas umieścił tam w środku (...). Oto znaleźliśmy się tutaj, my wszyscy, bracia bliźniacy, w każdym razie jednakowi, wszyscy deportowani są do siebie podobni. Wkrótce to życie, które jest śmiercią, dobiegnie końca, wysiądziemy i zacznie się śmierć, która jest życiem, wiecznym życiem kolonii karnej". Magris woli pierwsze życie, w którym jest miejsce na ból, ale też na apollińskie ekrany i zwierciadła, na piękno, na wyprawy na Cres albo Lussino. Z schopenhauerowskiej idei wieczystej sprawiedliwości, zgodnie z którą ilość cierpienia we wszechświecie jest równoważona ilością zadanego bólu, wyciąga, inaczej niż Schopenhauer, pozytywne konsekwencje: "rachunek się zgadza: dawać i mieć, zwycięstwo i porażka, karna kąpiel na Golim Otoku, a potem morskie kąpiele na tej samej adriatyckiej plaży".

7.

"Na oślep", jak sto lat temu "Perswazja i retoryka" Michelstaedtera, jest wielkim retorycznym dziełem antyretorycznym. Jego mistrzowska retoryczność polega na swobodzie, z jaką Magris zbiera i wyzyskuje swe najważniejsze wątki, które znajdują tutaj swobodne, niewymuszone ujście ("jak rzeka w wodach wielkiego morza"), lekkości, z jaką posługuje się cytatem i kryptocytatem i używa mitycznej materii, która nigdy nie sprawia wrażenia inkorporowanej sztucznie. Jego antyretoryczność jest demaskowaniem utopii idealnych porządków społecznych i politycznych, i bohaterów obdarzonych mocną indywidualnością - Napoleona, Nelsona, Stalina - jest też niechęcią do bycia powieścią, z prawdziwymi postaciami i prawdziwymi wydarzeniami.

Czy ta książka w ogóle ma bohatera? Proces pisania autobiografii nie powiedzie się. "Cóż począć w całej tej krzątaninie, tam i z powrotem, wszystko się miesza, lata i kraje i morza i więzienia i twarze i fakty i myśli i znów więzienia i rozdarte wieczorne nieba, z których krew wypływa strumieniami i rany i ucieczki i upadki... I życia, tyle rodzajów żyć, nie można ich złożyć w całość". Cippico, Jorgensen, istnieją i nie istnieją, są tylko nickami na internetowym forum, surferami, głosami w globalnej sieci, której granic nie jesteśmy w stanie zakreślić, ani nawet rozpoznać.

Kto jest bohaterem? Everyman. Każdy i nikt. Książka Magrisa jest wielkim hymnem, appollińską pieśnią dionizyjskiego chóru, przedstawieniem nieprzedstawialnej zasady, próbą opisu morza całego morza, i każdej poszczególnej fali. "Wskazuje na wieczne życie rdzenia bytu, mimo ustawicznego zanikania zjawisk". Czerpie z tego, co najbardziej archaiczne (ale nie anachroniczne) i, w gniewnych zdaniach celebrując wieczny powrót tego samego, wskazuje być może ścieżkę ku wciąż nieodgadnionej literaturze przyszłości.

Claudio Magris, "Na oślep", przeł. Joanna Ugniewska, Warszawa 2006, Czytelnik.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (47/2006)