Machiavelli, z czułością

Przez wieki budził spory, był kochany i nienawidzony. Cenili go Bacon, Rousseau, Monteskiusz, Nietzsche. Potępiali: Bodin, Kartezjusz i protestanccy moraliści, a Kościół w 1564 roku wpisał jego dzieło na indeks. Fascynował intelektualistów i XX-wiecznych dyktatorów. Nie ma chyba filozofa, któremu potomni przyprawili tak wyrazistą gębę. Ta gęba dziwnie przypomina rysy tytułowego bohatera jego najsłynniejszej książki. Machiavelli - przebiegły, podstępny i niemoralny, kierujący się zasadą, zgodnie z którą cel uświęca środki?.

14.09.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Co pomyślałby Niccolo Machiavelli, gdyby mógł sprawdzić, czy i jak żyje w pamięci następnych pokoleń? Byłby zirytowany czy mile połechtany? Maurizio Viroli, biograf filozofa, nie ma wątpliwości: na twarzy Machiavellego pojawiłby się uśmiech. Uśmiech ledwo uchwytny, trochę smutny, zagadkowy: taki, jak na portrecie Cristofana dell'Altissimo, przechowywanym dziś w Galerii Doria Pamphilj w Rzymie.

Uśmiech pojawia się w tytule książki Virolego i stanowi jej leitmotiv. Autor, profesor nauk politycznych na uniwersytecie w Princeton, zostawia na boku makiawelizm, polemiki i kontrowersje, gęby i maski. To wszystko stanie się ważne dopiero potem, gdy jego bohater trafi już - tak jak sam sobie to wymarzył - do piekła, w którym płonie ogień gorących dyskusji między pogańskimi filozofami i historykami starożytności. Virolego interesuje tylko żywy Machiavelli, jego prawdziwa twarz, no i uśmiech.

Burzliwe czasy

"Urodziłem się biedny i najpierw zaznałem niedostatku, a dopiero później powodzenia" - autor "Księcia" nie miał mocnego życiowego startu. Status jego ojca można z powodzeniem określić jako status spauperyzowanego inteligenta - pochodził z dobrej, ale zubożałej rodziny florenckiej, był wykształconym prawnikiem, ale zarabiał niewiele, a wszystkie oszczędności przeznaczał na książki, które w tamtych czasach kosztowały fortunę. Aby zdobyć wymarzony egzemplarz "Historii Rzymu" Liwiusza, Bernardo Machiavelli zgodził się sporządzić dla florenckiego wydawcy indeks wymienionych w niej miejsc, co zajęło mu dziewięć miesięcy.

Opłacało się - dzięki zdobytemu w ten sposób egzemplarzowi jego syn napisał jedno ze swych najważniejszych dzieł politycznych: "Rozważania nad pierwszym dziesięcioksięgiem historii Rzymu Liwiusza". Ale dzieło to powstało w okresie, gdy - po niedostatku i powodzeniu - Machiavellego znów nawiedziła bieda, a do tego zapomnienie. Nieszczęściem Machiavellego bardziej niż brak wsparcia ze strony Fortuny (w której władanie tak mocno wierzył) było pochodzenie, brak rodzinnych koligacji i dobrych znajomości. Za jego wściekłą ambicją kryło się przekonanie, że mimo talentu i pracowitości może niczego w życiu nie osiągnąć - bo kto we Florencji nie ma wpływów, ten "nie znajdzie nawet psa, który by go obszczekał".

Mimo wszystko burzliwe czasy początkowo mu sprzyjały, tak jak sprzyjają zawsze ludziom wyjątkowym, ale znikąd. Gdy Machiavelli dorastał, w rządzonej żelazną ręką Florencji - i w całych Włoszech - panowała cisza przed burzą. Rywalizacja rodów florenckich, z Medyceuszami na czele, krwawo tłumione spiski, a zarazem egoistyczna krótkowzroczność rządzących, militarna słabość miasta, mimo jego ekonomicznej potęgi, i krucha równowaga między włoskimi państwami. Datą graniczną był rok 1494, w którym do Włoch wkroczyła armia francuska, dążąca do restytucji francuskiego panowania w Neapolu. Wydarzenie to rozpoczęło ponad pół wieku trwającą erę wojen. W tym samym roku we Florencji doszło do ludowego powstania, na skutek którego Medyceusze zostali odsunięci od władzy. Cztery lata później Savonarola - główny przeciwnik Medyceuszy i duchowy ojciec Republiki Florenckiej - został powieszony, a potem spalony. Dokładnie w tym momencie na arenę wkroczył Machiavelli, obrany właśnie sekretarzem Drugiej Kancelarii, zajmującej się polityką zagraniczną. Zawód dyplomaty, w którym tak znakomicie się sprawdził, odgrywał szczególną rolę w czasach, w których sojusze między włoskimi państwami, papieżem, Francją i Hiszpanią były szybko zawierane i jeszcze szybciej zrywane.

Portret niedomknięty

Prawdziwą namiętnością Machiavellego była polityka, rozumiana nie jako gra dla samej gry, ale jako służba niepodległej Florencji. Za swą pracę nie był ani należycie opłacany, ani doceniany. Podczas misji dyplomatycznych często musiał utrzymywać się z prywatnych pieniędzy, pozostawiony przez rząd własnemu losowi. Przez 14 lat wiernej służby Republice raczej zbiedniał, niż się wzbogacił, a dochodzenie wszczęte na skutek ludzkiej małostkowości w momencie jego odwołania po upadku Republiki wykazało jego bezwzględną uczciwość. Mimo to z jego usług nie chcieli skorzystać powracający Medyceusze, ani - po ich kolejnym upadku - nowy rząd republikański.

W swym portrecie Viroli dopełnia obraz polityka o fascynujący obraz człowieka. Pełna poufałości korespondencja z przyjaciółmi, w której zwierzał się ze swych erotycznych podbojów, kochanki, do których przywiązywał się i bez których nie mógł żyć, rodzina, którą traktował jako własną "paczkę", uroki pięknego stroju, suto zastawionego stołu i wybornego wina - w spojrzeniu Virolego jest coś, co można nazwać tylko czułością dla bohatera, który, mimo że życie obeszło się z nim okrutnie, nigdy nie zwątpił w jego wartość i nie przestał pochwalać jego nieskończonej różnorodności.

Jakie są wnioski z tego portretu? Mimo wysiłków Viroli nie zasypuje do końca przepaści między Machiavellim-politykiem, Machiavellim-myślicielem i Machiavellim-człowiekiem, nie odpowiada też na pytanie, gdzie kończy się obrona demokratycznych ideałów, a zaczyna tyrania, gdzie patriotyzm przechodzi w nacjonalistyczną przemoc, a "Rozważania nad pierwszym dziesięcioksięgiem historii Rzymu" w "Księcia". Kto jednak powiedział, że dzieło filozofa (a co dopiero jego życie) musi być za wszelką cenę domknięte?

Bolesna szczepionka

Czarna legenda mówi, że dla Machiavellego liczyła się jedynie skuteczność działania, że mógł służyć każdemu panu - republice albo Medyceuszom - byle dostać jakieś stanowisko polityczne. Nie można jednak zapominać o lochach Bargello i wymyślnych torturach, jakim poddany został autor "Księcia", posądzany - w chwili upadku Republiki - o spisek przeciwko Medyceuszom. Czy można w tej sytuacji zarzucać mu, że potem nie chciał spotkać w Rzymie wygnanego gonfaloniera Piera Soderiniego, jeśli to groziło ponownym więzieniem? Czy można nie pamiętać o spotkaniach w Orti Oricellari, gdzie, już po powrocie Medyceuszy do władzy, nauczał florencką młodzież republikańskich zasad i pogardy dla tyranów? O tym, że nie płaszczył się przed Medyceuszami, ale z dumą, świadom własnej wartości, oferował im własne usługi w służbie niepodległej Florencji? I że jego fascynacja Cezarem Borgią, zdolnym wytyczać sobie polityczne cele i bezwzględnie je realizować, zrodziła się nie w czasach pokoju i stabilności, ale zamętu i niepewności, w których dzisiejsze układy następnego dnia stawały się nieaktualne, a kwitnące księstwa w ciągu jednej nocy były łupione przez obce mocarstwa i traciły wolność?

Książki Machiavellego do dziś są skuteczną, choć bolesną szczepionką przeciwko hipokryzji polityków, dopuszczających się niegodziwych czynów w imię deklarowanych zasad moralnych. Napisał je ktoś, kto wziął udział w grze życia i przejrzał ją na wylot. Może właśnie dlatego nikt nie czytał za jego życia tego, co napisał, bo nikt przecież nie lubi, gdy przedstawia mu się jego prawdziwe oblicze. Odsunięty od polityki, bez której jego życie straciło sens, z trudem znoszący ubogie bytowanie na wsi, z dala od zgiełku wielkiego miasta, pisał "Mandragorę", komedię, w której ludzką podłość łagodziło melancholijne spojrzenie.

Uśmiech Machiavellego nie był "złośliwym chichotem, ani drwiącym grymasem, ale maskującą płacz ochroną przed spojrzeniami innych, wyrazem smutnej rezygnacji w obliczu ludzkiej małoduszności i niegodziwości. Przynosił tylko chwilową ulgę, lecz pozwalał przetrwać kolejny dzień".

Maurizio Viroli, "Uśmiech Machiavellego. Biografia", przeł. Krzyszof Żaboklicki, Warszawa 2006, Wydawnictwo W.A.B., seria "Fortuna i Fatum".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (38/2006)