Milczenie wędrowców

O. Maciej Biskup, dominikanin: Kiedy próbujemy komunikować się z Bogiem językiem pobożnym, możemy zgubić nasze realne doświadczenia. Lepiej iść w ciszy, niech ona przemówi.

05.08.2019

Czyta się kilka minut

KATJA MÜLLER z Niemiec, wrzesień 2015r. Sobrado dos Monxes, na trasie Camino del Norte. / Yarek Baranik z drogi do Santiago de Compostela
KATJA MÜLLER z Niemiec, wrzesień 2015r. Sobrado dos Monxes, na trasie Camino del Norte. / Yarek Baranik z drogi do Santiago de Compostela

MACIEJ MÜLLER: Co jest u celu pielgrzymki?

MACIEJ BISKUP OP: Nie idzie się dokądś, tylko do kogoś. Modlitwa Pańska, której uczył Jezus, nie zawiera wprawdzie słowa „pielgrzymka”, ale ona ma charakter drogi. Już pierwsze sformułowanie: „Ojcze”, ukierunkowuje. „Zabiorę się i pójdę do ojca mojego” – mówi syn marnotrawny. Nawrócenie w rozumieniu biblijnym nie ma pierwotnie charakteru moralnego, dostosowania się do czegoś, ale charakter powracania – zwracania swojego oblicza ku Innemu.

W Polsce pielgrzymujemy raczej nie do Ojca, tylko do Matki.

Tak, ale to nie ona jest osobą, do której ostatecznie idziemy – na Jasnej Górze dzięki pośrednictwu Maryi spotykamy Boga. Dzięki niej dokonuje się Objawienie Jezusa w Kanie Galilejskiej; Maryja uczy uważności na Słowo, można powiedzieć: pielgrzymowania wewnętrznego. Podczas wesela z pewnością nie stoi z boku, bawi się, ale ani na chwilę nie traci zmysłu kontemplacyjnego. Dlatego potrafi rozpoznać moment działania Słowa. Jest Żydówką żyjącą słowami Księgi Powtórzonego Prawa: „Słuchaj, Izraelu”. Te słowa znaczą tyle, co: wyrusz, nasłuchuj, bądź uważny.

Dlaczego pielgrzymujemy do obrazu, grobu czy posągu, skoro w kościele za rogiem mamy Boga we własnej osobie, w postaci eucharystycznej?

Sprawuję eucharystię codziennie, więc mógłbym powiedzieć, że nie jest mi obce pielgrzymowanie w znaczeniu duchowym i metafizycznym. A jednak nie da się oddzielić pielgrzymowania duchowego od fizycznego, bo ono jest związane z naszą naturą. Człowiek jest wędrowcem.

Powtórzę: to eucharystia jest szczytem. Po co nam inne formy pobożności?

Inny jest trud uczestnictwa w mszy raz w tygodniu, a inny w pielgrzymce. Podróżując pieszo, przeżywamy innego rodzaju oczyszczenie, bo dotykamy czegoś najgłębszego. Pielgrzymowanie, jak powiedzieliśmy, jest relacyjne, skierowane do kogoś innego – ale tym innym jest też drugi człowiek. Oblicze Boga widnieje w braciach i siostrach, z którymi wędruję.

Niedawno przez kilkanaście dni szedłem do Santiago de Compostela razem z moim współbratem: zatrzymywaliśmy się na tych samych noclegach, wspólnie jedliśmy i się modliliśmy. I mimo że się szanujemy, lubimy i rozumiemy, byliśmy sobą zmęczeni. To pokazuje, jakim trudem jest pielgrzymowanie do drugiego człowieka. W watykańskim dokumencie „Kontemplujcie. Do osób konsekrowanych o śladach Piękna”, w którym w ogóle dużo jest o pielgrzymowaniu, znalazłem piękny fragment: „Ten, kto kocha, jest owładnięty pewnym dynamizmem, doświadcza paschalnego charakteru egzystencji, przyjmując ryzyko wyjścia z siebie, aby dotrzeć do drugiego – nie tylko w przestrzeni zewnętrznej, ale także w wymiarze wewnętrznym – i odkrywa, że jego własnym dobrem jest zamieszkiwanie w drugim i przyjęcie go do siebie”.

Msza też ma wymiar wspólnotowy.

Tak, i nawet jeśli celebruję ją sam, to ze świadomością że ona ogarnia innych.

Pielgrzymowanie do Santiago było mi potrzebne, żeby jeszcze głębiej odkryć liturgię. Do tego jest potrzebne wytrącenie z codzienności, z rutyny. Dopiero wtedy widzę, że eucharystia nie jest czymś, co mi się należy, że wcale nie złapałem Pana Boga za rękę. Wędrowanie wiąże się z tym, że nigdy nie będziemy posiadać tego, do kogo wędrujemy. To raczej On nas posiada. Bóg jest zawsze poza mną, nawet jeżeli Go dotykam w tajemnicy przemienienia. Nawet jeżeli jestem ochrzczony, powinienem zachować mentalność katechumena, który jest dopiero w drodze do tajemnicy. Wspomniany watykański dokument przypomina słowa św. Augustyna „Si comprehendis, non est Deus” („Jeśli Go pojmujesz, to znaczy, że nie jest Bogiem”) i wyjaśnia: „Kategoria poszukiwania zachowuje dystans między stworzeniem poszukującym a Stwórcą”.

Co się dzieje w drodze?

Doświadczamy w niej tego, co bardzo ludzkie: zmęczenia, zniechęcenia, bólu nóg, głodu, poczucia nieświeżości. Droga oczyszcza, budzi pragnienie Pana Boga i drugiego człowieka. Wędrowanie z innym uświadamia, jak bardzo jestem na niego zamknięty, skupiony na drobiazgach: gdzie zjemy kolację, gdzie przenocujemy, kto zajmie łóżko, jeśli w schronisku będzie tylko jedno. Tego wszystkiego o sobie nie wiemy, żyjąc w warunkach pełnych udogodnień. W klasztorze, kiedy się zmęczę bratem, idę do swojej celi; w drodze nie mam dokąd uciec. Pielgrzymowanie jest do Boga, ale Bóg przemawia też przeze mnie. Odkrywam Go, odkrywając samego siebie. To dlatego ojcowie pustyni mówili, że poznać siebie znaczy więcej, niż wskrzeszać umarłych. Łatwiej dokonać wielkich czynów, niż skonfrontować się z samym sobą. Trud drogi jest do tego okazją.

Kiedy droga staje się pielgrzymką?

Ludziom idącym do Santiago towarzyszyły bardzo różne pobudki. U tych obdarzonych łaską wiary motyw religijny był oczywisty. Ale spotkałem też Belga, filozofa, który nie był chrześcijaninem w klasycznym rozumieniu tego słowa, nie mógłbym jednak powiedzieć, że to niewierzący. Dla niego ta droga też miała wymiar sakralny: nadaje go chęć wyruszenia poza siebie samego. Religia rodzi się z tego, że szukamy dalszej perspektywy niż nasze doświadczenie tutaj. To już jest refleksja metafizyczna – że jest coś więcej, coś poza mną. Ktoś wyruszający w nieznane w przekonaniu, że tkwienie w codzienności jest niewystarczające, ma w sobie coś z Abrahama. On poszedł za tajemniczym głosem nieznanego Boga, który kazał mu wyjść z miejsca zamieszkania. Początkiem drogi jest więc niepokój. Pisał o nim Gabriel Marcel w „Homo viator”: „Skoro człowiek jest z istoty swej pielgrzymem, to znaczy, że podąża do celu, który, można by rzec, widzi i którego jednocześnie – przeciwnie – nie widzi. Ale wewnętrznym bodźcem do tego marszu naprzód jest właśnie niepokój. Człowiek nie może pozbyć się tej ostrogi, chyba że zostanie unieruchomiony lub umrze”.

A kategoria miary? Czy mieszkając w Krakowie można pójść z pielgrzymką do grobu św. Stanisława?

W sensie potocznym tak. Ale pielgrzymka, o której tu mówimy, musi być związana z trudem, porzuceniem codziennego bezpieczeństwa – z przejściem wielu kilometrów w złej pogodzie, poszukiwaniem noclegu, zmaganiem się z ograniczeniami.

Paweł VI powiedział: „Kościół ma podwójne życie, jedno w czasie, w którym teraz się znajdujemy, drugie – poza czasem, w wieczności, do której zmierza nasze pielgrzymowanie”. Pielgrzym przechodzi przez śmierć?

Dodałbym do tej myśli zdanie z Balthasara: chrześcijanin wie, dokąd idzie, ale nie wie, jak przyjdzie mu iść. Wiemy, dokąd pielgrzymujemy, ale trud związany jest z niewiadomymi tej drogi. Wśród nich jest doświadczenie śmierci. W miejscu zamieszkania reguły są znane, wiadomo, jak się poruszać. Pielgrzymowanie budzi lęk przed tym, co nowe.

Śmierć też polega na pozostawieniu tego, co daje poczucie bezpieczeństwa tu i teraz. Pielgrzymka może być ikoną tego ostatecznego przejścia, które się dokona, czy tego chcemy, czy nie. To najtrudniejszy moment pielgrzymowania.

Przejście pielgrzymki pozwoli mniej bać się śmierci?

Jak mówił o. Jan Andrzej Kłoczowski, my się nie boimy śmierci, tylko naszych wyobrażeń o niej. W drodze narasta tęsknota za Bogiem... i ona humanizuje mój lęk, cywilizuje go, ujarzmia. Więc chyba tak – jako pielgrzym mniej boję się śmierci, bo wiem, że ona musi nastąpić. W końcu już chrzest jest zanurzeniem się w śmierć Chrystusa. Konfrontację z tematem śmierci pięknie pokazał film „Droga życia”. To historia o ojcu pielgrzymującym do Santiago w imieniu zmarłego syna, który zginął na początku Camino w Pirenejach.


CZYTAJ TAKŻE

IDZIE KOŚCIÓŁ I NARÓD: W polskich pielgrzymkach dominują formy zbiorowe, w których przeważa konwencjonalna zabawa. Nie o dramat osobistej przemiany chodzi, lecz o proces wytwarzania się wspólnoty >>>


Czy w pielgrzymowaniu jest coś z naśladowania Chrystusa?

Z pewnością, bo Jezus jest nieustannie w drodze, a według Jego własnych słów „lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć” (Łk 9, 58). Ewangelia Jana cała jest napisana w kluczu pielgrzymki Jezusa na święto Paschy. Ale ta droga ma wymiar przede wszystkim duchowy: Jezus jest Synem, który zmierza w stronę Ojca. Uczy Modlitwy Pańskiej, której każda prośba jest ukierunkowana na Ojca. Ojcze, bądź wola Twoja, Ojcze, niech przyjdzie Twoje królestwo, Ojcze, daj nam chleba (czyli ufamy, że troszczysz się o nas), Ojcze, daj nam łaskę przebaczenia, bo jesteś miłością, Ojcze, uchroń nas od tego, byśmy ulegli pokusie.

Swoją drogę apostolską Jezus zaczyna nie od spektakularnych uzdrowień, tylko od pójścia na pustynię. Od tego, co najtrudniejsze: spotkania z sobą, z pokusami, z wszystkim, co może Go odwieść od Ojca, od złożenia ofiary z siebie dla Niego i dla nas. Benedykt XVI w książce „Bóg Jezusa Chrystusa” napisał, że nazywamy Jezusa Panem i Królem, ale Jego właściwe imię to Syn, czyli dziecko. Każdy, kto rodzi się z Jezusa, odkrywa je w sobie. Innymi słowy: pielgrzymuję ku sobie, żeby odkryć, że jestem dzieckiem, zatęsknić za Ojcem, a u kresu wędrówki usłyszeć od Niego: „Dziecko, wszystko moje do ciebie należy”. Jezus wie, że jest Synem i tylko dlatego może wytrwać w drodze. Podobnie my – poradzimy sobie tylko jako dzieci idące do Ojca. Tu nie chodzi o udowodnienie sobie, że dam radę o własnych siłach. Siłą jest odkrycie własnej słabości i powierzenie się opiece Boga.

Jezus przemieniał wszystko, co czynił podczas ziemskiego życia. W jaki sposób przemienił dobrze znane Żydom pielgrzymowanie?

Jezus był po prostu ortodoksyjnym żydem, który szedł do Jerozolimy na święta. Ale Żydzi pielgrzymowali w kierunku Nieznanego, którego imienia nie wolno wypowiedzieć – a On uczył, że można, i że to imię brzmi „Ojciec”. Swoim pielgrzymowaniem w większym stopniu odsłonił oblicze Boga. Boskie imię Jestem, który Jestem (IHWH) wypowiedział poprzez swoją tożsamość. Tych hebrajskich słów nie można rozumieć po prostu jako „istnieję” ani jako filozoficznego określenia bytu doskonałego. One oznaczają: jestem dla ciebie, jestem w relacji do ciebie. To wyraża Bożą wierność wobec człowieka aż do końca, poprzez wcielenie, śmierć i zmartwychwstanie. Jezus swoim pielgrzymowaniem objawił, że Bóg jest przy nas.

Bóg „jako pierwszy nas szukał, wzywał, kochał, budząc pragnienie naszego serca” – czytamy w dokumencie „Kontemplujcie”. Bóg woła: „Adamie, gdzie jesteś” i wyrusza jako pierwszy na pielgrzymkę w kierunku człowieka. To poszukiwanie człowieka przez Boga zintensyfikowało się w Chrystusie. Jak większość żydów, chodził do Jerozolimy najdłuższą drogą, przez Jerycho, bo droga przez Samarię była niebezpieczna. Jerozolima jest wysoko, blisko Boga, Jerycho symbolizuje wartości odwrotne – jest blisko Morza Martwego, czyli tam, gdzie nie ma życia. Niedaleko jest pustynia i Góra Kuszenia. To symbol tego, jak Jezus idzie do Ojca przez meandry ludzkiego doświadczenia. Ta droga wydłuża się niemiłosiernie dla Niego, ale miłosiernie dla nas. Psalm 139 mówi: „Jeśli wstąpię do nieba, Ty tam jesteś, jesteś przy mnie, gdy położę się w Otchłani”. Bóg szuka nas także pośród największych ciemności. Pielgrzymuje do tego, co jest w nas najbardziej Mu obce.

Zawsze myślałem, że Bóg woła Adama, żeby go ukarać.

Nie, te słowa znaczą raczej: nie chowaj się, nie zamykaj się w sobie. Grzech się wydarzył, ale ostatnie słowo nie należy do zła. Chcę się z tobą spotkać.

Bóg nie uznaje cichych dni. Ciągle mówi do człowieka. To pierwsze słowa Dobrej Nowiny: Bóg nie zostawia człowieka w grzechu, tylko wyrusza, by go ocalić. Bo to, co najbardziej destrukcyjne w grzechu, to nie on sam, ale powstające pod jego wpływem zniechęcenie, smutek, niewiara, zwątpienie, poczucie determinizmu, że to się musiało wydarzyć, że to koniec. Bóg, który wyrusza w kierunku człowieka, pokazuje perspektywę nadziei. Ten entuzjazm Boga-pielgrzyma widzę w sakramencie pojednania. Jezus mówi: odpuszczam ci grzechy, idź w pokoju. Czyli: wierzę, że możesz wyruszyć w dalszą drogę.

Pielgrzymować można samotnie, ale w Polsce robi się to raczej w grupie. Jest wiele konferencji, świadectw, tańca i śpiewów. Dariusz Kosiński w tekście obok dowodzi, że w ten sposób tracimy coś ważnego.

W pielgrzymowaniu w grupie, chociaż jest trud drogi, może brakować czasu na konfrontację z własnymi myślami. Ale jednak coś się zmienia, bo np. w pielgrzymce dominikańskiej z Krakowa na Jasną Górę już od 20 lat idzie grupa ciszy (od jakiegoś czasu dwie). We mnie od lat rosło pragnienie, żeby pójść w ciszy do Santiago. Tym bardziej że bycie dominikaninem oznacza aktywność duszpasterską, a duszpasterzowanie (jak na razie) daje silne, złudne poczucie bezpieczeństwa – bo jest tylu słuchających… Pielgrzymka poszerza perspektywę.

Co cisza daje religijności?

W naszej cywilizacji wszystko jest przegadane, w religijności też jest za dużo słów, szczególnie moralizatorskich. Pobożność może być przeżywana niezdrowo i służyć jako ucieczka przed Bogiem żywym i przed samym sobą. Szuka się szybkich rozwiązań: pójdę do egzorcysty i pozbędę się problemu z grzechem, ze złem, nie będę musiał wybierać. Cisza czyni wiarę głębszą, prawdziwszą.

Często próbujemy komunikować się z Bogiem językiem pobożnym, ale niedotykającym naszego realnego doświadczenia. Jezus mówi: nie bądźcie na modlitwie gadatliwi jak poganie. Nie możemy uciekać w pobożność przed sobą. Dlatego tak ważne jest doświadczenie kontemplacyjne: modlitwa w ciszy, medytacja. Bombardowani słowami i obrazami, potrzebujemy minimalizmu w wyrazie wiary. Trzeba wręcz ograniczyć szukanie – bo są tacy, którzy jeśli nie idą w pielgrzymce, to są na rekolekcjach albo przeczesują YouTube’a w poszukiwaniu kolejnych konferencji; żyją na ciągłym religijnym haju. Żeby doświadczyć oczyszczenia, trzeba to zostawić.


CZYTAJ TAKŻE

EDYTORIAL KS. ADAMA BONIECKIEGO: Nigdy się nie odważyłem pójść na wielką pielgrzymkę, choć wiem, że jej uczestnicy wracają opaleni i szczęśliwi >>>


Od wieków pielgrzymi na ogół modlili się o uzdrowienie, przynosili do grobów świętych rozmaite wota, o mniejszej lub większej wartości materialnej. Historycy zwracają uwagę, że łatwo rodziło to mentalność typu „do ut des” – daję, abyś dał. Jak pielgrzymować z intencją, żeby trud nie stanowił zapłaty za cud? I żeby nie doznać zawodu, jeśli prośba nie zostanie wysłuchana?

Może się wręcz okazać, że przeżywamy ostatnie dni życia i wtedy kluczowe jest raczej odkrycie, że ono nie jest celem samym w sobie, jest nim natomiast Bóg. Zresztą nawet odzyskane zdrowie kiedyś by się skończyło. Trzeba będzie tak czy inaczej przejść przez śmierć i być gotowym na spotkanie z Bogiem.

Jeśli pielgrzymuję nie po coś, tylko ze względu na Kogoś, już podczas drogi osiągam cel. Bo tęsknota już jest pewnym rodzajem bycia z osobą, której mi brakuje.

Ważne, by każdą modlitwę prośby kończyć dziękczynieniem. Modlitwę wiernych podczas mszy lubię zamykać wezwaniem: „Panie Boże, dziękuję Ci, że już nas wysłuchałeś, daj mi rozpoznać swoją hojność, otworzyć się na nią i podzielić się z innymi”. Chodzi o to, żeby już w momencie prośby trwać we wdzięczności. Bo to, co najcenniejsze – samego Boga – już otrzymałem. Większego daru nie będę miał. Dla dziecka najważniejsze nie jest odkrycie, że od rodziców może coś dostać, tylko że dają mu bezpieczeństwo. Traktowanie Boga jak świętego Mikołaja to zaprzeczenie ducha pielgrzyma. Podobnie przeżywanie Kościoła na zasadzie, że Jezus jest nam potrzebny dla pilnowania wyznaczonego przez nas status quo cywilizacji chrześcijańskiej – to przedmiotowe traktowanie Boga.

Pielgrzymka się skończy. Jak utrzymać w codzienności to, co zdobyliśmy w drodze?

Najważniejsza jest wdzięczność. Niewdzięczność jest brakiem pamięci. Podoba mi się perspektywa żydowska – przeżywanie co roku Paschy i co tydzień szabatu. Nasze biodra są przepasane, jesteśmy w drodze, ale pamiętamy o tym, co się wydarzyło – że Bóg jest obecny w naszej historii i nas nie zostawia. Chrześcijanin też z jednej strony jest w drodze, z drugiej – zadomowiony w Bogu. Zadomowieniem w czasie pielgrzymowania jest wykonywany codziennie znak krzyża. Pielgrzymujemy do Trójcy i dopiero odkryjemy, co to znaczy żyć w Bogu, ale jednocześnie jakoś już trwamy w tym doświadczeniu, bo zostaliśmy ochrzczeni w imię Ojca, Syna i Ducha.

Życie nie daje pewności co do zadomowienia: w jednym miejscu nas przyjmą lepiej, w innym gorzej, tu nas docenią, tam niekoniecznie. Ale w znaku krzyża chrześcijanin jest u siebie, przyjęty i kochany; w nim odkrywa, że jest dzieckiem. Pięknie pokazują to „Opowieści pielgrzyma”, klasyka literatury duchowej Wschodu. Pielgrzym jest całe życie w drodze, ale jego domem jest modlitwa nieustanna – czyli pamięć o tym, że Chrystus już za niego umarł i zmartwychwstał, więc on już jest odkupiony i zbawiony. Nawet jeśli upada w grzech, w Chrystusie jest zwycięzcą.

Kiedy doszedłem do Santiago, byłem w pewnym sensie rozgoryczony, że to koniec. Ale dalsza droga musi odbywać się już w codzienności. ©℗

MACIEJ BISKUP (ur. 1972) jest dominikaninem. Były przeor klasztoru w Szczecinie, dziś mieszka w Łodzi. Doktor teologii, wykładowca Studium Chrześcijańskiego Wschodu w Warszawie, zaangażowany w dialog ekumeniczny i dialog z judaizmem oraz w pomoc uchodźcom.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2019