Milczące światło

Raz w życiu doznałem mistycznego przeżycia. To było kilkanaście sekund. Mówię o tym, bo ośmieliło mnie wyznanie jednego z papieży, że jemu raz - tylko raz - zdarzyło się coś podobnego. Nagle poczuł, że Chrystus jest obok. A są ludzie, jak chociażby św. Faustyna, którzy taką Obecność przeżywają przez całe życie, rozmawiają z Jezusem.
 /
/

TYGODNIK POWSZECHNY: - Gdy odmawiamy różaniec, staramy się wyobrażać sobie poszczególne sceny. Przy Wniebowzięciu wyobraźnia zawodzi: na myśl przychodzą tylko odpustowe obrazki.

WOJCIECH KILAR: - Różaniec późno zaistniał w moim życiu, ale towarzyszy mi już od ćwierć wieku. Kiedyś był dla mnie suchym rozpatrywaniem Tajemnic. Z biegiem czasu rozważanie spraw Bożych, Maryjnych, historii Zbawienia splotło się z mechanicznym powtarzaniem Zdrowasiek, a zarazem z myśleniem o sprawach dnia. Różaniec stał się modlitwą za siebie, za bliskich, za świat, zwierzęta, przyrodę. Wrósł w życie, jest równie oczywisty jak poranne wstawanie z łóżka. Paciorki są wszędzie - w domu, w marynarkach i koszulach, dlatego kupuję koszule z kieszonkami. Chcę, żeby zawsze był przy mnie. Bywa i tak, że zmieniam porządek odmawiania Tajemnic - ze względu na to, co dzieje się w domu czy na świecie. Trudno odmawiać Tajemnice Radosne, gdy wybucha kolejna bomba.

Jeżeli chodzi o wizję Wniebowzięcia, już samo słowo "Tajemnica" należy potraktować jako znaczące. Tajemnica to coś, czego nie potrafię ani sobie wyobrazić, ani przeniknąć; rzecz czysto mistyczna, niewyobrażalna. Być może najlepiej ze wszystkich sztuk może opowiedzieć o Tajemnicy właśnie muzyka, bo nie jest wizualna, pokazuje świat ze wszystkich stron. Bach działa na wyobraźnię w większym stopniu niż literatura. Wielkie tajemnice dziejów zbawienia, Zmartwychwstanie albo Wniebowzięcie, potrafi przybliżyć jedynie muzyka.

- Skąd u Pana tak wielki kult Maryi?

- Ocieram się o niebezpieczeństwo, że popadnę w słodziutki, kazaniowy styl. Ale zaryzykuję: może wszystko per Mariam... Maryja, Matka Boża, Bozia, Mama - imiona od dzieciństwa każdemu z nas bliskie. Nad moim łóżeczkiem wisiała kopia Madonny Rafaela. Sama osoba Chrystusa jest nieco onieśmielająca - przez surowe słowa, często trudne do przyjęcia i realizacji. Jezus stawia wymagania. Maryja stała się symbolem wyrozumiałości, łagodności. Pomaga przezwyciężyć kryzysy, nie skapitulować. Często wydaje się nam, że jesteśmy niegodni, nie damy rady. Wtedy właśnie przychodzi Matka Boska. Czasem, gdy grozi nam straszna choroba nienawiści, za antidotum wystarczy sama postać Maryi - milczące światło miłości, pokory, cierpliwości. Tych wszystkich cech - powiedziałbym - kobiecych.

Obawiam się, że to zabrzmi jak herezja, ale skoro opowiadałem o tym jednemu z paulinów w Częstochowie i nie zgorszył się, więc powiem i dziś: najwięcej w życiu zawdzięczam dwóm kobietom - Maryi i żonie. Jest taka piękna książka "O naśladowaniu Chrystusa". Skoro można Go naśladować, to znaczy, że Jezusa mogę dostrzec w każdym człowieku. Tak właśnie widzę Maryję w żonie. Bo Bóg działa przez ludzi. Minęły czasy, gdy otwierało się niebo i Bóg przemawiał do Eliasza. Wierzę, że w historii był taki okres bezpośrednich kontaktów między Stwórcą i człowiekiem. Jednak wraz z postępem cywilizacji Bóg jakby się odsunął, więcej od nas wymaga, nie ułatwia przeniknięcia Jego Tajemnicy. Nie ma takich widzialnych znaków jak za czasów Mojżesza, śladów Bożych szukamy przede wszystkim w innych ludziach. Dziś wiele zależy od Maryi, która ułatwia nam kontakt z Panem Bogiem. Bez Maryi zbyt wiele byłoby ponad siły. To Ona bierze za rękę i mówi: dasz radę, potrafisz.

- Przypomina się Kana Galilejska: Maryja troszczy się o weselników, a pierwsze słowa Jezusa brzmią ostro: "Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?"

- Z Kaną wiąże się też kwestia miejsca, gdzie działa Maryja. Bo niby czym się różni Jasna Góra od pokoju, w którym rozmawiamy? Matka Boska jest tak samo tu jak w Częstochowie. Są jednak przestrzenie, gdzie szczególnie wyczuwa się Jej niemal fizyczną obecność. Tam można Jej dotknąć.

- Nie obawia się Pan, że wielkie sanktuaria wyzwalają przede wszystkim emocje, które mogą nie przekształcić się w wiarę dojrzałą? Jak uniknąć takich niebezpieczeństw?

- Generalnie recept, oprócz tych na lekarstwa, nie ma. Nawet na komponowanie czy szycie ubrań: jeden rodzi się Armanim, a inny - partaczem. Nie można liczyć, że setki tysięcy, które przychodzą na Jasną Górę, masowo doznają głębokich przeżyć religijnych. To jest jak w moim zawodzie, z natury elitarnym: wierną publiczność filharmoniczną, prawdziwych koneserów liczy się w miastach Polski na setki, a w wielomilionowych metropoliach świata - na tysiące. Jerzy Waldorff powiedział, że muzyka łagodzi obyczaje. Pewnie, ale nie u wszystkich. Dlatego nie jestem zacietrzewionym maksymalistą ani wobec muzyki, ani wobec Częstochowy. I tak wielu wraca stamtąd lepszymi, więc niech zostanie w nich chociaż odprysk tamtych przeżyć. Jeśli nawet oddalą się na moment, potem i tak wróci do nich wspomnienie, np. w chwilach poważnych decyzji albo wielkich utrapień. Jestem optymistą, w przeciwnym razie na Jasną Górę nie przychodziłyby rok w rok setki tysięcy. Ludzie wciąż wracają - do Maryi.

Jestem dumny, gdy na całym świecie słyszę o "Madonna Nera, Noire". Niedawno przez kilka dni mieszkałem na Manhattanie, nieopodal Katedry Św. Patryka. Zaglądałem tam kilka razy dziennie. Kto skręci w lewą nawę, trafi na Kaplicę Matki Boskiej Częstochowskiej. Ilekroć byłem w katedrze, największy tłum gromadził się właśnie przed nią. Codziennie spotykałem tam również bezdomną kobietę. Zawsze spała opatulona w tym samym miejscu, na skraju ławki, blisko Matki Bożej. Nie chowała się po kątach, pod tym wizerunkiem czuła się bezpiecznie.

- Wspominał Pan wiele razy o olśnieniu, jakie przeżył przed jasnogórską ikoną.

- To jest jak na dziecinnym obrazku, gdzie Anioł Stróż przeprowadza dzieci przez kładkę. Sam mógłbym narysować podobny: jak za rączkę Matka Boża prowadzi do Chrystusa. To proste. Jeżeli ktoś chce dotrzeć do Tego, który jest Miłością, ale Miłością wymagającą i surową, niech trafi do Niego niejako za protekcją Mamy. Nie jestem mistykiem, nie czuję się powołany do rozważań teologicznych. Raz w życiu doznałem mistycznego przeżycia. To było kilkanaście sekund. Mówię o tym, bo ośmieliło mnie wyznanie jednego z papieży, że jemu raz - tylko raz - zdarzyło się coś podobnego. Nagle poczuł, że Chrystus jest obok. A są ludzie, jak chociażby św. Faustyna, którzy taką Obecność przeżywają przez całe życie, rozmawiają z Jezusem. Dla reszty pozbawionej takiego daru, w tym i dla mnie, darem i drogą do Jezusa jest Maryja.

- Jasna Góra, co często Pan podkreśla, to też poczucie wspólnoty.

- Tak. Tam zrozumiałem, czym jest wspólnota.

- Funkcjonuje Pan zatem jakby w dwóch różnych światach: wspólnoty Kościoła i sztuki, która w przypadku kompozytora jest pustelnicza.

- Komponowanie odbywa się w samotności. Ale potem muzyka spotyka się ze słuchaczami. Często muzycy twierdzą, że piszą nie dla ludzi, ale dla siebie. Że nie obchodzi ich reakcja publiczności, komponują wyłącznie dla chwały sztuki. To można by porównać z katolicyzmem - powiedziałbym - samotniczym: bez udziału innych zanurzam się w medytacjach, kontempluję Bożą tajemnicę. Tymczasem dla mnie prawdziwą lekcją pokory jest klęczeć w tłumie, w upale i duchocie. W pewnym momencie przeżyć jakąś rozkosz wspólnoty. Poczuć, że nie jestem sam, że jestem jednym z wielu, co szalenie pokrzepia na duchu. Wśród artystów krąży niebezpieczny wirus, którego staram się unikać - wyobcowania i wyniesienia się ponad wszystkich: jestem jedyny i niepowtarzalny.

"Skosztujcie i zobaczcie, jak słodki jest Pan" - mówi Psalm (34, 9). Nie miałem wielu okazji do kontaktu z ateistami, ale jeśli miałbym ich przekonywać, powtórzyłbym za psalmistą: spróbujcie, cóż wam szkodzi. Na tym właśnie polega zakład Pascala: jeżeli Boga nie ma - wierząc, nic nie tracisz; jeżeli Bóg jest - zyskujesz wszystko. Gdybym chciał przekonać do wiary, powiedziałbym po prostu: dobrze mi z Matką Bożą, z naszym Kościołem, z różańcem, z Psalmami. Nic poza tym, żadnych teologicznych argumentów. Spróbuj, cóż szkodzi...

- Jak Pan przyjął dodane do różańca Tajemnice Światła?

- Od razu wziąłem się do roboty. Trzeba wyjaśnić, że na Śląsku podczas odmawiania różańca dodajemy za każdym razem po słowie "Jezus" krótkie dopowiedzenie. Przykładowo rozważamy tajemnicę zmartwychwstania: "... i Błogosławiony Owoc żywota Twojego Jezus, który zmartwychwstał". Albo wniebowstąpienia: "który do nieba wstąpił". Przy Tajemnicach Światła także starałem się dopracować dopowiedzenia, ale wyszły okropnie długie - na czternaście, a nawet dwadzieścia słów. Jak na razie zadowolony jestem tylko z dopowiedzenia do Tajemnicy: "Jezus ustanawia Eucharystię". Brzmi ono: "...który dla nas i dla naszego Zbawienia Ciało i Krew swoją ofiarował". To mi się wydaje zręczne, chociaż trochę długie. Zapytałem nawet naszego Arcybiskupa o zdanie - pochwalił, że tak może być. Resztę szlifuję.

Wracając do spraw maryjnych: kiedy zadzwoniliście z propozycją rozmowy, akurat czytałem "Siłę rozumu" Oriany Fallaci. Im dłużej czytałem, tym większą rację przyznawałem autorce. Po telefonie z "Tygodnika" zacząłem zastanawiać się nad tym, co powiedzieć o Maryi. I wtedy uzmysłowiłem sobie, że słowa Fallaci budzą we mnie nienawiść. Złapałem się na tym, że się im poddałem. Być może i tak bym potem otrzeźwiał, ale właśnie wtedy, gdy odżyły we mnie wspomnienia z Jasnej Góry, przyszedł moment zastanowienia, że nie tędy droga, pomimo wszystkich racji Oriany Fallaci. Przecież miłość, jak czytamy w hymnie św. Pawła, musi być cierpliwa. Dodałbym jeszcze - wytrwała.

- Po śmierci Jana Pawła II ponoć postanowił Pan napisać kolejną symfonię. Czy znajdzie się tam ślad papieskiego "Totus Tuus"?

- Symfonię rozpocząłem jeszcze za życia Papieża. Kiedy odchodził, zastanawiałem się, jak uczcić jego pamięć. I powiedziałem sobie: rzetelną, intensywną pracą. Niech szewc robi wygodne i mocne buty, a Kilar niech pisze muzykę. Na razie jednak odłożyłem utwór na bok, ale będę go kontynuował. To nie jest elegia ani requiem. Miałem go zamiar nazwać "Symfonia Wielkanocna", ale wyłącznie dlatego, że agonia Jana Pawła II miała miejsce w tym okresie. Chyba niepotrzebnie zdradzam kompozytorskie sekrety, ale w symfonii być może pojawi się cytat z Litanii do Wszystkich Świętych, której wysłuchaliśmy podczas przeniesienia ciała Papieża z Sali Klementyńskiej do Bazyliki Św. Piotra. Tamta litania zapadła chyba wszystkim głęboko w pamięć, a mnie zafascynowała muzycznie.

Jeśli chodzi o tematykę maryjną w utworach muzycznych, na myśl przychodzi mi Karol Szymanowski. Choć w świecie jest w gruncie rzeczy mało znany, dużą popularnością cieszy się jego "Stabat Mater". Kiedy zajął się tematyką maryjną, jakby dotknął ręki Matki i stworzył swe największe dzieło. To może brzmi jak kazanie dla dzieci, ale wierzę, że tak właśnie było. Z inspiracji maryjnej sam chciałbym napisać "Magnificat". To jest wręcz moim marzeniem. Tak podziękowałbym Maryi za dar Papieża-Polaka i własnego życia, które mimo wielu dolegliwości żony czy moich uważam za wspaniałe. Zaczynałem utwór już kilka razy, ale musiałem kapitulować. Wszystko rozbija się o drobne, surowe szczegóły. Mam jednak nadzieję, że uda mi się ubrać w muzykę piękne słowa: "wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny".

- A nie myślał Pan nigdy o Wniebowzięciu?

- Najprostsza odpowiedź brzmi, że w kolejce są inne utwory. Na wykończenie czeka Symfonia Dantejska, do kilkudziesięciu wierszy z "Boskiej komedii", z tym cudownym ostatnim zdaniem o miłości, co gwiazdy porusza i Słońce. Czeka wspomniane "Magnificat". Czasem nuty tak mnie denerwują, że człowieka aż rozsadza. Opór materii jest nie do zniesienia. Niejeden rzeźbiarz roztrzaskał blok marmuru, bo nie wiedział, co z niego odłupać, a co zostawić. Miałem również taki okres, że myślałem o Eklezjaście. Niech poczeka. Pierwszeństwo ma "Magnificat". Zmówcie Zdrowaśkę, żebym go wreszcie zaczął - no i skończył. W dzisiejszych czasach trzeba pisać rzeczy radosne.

- Wniebowzięcie jest radosne.

- Zdecydowanie tak.

- Jaka więc byłaby to muzyka? Jest kilka znanych przedstawień Wniebowzięcia: spokojne i liryczne dzieło Wita Stwosza przedstawiające zaśnięcie Maryi w otoczeniu Apostołów. Są manieryczne przedstawienia Wniebowzięcia na obrazkach z książeczek do nabożeństwa i wreszcie ponury, wręcz odpychający obraz Jerzego Dudy-Gracza, którego oryginał znajduje się w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Katowicach.

- Jest jeszcze jedno "Wniebowzięcie" Dudy-Gracza: widać na nim prostą babinę z miotłami. Chociaż intencja malarza była piękna, obraz na pewno nie zawiśnie w żadnym kościele. W moją pamięć zapadł obraz Guido Reniego, włoskiego malarza baroku, który widziałem w Pinakotece w Monachium. To sama słodycz: kilka tłuściutkich aniołków, niebieskości, różowości. Tak sobie wyobrażam Wniebowzięcie. Dlatego wszystko zilustrowałbym trąbami i harfami. Tak jak ten obraz jest szczery, tak szczerą napisałbym muzykę. Chciałbym usłyszeć chmurki białe. I aniołki, które podają sobie Matkę Bożą z rąk do rąk.

"Bóg zapłać za tę piękną muzykę" - powiedział Jan Paweł II po wysłuchaniu "Victorii" Wojciecha Kilara. Utwór napisany w 1983 r. kompozytor zadedykował właśnie Papieżowi. Wielkie wrażenie w Watykanie wywarła również "Missa pro pace" (2000). Z kolei w Ameryce, gdy nagrywał muzykę do "Drakuli" Francisa Forda Coppoli, po pierwszych taktach muzycy w dowód uznania powstali i zaczęli uderzać w pulpity.

---ramka 362345|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2005