Miejsce patrzenia

Członkowie podkomisji smoleńskiej będą musieli opublikować poważny raport. A potem obronić go. Krytykowanie poprzedników nie wystarczy.

19.09.2016

Czyta się kilka minut

Paweł Reszka /  / Fot. Grażyna Makara
Paweł Reszka / / Fot. Grażyna Makara

Podkomisja ds. katastrofy smoleńskiej, powołana w lutym przez szefa MON Antoniego Macierewicza, spotkała się z dziennikarzami. Rozmowa, pierwsza po pół roku prac, była jednostronna, bo nie pozwolono zadawać pytań. Główne tezy prezentacji były takie: na ekspertów poprzedniej komisji naciskano, by jej raport był taki jak rosyjski; awaria kluczowych systemów (m.in. elektryki) nastąpiła przed uderzeniem w ziemię; manipulowano przy czarnych skrzynkach. 

Przewodniczący dr Wacław Berczyński podkreślał, że nie przyjmuje żadnych wstępnych hipotez. Ale na przykład patron podkomisji minister Macierewicz miał inne zdanie. On uważa, że podkomisja już przedstawiła nowe dowody bezspornie pokazujące, że samolot rozpadł się w powietrzu. 

Podkomisja jest oficjalnym organem. Ma wsparcie materialne, dostęp do zebranych dowodów, możliwość przeprowadzania eksperymentów. Jej zadanie to napisać kompleksowy raport. Uwzględnić w nim i te fakty, które nie pasują do np. tezy o wybuchu czy zamachu. 

Nie da się pominąć stanu 36. pułku, nie wspomnieć o tym, jak przygotowywano lot, i o tym, co podczas lotu się działo. A działo się nie najlepiej, bo do kokpitu wchodziło mnóstwo niepowołanych osób, kapitan pilotował, rozmawiał z wieżą oraz z kolegami z jaka-40. Warto napisać też o samym zdewastowanym lotnisku oraz chaosie panującym na wieży. 

Trzeba będzie odnieść się do braku reakcji na komendy „terrain ahead” oraz „pull up” – które powinny zmuszać do natychmiastowego poderwania maszyny. Należałoby napisać, dlaczego wybuchu nie słychać na taśmie, a zamiast tego jest głos odczytujący wskazania wysokościomierza, który pokazywał, jak szybko maszyna zbliża się do ziemi. 

Społecznicy mogli krytykować, szukać dziury w całym. Państwowi eksperci mają raportować, wyciągać wnioski, które uchronią nas przed katastrofami w przyszłości. Inne miejsce siedzenia wymusza inne spojrzenie. Przekonał się o tym Witold Waszczykowski. Krytykował poprzednich ministrów spraw zagranicznych, że nie odzyskują od Rosji wraku tupolewa. Teraz on jest szefem, wraku jak nie było, tak nie ma. Kto winny? Sikorski ze Schetyną. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2016