Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Taki obrazek został mi przed oczami z poprzednich wyborów. Kontrast ten przypomina się dziś na wieść o powołaniu przez Prawo i Sprawiedliwość, przy współpracy Solidarnych 2010, „Korpusu Ochrony Wyborów”.
Naturalnie, zgodnie z ordynacją wyborczą każdy komitet ma prawo powołać mężów zaufania – po jednym do każdej komisji na wszystkich szczeblach. Chwalebne jest też szkolenie osób, które chcą dobrowolnie wziąć na siebie odpowiedzialność za przebieg wyborów - bo do czego prowadzi bałagan i nieznajomość procedur, mieliśmy się niedawno okazję przekonać. Ale to, co się dzieje wokół KOW, polega na tworzeniu spiskowej atmosfery: nie wierz nikomu, rób zdjęcia, zakładaj złą wolę i chęć fałszerstwa, bądź gotów na wszystko, bądź czujny nawet gdy gdy ktoś jest dla ciebie miły, bo na pewno chce cię zmylić (Podczas pracy w komisji bądź wyczulony na wszelkie próby odciągania męża zaufania od jego obowiązków. Czasami służą temu nawet tak sympatyczne gesty innych członków komisji, jak propozycja poczęstunku - to z "Poradnika męża zaufania" Solidarnych 2010).
Sygnał jest jasny: na demokratycznych instytucjach (np. instytucji „zwykłych” mężów zaufania) nie można polegać, trzeba tworzyć własne, alternatywne – antysystemowe – instytucje. A język, który przy tej operacji się pojawia, kojarzy się z plakatami z epoki Bieruta wzywającymi do czujności wobec szpiegów.
Przy całej odległości tego porównania, jedno jest istotne: wtedy też chodziło o stworzenie podziałów, rozłamów i atmosfery wzajemnej podejrzliwości. Bo w takiej atmosferze łatwiej się dyryguje duszami. Ludziom zastraszonym, czującym że ich świat się chwieje a zewsząd czyha zagrożenie, łatwiej narzucić własną wolę i wizję świata niż ludziom pewnym siebie, mającym oparcie w swoim społecznym otoczeniu.
Można się uśmiechać, widząc odpryski tego nastroju, np. facebookową akcję „Weź swój długopis na wybory” – przekonującą, że ktoś (wiadomo kto) może podłożyć w komisjach wyborczych długopisy z tuszem znikającym po kilku godzinach. Mniej raźno się robi, gdy się okazuje, że tę spiskową wizję podziela już 117 tysięcy użytkowników portalu. Co będzie przy następnych wyborach? Rozpylana w komisjach wyborczych mgła?
Uśmiech rzednie jednak, gdy zda się sobie sprawę z tego, co tak naprawdę jest budulcem społeczeństwa obywatelskiego, co sprawia, że ludzie mają ochotę coś razem budować i brać za coś wspólnego odpowiedzialność. Otóż można być demokratycznym społeczeństwem bez zaawansowanych algorytmów do liczenia głosów, skanerów do kart i systemów informatycznych. Można nawet być demokratycznym społeczeństwem przy nadwyżce idealizmu czy naiwności – bo gdy ktoś o złych zamiarach ich nadużyje, można go potem rozliczyć, wyciągnąć wnioski, usprawniać system.
Ale nie da się być demokratycznym społeczeństwem bez wzajemnego zaufania.