Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Fakt, że kanclerz Niemiec zdecydowała się odwiedzić prezydenta Turcji właśnie teraz, w miniony weekend – na dwa tygodnie przed przedterminowymi wyborami w Turcji, które odbędą się w warunkach niemal wojny domowej z Kurdami – świadczy o jednym: coraz większej determinacji Angeli Merkel. Choć politycy opozycji – tej w Niemczech i tej w Turcji – krytykują ją, uznając, że jej podróż do Stambułu wspiera obiektywnie prezydenta Erdoğana na przedwyborczym finiszu, to ona najwyraźniej uważa, że priorytet, tj. kryzys migracyjny, uzasadnia taki krok.
Merkel jest bowiem przekonana, że Niemcy nie są w stanie samodzielnie (tj. na gruncie krajowym) powstrzymać napływu uchodźców-migrantów i jedynym wyjściem są działania międzynarodowe. A tu Turcja odgrywa kluczową rolę. Nie tylko Merkel, także inni politycy unijni są najwyraźniej pewni, że trzeba dogadać się z Erdoğanem – nawet za cenę przymknięcia oczu na jego autorytarny styl i represje wobec Kurdów – po to, aby wziął na siebie zadanie zatrzymania napływu migrantów z Bliskiego Wschodu do Europy. Szef MSW Niemiec Thomas de Maizière ujął to wprost: „główny klucz” do rozwiązania kryzysu migracyjnego leży w Turcji, gdyż „stąd przybywa bardzo wielu ludzi”, trzeba więc, mówił de Maizière w telewizji ARD, znaleźć ugodę uwzględniającą interesy europejskie, niemieckie i tureckie (w istocie, według danych Turcji, kraj ten przyjął dotąd 2,5 mln uchodźców, głównie z Syrii. Również przez Turcję wiedzie główny dziś szlak migracyjny do Europy z Bliskiego i Środkowego Wschodu).
W Stambule Merkel zaoferowała więc Turcji pomoc finansową (co najmniej kilka miliardów euro – na początek?) i ułatwienia w podróżowaniu jej obywateli do Unii. Jak mówiła otwarcie, w zamian oczekuje, iż Turcja zgodzi się szybko na zawarcie umowy o przyjmowaniu uchodźców-migrantów, którzy nie dostaną azylu w Unii. Wcześniej zaś, w rozmowie z dziennikiem „FAZ”, Merkel mówiła, że uważa, iż Turcja może zostać uznana za tzw. bezpieczny kraj pochodzenia. To kluczowe sformułowanie w niemieckim prawie azylowym: przybywający nie otrzymają azylu, jeśli przybyli z takich „bezpiecznych krajów”. O tym, jakie kraje włączyć na tę listę, decyduje Bundestag.
Można by więc powiedzieć, że Merkel namawiała Erdoğana, aby wykonał dla Europy podobną robotę, jaką dla Węgier usiłował wykonać Viktor Orbán – tylko na dużo większą skalę. Wszak pomysł zasadza się na tym, by Turcja stała się czymś w rodzaju „płotu” zatrzymującego migrację do Europy...
Ale zanim ktoś rzuci kamieniem w Merkel, niech przyjrzy się sytuacji w Niemczech: w pierwszych dwóch tygodniach października do Niemiec przybyło kolejnych 100 tysięcy ludzi...©℗