Melancholia u bram

Melancholię nosiło się w Europie Środkowej od lat, głównie w środowisku literackim, męskim i dojrzałym. Dziś należy ona do młodych.

17.10.2017

Czyta się kilka minut

 / MUZEUM UMĚNÍ OLOMOUC
/ MUZEUM UMĚNÍ OLOMOUC

Ciemne miejsce, o którym w „Jądrze ciemności” mówi Marlowe, może mieć rewelatorską moc – oświetlać to, co gdzie indziej zakryte. O Europie Środkowej jako przestrzeni jeszcze dokładnie nierozpoznanej, „nierozświetlonej”, „rzucającej wyzwanie swymi ciemnościami, niepokojącą obcością” pisał w 2009 r. Marek Bieńczyk, nie przypuszczając pewnie, że owa terra incognita tak szybko przejdzie z dziedziny metafizyki do polityki. Przeczuwał tylko, że otwierają się przed nami „potworne otchłanie”, ale nie mógł ich wtedy nazwać.

Jakiego rodzaju wiedzę udostępnia dziś pogrążona w politycznym i ideowym kryzysie Europa Środkowa? Czy ciemne światło, jakim promieniuje, nie jest przypadkiem nową formą melancholijnego lśnienia? Czy nie doświadczamy obecnie końca demokratycznych form wspólnotowego życia, swoistego kresu „małej arcy­europejskiej Europy”, jak myślał o Europie Środkowej Milan Kundera? W latach 30. XX w. Walter Benjamin pisał o melancholii lewicowej i prawicowej. Dziś, w czasach postpolityki, różnice między stanowiskami zatarły się; uwyraźnia się za to polityczność melancholii.

Nowy rodzaj smutku

Część, ale tylko niewielką, tego zjawiska stanowi polska melancholia narodowa – kara za nieodprawienie żałoby po tym, jak w 2010 r. spadł w Smoleńsku prezydencki samolot. Pisał wtedy Paweł Mościcki: „pozbawiając się różnych dostępnych sposobów przeżywania żałoby, skazujemy się właśnie na kolejne wcielenia melancholii”. Żałoba wymaga wysiłku, jest przepracowaniem doświadczenia utraty. Melancholia zaś jest bierna, przeradza się w oskarżenie. Ale wbrew pozorom dziś powraca do nas inny rodzaj melancholii, wyrastający z innego – niesmoleńskiego – źródła.

Melancholię nosiło się w Europie Środkowej od lat, głównie w środowisku literackim, męskim i dojrzałym. Dziś jednak w naszej przestrzeni kulturowej to młodzi artyści określają swoją sztukę za pomocą pojęcia melancholii.

Zdałam sobie z tego sprawę, pisząc o wystawie krakowskiego fotografa (rocznik 1989), której tematem był post-coital tristesse, smutek odczuwany po zbliżeniu seksualnym. Owo uczucie zabarwia całą rzeczywistość, upodabniając ją do onirycznego widziadła. Melancholijne – i w nazewnictwie, i w materii – są kolekcje młodych polskich projektantów mody (jak np. „Black Celebration 1986” Anny Kuczyńskiej). W sposób odpowiadający nowej wrażliwości – subiektywnie, z pamięci, kreacyjnie, „niegrzecznie jak nikt przed nim” (J. Hawryluk) – chopinowskie nokturny zagrał Marcin Masecki. Melancholia sączy się z niekończącego się strumienia imprez, nicnierobienia, rozmów o emocjach i nocnego błąkania się po ulicach we „Wszystkich nieprzespanych nocach” Michała Marczaka. Melancholijnym filmem sensacyjnym jest dzieło węgierskiego reżysera Kornéla Mundruczó pt. „Księżyc Jowisza” (podzielił on widownie festiwali, bo czy można w takiej stylistyce opowiadać o syryjskich uchodźcach?). Melancholijne są dziwne akty przemocy, dokonywane przez niewrażliwą, a zarazem nadwrażliwą młodzież z różnych zakątków świata (doskonałym przykładem jest „Nocturama” Bertranda Bonella o francuskich terrorystach-hipsterach, którzy po zorganizowaniu zamachu zamykają się w luksusowej galerii handlowej).

Czy to na pewno wciąż melancholia? Czy bycie melancholikiem jest dobre, czy złe? Odpowiedzi na te pytania szukałam w dwóch książkach: „Melancholii” węgierskiego eseisty, teoretyka sztuki, krytyka literackiego i tłumacza László F. Földé­nyiego, a także w „Historii światła. Powieści o fotografie Františku Drtikolu” autorstwa czeskiego pisarza i reżysera Jana Němca.

Co je łączy prócz środkowoeuropejskiego pochodzenia pisarzy? Są to książki wybitne i ambitne, a zatem – jeśli wierzyć starożytnym – ich autorzy są melancholikami. Obie też, w swym najgłębszym wymiarze, traktują o wolności, mierzą się z udręką ludzkiej skończoności. Naprawdę zadają elementarne pytania: „Kim jestem? Skąd pochodzę? Jaki jest cel mojego życia?” (Földényi).

Urynkowione uczucia

Jest ostatni dzień marca 1995 r. W ciasnym pomieszczeniu Centrum Badań Sztuki Artpool w Budapeszcie, przypominającym nieco dawne dysydenckie mieszkania, w których zbierała się inteligencja, tłoczy się kilkadziesiąt osób. Siadają na krzesłach, podłodze, stoją w korytarzu. Do pokoju wchodzi Földényi, uznawany dziś za jednego z najwybitniejszych węgierskich intelektualistów, a przez Alberta Man­guela za „jednego z najwspanialszych eseistów naszych czasów”. Ściąga marynarkę, z czarnej teczki wypakowuje kilkanaście książek i notatki. Siada na krześle pod ścianą. Zaczyna się godzinny wykład „A happennig gyökerei”. Nie wiem, o czym mówi, rozumiem tylko greckie i łacińskie słowa. Przenikliwość, erudycyjność, powaga (czasem tylko łagodzona uśmiechem).

Tak sobie to wyobrażam.

Napisana w 1988 r. „Melancholia” zaczyna się jak rzecz o historii jej pojmowania. Autor najpierw zabiera nas do starożytnej Grecji, gdzie „powiedziano o niej już wszystko”. Od razu odbiera nam jednak wiarę w możliwość doprecyzowania samej kategorii i jej językowej reprezentacji. Pojęcie melancholii jest bowiem częścią historii kultury, a nie historii filozofii. To kultura decydowała zarówno ­o ­melancholijnych formach bycia, jak i ich rozumieniu. Analiza ujęć melancholii wymagała i wciąż wymaga od uczonego wachlarza kompetencji, ponieważ w różnych okresach ujawniała się ona w coraz to nowych dziedzinach: w starożytności w mitologii i filozofii, w średniowieczu – w teologii, w renesansie – w sztukach plastycznych, w baroku – w muzyce, w romantyzmie – w miłości i samobójstwach, w pozytywizmie – w medycynie etc. W każdej epoce kultura wyznaczała inne „melancholijne interpretacje bycia”. Zezwalała na nie bądź nie. Traktowała jako przejaw genialności, grzechu, obłędu lub choroby.

Földényi pisze, że rozumienie bycia, jakie zawdzięczamy melancholijnej perspektywie, zawsze jest destruktywne, a w swej destruktywności odkrywcze – uświadamia nam, że nie dysponujemy pełnią upragnionej autonomii, daje nam odczuć kruchość i bezsens życia, podważa zaufanie do instytucji społecznych i ­codziennych wartości. Dzięki melancholii widzimy świat z „odwrotnej perspektywy”, w stanie chaosu. Cena tej wiedzy bywa różna, w nowoczesności najczęściej jest to triada smutku, nudy i bierności, do której często dołączają: rozpacz, nieszczęśliwa miłość, samobójstwo i obłęd.

Nic dziwnego, że wiele instancji kwestionowało melancholijną wizję bycia. Z nieskrywaną niechęcią pisze Földényi zwłaszcza o „ideologach burżuazyjnych” nowoczesności, Heglu i pozytywistycznych przyrodoznawcach, którzy „zmedykalizowali” melancholię. Bardziej niż średniowieczna anatema zaszkodziło jej odmetafizycznienie świata, które przyniosły ze sobą demokracja, liberalizm, tolerancja i postęp. Została wtedy zepchnięta do podziemia, stała się „wypartym” elementem nowoczesności. Miało to dwojaki skutek. Po pierwsze doprowadziło do izolacji melancholików, którzy zwrócili się w stronę własnego wnętrza, po drugie zaś doszło do „urynkowienia” uczuć. W ramach mieszczańskiego systemu moralnego smutek był akceptowany wyłącznie wtedy, gdy ukrywane były jego przyczyny. Földényi nazywa to przekupstwem, jakiemu ulegli melancholicy, by stać się częścią kulturowego centrum.

Melancholijny rewolucjonista

Bohater „Historii światła”, František Drtikol (1883–1961) był wybitnym czeskim fotografem. Jego twórcza aktywność przypadła na czas, w którym fotografia osiągnęła status autonomicznej sztuki. W powieści obserwujemy, jak wyrusza z Przybramia, a następnie przez szkołę w Monachium dociera do Pragi, by w swoim atelier przeprowadzić artystyczną rewolucję. Jest to proces, w którym kluczową rolę odgrywają nieustannie ponawiane dwa pytania: „czym jest sztuka” oraz „kim jestem”? Stymuluje je strach przed pospolitością egzystencji oraz fałszywą sztuką. „Przeżywasz radosną świadomość: naprawdę myśleć o swoim życiu, być sobą, wieść swoje życie (...) Być poważnym i żarliwym!”. „Jest tak, jakbyś przed swoim wewnętrznym okiem miał wizjer, w którym przegrupowują się jakieś ciemne drobiny, których obrazu nie da się dobrze wyostrzyć, ponieważ są w ciągłym ruchu”. Drtikol to geniusz, człowiek samotny, wątpiący w sens życia, codzienność, małżeństwo i wszystko, co składa się na definiowalną rzeczywistość. Jest arystotelesowskim typem melancholika, który nie boi się sfotografować nagiej kobiety na krzyżu.

Opowieść o Drtikolu jako fotografie składa się na pierwszą część „Historii światła”. W drugiej poznajemy ten okres w życiu artysty, w którym poszukiwał wewnętrznej iluminacji, co sprawiło, że stał się pierwszym czeskim patriarchą buddyzmu: „przyjaźń, miłość, twórczość, służba, człowiek zdejmuje z siebie kolejne warstwy nadziei, i zostaje zupełnie nagi. Na końcu albo nie ma nic, albo jest właśnie nic”. Drtikol zamyka atelier, opuszcza Pragę, medytuje, osiąga nirwanę, staje się Buddą ze Spořilova.

Być może zwrot w kierunku mistyki, teozofii, potem buddyzmu był zgodny z duchem czasu. Taką kulturową ścieżką podążali ci, którzy szukali prawdy i sensu życia. Dla Němca duktem tym jest pisanie – ruch między faktami a fikcją, kreacja świadomości bohatera. Jako podstawę narracyjnej struktury autor wybrał formę dialogu: narrator przez ponad 500 stron zwraca się do Drtikola: „mówisz”, „myślisz”, „czujesz”. Ustanawia most między współczesnością a przeszłością, czasami „ostatniego stylu”, I wojny światowej. Od melancholijnych hipsterów woli dandysa.

W końcówce powieści dochodzi do spotkania dwóch świadomości: narratora i bohatera. „Kim jesteś?” – pada fundamentalne pytanie. I zaraz pojawia się odpowiedź: „Ty jestem”. Narrator (pisarz?) okazuje się „wewnętrznym ja” swojego bohatera, „głębią jego głębi”, „sercem jego serca”. Prosty, a zarazem niezwykły zabieg formalny sprawia, że czytelnik zaczyna myśleć o dystansie oddzielającym narratora od współczesności i jego własnego życia. W ten sposób Němec pokazuje punkt, w którym melancholia styka się z innym zjawiskiem powracającym dziś w kulturze, czyli hamartią, tragiczną winą, która polega na błędnym rozpoznaniu przez bohatera jego własnej sytuacji.

Czuje się w tej powieści tęsknotę za czasami „rzeczy pierwszych” (w sensie temporalnym i egzystencjalnym: pierwsza fotografia, pierwsze filozoficzne pytanie, pierwsza naga kobieta). Melancholia realizuje się poprzez pragnienie wyrwania się z teraźniejszości, w której brakuje wolności – można ją znaleźć wyłącznie w przeszłości lub w przyszłości. Němec wyznaje, że choć starał się uzupełnić „białe plamy” biografii swojego bohatera, poszukując informacji w archiwach, dziś nie potrafi rozróżnić, co wymyślił, a co jest prawdą.

Melancholia wyzwoliła impuls twórczy.

Zatomizowana wspólnota

„Cóż zaś pozostaje zrozpaczonemu człowiekowi poza wiarą w rewoltę?” – pyta Földényi. Ostatnim środkiem buntu jest, jego zdaniem, Bóg. Ale jest też przecież inne narzędzie: literatura. Może ona wspierać dążenie do autonomii, które od czasów Kanta i romantyzmu jest obowiązkiem moralnym jednostki. Melancholia bywała wtedy postawą etyczną – wyrazem samoświadomości moralnej. W dzisiejszym wycofywaniu się za próg duszy również można dostrzec gest etyczny. Mówiąc o „etyce”, nie myślę o regułach, których gwarantem jest określony system wartości, a których cel stanowi neutralizacja chaosu. Byłoby to sprzeczne z melancholijną formą życia i działania.

Nie ma znaczenia, jakie decyzje podejmujemy. Jako wiedza o tym, że „człowiek nie urodził się po to, by zaakceptować ten świat, lecz po to, by stworzyć własny świat”, melancholia daje nam nieskończenie wiele możliwości. Negatywne uczucia mogą stwarzać „nowe światy”, otwierać wcześniej niedostępne możliwości (także możliwość ostateczną, czyli śmierć). Nie ma wielkości bez przekraczania granic – taka jest lekcja melancholii.

Czy melancholia może być dziś napędem postawy krytycznej? W pierwszej połowie XX w. perspektywa melancholijna służyła oskarżeniu przemysłu kulturalnego i mediów o zanikanie aury. Nie inaczej było w debacie postmodernistycznej, w której była ona narzędziem, za pomocą którego obwieszczono kryzys sztuki – służyła (jedynie) wzmacnianiu świadomości zagrożeń. Krytyczny potencjał melancholii stanie się oczywisty, gdy sięgniemy do źródeł starożytnych. Wybitność, ekstatyczność, indywidualność, kreowanie reguł, dar widzenia prawdy – to wszystko znajdziemy w definicji melancholii już u Arystotelesa, Hipokratesa czy Platona.

Z cierpienia duszy i bierności przechodzimy wtedy do melancholii jako siły sprawczej. Nie oznacza to oczywiście, że melancholijna postawa wobec świata natychmiast zostaje wykorzystana do praktycznych celów. Uczucie to przyjmuje formę „permanentnego stanu wyjątkowego”. Jest ruchem z piekła do światła i z powrotem.

Efektywność melancholii widziałabym w potęgowaniu i ukierunkowywaniu stanów niepokoju. Na takim fundamencie nie można jednak wybudować środkowoeuropejskiej wspólnoty. Melancholia stała się zjawiskiem powszechnym, demokratycznie dostępnym każdemu, ale nie posiada scalającej siły, którą w wizji Kundery dysponowała kultura. I właśnie dlatego tak doskonale odpowiada dzisiejszemu indywidualizmowi.©

MELANCHOLIA to stan duszy, w tym przypadku duszy środkowoeuropejskiej. Dlaczego z perspektywy Czech, Węgier i Polski świat jawi się jako wyjątkowo melancholijny? Wiadomo, że istnieje estetyka melancholii, ale czy możemy mówić także o pewnej etyce związanej z tym uczuciem, na dodatek rozwijającym się w konkretnym miejscu świata? Zaproszeni na Festiwal Conrada pisarze będą rozmawiać o nowych formach melancholii, które przejawiają się w sztuce, a także o tym, a jaki sposób środkowoeuropejski smutek wpływa na sytuację społeczeństw oraz kondycję polityki w tej części globu.

LÁSZLÓ F. FÖLDÉNYI (ur. 1952) jest węgierskim tłumaczem, krytykiem, anglistą, wykładowcą akademickim na Uniwersytecie im. L. Eötvösa w Budapeszcie, członkiem kapituły Nagrody im. Ákosa Csernusa. Autor kilkunastu książek (po polsku ukazała się jedynie „Melancholia”, 2011).

JAN NĚMEC (ur. 1981) jest czeskim pisarzem, redaktorem i reżyserem, absolwentem Uniwersytetu Masaryka w Brnie oraz JAMU. Debiutował w 2007 r. tomem poezji „První život”, następnie wydał zbiór opowiadań zatytułowany „Hra pro čtyři ruce” („Gra na cztery ręce”, 2009). Biograficzna powieść poświęcona życiu i twórczości genialnego czeskiego fotografa Františka Drtikola pt. „Historia światła” („Dějiny světla”) została uhonorowana Europejską Nagrodą Literacką 2014 oraz nagrodą Česká kniha 2014, znalazła się także w gronie nominowanych do nagrody Magnesia Litera w kategorii proza (2014) oraz do Nagrody im. Josefa Škvoreckiego (2014).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2017

Artykuł pochodzi z dodatku „Magazyn Conrad 03 / Niepokój