McCain byłby lepszy

Z polskiego punktu widzenia najistotniejsze znaczenie ma stosunek przyszłego prezydenta USA do Rosji. A McCain częściej i mocniej niż Obama wypowiadał się krytycznie o polityce Moskwy.

21.10.2008

Czyta się kilka minut

Kampania prezydencka w USA wkroczyła w ostatnią, finałową już fazę. I chociaż wedle sondaży znacznie większe szanse na sukces 4 listopada ma Barack Obama - idący do wyborów pod hasłem fundamentalnej zmiany - paradoksalnie jednak to jego rywal, senator Republikanów John McCain, może posiadać lepsze odpowiedzi na trudne wyzwania XXI w.

Weźmy pod uwagę kwestie bezpieczeństwa międzynarodowego i coraz bardziej palący problem Iranu. Obama gotów jest rozmawiać z jego przywódcą bez jakichkolwiek warunków wstępnych. McCain wolałby natomiast zwiększyć międzynarodową presję na irański rząd, przez skoordynowane działanie z innymi państwami. Można doceniać wiarę Obamy w szanse wypracowania porozumienia z Teheranem, ciężko ją jednak podzielać. Prezydent Ahmedineżad nie myśli kategoriami cynicznej, racjonalnej Realpolitik. Posługuje się językiem teologii politycznej. W jego ocenie Zachód nie jest zły dlatego, że ma inne niż Iran interesy. Jest zły, bo jest bezbożny. A te dwa spojrzenia dzieli prawdziwa przepaść. Ciężko wierzyć w możliwość realnego dialogu ponad czeluścią bez wcześniejszych, szczegółowo przemyślanych i starannie przeprowadzonych zabiegów dyplomatycznych.

Z polskiego punktu widzenia najistotniejsze znaczenie będzie miał jednak stosunek przyszłego prezydenta USA do Rosji. Tu zaś McCain częściej i mocniej aniżeli Obama wypowiadał się w sposób krytyczny o przyjętej przez Moskwę linii politycznej (choć po inwazji na Gruzję także kandydat Demokratów nie szczędził Putinowi ostrych słów).

Doradcy McCaina więcej uwagi poświęcają również strategicznej roli Kijowa i Tbilisi w geopolitycznej układance Europy. Krytykując Rosję za bogacenie się na "petrodolarach", całkiem trafnie identyfikują kluczowe z punktu widzenia Warszawy elementy neoimperialnej polityki Kremla. Oczywiście, nie wynika stąd, że niedemokratyczny charakter działań naszego sąsiada zapewni Polsce czy innym państwom w regionie twarde poparcie USA bez względu na konkretne okoliczności czy kalkulacje polityczne. Różnica między Bu­shem a McCainem może być jednak nie bez znaczenia. Spojrzawszy w oczy Władimira Putina, Obama pierwszy "poczuł jego duszę", McCain zaś - "wyczytał w niej trzy litery: K, G i B". Ten aspekt przesądza, moim zdaniem, dlaczego zwycięstwo kandydata Republikanów byłoby dla Polski bardziej korzystne niż triumf Demokraty.

Sprawa staje się bardziej złożona, gdy spojrzymy na relacje transatlantyckie. Z jednej strony bowiem pomysł Johna McCaina stworzenia "ligi" państw demokratycznych, które wspólnie działałyby w obszarach, w których ich interesy nie są rozbieżne, stanowić może zręczny sposób ominięcia Scylli jednostronnego działania i Charybdy wiary w skuteczność ONZ. Z drugiej strony jednak to Barack Obama, będący dla europejskich elit kimś w rodzaju czarnoskórego Elvisa świata polityki, dysponował będzie większym kapitałem zaufania na Starym Kontynencie. Może mu więc być łatwiej niż McCainowi namówić europejskich partnerów do wspólnego działania w różnych sprawach.

Warto dodać przy tym, że Obama niekoniecznie okaże się "gołębiem" w polityce międzynarodowej. Mówi on wprost o zwiększeniu presji na Pakistan oraz wysłaniu większej liczby amerykańskich wojsk do Afganistanu. Ze względu na te ostatnie elementy jest całkiem prawdopodobne, że europejskie elity dość szybko się nim rozczarują.

Z powyższych względów Johna McCaina możemy, zwłaszcza z polskiej perspektywy, oceniać nieco wyżej aniżeli Baracka Obamę. Nie znaczy to jednak, że już teraz daje się jednoznacznie stwierdzić, że byłby od niego lepszym prezydentem. Kampania wyborcza przejaskrawia różnice między rywalizującymi politykami, tymczasem po elekcji większe znaczenie niż dominujące podczas wyborów cechy ich osobowości, okazują się zwykle mieć amerykańskie instytucje.

Można więc oczekiwać, że elementów kontynuacji będzie nie mniej niż elementów zerwania. To zaś częściowo przemawia za kandydaturą Obamy. Jego program, już teraz zawierający niemało ciekawych pomysłów, a "przyhamowany" nieco przez inercję instytucji, mógłby stanowić ożywczy impuls dla amerykańskiej polityki.

JAN TOKARSKI jest doktorantem w Instytucie Historii PAN. Autor pracy "Kto stoi za kim? Sylwetki i poglądy doradców ds. zagranicznych Baracka Obamy i Johna McCaina".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2008