Matka Boża w jednym pantofelku

Prof. Maria Flis, antropolog społeczny: Być może niektórym hierarchom się wydaje, że równouprawnienie to moda, która za chwilę przeminie, więc Kościół, niczym skała, powinien się temu oprzeć. To niebezpieczne myślenie, bo nie da się powstrzymać zmian w systemie kulturowym. Rozmawiała Anna Mateja

12.07.2011

Czyta się kilka minut

Anna Mateja: W Księdze Mądrości, jak przekonuje Elżbieta Adamiak, Bóg ukazany jest jako "mądra, wszechwiedząca, sprawiedliwa i ocalająca kobieta". Tymczasem, jak obliczył Aleksander Gomola w studium "Bóg kobiet", sformułowanie Bóg-Ojciec pada w Katechizmie Kościoła Katolickiego aż 627 razy. Może antropolog widzi gdzieś szansę na odnowę wizji Boga, który przecież w Księdze Proroka Ozeasza mówi o sobie: "Bogiem wszak jestem, a nie mężczyzną"?

Maria Flis: Obawiam się, że próby feminizacji absolutu nie mają szans powodzenia - ludzie chcą i wierzą tylko w kreatora rodzaju męskiego. Za tym przemawia moje doświadczenie antropologa: w każdej znanej mi kulturze łatwiej jest wejść mężczyźnie w świat kobiet niż kobiecie w świat mężczyzn.

Weźmy kobiety z wioski Zoatoupsi (położonej 80 kilometrów od stolicy Kamerunu), gdzie prowadziłam badania w 2010 r. wraz z prof. Ireną Borowik, socjologiem religii z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Warunki do życia w tamtejszym klimacie są mordercze: powietrze gęste jak w łaźni parowej, temperatura w dzień i w nocy w porze deszczowej osiąga 30 stopni Celsjusza, wilgoć stoi w miejscu, bo nie ma żadnego ruchu powietrza. Każdego dnia rano kobiety biorą na plecy koszyki bambusowe i idą w głąb lasów deszczowych, by zbierać pożywienie, czyli m.in. zielone banany oraz owoce kakaowca. Potem wyruszają w pięciokilometrową marszrutę do wytwórni oleju palmowego, gdzie pracują. Wracają także na piechotę. Co zwracało uwagę: mimo morderczego klimatu i ich utrudzenia, wyglądały atrakcyjnie - i to nie tylko idąc do kościoła, ale także podczas harówki w fabryce: ubierały kolorowe szaty, mistrzowsko upinały włosy.

Mężczyźni w tym czasie zajmują się czymś, co nazwałabym organizowaniem życia społeczności, ale tak naprawdę nie mają zbyt wiele do roboty. Z reguły, gdy kobiety pracują, cała wioska, jeśli akurat jest prąd, ogląda nigeryjskie seriale telewizyjne.

Spotykałyśmy też mężczyzn zajmujących się drobnym handlem, który od czasów kolonialnych jest domeną kobiet. Zmiana nie budziła jednak niczyjego zdziwienia, bo kobiety dopuszczały mężczyzn do swojego świata. Mężczyźni swojego jednak strzegli i nie zdarzyło się, by kobieta tkwiła przed telewizorem na miejscu męża, który pracowałby w olejarni.

A czy status jedynych karmicielek rodzin przekłada się na ich pozycję, choćby w miejscowym kościele?

W żadnym wypadku - są szeregowymi wiernymi. Ale też religijność mieszkańców wiosek w lasach deszczowych jest mozaikowa: katolicyzm nie wyklucza bowiem wiary obecnej tam od wieków - politeistycznej i opierającej się na kulcie sił nadprzyrodzonych. Mieszkańcy Zoatoupsi chodzą na Msze, chrzczą dzieci, ale ksiądz jest dla nich ważną postacią nie tyle z racji funkcji religijnych, ile dlatego, że im pomaga: poda lekarstwo, zawiezie do szpitala, znajdzie szkołę dla dziecka (bardzo ważne, bo edukacja to jedyny sposób wyrwania się ze struktur plemiennych). Od osób duchownych oczekują też wyjaśnienia, dlaczego właśnie oni znaleźli się w tak beznadziejnej sytuacji.

Skoro mieszkańcy wiosek deszczowych myślą o religii w sposób "usługowy", jak wielu polskich katolików, może moje założenie o odrębności kobiecej religijności jest chybione?

Nie, intuicja jest słuszna, także antropolog zauważa, że kobiety wierzą inaczej, może nawet bardziej. Ale po kolei: musimy rozpocząć od klasycznej książki Ruth Benedict "Chryzantema i miecz. Wzory kultury japońskiej".

Wydanej w ’44 roku, kiedy Amerykanie zastanawiali się, jak zakończyć wojnę z Japończykami - narodem diametralnie odmiennym od nich pod względem sposobów myślenia i działania.

Benedict szukała odpowiedzi na pytanie dla antropologa najważniejsze - o kryterium zróżnicowania kulturowego. Dlaczego pewne kultury przekształciły się w cywilizacje, a inne nie są w stanie tego dokonać? Dlaczego zmieniają się nasze potrzeby i co z tego wynika? Odpowiedź na to pytanie jest ważna dla naszej rozmowy: w świecie człowieka, czyli w świecie kultury, nie występują potrzeby w czystej postaci biologicznej. Każdą potrzebę, w tym wiary i kultu, przefiltrowujemy przez nasze emocje, światopogląd, wiedzę. To m.in. ze względu na naszą potrzebę bezpieczeństwa religia pełni funkcję integracyjną i kanalizuje emocje. Także płeć, choć zdeterminowana biologicznie, jest kształtowana kulturowo, co znajduje odbicie w religii.

Jaką potrzebę zaspokaja intensywny w Polsce kult Matki Bożej? Marta Bierca, etnolog, ze zdziwieniem zauważała podczas badań terenowych, jak wielu Polkom miała się objawiać Maryja. W książce "Kobiety i religie" napisała: "Objawienia to zjawisko powszechne, dotyczące głównie kobiet. Wiąże się to niewątpliwie ze specyfiką polskiej pobożności, czyli przewagą kobiet wśród wiernych".

Dla Polek Matka Boża uosabia ich doświadczenie historyczne - kobiet pozostawionych samym sobie, którym aresztowano, zsyłano, zmuszano do emigracji, bądź zabijano w bezsensowny (czyli wynikający z historycznych okoliczności) sposób mężów i synów. Maryja straciła Syna - w czym wiara pozwala dostrzec zbawienne wydarzenie, ale patrząc na to po ludzku, widzimy tylko absurdalną śmierć niewinnego człowieka, ukrzyżowanego w wyniku niesprawiedliwych i nieprawdziwych oskarżeń. Polskie kobiety straty własnych dzieci, np. w powstaniu Warszawskim, były w stanie zrozumieć wyłącznie przez odniesienie do tej właśnie absurdalnej śmierci. Uważały, że Matka Boża poniosła stratę porównywalnie niezrozumiałą.

Znawca polskiego katolicyzmu ludowego, socjolog Stefan Czarnowski uważał, że trudno znaleźć inną kulturę, dla której Matka Boża miałaby taką głębię znaczeniową, przede wszystkim dla kobiet. Maryję i Polki łączy bowiem doświadczenie niezasłużonego, ale uświęcającego cierpienia.

Jakie to może mieć znaczenie dla współczesnych kobiet? Przecież one borykają się raczej z mężem bezrobotnym niż zesłanym.

Kobiety pamiętają dłużej i inaczej. Za sprawą zmian kulturowych kobiety weszły na rynek pracy i uniezależniły się finansowo od mężczyzn, którzy ze środków utrzymania czynili nieraz instrument sprawowania władzy w rodzinie. Wciąż jednak to kobiety przede wszystkim odpowiadają za przeżycie gatunku, bo rodzą dzieci - takie doświadczenie czyni je bardziej uważnymi na ciągłość. Można ująć to w zdaniu: nie mogę zaniechać tego, co zrobiłam wcześniej, bo tracę czas - kategorię nieodwracalną, a przez to szansę na przetrwanie swoje i dzieci.

Przywiązanie do kultu Matki Bożej wyjaśnia też chłopskie pochodzenie większości polskiego społeczeństwa, dla którego rytuał ma duży ładunek dramaturgiczny: to taki rodzaj zachowań, który działa jak poręcz, pozwalając jednostce i grupie przejść przez sytuacje trudne, naznaczone albo głębokimi emocjami, np. cierpieniem, albo niepokojem wywołanym tym, co nieznane.

Na pewno jednak w ponowoczesności religia nie jest dominującym kontekstem tworzenia tożsamości, bo nawet jeśli kobiety są nadal religijne (a są), stają się bardziej krytyczne.

Zdrowy rozsądek podpowiada, że powinny się laicyzować, choćby dlatego, że Kościoły religii monoteistycznych są z reguły patriarchalne. W Polsce nie brakuje opinii, że Kościół ucząc, iż najważniejszym zadaniem kobiety jest rodzenie dzieci i troska o trwałość rodziny, czyni z niej pierwszą ofiarę rodzinnej przemocy.

Bycie w środku daje nadzieję na zmiany. Niedawno recenzowałam bardzo dobrą pracę doktorską Marty Warat o muzułmankach w Wielkiej Brytanii: to drugie pokolenie kobiet, które tam się urodziły się, mają obywatelstwo tego państwa, ale pozostały wyznawczyniami islamu. Jednak za cenę jego zreformowania - odczytania na nowo Koranu. Brytyjskie muzułmanki pokazały, że tak trudny mariaż jak połączenie brytyjskości z islamem jest możliwy, że budowa nowej tożsamości nie wymaga wykorzenienia.

Stosowanie zakazów, np. takich jak wprowadzony we Francji zakaz noszenia chust jako symboli religijnych, to droga donikąd. Nie ma bowiem nic gorszego od zakazu, tymczasem w tej konkretnej sytuacji kobiety przeskakują z jednego systemu opresji - rodzinnego, który wymusza noszenie chust - w drugi, który tego zakazuje.

Twierdzę zresztą, za moim mistrzem Ernestem Gellnerem, że pełna integracja międzykulturowa nie jest możliwa. Pozostaje nam pracować nad umiejętnością słuchania siebie nawzajem - prowadzenia dialogu, który nie opiera się na przekonaniu, że mam rację, ale na myśleniu o innych bez strachu i obaw o własną tożsamość. Z ludźmi trzeba negocjować, na nic się zda wydawanie poleceń, tym bardziej że żaden zakaz nie powstrzyma zmiany.

Parę lat temu sprawdzałam, w ilu polskich parafiach są ministrantki - można było je policzyć na palcach jednej ręki. Proboszczowie twierdzili: "Skoro zgłaszają się chłopcy, po co mam przyjmować dziewczyny". Równie beznadziejnie jest z lektorkami czy szafarkami Eucharystii. Niby wszyscy jesteśmy powołani tak samo, ale kobiety jakby w drugiej kolejności, przynajmniej w polskim Kościele.

To paradoks: z jednej strony kobiety to najwierniejsze z wiernych (widać to choćby po Mszach i nabożeństwach, gdzie nieraz większość uczestniczących to kobiety), z drugiej Kościół katolicki, jak każda religia, ponieważ gwarantuje system normatywny, współtworzy patriarchalny porządek społeczny. Być może niektórym hierarchom kościelnym się wydaje, że równouprawnienie to moda, która za chwilę przeminie, więc Kościół, niczym skała, powinien się temu oprzeć. To bardzo niebezpieczne myślenie, bo nie da się powstrzymać zmian w systemie kulturowym. Pytanie, jaką cenę Kościół będzie musiał za to zapłacić, bo zmiany nastąpią niezależnie od tego, jak mocno by nie bronił swoich wyobrażeń o pozycji kobiety w społeczeństwie i w swoich strukturach.

O kobiety natomiast bym się nie bała - one sobie poradzą. Religia tkwi co prawda bardzo silnie w pamięci społecznej kobiet, ale w nowym kontekście kulturowym nie muszą one realizować swojej tożsamości tylko i wyłącznie przy pomocy religii. (Nawiasem mówiąc, to jest tak, jak w mojej wsi afrykańskiej: ludzie chodzą do kościoła, ale ich strategie budowania tożsamości nijak nie przystają do nauczania Kościoła.) Jak naucza Hegel: dzieje są rozwojem wolności, co w kulturze europejskiej polega na tym, że rozszerzanie pola wolności jednostki odbywa się za cenę zmian instytucjonalnych. Kobiety obecne w Kościele, uporczywie poszerzając w nim sferę wolności i samodzielności, zmienią go od środka. Niczym brytyjskie muzułmanki, które to samo próbują robić z islamem.

Powiem przekornie, że w polskim Kościele już się pojawił ktoś, kto kobiety docenił, i to starsze, które świat przyzwyczaił się traktować, jakby były przezroczyste. To założyciel Radia Maryja - ostatni uwodziciel.

Raczej ostatni obłudnik... Ale zgadzam się z przekonaniem, że ks. Tadeusz Rydzyk chyba jako pierwszy dostrzegł i uruchomił wielką energię, jaka tkwi w kobietach - tych, które się deprecjonowało, bo to "tylko matki i gospodynie domowe", które nikomu nie wydawały się atrakcyjne, bo nie są już ładne ani młode, które nie robiły kariery ani nie zarabiały wielkich pieniędzy.

Najbardziej przejmującym elementem w procesie smutnienia, jak Robert Musil mówił o starości, jest to, że człowiek nie widzi już własnej wartości. Starość deprecjonuje, bo traci się kontekst, w którym się funkcjonowało przez całe życie i było się potrzebnym. Czujemy się bezużyteczni, a tu pojawia się ktoś, kto mówi: "Mamy misję do wypełnienia". Kobiety uwierzyły w dobre intencje kogoś, kto mówi zrozumiale i sugestywnie - wcześniej pozostawione same sobie, dla kogoś ponownie stały się ważne. Nie zauważają, że misja rozszerzania dobra dokonuje się za cenę siania nienawiści.

Ks. Rydzyk zajął się czymś jeszcze - głodem sprawiedliwości dziejowej, jaki odzywa się w kobietach, które po pracowitym życiu zasługują na coś więcej niż zapomnienie. To zresztą kategoria wzięta z... żydowskiej utopii, którą cechuje wymiar historyczny, a jej istotę stanowi zasada sprawiedliwości. Chodzi tu jednak o takie rozumienie sprawiedliwości, na jaką trudno liczyć w doczesnym życiu. Opiera się

bowiem na przekonaniu, że wszyscy ludzie są równi wobec Boga, więc za dobre uczynki (pracowite życie) nie powinna ich spotykać kara w postaci odsunięcia na margines.

To cynizm czy wiara?

Działania założyciela Radia Maryja nie są tylko grą na emocjach smutniejących kobiet. On w to wierzy - że można wymierzyć światu sprawiedliwość w imię tych, którzy czują się skrzywdzeni. A tak się składa, że na tym świecie trudniej być kobietą, tym bardziej smutniejącą. W tym też bym zresztą upatrywała przyczyn odmienności kobiecej religijności: wiele z nas szuka oparcia m.in. w wierze, rytuałach religijnych, bo to pozwala skanalizować emocje, zarówno dobre, jak złe.

Po drodze mocno ją prywatyzując. Stanisława Leszczyńska, położna z Auschwitz, niezwykle pobożna, miała zwyczaj żarliwie przywoływać w obozie Matkę Bożą, żeby "przybyła szybko, choćby w jednym pantofelku".

Mamy inną niż mężczyźni wrażliwość, bo mamy za sobą inne strategie edukacyjne, inne doświadczenia. To nas, oczywiście, w żadnym wypadku nie deprecjonuje - po prostu widzimy inaczej, nieraz głębiej albo szerzej. Stać nas na to, by poczekać, robić swoje, niezauważalnie zmieniając nieprzyjazne otoczenie. Czasami zresztą nie ma innego wyjścia.

Bo "łatwiej jest wejść mężczyźnie w świat kobiet niż kobiecie w świat mężczyzn"?

Właśnie. I nie widzę szansy, by te dwa światy przeniknęły się do końca. Aczkolwiek trzeba podejmować nawet najmniejsze próby, by wspólną sferę przenikających się światów rozszerzyć, na ile się da. W ten sposób kobiety rzucają wyzwanie światu, także instytucji religii (która wedle Ernesta Gellnera wyposaża społeczeństwo w pojęcia), a nie tylko podejmują wyzwania, które stawia przed nimi świat.

Prof. MARIA FLIS jest antropologiem społecznym i socjologiem kultury. Autorka m.in. książki "Leszek Kołakowski - teoretyk kultury europejskiej" (1994), dziekan Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Warto przeczytać:

Elżbieta Adamiak "Kobiety w Biblii. Stary Testament" , Znak, Kraków 2006;

Aleksander Gomola "Bóg kobiet. Studium językoznawczo-teologiczne", Biblos, Tarnów 2010;

"Kobiety i religie", pod red. Katarzyny Leszczyńskiej i Agnieszki Kościańskiej, Zakład Wydawniczy NOMOS, Kraków 2006;

Joanna Petry-Mroczkowska "Niepokorne święte", Znak, Kraków 2007;

Józef Majewski "Pierwszy feminista", "Tygodnik Powszechny" 28/2010 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2011