Zwykli muzułmanie

Nilüfer Göle: Optymizm uważam za swój społeczny i intelektualny obowiązek. Tylko nadzieją można przezwyciężać przeszkody. Problem w tym, że żyjemy w czasach, w których ludzie wolą słyszeć i widzieć to, co rodzi strach i panikę.

17.10.2017

Czyta się kilka minut

 / FRED DE NOYELLE / GODONG / AFP / EAST NEWS
/ FRED DE NOYELLE / GODONG / AFP / EAST NEWS

SZYMON ŁUCYK: Wielu z nas pyta dziś, czy współczesny islam da się pogodzić z wartościami europejskimi. Od trzech dekad prowadzi Pani badania nad sytuacją europejskich muzułmanów. Czy w ich świetle wspomniana koegzystencja jest możliwa?

NILÜFER GÖLE: Pytanie – „Czy islam jest w zgodzie z nowoczesną, świecką Europą?” – jest źle postawione. Jeśli tak opisujemy problem, to nic dziwnego, że w sondażach opinii publicznej, np. we Francji, większość ankietowanych reaguje negatywnie. Według mnie stawiając tę kwestię, należy wyjść od konkretnych spraw związanych z życiem muzułmanów – spraw, które budzą kontrowersje. Mam na myśli spory o modlitwy na ulicach, muzułmańskie stroje, żywność halal, budowę meczetów etc. Czy w tych sprawach jest możliwe osiągnięcie porozumienia między wyznawcami islamu a pozostałymi mieszkańcami europejskich miast? To podejście znalazło wyraz w mojej książce.

Wolę zatem pytać nie o islam jako taki, ale o żyjących pośród nas muzułmanów. Często nie definiują się oni tylko przez swoją religię, ale przez przynależność narodową: czują się przede wszystkim Francuzami, Niemcami, Włochami czy Polakami, a dopiero w dalszej kolejności wyznawcami islamu. Należy podkreślić, że większość muzułmanów już jest częścią społeczeństwa europejskiego. Ci ludzie zadomowili się w Europie. Wielu z nich pragnie przeżywać swoją religię w sposób bardziej otwarty niż dotychczas.

Jednak obok otwartego islamu mamy islamski fundamentalizm. Dlatego pytanie o miejsce „islamu oświeconego”, reformistycznego – którego orędownikiem był we Francji m.in. zmarły niedawno francuski antropolog religii i badacz Koranu Malek Chebel – wśród innych nurtów religijnych i kulturowych Europy będzie stale powracało.

Kwestie teologiczne są oczywiście bardzo ważne. Trzeba zastanowić się nad reformowaniem islamu, nie powinniśmy jednak oceniać tej religii z perspektywy chrześcijaństwa. Należy wziąć pod uwagę przede wszystkim kontekst muzułmański, a także problemy współczesnych muzułmanów żyjących w Europie lub też poza nią.

Z punktu widzenia nauk społecznych najważniejsze jest to, jak ludzie na co dzień przeżywają swoją wiarę, jak praktykują swą religię. Dzieci europejskich muzułmanów chodzą do publicznych szkół, a oni sami tu pracują i prowadzą życie według świeckiego kalendarza. Duża część wyznawców tej religii urodziła się już w Europie, dlatego nie należy nazywać ich „imigrantami”.

Pani książka jest owocem szeroko zakrojonych badań ankietowych prowadzonych przez cztery lata aż w 21 miastach europejskich – od Oslo do Sarajewa, przez m.in. Birmingham, Paryż, Brukselę, Kolonię i Wiedeń. Interesowały Panią opinie zwykłych muzułmanów, którzy na co dzień rzadko zabierają głos w mediach. Można ich określić jako „niewidoczną większość”.

Rzeczywiście, chcieliśmy oddać głos „zwykłym” muzułmanom, o których, w przeciwieństwie do dżihadystów, na ogół nie słychać w mediach. Interesowały nas najbardziej osoby żyjące w Europie w drugim czy trzecim pokoleniu, na ogół zintegrowane, władające językiem swojego „przybranego” kraju, jak np. potomkowie Algierczyków, którzy czują się dziś Francuzami. Są częścią klasy średniej. Wielu z nich pracuje w szkolnictwie, w sektorze usług, w małych i średnich przedsiębiorstwach.

Pytania o kontrowersyjne kwestie dotyczące obecności islamu w Europie postawiliśmy samym muzułmanom. Zależało nam, by zrozumieć, jak zwykli przedstawiciele tej społeczności odnoszą się do realnych problemów.

Chodziło nie tylko o zbadanie opinii wyznawców islamu, ale także o to, by doprowadzić do dialogu między muzułmanami a pozostałymi grupami społecznymi. Czy udało się to osiągnąć?

Rzeczywiście, celem naszego eksperymentalnego badania było także umożliwienie rozmowy między muzułmanami a innymi mieszkańcami europejskich miast. Dzięki naszym staraniom uczestnicy mogli wysłuchać współobywateli i wymienić z nimi poglądy. Byli zadowoleni, że wreszcie mogli komuś opowiedzieć o sobie, a nie, jak to zwykle bywa, odpowiadać na pytania dotyczące problemu integracji, dyskryminacji czy islamskiego radykalizmu.

Wbrew temu, co twierdzą niektórzy badacze, „w terenie” ludzie różnych kultur i religii wcale nie współżyją na co dzień bezkonfliktowo. Źródłem tarć bywają media nagłaśniające dramatyczne wydarzenia. To ma wpływ na życie w lokalnych społecznościach. Temat przemocy zdominował dziś przestrzeń społeczną i często uniemożliwia nam refleksję oraz dyskusję. Boimy się terroryzmu, a lęk ten przenosimy na symbole, które stały się uosobieniem całkowitej obcości kulturowej – choćby muzułmańskie chusty. Poza tym obserwujemy tendencję do zamykania się ludzi w obrębie grup etnicznych czy religijnych – wiele osób unika na co dzień kontaktu ze swoimi „innymi” sąsiadami.

Muszę wyznać, że byłam zaskoczona przebiegiem i wynikami naszych badań. W medialnych debatach o islamie pojawia się na ogół przekonanie, że Europejczycy są racjonalni, a muzułmanie to fanatycy. Nasze rozmowy przy stole w Bolonii – dotyczące modlitw muzułmańskich prowadzonych na ulicy – pokazały, że może być zupełnie odwrotnie.

Co dokładnie stało się w Bolonii?

Zaczęło się od manifestacji solidarności z palestyńską ludnością Gazy, która odbyła się 3 stycznia 2009 r. na Piazza Maggiore, głównym placu miejskim. Pod koniec wydarzenia część uczestników odmówiła wspólną muzułmańską modlitwę w intencji mieszkańców Gazy. Właśnie ta zbiorowa modlitwa, która odbyła się przed słynną katolicką bazyliką San Petronio – rozwścieczyło przywódców politycznych i wielu Bolończyków. Nasza ekipa przyjechała do Bolonii, żeby wypytać mieszkańców miasta, muzułmanów i autochtonów o ich opinie, także na temat publicznych modlitw. Oczekiwałam, że to raczej muzułmanie będą wyrażać swoje oburzenie. Tymczasem okazało się, że więcej wściekłości pojawiło się ze strony niemuzułmańskiej, która potraktowała modły wyznawców islamu przed kościołem jako obrazę chrześcijańskiego miejsca kultu. Nie zmienił tego fakt, że wszyscy muzułmanie, z którymi rozmawialiśmy, podkreślali, że modlitwa jest przede wszystkim znakiem pokoju.

W całej Europie obserwujemy dziś wzrost poparcia dla sił skrajnie prawicowych i neopopulistycznych. W programach tych formacji retoryka nienawiści wobec muzułmanów bierze górę nad dyskursem, który pozwoliłby załagodzić spory. Od tego, czy i jak będziemy potrafili przezwyciężyć te konflikty, zależy m.in. los europejskiej demokracji.

Muzułmańskie modlitwy w miejscach publicznych to nie jedyny punkt zapalny. Kolejnym to budowanie meczetów z minaretami w europejskich miastach. Czy możliwe są polubowne rozwiązania?

Warto w tym kontekście przypomnieć referendum, które zostało zorganizowane w Szwajcarii w 2009 r. (miało na celu zabronienie wznoszenia minaretów). Z pewnością zakaz nie jest dobrym rozwiązaniem. W Niemczech znaleziono wyjście: istnieje tam „niemy” minaret [nie ma w nim głośnego wzywania wiernych do modłów, jak to jest w krajach muzułmańskich – red.], rozświetlany inskrypcjami Koranu w porze modlitw.

Inny przykład udanego kompromisu – też niemiecki – to wielki meczet w Kolonii. Jego twórcą jest niemiecki architekt, który chciał pogodzić kulturę islamską z miejscową tradycją. Większość mieszkańców dobrze przyjęła projekt tego sakralnego budynku, także dlatego, że posiada on świetne walory estetyczne. Mówi się często o nachalnej wręcz „widoczności muzułmanów” w przestrzeni europejskich miast. Ale koloński meczet jest „przejrzysty” (ma szklaną kopułę i fasadę). Kopuła ma kształt splecionych dłoni i symbolizuje dialog między religiami.

Meczet w Kolonii może być dla Europy wzorem. Dowodzi, że możliwa jest nowa estetyka sakralnych budynków, odmienna od tej, którą znamy z krajów muzułmańskich. Dzięki zastosowaniu twórczych i innowacyjnych rozwiązań, można uśmierzyć konflikty między różnymi kulturami i religiami. Skądinąd uważam, że socjologowie powinni ściślej współpracować z architektami – to przyniosłoby znakomite rezultaty.

Bodaj najgorętsze spory związane z obecnością islamu w Europie dotyczą praw kobiet. Dla wielu Europejczyków symbolem uległości muzułmanek wobec mężczyzn pozostaje noszenie chusty.

To prawda, że chusty budzą emocje w krajach zachodniej Europy. Szczególnie we Francji, gdzie mamy do czynienia, z „paniką społeczną” wokół tej sprawy. To zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnich latach pojawiło się wiele rozpraw naukowych i książek popularyzatorskich, które dowodzą, że symboliczne znaczenie hidżabu ewoluuje. Mimo to Europejczycy często reagują rozdrażnieniem już na sam widok muzułmańskiej chusty, nie biorąc pod uwagę, że noszenie jej może mieć różnoraki sens, zależny od indywidualnej sytuacji i poglądów danej kobiety.

Obie strony sporu przejmują dziś określone kody kulturowe. Magazyn „Vogue” po raz pierwszy pokazał modelkę w hidżabie, podobnie postąpiła niedawno jedna z wielkich marek odzieżowych, zapowiadając swoją zimową kolekcję.

Znamienne, że najgwałtowniejsze reakcje na modelki w chustach przychodzą ze strony dwóch grup: radykalnych feministek oraz islamskich fundamentalistek. Te pierwsze widzą w chuście symbol uległości kobiet wobec mężczyzn. Te drugie natomiast protestują przeciwko traktowaniu chusty jako akcesorium mody.

Z badań wynika, że bardzo często to same kobiety wybierają noszenie hidżabów, wbrew woli ojców czy braci. Chusty bywają zatem znakiem swoistego muzułmańskiego feminizmu?

Można tak powiedzieć, jeśli założymy, że feminizm to ruch mniejszości kobiet, które nie odnajdują się w stereotypach kobiecości narzucanych im przez otoczenie. Nie chcą np. ograniczać się do roli żon i matek, ani rezygnować z udziału w życiu publicznym. Tradycyjnie hidżab miał na celu raczej ochronę przed męskimi spojrzeniami, umożliwiając segregację płci i ról życiowych. Był więc znakiem patriarchatu. Dzisiaj chusty noszone są również przez kobiety aktywne na polu zawodowym, mające wysokie aspiracje życiowe, działające w stowarzyszeniach etc. Nie nazwałabym tego emancypacją, ale innym pomysłem na życie – takim, który nie jest do końca zgodny ani z tradycją muzułmańską, ani z zaleceniami feministek. Trzeba pamiętać, że mówimy tu o Europie, gdzie istnieje wolność wyboru. W krajach islamskich, jak np. w Iranie, gdzie narzuca się kobietom noszenie chust, sytuacja wygląda zupełnie inaczej.

Należy wyraźnie odróżnić hidżab – chustę na głowę – od zasłon całkowicie zakrywających kobiety, takich jak burka czy nikab. W tym drugim przypadku mamy do czynienia z obsesją natury religijnej, która oznacza zazwyczaj całkowite wycofanie się z życia publicznego. Chodzi o coś zupełnie innego niż zwykłe zakrywanie włosów chustą, które przecież przez wieki było także obecne w europejskiej kulturze wiejskiej. W Kopenhadze na Hojbro Plads do dziś stoi pomnik rybaczki w tradycyjnej chustce na głowie.

Wydaje się, że w dzisiejszej Europie mamy do czynienia z konserwatywnym buntem młodych przeciw liberalnie nastawionym rodzicom. Przykłady znajdujemy również wśród młodych muzułmanów – często gorliwych konwertytów, pochodzących ze zlaicyzowanych rodzin.

Rzeczywiście, mamy do czynienia z pokoleniowym konfliktem. Np. w wieloetnicznym Birmingham, które uchodzi za bazę angielskich „talibów”, w 2009 r. doszło do ulicznych starć między grupami radykalnych muzułmanów a skrajną prawicą. Rodzice bad Muslim boys – jak ich nazywano – byli tym bardzo zaniepokojeni. Ich matki opowiadały nam o swoich obawach związanych z radykalizacją synów. Mówiły też o tym, że trzeba zrozumieć bunt i potrzebę jego manifestowania. Miały nadzieję, że gniew młodego pokolenia zostanie skanalizowany w „bezpieczny” sposób, np. przez muzykę hiphopową.

Często muzułmańskim rodzicom bardzo zależy na udanej integracji ich dzieci w ramach europejskiego społeczeństwa. Jeśli widzą, że np. chusty przeszkadzają w zawodowym sukcesie ich córek, są przeciwni hidżabowi. Ale wtedy, jak już wspomniałam, bywa i tak, że to same córki wybierają noszenie muzułmańskich zasłon. Podobnie jak zbuntowani synowie wywodzący się ze zlaicyzowanych muzułmańskich rodzin zwracają się w stronę fundamentalistycznie pojmowanego islamu.

W książce podaje Pani przykłady artystycznych performansów próbujących łagodzić napięcia wokół islamu w Europie. Choćby pracę Sary Maple: muzułmanka kołysząca w ramionach prosiątko. Czy sztuka może znieść granice między różnymi religiami i kulturami?

Wszystko zależy od tego, jakie cele sobie stawia i do czego jest używana. Sztuka może tworzyć napięcia, kontrowersje, nieporozumienia, by przywołać tylko najbardziej tragiczny w skutkach przykład duńskich karykatur Mahometa. Ale działalność artystyczna może mieć inną rolę. Dziś najważniejsze wydaje mi się to, by otwierać różne perspektywy, zamiast spoglądać na świat w kategoriach czarno-białych typu: „my” i „wy”, „islam” i „Europa”. Artyści bardzo często jako pierwsi pokonują takie bariery.

Praca intelektualna i artystyczna zaczyna się od pytania o punkty odniesienia, które nie są już tak trwałe jak niegdyś. Artyści przemieszczają się, mieszkają poza krajem swojego urodzenia, znają różne kody kulturowe. Ta mnogość form życia oraz tożsamości może być wzorem dla europejskich społeczeństw. „Inny” nie jest na zewnątrz, lecz w „nas”. Każdy z nas ma wiele różnych tożsamości. A zatem tak, sztuka może łagodzić spory.

„Europa, niczym magiczny dywan, pokazuje możliwą przyszłość z muzułmanami” – tak brzmi konkluzja Pani książki. Czy są podstawy do takiego optymizmu? Jesteśmy przecież świadkami spirali przemocy: zamachy terrorystyczne, antyislamskie hasła populistów, lęk.

Optymizm uważam za swoją powinność – społeczny i intelektualny obowiązek. Tylko patrząc z nadzieją, można przezwyciężać przeszkody. Problem w tym, że żyjemy w czasach, w których ludzie wolą słyszeć i widzieć to, co rodzi strach i panikę. Dlatego często nie dostrzegamy pozytywnych sygnałów.

Wiele zależy do naszych decyzji, od naszej postawy. Czy interesuje nas to, co wzbudza rozgłos medialny, sensację, jak np. terroryzm i radykalizm, czy też zjawiska pozytywne, choć mniej rzucające się w oczy. Jako optymistka dokonałam wyboru: wsłuchuję się w szepty. Chcę wiedzieć, co społeczeństwo szepcze mi do ucha. ©

Czy możliwe jest, aby meczety stały się kiedyś neutralnym elementem europejskiego pejzażu? Przez kilka lat NILÜFER GÖLE prowadziła badania na temat sporów związanych z obecnością muzułmanów w Europie. Na festiwalu opowie o źródłach i przebiegu kluczowych dla współczesnego świata konfliktów kulturowych, religijnych oraz politycznych. Przedstawi również narzędzia, za pomocą których można owe konflikty uśmierzyć, przyczyniając się do pokojowego współistnienia na terenie Europy przedstawicieli różnych wyznań.

NILÜFER GÖLE(ur. 1953) jest francuską ­socjolożką pochodzącą z Turcji, wykładowczynią Wyższej Szkoły Nauk Społecznych w Paryżu (EHESS), autorką książki „Muzułmanie w Europie. Dzisiejsze kontrowersje wokół islamu” (2016). Opublikowała wiele ­artykułów i książek na temat islamu i sytuacji kobiet w świecie muzułmańskim, m.in. ­„Musulmanes et modernes. Voile et ­civilisation en Turquie” (1993, 2003).

SZYMON ŁUCYK(ur. 1976) jest tłumaczem z języka francuskiego, dziennikarzem, stałym współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2007-12 korespondent PAP w Paryżu. Komentuje bieżącą sytuację we Francji w polskich mediach. Publikował m.in. w „Kontynentach” i „Znaku”. Prowadzi warsztaty z dziennikarstwa dla dzieci i dorosłych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2017

Artykuł pochodzi z dodatku „Magazyn Conrad 03 / Niepokój