Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jej „najpierw” – przy czym greckie proton może oznaczać pierwszeństwo nie tylko w czasie, czy miejscu, ale również co do ważności. Najpierw Marii Magdalenie – tej, z której przedtem wyrzucił siedem demonów…
Czy to nie skandaliczne? „Siedem” w biblijnej symbolice oznacza pełnię. Mieć w sobie siedem demonów oznacza innymi słowy być w całości opanowanym przez zło. Kimś takim była Maria z Magdali.
Więc chyba jednak skandaliczne: Pierwszy List do Koryntian, wyliczając w 15. rozdziale wielkanocne chrystofanie, w ogóle nie wspomina o Marii Magdalenie; pobożna tradycja jest przekonana, że jednak najpierw Jezus musiał ukazać się swojej Matce…
Tyle tylko, że Ewangelia nic o tym nie wie. Wie natomiast detalicznie, jak przebiegło spotkanie Jezusa z Magdaleną. Na przykład to, w jaki sposób Zmartwychwstały się do niej zwrócił. Decydujące w spotkaniu okazało się słowo „Mario!” (J 20, 16); gdy je usłyszała – rozpoznała Go. Musiała to słowo wiele razy od Niego słyszeć – wypowiadane tak, jak nikt inny go nie wypowiadał. Tylko On w taki sposób wypowiadał jej imię.
„Mariam” znaczy „Pani”. Papież Franciszek w wywiadzie udzielonym Andrei Tornielliemu wspomina ze swoich proboszczowskich czasów w Argentynie kobietę – matkę kilkorga dzieci. Porzucona przez męża, bez stałego zatrudnienia, wylądowała w końcu na ulicy jako prostytutka. Parafia próbowała jej pomóc. Przed którymś Bożym Narodzeniem przyszła do kolegium i zapytała o o. Bergolia. „Przyszła, by mi podziękować. Sądziłem, że dziękuje za paczkę z żywnością… Dostała ją pani? – zapytałem. A ona: Tak, tak, dziękuję również za to. Ale przyszłam podziękować za to, że nigdy nie przestał mnie ojciec nazywać »panią«”.
Drugie słowo, którym zwrócił się Jezus do Marii Magdaleny, brzmiało „Niewiasto” (J 20, 15). U św. Jana to słowo ma swój ciężar gatunkowy. Słyszymy np., jak Jezus dwukrotnie zwraca się tym słowem do swojej Matki: w Kanie Galilejskiej (J 2, 4) i na Golgocie (19, 26). Wtedy od razu wyczuwamy, o co chodzi: oto „Niewiasta” zapowiedziana proroctwem z Księgi Rodzaju: „wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a Niewiastę – Jej Potomstwo zmiażdży ci głowę!”. „Niewiasta” – kobieta zapowiadającą nadchodzący ostateczny triumf Boga nad złem. I mająca wielki osobisty współudział w tym zwycięstwie – Matka Mesjasza.
To oczywiste, że można odnieść ową zapowiedź do Marii z Nazaretu – świętej, niewinnej i niepokalanie poczętej. Ale do Marii z Magdali?! Dawnej niewolnicy siedmiu demonów?
Odpowiedź pada w Ewangelii Marka niemal na samym początku, kiedy Jezus mówi, że każdy z Jego uczniów staje się dla Niego „bratem, siostrą i matką” (Mk 3, 35). I tak właśnie dzieje się w przypadku Marii Magdaleny – posłana przez Jezusa do Dwunastu, staje się – jak pięknie zapamiętała tradycja – „Apostołką Apostołów”; z woli Jezusa współdziała w rodzeniu ich do wiary paschalnej; staje się dla nich – na swoją miarę – „matką w porządku wiary”. Nie dlatego, że miałaby w sobie taką ambicję i zuchwałość – tylko dlatego, że taka jest wola Jezusa – wola zarówno względem niej, jak i wobec Apostołów (!) – a ona się jej w całej pokorze poddaje.
Doprawdy, Ewangelia jest Dobrą Nowiną – i bardzo mocną. Wzywającą do ostrej korekty naszego osobistego i eklezjalnego myślenia. A jeszcze bardziej: działania. ©