Maki rosną gdzie indziej

Czy w ONZ nastąpi radykalna zmiana polityki narkotykowej? Podpisana właśnie wspólna deklaracja państw członkowskich nie daje powodów do takich przypuszczeń. Są też jednak sygnały inne, które zwiastują zmierzch twardego kursu wobec używek.

17.03.2009

Czyta się kilka minut

Oficjeli z całego świata, zmierzających w ubiegłą środę na rocznicową sesję Komisji do Spraw Narkotyków w Wiedniu, witała grupa happenerów z europejskich i amerykańskich organizacji pozarządowych. Część weszła do metalowych klatek, żeby zaprotestować w ten sposób przeciwko kryminalizacji narkotyków. Inni wskazywali urzędnikom na bukłaki wypełnione płynem o jasnosłomkowej barwie. Dziesiątki litrów niby-moczu miały przywodzić na myśl powszechne, i zdaniem organizatorów protestu, bezsensowne testy antynarkotykowe. - Można powiedzieć, że takie testy to pieniądze wyrzucane w mocz - śmiał się zamknięty w klatce Laszlo Felso z Budapesztu. - Najczęściej badamy podejrzanych po to, by sprawdzić, czy przypadkiem nie wypalili miesiąc wcześniej skręta.

Podczas samej sesji nie było jednak tak zabawnie. Wbrew urzędowemu optymizmowi najważniejszych przedstawicieli ONZ podsumowanie minionych dziesięciu lat walki, prowadzonych pod gładkim hasłem "Drug free world", nie wypada bowiem najlepiej. To, co Antonio Mario Costa, dyrektor Biura do Spraw Narkotyków i Przestępczości, nazywał podczas sesji "stabilizacją", można równie dobrze uznać za wielką porażkę społeczności międzynarodowej. Mimo radykalnych działań w ciągu minionej dekady nie zlikwidowano żadnego z najistotniejszych zagrożeń związanych z handlem używkami i uzależnieniami, co więcej, potęga narkotykowych karteli wzrosła. W tej chwili roczny dochód z handlu narkotykami szacowany jest w skali globalnej na ponad 300 mld dolarów rocznie. Co oznacza, że oprócz państw widocznych w atlasach istnieje jeszcze jedno, podziemne, dysponujące potężnym budżetem. Sam Costa wskazywał, że produkt narodowy brutto nielegalnego kraju sytuuje go na 21. miejscu na świecie, tuż za Szwecją.

Nie mylmy koki z kokainą

Szczególnie dotkliwe porażki społeczność międzynarodowa poniosła w walce z handlem kokainą i heroiną. Według niektórych obserwatorów najbardziej wyrazistym przykładem chybionych działań okazał się amerykańsko-kolumbijski "Plan Colombia", skierowany przeciwko producentom kokainy. W latach 2000-06 oba kraje wydawały wspólnie na ten cel 1,2 mld dolarów rocznie, większość wysiłków poświęcając likwidacji upraw i wzmacnianiu rządowej armii w Kolumbii. - Sukces jest połowiczny. Z naszych badań wynika, że w tym czasie areał kolumbijskich upraw zmniejszył się dwukrotnie, a jednocześnie producenci niemal dwukrotnie podnieśli wydajność plantacji - tłumaczy Daniel Meía Londo?o, niezależny ekonomista kolumbijski, który bada skuteczność Planu Colombia. Według niego producenci zwiększyli również częstotliwość zbiorów i opracowali skuteczne metody ochrony przed prowadzonymi z powietrza opryskami. - W efekcie ilość dostaw na rynki zewnętrzne spadła jedynie o 14 proc. Próby zlikwidowania problemu kokainy u źródła nie zdały egzaminu. Dlatego każdy dolar przeznaczony na walkę z kolumbijskim narkobiznesem powinien być podzielony inaczej. Nie możemy zrezygnować z walki z plantatorami, ale możemy większą ilość środków przeznaczać na przecinanie kanałów transportu.

Prowadzona w Ameryce Południowej walka z uprawami koki budzi również sprzeciwy innej natury. Ich wyrazicielem był w Wiedniu prezydent Boliwii Evo Morales Ayma, który przemawiając przed zgromadzeniem ONZ, włożył do ust przewiezione w bagażu liście koki.

Boliwijski przywódca przyjechał do Wiednia przedstawiając się jako rzecznik szacowanej na 7-10 mln grupy mieszkańców Ameryki Południowej, dla których liście koki są lekiem i uświęconą przez tradycję używką. - Nie mylmy koki z kokainą - apelował. - Ta roślina używana jest w Andach od 5 tysięcy lat. Nie zgadzam się, by zakazywać miejscowej ludności jej uprawiania.

Morales Ayma, w przeszłości również cocalero, nie potrafił jednak wytłumaczyć, jak zamierza kontrolować, które uprawy przeznaczone będą do użytku własnego rolników, a które posłużą narkotykowym kartelom.

Niepowodzeniem zakończyły się również zakrojone na szeroką skalę próby radykalnego ograniczenia światowej produkcji heroiny. W ostatnich latach powierzchnia upraw maku lekarskiego w krajach Złotego Trójkąta spadła w większości krajów kilku-, lub kilkunastokrotnie, ale luka na rynku została błyskawicznie wypełniona przez Afganistan, gdzie powierzchnia upraw błyskawicznie wzrasta: w 2002 roku zajmowały one 74 tys. ha, w roku 2008 prawie 200 tys. ha. W tej chwili ponad 90 proc. światowej heroiny ma swoje źródło w afgańskich uprawach maku. Co więcej, krajom takim jak Laos czy Burma, które radykalnie rozwiązały problem obecności opium i heroiny na rynkach wewnętrznych, przyszło zmierzyć się z nieoczekiwanym problemem: na miejsce dobrze rozpoznanych narkotyków weszły stymulanty i mieszanki farmaceutyków, wyniszczające użytkowników w znacznie krótszym czasie niż tradycyjne używki.

Zmieniły się również kanały przerzutowe. Obecni w Wiedniu specjaliści od traffickingu, czyli kanałów przerzutu używek, ostrzegają, że po uszczelnieniu amerykańsko-meksykańskiej granicy kartele opracowały błyskawicznie inny kanał przerzutu, przez Zachodnią Afrykę. Jednym z krajów transferowych stała się w ostatnich latach Gwinea-Bissau, gdzie tuż przed wiedeńską konferencją doszło do zabójstw politycznych - w zamachach zginęli dwaj rywalizujący ze sobą prezydent i szef armii.

Mimo kryminalizacji posiadania i używania marihuany w wielu krajach świata nadal pozostaje ona najpopularniejszą używką. Z 200 mln użytkowników narkotyków blisko 170 mln używa wyłącznie marihuany. Prezentowany podczas wiedeńskiego spotkania raport Komisji Beckleya pokazuje, że restrykcyjne prawo nie zmniejszyło liczby użytkowników tej substancji.

Bez czytelnego sygnału

Część krajów członkowskich wraz z obecnymi w Wiedniu organizacjami pozarządowymi liczyła więc na to, że nowa deklaracja, określająca kształt międzynarodowej polityki narkotykowej na najbliższe lata, będzie miała mniej restrykcyjny charakter niż poprzednia. Tym bardziej że jednym z najważniejszych dokumentów opracowanych na potrzeby ONZ, wspomniany raport Komisji Beckleya, wyraźnie postuluje zniesienie kar więzienia za posiadanie marihuany. Legalizacja narkotyków nie była jednak hasłem kluczowym. - Zabiegaliśmy, by dowartościować inny sposób myślenia niż ten, który nie zdał egzaminu - tłumaczył w rozmowie z "Tygodnikiem" Mike Trace, z zabiegającej o zmianę polityki narkotykowej organizacji International Drug Policy Consortium. - Jeśli nie jesteśmy w stanie przerwać łańcucha "podaż-popyt", zadbajmy, by narkotyki wyrządzały jak najmniej szkód. ONZ boi się programów redukcji szkód, substytucji heroiny, część krajów uniemożliwia nawet wprowadzanie programów wymiany igieł i strzykawek, mimo że to najprostsza metoda ograniczenia zakażeń wirusami HIV czy HCV. Potrzebujemy też czytelnego sygnału, że przy karaniu przestępstw narkotykowych konieczna jest zasada proporcjonalności. Posyłanie za kratki człowieka złapanego ze skrętem jest idiotyczne.

Żaden z tych postulatów nie został spełniony. Przeważyło twarde stanowisko, prezentowane przez koalicję przeciwników redukcji szkód, w skład której wchodzą m.in. USA, Rosja, Kolumbia, Szwecja, Japonia i Kuba. Ważną rolę odegrało też stanowisko Watykanu, który niedługo przed wiedeńską sesją uznał, że programy redukcji szkód mogą być krokiem w kierunku liberalizacji narkotyków. Być może wiedeńskie spotkanie wyglądałoby inaczej, gdyby negocjacje ze strony USA prowadzili urzędnicy prezydenta Baracka Obamy. Jego wybór został z radością powitany przez Amerykanów, którzy liczą na legalizację marihuany i większą rolę programów redukcji szkód w tym kraju.

Co prawda w deklaracji znalazł się zapis o konieczności walki z wirusami rozprzestrzenianymi przez zakażone igły i strzykawki, organizacje pozarządowe potraktowały jednak ten gest jak przysłowiowy kwiatek do kożucha. Nie tylko one: pod koniec sesji doszło do zgrzytu dyplomatycznego, który ujawnił głęboki podział w ONZ. 26 krajów, wśród nich m.in. Niemcy, Hiszpania, Polska, Wielka Brytania, podpisało dyplomatyczne votum nieufności, uznając działania ONZ za niewystarczające. - To sygnał naszego rozczarowania. Polityka narkotykowa musi opierać się na walce z produkcją i przemytem oraz redukcji szkód. Tymczasem ONZ dowartościowuje przede wszystkim tę pierwszą drogę - komentował na gorąco Piotr Jabłoński, dyrektor Krajowego Biura ds. Narkomanii.

Jeśli podział będzie narastał, może się okazać, że organizacja nie jest w stanie utrzymać dłużej tak ostrego kursu. Okazały krzak marihuany ustawiony obok wyjścia z wiedeńskiej siedziby ONZ dla jednych uczestników sesji wyglądał jak memento mori, a dla innych jak symbol nieuchronnych zmian.

Współpraca: Maciej Wiśniewski, Meksyk

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2009