Łupkowa republika

Sprawdzian ze społeczeństwa obywatelskiego mają za sobą: od dwustu dni skutecznie protestują przeciw wydobyciu gazu łupkowego w swojej wsi. Przed nimi egzamin z lekcji „wymiar sprawiedliwości”. Jak rolnicy z Żurawlowa uczyli się demokracji?

04.01.2014

Czyta się kilka minut

Sołtys Emil Jabłoński (drugi z lewej) z mieszkańcami Żurawlowa podczas narady w barakowozie. / Fot. Albert Zawada
Sołtys Emil Jabłoński (drugi z lewej) z mieszkańcami Żurawlowa podczas narady w barakowozie. / Fot. Albert Zawada

Lekcja 1. ZIMNA KREW

259 km od Warszawy, 94 km od Lublina. Kieruj się na Grabowiec. Zjazd w prawo przy znaku na Rogów. Paręset metrów po dziurawym asfalcie. Miniesz przystanek (transport osobowy „Prometeusz”) i już jesteś w miejscu, w którym bije serce demokracji.

– Opuścić działkę! – krzyczą ochroniarze, którzy pilnują dzierżawionego przez firmę Chevron pola w Żurawlowie (koncesja „Grabowiec”). Działka jest porośnięta chwastami. Obok siedziba protestu przeciwko wydobyciu gazu. Dwie przyczepy ze słomą, wojskowy namiot i barakowóz, w którym spotykają się protestujący. Po drugiej stronie drogi palisada kijów z zawieszonymi maskami gazowymi. Wszędzie plakaty z hasłami: „Nie dla gazu łupkowego!”, „Chevron won z Żurawlowa!”, „Kiedyś Czarnobyl, dzisiaj Chevron”.

– Proszę stąd odejść! To teren prywatny! – ochroniarze prawie wypychają nas na drogę. –Pewnie was jeszcze nagrali – powiedzą potem ludzie z Żurawlowa. – Kamerę mają włączoną 24 godziny na dobę. Filmują każdego, kto pojawi się w okolicy.

– Chodzi im o to, żeby nas skasować – Emil Jabłoński, sołtys Żurawlowa nachyla się do ucha i ścisza głos. – Czekają na nasz błąd. Ale my go nie popełnimy. Czasami człowiekowi się tak jakoś pomyśli: żeby to wszystko wziąć i młotkiem porozbijać. Ale zaraz jeden drugiego uspokaja. Wszystko grzecznie. Zimna krew. Akcja na przetrzymanie.


Lekcja 2. RELACJE SĄSIEDZKIE


Chevron to jedna z największych firm poszukujących gazu łupkowego w Polsce – właściciel czterech koncesji na wydobycie gazu na Lubelszczyźnie (łącznie 4,4 kilometrów kwadratowych). W spotach telewizyjnych przekonuje, że Polacy zgadzają się na poszukiwanie i wydobycie gazu łupkowego. W internecie dodaje: „Dla osiągnięcia wzajemnych korzyści, Chevron buduje wieloletnie więzi ze społecznościami, w których działa. Nasze zaangażowanie w społeczności wykracza poza bieżące potrzeby. W miarę postępu naszych działań zatrudniamy miejscowych pracowników, a także zlecamy niektóre prace lokalnym firmom”. Wszystko to prawda: Chevron wsparł kilka inwestycji (budowa chodników, zakup komputerów do szkoły, wyposażenie świetlicy) w gminie Grabowiec.

W tym roku firma oskarżyła jednak 34 rolników z Żurawlowa m.in. o bezprawne gromadzenie się na terenie działki dzierżawionej przez Chevron. Wyroki dostali od listonosza: skazano ich na grzywny i nagany bez wzywania na rozprawę. W sądzie rejonowym w Hrubieszowie toczy się również sprawa cywilna o tzw. naruszenie posiadania. Stronami są Chevron i 13 rolników z Żurawlowa.

Rolnicy szczególnie boją się szczelinowania – głównej metody wydobycia gazu łupkowego. Polega ona na wpompowaniu do odwiertu płynu składającego się z wody, substancji chemicznych i specjalnego rodzaju piasku. Przeciwnicy gazu twierdzą, że szczelinowanie, oprócz zużywania wody z miejscowych rzek, powoduje zatrucie wód podziemnych i gruntowych. Gazownicy przekonują, że w płynie jest tylko 0,5 proc. chemikaliów, niegroźnych dla środowiska.


Lekcja 3. WODA


Siedzimy w kuchni w domu Emila i Gosi Jabłońskich. Drzwi są tu ciągle otwarte, można wejść, usiąść, Gosia naleje herbaty. Można się włączyć w dyskusję albo siedzieć cicho i słuchać.

Bo to było tak: dwa lata temu Chevron zlecił toruńskiej firmie badania sejsmiczne. Do Rogowa (3 km od Żurawlowa) przyjeżdża ciężki sprzęt. Maszyny wloką się na miejsce wąskimi drogami. Kiedy pracują, ziemia drży tak, że gospodarzom pękają ściany w budynkach.

Młody pracownik firmy z Torunia mówi nam, co usłyszał od starszych kolegów: – Tam, gdzie badamy, ludzie zawsze się skarżą. I zawsze pękają mury, nie ma zmiłuj.

W., mieszkaniec Rogowa, kilka dni po badaniach nabiera wody ze studni przed domem. Widzi, jak na dnie naczynia zbiera się czarny gęsty osad.

My też to widzimy. Emil i Gosia Jabłońscy przechylają słoik z wodą: osad w wodzie wygląda jak śmietana w zwarzonej zupie.

Grażyna Bukowska, rzecznik prasowy Chevronu, twierdzi, że „sprawa wody została już dawno wyjaśniona”. Podpiera się komunikatem Ministerstwa Środowiska z października 2011 r., według którego woda z Rogowa „spełnia kryteria przydatności do picia”. W tym samym komunikacie czytamy, że kontrola stwierdziła w wodzie „podwyższone parametry mętności, zanieczyszczenia bakteriologiczne i wysokie stężenia azotanów”, ale – według ministerstwa – spowodowane wyciekaniem ścieków albo gnojówki.

Rolnicy z Żurawlowa zaprzeczają: takiego brudu gnojówka nie powoduje.

Teraz ludzie szepczą: ten W. z Rogowa dla Chevronu robi. To prawda, choć nie cała. W. został zatrudniony przez firmę wynajętą przez Chevron do ochrony odwiertu w Horodysku. Nie chce rozmawiać, ale sąsiedzi pretensji do niego nie mają, do tych, co pole wydzierżawili, też nie. Pieniądze każdemu potrzebne – mówią.

Dużo ciekawsza jest historia studni.

Któregoś dnia przyjeżdża do W. jakiś facet i mówi: – Ja ci studnię wykręcę.

– A po co? – dziwi się W.

– Nic nie gadaj – mówi facet. – Wykręcę ci i już.

Wykopał jedną studnię, napuścił wody – woda tak samo brudna jak w starej. Więc wykopał drugą – woda czarna jak węgiel.

– No dobra, a kto za to zapłaci? – pyta W.

– Ty się już o to nie martw – powiedział facet i pojechał. Za nic nie chciał przyznać, na czyje jest zlecenie.

Potem było spotkanie z Chevronem. Przyjechał prezes zarządu w Polsce John Claussen. Chciał ludzi przekonać, że wydobycie to i praca, i drogi w gminie, a może i oczyszczalnie ścieków dla każdego domu. Emil przy tym spotkaniu pomagał wójtowi. – Działałem razem z Chevronem, nie da się ukryć – mówi dzisiaj.

Na spotkanie przyszło ponad 100 osób. Ktoś zorganizował inne wioski, nawet ekolodzy z Warszawy się pojawili. No i kamery TVN-u. Grażyna Bukowska: – Podczas spotkania do przedstawicieli firmy zostały skierowane obraźliwe komentarze, dlatego wyszli z sali.

– Byłem zły – wspomina Emil. – Wróciliśmy z Gosią do domu w ponurych nastrojach. Dla nas spotkanie się nie udało, bo niczego się nie dowiedzieliśmy. No i pogniewaliśmy się na tych, którzy sprowadzili setkę ludzi.

Emil uczciwie przyznaje: wcześniej Chevron przyszedł i do niego, zaproponował dzierżawę, 15 tys. rocznie. Odmówił, choć wtedy jeszcze był za gazem. Jak praca ma być, to niech wiercą – myślał. Aż pogadał z tymi, którzy już wtedy coś wiedzieli: Andrzejem Bąkiem i Barbarą Siegieńczuk, sąsiadami zza płotu. Usiedli razem do kieliszka. Basia powiedziała: „To jest jakieś science fiction”. Tak się przekonał.


Lekcja 4. FILM


Lech Kowalski, amerykański reżyser polskiego pochodzenia, wchodzi do kuchni Jabłońskich, siada przy stole i wyjmuje kamerę. Filmuje nas, kiedy rozmawiamy z sołtysem i jego żoną. Premiera jego filmu „Drill Baby Drill” odbyła się dawno, ale Lechu – jak mówią o nim miejscowi – nie przestał nagrywać. – On jest już jednym z nas – powiedzą o nim w ciasnym barakowozie.

Lechu nagrywał moment, w którym pokazywali zatrutą wodę ze studni w Rogowie. Albo scenę, w której ludzie chcieli porozmawiać z kimś z Chevronu na terenie jednego z odwiertów, a firma odesłała ich z kwitkiem. Pojechał też w ich imieniu do Pensylwanii i nagrał farmerów, którzy za płotem gaz łupkowy mają od lat.

To ważna scena: amerykańska farmerka opowiada Lechowi o swojej córce. Zdrowa, wesoła, silna dziewczynka. Zupełnie taka jak inne. Kiedy zaczęli u nas wydobywać gaz – mówi kobieta – moja córeczka poczuła się źle. Bóle i zawroty głowy, ogólne osłabienie. Z córeczką było coraz gorzej – kobieta ma łzy w oczach. – I odeszła – kobieta płacze przed kamerą. – She’s gone.


Lekcja 5. SYGNAŁY ALARMOWE


Siedzimy „na proteście” – w barakowozie ustawionym obok działki, na której planowano odwierty. Protestujący zbierają się tu prawie codziennie. Ciągle jest coś do ustalenia. Kiedy zaczyna mówić Andrzej Bąk, zapada cisza. Zna się na prawie, na dokumentach. Każdy kruczek potrafi wyciągnąć.

Od 34 lat pracuje w jednej ze spółek na kolei w Zamościu. Pięć lat temu, razem z Basią, kupili w Żurawlowie domek letniskowy. Są jak swoi, choć wpadają tylko na weekend. Basia ma agencję reklamową, co pomaga, jak trzeba zrobić plakat albo transparent.

Mówi Basia: – Wtedy, w 2011 r., nie wiedzieliśmy, co to jest ten cały gaz łupkowy. Tyle, co w telewizji powiedzieli: że mają być miejsca pracy. Do czasu. Zadzwoniła koleżanka i zapytała: „Wiesz, że w Żurawlowie będą wiercić? Ty sobie wejdź w internet i poczytaj”. Usiadłam do komputera. Pierwsza informacja: że w Warszawie odbyło się spotkanie firm posiadających koncesje na wydobycie gazu, które zakłócili jacyś działacze. Czytałam dalej, no i przepaść się pode mną otworzyła.

Chevron wycofał się z Rogowa, kiedy okazało się, że badania sejsmiczne zatruły tamtejszą wodę i zniszczyły ściany w budynkach. Teraz mieli szukać u nas, w Żurawlowie. Któregoś dnia zabrali grupkę osób z gminy do Horodyska, gdzie już poszukiwano gazu. Od razu zrobili szkolenie BHP. Na głowę dali nam kaski. Pokazali studenta, powiedzieli: patrzcie, my naprawdę ludzi zatrudniamy. Ten chłopak nas zaczął uczyć o dziewięciu rodzajach sygnałów alarmowych. Za głowę się złapałam. Czy są jakieś pytania? – pyta student. Ano są. Pierwsze: czy wydobywanie gazu rzeczywiście jest takie bezpieczne, skoro na pierwszym spotkaniu uczycie sygnałów alarmowych? Drugie: czy w takim razie we wsi będziemy w kaskach chodzić? Już mnie wtedy zauważyli: ta będzie problemowa. Wzięli na bok, mówią: „My chętnie na pani pytania odpowiemy, ale nie tutaj”. „O nie!” – ja na to. Czekam na odpowiedź, tu i teraz. I to taką, żeby wszyscy słyszeli. Zadaję trzecie pytanie: jakie składniki dodajecie do płynu szczelinującego? (a już wtedy wiedziałam, że to cała tablica Mendelejewa). Oni mówią: kwasek cytrynowy, sól kuchenną... „No nie – mówię. – Jak tak będziecie z nami rozmawiać, to ja zwołuję ludzi do busa i wracamy do wsi”.

Wie pan, żeby protest był dobry, muszą być liderzy. Ktoś, kto wie, o co chodzi, orientuje się w sprawie, jest wyedukowany. Inaczej nikt się nie wychyli.

Jak szukałam informacji? W internecie nie było tego dużo, angielskiego nie znałam ani w ząb, ale czepiałam się każdego tropu. Chciałam się uczyć. Na kolejnych spotkaniach z Chevronem bałam się, że zadam pytanie, na które oni z łatwością odpowiedzą, a ja nie będę potrafiła pociągnąć wątku, zripostować. I od tego się zaczęło: nie dawaliśmy im spokoju, jak tylko umieliśmy. Na spotkaniu, z którego wyszedł prezes Claussen, zależało nam, żeby na sali byli ludzie, którzy będą zadawać rzeczowe pytania, bardziej obeznani niż my i większość mieszkańców Żurawlowa. Udało się. Ale kiedy pojawiły się kamery – na czym również nam zależało – i przedstawiciele Chevronu wyszli, poczuliśmy się strasznie. Chcieliśmy usłyszeć, czym jest gaz łupkowy, i dopiero wtedy powiedzieć: my się na niego nie zgadzamy. Nie wygraliśmy tej bitwy, raczej odwrotnie.


Lekcja 6. PTAKI


Najpierw Żurawlów uratowały ptaki.

13 marca 2012 r. firma próbuje wjechać na dzierżawioną działkę. Mieszkańcy blokują wjazd. Ich argument to unijny program „Natura 2000” i tzw. dyrektywa ptasia, według której od marca do lipca, czyli w okresie lęgowym niektórych gatunków ptaków, nie można wykonywać na tym terenie ciężkich prac ziemnych. Chevron się wycofuje. 15 lipca, kiedy okres lęgowy się kończy, Grażyna Bukowska ogłasza przed kamerami, że firma wycofuje się z planów poszukiwania gazu w Żurawlowie.


Lekcja 7. ORĘDZIE


4 czerwca 2013 r. prezydent Komorowski wygłasza orędzie do narodu: „Dzisiaj nie musimy walczyć o niepodległość – mówi. – Musimy dla niej pracować. Musimy nauczyć się ją cenić i nią cieszyć. Znajdować w niej źródło wiary we własne siły i umiejętności. Źródło optymizmu i nadziei na przyszłość. Wolność odzyskana 4 czerwca ’89 r. powinna nas łączyć, budować poczucie siły i wiarę w to, że i tym razem pokonamy przeszkody i trudności. Wielkość Polski jest w nas! W wolnych obywatelach wolnej ojczyzny”.


Lekcja 8. PROTEST


– To było 3 czerwca, przed szóstą rano – opowiada Gosia Jabłońska. – Wojtek, średni syn, szedł na przystanek. Zadzwonił do mnie: coś się dzieje na polu. Pojechaliśmy. Potem się okazało, że była już tam ich kamera, skierowana w stronę naszej drogi. Byli przygotowani, spodziewali się, że zareagujemy.

Ktoś wsiada w nowy ciągnik i jedzie na miejsce. Blokuje wjazd na działkę, którą wydzierżawił Chevron. Ktoś wykręca numer do sąsiada. Wstawaj, przyjeżdżaj, jak możesz teraz spać? Zbiera się tłum. Co robimy? Czekamy. Czekamy? Trzeba rozmawiać. Domagać się. Ale czego? Dokumentów. Nie ma od kogo, bo nikt z Chevronu nie przyjechał, tylko firma budowlana, która chciała działkę ogrodzić.

Protestujący do dziś twierdzą, że Chevron nie miał pozwoleń na rozpoczęcie działań na działce. Przekonują: firma zrezygnowała w lipcu ub. r., wycofując przy tym wnioski o wydanie wszelkich pozwoleń.

Grażyna Bukowska, rzeczniczka Chevronu, zaprzecza: – Mieliśmy i mamy ważną, wydaną przez Ministerstwo Środowiska koncesję „Grabowiec”, która upoważnia nas do prowadzenia prac poszukiwawczych na terenie określonym koncesją. Wypełniliśmy przewidziane w koncesji zobowiązania, jeśli chodzi o wiercenie otworów poszukiwawczych.

Jeden z protestujących: – Wrócili, żeby zbierać dowody. Filmować każdy nasz ruch i prowokować. Rejestrować nasze twarze. Chcieli mieć dowód, że Żurawlów tylko się wykłóca i nie daje im uczciwie pracować.

Ludzie starają się nie gardłować: wszystko grzecznie, bez rękoczynów, żeby nie dać powodów do oskarżeń. Ale Chevron twierdzi: rolnicy weszli na naszą działkę i zablokowali dostęp. – Nieprawda – odpierają rolnicy. – Staliśmy między drogą a działką Chevronu, na skrawku, który ani do nas, ani do nich nie należy.

Żurawlów boi się, że Chevron postawi płot nocą, że nie będzie można już nic zrobić, sytuacja się wymknie. A tak, przynajmniej na razie, mają ją w rękach. Spoglądają na działkę obok. Nocą 4 czerwca nie zmrużyli oka. Wiele miesięcy później Emil Jabłoński powie: – Nigdy w historii się nie zdarzyło, żeby ktoś doszedł do tego, do czego myśmy doszli jako społeczność lokalna. Jako wolni ludzie.


Lekcja 9. ILE DO STRACENIA?


Na podwórku u Marka Makucha, młodego rolnika z Żurawlowa, nowiutki traktor i kombajn, nowe budynki z logo UE. Na polu: 130 hektarów zbóż, na ziemiach klasy pierwszej. – Od taty dostałem na początek pięć hektarów – opowiada Makuch. – Z prezentów ślubnych dokupiłem trzy. Brałem kredyty preferencyjne dla młodych rolników i dofinansowanie z Unii. Ciągle trzeba myśleć o przyszłości. Jeśli Chevron tu wejdzie, wydobycie potrwa 10 lat, nie więcej. Potem odwiert zamkną, a gaz będzie szedł do atmosfery.

Pan Tadeusz, producent marchwi z Zamościa: – Moją marchew muszę umyć specjalną myjką, a wcześniej przebadać. Taka analiza kosztuje tysiąc złotych. Jeśli woda, z której korzystam, zostanie zatruta przez wydobycie gazu, mogę o marchwi zapomnieć. Nawet jeśli woda będzie czysta, a w Polskę pójdzie fama, że w regionie upraw jest wydobycie, efekt będzie tak samo tragiczny.


Lekcja 10. WOLNOŚĆ SŁOWA


W 2007 r., kiedy Chevron dostaje koncesję na wydobywanie w Grabowcu, o gazie łupkowym mówią wyłącznie eksperci, niektórzy biznesmeni i nieliczni dziennikarze. W ciągu kilku lat rząd wyda 105 koncesji dla 23 firm (stan na 1 października 2013 r.). Według raportu Agencji Informacji Energetycznej pod Polską może być nawet 5 bilionów metrów sześciennych gazu.

Firmy dzierżawią od rolników ziemie nawet na 30 lat. Koncesje od Ministerstwa Środowiska wiele nie kosztują. Rolnicy z Żurawlowa pokazują kopię koncesji „Grabowiec”, którą otrzymał Chevron. Wynika z niej, że firma może szukać gazu za ok. 250 tys. zł. To opłata jednorazowa.

Główny argument zwolenników łupków to wzrost gospodarczy. Według analizy firm DnB NORD i Deloitte, dzięki wydobyciu PKB Polski wzrośnie w latach 2013–2022 nawet o 3 proc., a 100 tys. ludzi znajdzie pracę.

W demokracji można pisać, co się chce. Np. reportaż w dużej gazecie o tym, że w Lubocinie koło Ustki nikt łupkom się nie sprzeciwia, bo firma wóz strażacki kupiła, cztery sale w szkole wyremontowała. Można się skupić na ciekawostkach: że wiejskie kobiety lepią pierogi albo że ganiają gazowników z kijem w ręku.

Dobrze jest przy tym niewiele wiedzieć. I nie wspominać o tym, że jedna z korporacji wydobywczych, która również działa w Polsce, została uznana za winną skażenia 1,5 tys. mil kwadratowych lasów w Amazonii i obłożona odszkodowaniem w wysokości ok. 18 mld dolarów (do dziś niewypłacone). A także o tym, że odpowiada za skażenie środowiska i łamanie praw człowieka w Brazylii i Birmie.

Można narzekać, że filmy takie jak „Gasland” to propaganda „zielonych”. Można wtedy nie widzieć, jak mieszkańcy stanu Pensylwania, w którym wydobywa się gaz łupkowy na masową skalę, podpalają wodę cieknącą z kranu. Zignorować raporty agencji kontrolujących rynek wydobywczy, które informują, że u ludzi z obszarów intensywnego wydobycia gazu łupkowego w USA i Kanadzie stwierdzano wielokrotnie: zaburzenia gastryczne, choroby skóry, poparzenia, trudno gojące się rany, stany przedrakowe, astmę, bóle głowy, apatię, kłopoty z pamięcią, pylicę, choroby nerek, wątroby, układu krwionośnego, choroby nowotworowe, bezsenność, stres, syndrom stresu pourazowego.

W październiku 2012 r. komisja pod przewodnictwem prof. Marka Niecia z Komitetu Zrównoważonej Gospodarki Surowcami Mineralnymi PAN wydaje opinię, że „obawy odnośnie zagrożenia środowiska, które mogłoby być związane z zabiegami szczelinowania, są w tym przypadku nieuzasadnione”, a „istotne znaczenie mogą mieć zmiany krajobrazowe”. Jednak w tym samym dokumencie czytamy, że w przedstawianych ekspertyzach mówi się jedynie o „przewidywanych”, „domniemanych” złożach gazu łupkowego, których występowanie jest „możliwe, ale nie potwierdzone”. Albo że „brakuje na razie jakichkolwiek podstaw dla oszacowania zasobów przemysłowych, to jest takich, których wydobycie może być możliwe w sposób ekonomicznie uzasadniony”.

Ktoś w Żurawlowie powie nam: w Polsce nie trzeba wiedzieć, w Polsce trzeba wierzyć. Jedźcie do Ministrówki. Mała wioska, kilka rodzin, dookoła lasy. W środku ogrodzona działka pod wydobycie. Tam znajdziecie tych, którzy jeszcze w gaz wierzą.


Lekcja 11. MINISTRÓWKA


– Jestem za gazem, jestem za gazem! – rolnik z Ministrówki, 10 km od Żurawlowa, wychodzi do nas z siekierą w ręku i krzyczy. – Niech się w końcu coś tutaj dzieje. Jak praca będzie, to niech będzie. Bo mówili, że będzie. Zwłaszcza dla młodych. Jak mają jeździć do Zamościa i robić u kogoś za tysiąc złotych, to niech mają robotę na miejscu za tysiąc pięćset.

– A jaka to będzie praca? – pytamy.

– No, placu przypilnować, posprzątać.


Lekcja 12. SPRAWIEDLIWOŚĆ


Emil Jabłoński: – Tu są tereny rolnicze. Najlepsze ziemie w kraju, klasy pierwszej i drugiej. Przemysłu nie ma. To gdzie my się podziejemy, jak zaczną wydobywanie i zatrują te nasze czarne ziemie?

– W gospodarstwie ze wszystkimi robotami jestem opóźniony, ciągłe tłumaczenie męczy – dodaje sołtys. – Kiedyś ledwo z kościoła wyszliśmy, zaraz ludzie podeszli: „I tak nie dacie rady, po co się szarpać”. Albo: „To ile dostaliście?”. Ale z tego się już nie idzie wycofać, zwłaszcza że koncerny wydobywcze myślą: jak Żurawlów się złamie, to wszędzie pójdzie gładko. Powiedzą: patrzcie, przeciwstawili się, to poszli pod sąd. Firma oskarżyła, sąd zasądził, a my mamy udowodnić swoją niewinność. Była zbrodnia, jest kara, tylko nie ma sprawiedliwości.

6 grudnia 2013 r. resort środowiska przedłużył koncernowi Chevron koncesję na poszukiwanie gazu łupkowego do grudnia 2015 r. Pozwolenie obejmuje wykonanie 300 km kw. badań sejsmicznych i opcjonalne wykonanie dwóch odwiertów o maksymalnej głębości 5 tys. metrów, z możliwością wykonania po jednym odcinku horyzontalnym o maksymalnym zasięgu do 2 tys. metrów. 


Przy opisie zagrożeń płynących z wydobycia gazu łupkowego korzystałem m.in. z artykułów na portalach:

www.gazlupkowy.pl

www.zielonewiadomosci.pl

www.chronmyklimat.pl

www.eko-unia.org.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2014