Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeszcze jako członek Kyussa uznawany był za jednego z najciekawszych gitarzystów pierwszej połowy lat 90., a były to w historii rocka lata wyjątkowo tłuste. To jego styl gry kształtował zjawisko nazwane stoner rockiem, jedyną poważną alternatywę dla grunge’owej sceny z Seattle. Po rozpadzie Kyussa zabierał przyjaciół na pustynię Mojave, w pobliżu której mieszkał: podłączeni do generatorów prądu grali jamy tylko dla kojotów. Ich owocem było dziesięć części “Desert Sessions".
W 1998 r. Homme założył QOTSA. Na “Lullabies to Paralyze" - czwartej płycie zespołu - nie brak tego, co stanowi kwintesencję stylu grupy: ciężkich, leniwych sabbathowych gitar, surowości brzmienia Hendrixa, ekspresji i energii rodem z The Stooges, odwołań do korzeni rocka w stylu The Who i wczesnej psychodelii Pink Floyd. Tak jest w najlepszych utworach na płycie: “Little Sister", “Tangled Up In Plaid", “Someone’s in the Wolf", “Everybody Knows That You Are Insane". Ale są też momenty zupełnie odmienne, jak otwierający album Waitsowy “This Lullaby" zaśpiewany przez Marka Lanegana, nadzwyczaj melodyjne “In My Head", przypominający Nine Inch Nails “Skin On Skin", rockandrollowy “»You Got A Killer Scene There, Man...«" trochę podobny do nagranego z PJ Harvey “I Wanna Make It Wit Chu" z “Desert Sessions 9&10" czy bluesowy “Burn The Witch", który brzmi jak młodszy brat... Breakoutu. Trochę brak tylko freejazzowych improwizacji oraz wyrazistego, rubasznego momentami basu Oliveriego. Może warto byłoby przyjąć basistę z powrotem do składu? Tym bardziej, że ponoć się skruszył i obiecuje poprawę.
Homme powiedział kiedyś, że rock powinien być dostatecznie ciężki dla chłopców i wystarczająco słodki dla dziewczyn. “Lullabies to Paralyze" jest płytą bliską ideału.